czwartek, 31 lipca 2014

Stosik na zamknięcie lipca

   Pośród lipcowych upałów znalazłam chwilkę by ponownie odwiedzić mój ulubiony antykwariat i w związku z tym pojawił się kolejny stosik, zwłaszcza, że było co nieco do przygarnięcia. Drugim źródłem książek od początku lipca okazał się portal Lubimy czytać,  z którym zaczęłam, mam nadzieję, owocną współpracę.
   A stosisko wygląda tak:

   
   Klasycznie od dołu licząc:
- Kawaler de Saint-Hermine Aleksander Dumas Przepiękne wydanie w twardej oprawie z obwolutą w stanie idealnym, wprawdzie za pół ceny, ale i tak stanowiło jedną trzecią ceny, jaką dałam za cały stosik.
- Wysokie okno Raymond Chandler Pierwszy z kryminałów tego autora, reszta jest powyżej. Wszystkie wzięte z myślą o moim tacie, ale pewnie też po nie sięgnę.
- Pożegnanie z Avonlea Lucy Maud Montgomery Tej części przygód Ani mi brakowało, a cena była bardzo zachęcająca.
- Nie lubię kotów Agnieszka Zyskowska-Ignaciak To właśnie pozycja od Lubimy czytać, podobała mi się, co zresztą można wnioskować z poprzedniego posta.
   Nędznicy Victor Hugo To te cztery pokaźne tomiska. Już od dawna poluję na tę książkę, w końcu złowiona.
   Ostatni zwycięzca (trzy tomy) Kazimierz Korkozowicz O tym autorze słyszałam wiele dobrego, a że byłam przekonana iż te trzy tomy, to całość, wzięłam. Potem się okazało, że jest jeszcze część czwarta i piąta, ale już zamówione na Allegro.
   Czysta robota, Długie pożegnanie, Żegnaj laleczko, Playback Raymond Chandler A tu reszta kolekcji klasycznych kryminałów.

   Jak widać po raz kolejny poszalałam, ale powoli i systematycznie zbieram książki, które chcę mieć u siebie i nieczęsto dodaję coś, czego w planach nie było, więc jest nieźle.

wtorek, 29 lipca 2014

Nie lubię kotów

Autor: Agnieszka Zyskowska-Ignaciak
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2014
Stron: 380

   Po współczesną powieść obyczajową sięgam niezmiernie rzadko, a z polską literaturę tego typu prawie nie mam kontaktu, aż trafiła mi się ta książka. Dość szybko minął mi początkowy sceptycyzm i z przyjemnością zanurzyłam się w opowiedzianej historii. Powieść składa się z sześciu opowieści, historii pisanych z perspektywy kolejnych bohaterów. Finałem każdej z nich jest wieczór autorski Dagmy, na którym dochodzi do spotkania całej szóstki.

   Poznajemy sześcioro bohaterów, pięcioro z nich to członkowie warszawskiej socjety, typowej elity stolicy, około trzydziestoletni ludzie sukcesu, którzy osiągnęli wszystko, co było do zdobycia. Pochodzący z robotniczej rodziny Wojtek, ciężką pracą wdrapał się na sam szczyt, ma wszystko, czego tylko zapragnie, swej żonie i dziecku zapewnił idealne życie w dobrobycie, na drugi plan spychając fakt, że widuje się z nimi tylko w weekendy. Żona Wojtka, Malina, żyje pod kloszem w swoim idealnym na pozór świecie, zawzięcie udaje, że jej życie właśnie takie jest. Karolina, córka sławnego felietonisty, redaktorka poczytnej gazety samotnie musi się zmierzyć z śmiertelną chorobą ojca i niespełnioną miłością. Daniel brat Karoliny i prawnik powoli odnoszący sukcesy, prący do przodu, pełen kompleksów ciągle próbuje udowodnić sobie i światu, że stać go na więcej, Konrad, kolejny człowiek, który ma wszystko, syn i dziedzic znanego wydawcy, również przeżywa niespełnioną miłość. Ostatnią z bohaterek jest Dagmara, dziewczyna pochodząca z małej miejscowości, początkująca pisarka, próbująca za wszelką cenę zmyć z siebie prowincję i wejść w prawdziwie warszawski światek ludzi idealnych.

   Każde z nich boryka się z własnymi słabościami, próbuje radzić sobie a traumami wyniesionymi z dzieciństwa. Wszyscy zgodnie udają przed światem, że wszystko jest w porządku, bo przecież ludzie sukcesu nie odnoszą porażek, nie miewają problemów. Wojtek, Malina, Karolina, Konrad i Daniel, choć nazywają siebie przyjaciółmi, na dobrą sprawę nie wiedzą o sobie absolutnie nic. Co dzień rano przywdziewają maski, nakładają gębę, tłumiąc w sobie swoja prawdziwe ja i zagłuszając je używkami. Są samotni i nieszczęśliwi, nie potrafią poradzić sobie ze swoim życiem, wyjść z pozy „człowieka sukcesu” i pozwolić sobie pomóc. Dagmara jest nieco inna, jednak ona również próbując należeć do ich świata, stara się być dokładnie taka sama i popełnia identyczne błędy.

   W książce nie spodobało mi się ujęcie spraw damsko-męskich. Zawsze to mężczyzna był tym złym, egoistą, który ze strachu, bądź wyrachowania rani otaczające go kobiety. Te z kolei sprowadzone zostały do roli ofiar, skrzywdzonych i odartych ze złudzeń przez mężczyzn. Nie spotkamy tu mężczyzn szlachetnych ani pewnych siebie niewiast. Schemat nieco przełamują Konrad i Karolina. On stara się być porządnym człowiekiem, a przynajmniej sprawiać takie pozory, co nie zawsze mu wychodzi. Ona, w przeciwieństwie do Dagmary i Maliny prawie pozbawiona kompleksów, na pozór silna i wyzwolona, w głębi jednak kryje się skrzywdzona dziewczynka.

   Podobała mi się kompozycja książki, sześć opowieści, tworzą razem jedną historię, pełną ludzkich dramatów, niespełnionych marzeń i zawiedzionych oczekiwań. Na wieczorze autorskim spotykają się wszyscy, jednak trudno szukać tu jakiejś kumulacji, wybuchu uczuć, oczyszczenia. Odniosłam wrażenie, że po tamtym wieczorze niewiele się zmieni, gdyż wątpię, by bohaterowie znaleźli w sobie siłę, by cokolwiek zmienić.

   Książkę czyta się bardzo dobrze, została napisana lekko i z wyczuciem, oddając jednocześnie smutek i poczucie beznadziei towarzyszące bohaterom. Mimo przygnębiającego klimatu przez powieść mknie się błyskawicznie. Postacie zostały dobrze zarysowane, są realne, nieprzerysowane, bez trudu możemy znaleźć takich ludzi pośród nas. Choć winą ich nieszczęścia są oni sami, to jednak wyraźnie widać, że bez pomocy psychologicznej ciężko będzie im się pozbierać.


   Zdecydowanie polecam tę powieść i to nie tylko kobietom, gdyż nie jest to typowa babska proza. Znajdziemy w niej silne emocje, i pretekst do zastanowienia się, czym naprawdę jest szczęście. Czy przypadkiem bycie szczęśliwym nie zależy w głównej mierze od nas samych i tego jak to szczęście definiujemy? A gdy sobie nie radzimy, pozwólmy sobie pomóc, dopóki nie doprowadzimy do sytuacji, w której każde wyjście jest złe.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Lubimy czytać i wydawnictwu Nasza Księgarnia.

sobota, 26 lipca 2014

Drzewo wiadomości i inne opowiadania

Autor: Henry James
Tytuł oryginału: The short stories of Henry James
Tłumaczenie: Maria Skroczyńska
Wydawnictwo: Czytelnik
Rok wydania: 1977
Stron: 320

   Henry James jest autorem, który przyzwyczaił czytelników do opasłych powieści, w których dopracowana w szczegółach forma jest równie ważna, jeśli nie ważniejsza, co treść, mogąca na pierwszy rzut oka wydać się banalna. Jednak jak dobrze poszukać, to oprócz kilkusetstronicowych książek, znajdziemy też bogactwo opowiadań, których spod pióra autora wyszło aż sto dwadzieścia. "Drzewo wiadomości" zawiera tylko sześć z nich, każde nieco inne i wszystkie warte uwagi.

   Zdecydowanie najbardziej przypadło mi do gustu drugie opowiadanie, zatytułowane: "Plik listów", choć przeżyłam przy nim spore rozczarowanie, gdyż okazało się, że wydawca składając książkę zgubił jeden skoroszyt i zabrakło dwudziestu czterech stron. Jest to nowela epistolarna, zbiór listów pisanych przez lokatorów pewnej francuskiej damy wynajmującej pokoje. Wśród nich znajdziemy Amerykanów, Anglików, Niemca oraz Francuza, każde z nich zupełnie inaczej opisuje swoich współtowarzyszy i sytuację, w jakiej wszyscy się znaleźli, można odnieść wrażenie, że piszą o zupełnie innych osobach, a nie o sobie nawzajem. Takie ujecie tematu idealnie oddaje, jak łatwo oceniamy innych po pozorach, jak bardzo lubimy szufladkować ludzi.

   Najcięższy klimat ma opowiadanie "Ołtarz umarłych". Historia o wybaczeniu oraz pogodzeniu się, że na tym świecie prędzej, czy później zostaniemy sami. O zmierzeniu się z własną przeszłością przeczytamy również w opowiadaniu "Duch czasu". Tytułowa nowela mówi o grze pozorów, jaką czasem trzeba prowadzić, by nie urazić najbliższych. W historii zatytułowanej "Cztery spotkania", poznajemy dojrzałego mężczyznę i naiwną dziewczynę, którą dobroć i naiwność zmuszają do zrezygnowania z życiowego marzenia. Gdy mężczyzna próbuje jej to uświadomić, zostaje odepchnięty, gdyż łatwiej wierzyć w bajki, niż stawić czoło rzeczywistości. Podobną tematykę porusza opowiadanie "Europa", w którym matka na tyle zdominowała swoje trzy córki, że całkowicie je od siebie uzależniła. Gdy jednej z nich udało się wyrwać z rodzinnego domu, przestała dla nich istnieć.

   Akcja wszystkich opowiadań ma miejsce u schyłku dziewiętnastego wieku, jednak myśli i przesłania w nich zawarte są ponadczasowe. Spotykamy szereg zwyczajnych postaci i jak zawsze u tego autora możemy dogłębnie przeanalizować ich charaktery, poznać ich najskrytsze myśli. Bez trudu odnajdziemy wśród naszych znajomych osoby o podobnych charakterach, podobnie doświadczonych przez życie, ponieważ w ludzkich historiach trudno znaleźć coś, czego już kiedyś nie było. Niewielkie różnice wynikające z uwarunkowań kulturowych oraz z innych realiów, nie mają wielkiego znaczenia, gdyż ludzkie zachowania pozostają niezmienne mimo upływających wieków i zmieniających się okoliczności.

   Książka napisana została typowym dla autora językiem, pełna jest plastycznych opisów wątpliwości i przemyśleń bohaterów oraz subtelnie zarysowanych cech charakteru. Nie znajdziemy tu nagromadzenia wydarzeń, czy nagłych zwrotów akcji. Przeczytamy o dylematach i ludzkich osobowościach, o noszonych głęboko w duszy tragediach, lękach, przyzwyczajeniach i słabościach. Henry James po raz kolejny w najmniejszych szczegółach zarysował szereg zwyczajnych, ale niebanalnych postaci. Książka silnie oddziałuje na czytelnika i każde z opowiadań wpędzi czytelnika w nieco inny nastrój, ale nie pozostawi obojętnym.

    Fanom autora chyba nie muszę polecać tej książki, wspomnę tylko, że naprawdę warto ją przeczytać. Tym których odstrasza objętość jego powieści zdecydowanie polecam, gdyż tu mamy to co najlepsze u tego autora, w niewielkiej skondensowanej pigułce. Mam tylko nadzieję, że doczekam się jakiegoś innego wydania, nie okrojonego o tych kilka stron.

niedziela, 20 lipca 2014

Paulina

Autor: Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł oryginału: Pauline
Tłumaczenie: Barbara Walicka
Wydawnictwo: ALFA
Rok wydania: 1991
Stron: 174

   Nikomu chyba nie trzeba przedstawiać autora „Trzech muszkieterów”.Jak przystało na świetnie napisaną literaturę, idealną jako źródło przyjemnej i pełnej wzruszeń rozrywki, proza Aleksandra Dumas od samego początku cieszyła się wielką popularnością. „Paulina” to książka o tyle wyjątkowa, że wybitnie krótka w porównaniu z innymi powieściami autora. Jak wypadła na ich tle?

   Opowieść rozpoczynają wspomnienia narratora, który opisuje kilka spotkań ze swoim znajomym i jego tajemniczą towarzyszką. Gdy po kilku latach narrator ponownie natrafił na Alfreda de Nerval, ten może mu w końcu uchylić rąbka tajemnicy, do jakiej się zobowiązał. W ten sposób poznajemy historię Pauliny, równie piękną, co tragiczną, pełną grozy i przeplecioną chwilami szczęścia.

   Głównymi bohaterami opowieści jest Paulina i Alfred. Dziewczyna opowiada swemu przyjacielowi dzieje swojego niedługiego życia, które sprawiły, że została żoną hrabiego de Beuzeval. Jest kobietą piękną, lecz nie do końca tego świadomą, delikatną i wrażliwą, wręcz ucieleśnieniem prawdziwej heroiny. Jej towarzyszem jest Alfred de Nerval, młody, szlachetny człowiek, którego zaskakujący los zetknął z Pauliną. Pełen honoru i odwagi, nie ugiął się przed niebezpieczeństwem, gdy trzeba było ratować najbliższych.

   Oprócz niebezpieczeństw, z którymi zmagają się Paulina i Alfred, równie trudne, jeśli nie trudniejsze, jest stawienie czoła własnym uczuciom. Wdzięczność i przywiązanie zostaje skonfrontowane z od dawna tajoną miłością. Poświęcenie i rezygnacja z własnych przyjemności w imię skromności i honoru są bardzo typowe dla bohaterów tej epoki. Poznajemy ich przez pryzmat silnych wzruszeń i namiętności, jakie nimi rządzą, pozbawieni są jednak prawdziwej głębi i dokładnego, psychologicznego portretu.

   Świat wykreowany przez autora jest niezwykle pociągający, tajemniczy i pełen niebezpieczeństw. Nastrój grozy i niepokoju towarzyszy nam od samego początku książki i choć z czasem tajemnica zdaje się rozjaśniać na tyle, iż możemy domyśleć się jej zakończenia, to poprowadzona została w sposób budzący silne emocje. Tempo akcji nie pozostawia nic do życzenia, w książce dzieje się dużo i szybko, choć nie brakuje w niej jednak plastycznych opisów miejsc i postaci, które tym lepiej oddają, nieco gotycki, klimat opowieści.

   Język książki nie powinien sprawić żadnych problemów, jest lekki i łatwy w odbiorze, dzięki czemu przez kolejne strony mknie się błyskawicznie. Idealne wyważenie między ilością opisów, a następującymi po sobie wydarzeniami, sprawia że książka się nie nudzi i do końca trzyma w napięciu, budząc w czytelniku odpowiedni nastrój. Sama historia, choć nieco banalna i infantylna, ma w sobie sporo uroku i budzi silne emocje.

  Aleksander Dumas po raz kolejny udowodnił, że w tworzeniu literatury rozrywkowej nie ma sobie równych. Z pewnością nie jest to powieść, która zmusi do myślenia, bądź poszerzy jakieś horyzonty, jednak jej lektura stanowić będzie niekłamaną przyjemność. Fanom autora tę krótką historię szczerze polecam, a i tych, którzy jeszcze nie zetknęli się z jego dziełami, zachęcam gorąco by sięgnęli po tę książkę.


sobota, 19 lipca 2014

Ania na uniwersytecie

Autor: Lucy Maud Montgomery
Tytuł oryginału: Anne of the Island
Cykl: Ania Shirley
Tłumaczenie: Janina Zawisza-Krasucka
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 1990
Stron: 240

   Po przeczytaniu dwóch poprzednich książek o przygodach niesfornej, rudowłosej panny Shirley, naszła mnie ochota na lekturę o dalszych jej losach. Ponownie przeniosłam się do Avonlea, by dość szybko je opuścić w towarzystwie Ani, Gilberta i Karolka Sloane, wybierających się na Redmondzki uniwersytet.

   Po dwóch latach nauczania w szkole w Avonlea przed Anią otworzyła się w końcu perspektywa kontynuowania nauki. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności w zdobywaniu wiedzy towarzyszyć jej będą starzy znajomi. Tęsknota za miejscem, które zwie domem, nie tak łatwo ustąpiła pod wpływem nowych miejsc i znajomości, jednak Ania nie byłaby sobą, gdyby nie starała się we wszystkim dostrzegać radosnych stron. Spodobało jej się uniwersyteckie życie i nowe znajomości.

   Wśród przyjaciół Ani pojawiła się Izabela Gordon, dziewczyna świadoma swej urody i przyzwyczajona do tego, że się ją uwielbia. Zdecydowana jest wyjść za mąż tylko za bogatego i przystojnego mężczyznę, jednak ma problem z wyborem, który z jej zalotników powinien być tym szczęśliwcem. Kolejnym nowo poznanym towarzyszem Ani jest Robert Gardner, jej wyśniony książę z bajki, wymarzony mąż. Dżentelmen w każdym calu, idealny aż do przesady, pozbawiony jednak poczucia humoru, nie jest w stanie w pełni zrozumieć panny Shirley.

   Ania dojrzewa i choć nie zagubiła w sobie wielkiej miłości do świata i skłonności do uniesień, stała się bardziej rozważna. Nadal lubi oddawać się marzeniom, jednak sama czuje, że dzieciństwo minęło bezpowrotnie. Przyjaciele i znajomi żenią się i tylko ona ze swoją skłonnością do popadania w skrajności widzi siebie jako starą pannę. Zawsze życzliwa światu i pełna ciepłych uczuć wobec wszystkich powoli odkrywa potęgę miłości między mężczyzną a kobietą.

   Bardzo miło było znów spotkać Anię i towarzyszyć jej w tym dorastaniu. Autorka, jak zwykle, z maestrią opisała wiele niezwykłych widoków: panoramę Redmond, czy urocze, niewielkie zakątki, które podbiły serce tytułowej bohaterki. Równie przyjemne są opisy pogody, która idealnie współgra z uczuciami i nastrojem panny Shirley, tęsknocie towarzyszy deszcz, dobremu nastrojowi słońce, a rozpaczy szalona wichura.

   Trzeci tom przygód Ani czytało mi się równie dobrze, co drugi i nieco lepiej niż pierwszy. zdecydowanie wolę ją taką doroślejszą i bardziej zrównoważoną. Jest to pełna ciepła i humoru opowieść o świecie, którego już nie ma, a jednak jest niezmiernie pociągający. Z jednej strony zwyczajny, z drugiej pełen uroku i wyjątkowych postaci, jakie bez trudu możemy sobie wyobrazić nawet dzisiaj. Fabuła, pełna nagłych zwrotów, zmierza w ściśle ustalonym kierunku, do zakończenia, jakiego możemy się spodziewać. Jednak nie uważam tego za wadę, ta powieść po prostu musiała się tak skończyć.

   Miłośników Ani z Zielonego Wzgórza nie trzeba zachęcać do tej książki, a tych, którzy się z nią jeszcze nie zetknęli namawiam gorąco, by dali się porwać czarowi rudowłosej Anny Shirley. Powieść pozwala przenieść się w inny świat, w którym dobro i miłość zawsze wychodzą zwycięsko, co ma swój niezaprzeczalny urok. 

wtorek, 15 lipca 2014

Taniec z ogniem na beczce prochu

Autor: Krzysztof Dmowski
Cykl: Kryształ Edenu- Tom I
Wydawnictwo: Goneta.net
Rok wydania: 2014
Stron: 326

   Lubię od czasu do czasu sięgnąć po dobrą powieść przygodową, sympatia do tego typu lektury zrodziła się we mnie dość dawno pod wpływem Jamesa Olivera Curwooda, Karola Maya oraz Aleksandra Dumas. Skuszona pamięcią o powieściach tych autorów sięgnęłam po ten tytuł, który zapowiadał miłą, nieco banalną rozrywkę z szumem fal w tle.

   Akcja powieści ma miejsce w równoległej rzeczywistości, przełomie wieków dziewiętnastego i dwudziestego. Przynajmniej w teorii, gdyż opisy świata zdecydowanie bardziej kojarzyły mi się z epoką o sto lat wcześniejszą. Rozległe niezbadane oceany, ogromne żaglowce i tylko gdzie nie gdzie wzmianki o maszynie parowej, czy bardziej nowoczesnych wynalazkach. Gdzieś pośrodku wielkich, morskich przestrzeni znajduje się sztuczna wyspa Eden, zdecydowanie bardziej zaawansowana technologicznie.

   Głównym bohaterem książki jest Tadeusz Tymowski, dwudziestodwuletni prezydent Edenu i kapitan okrętu Mervilleux, który wyruszył w tajemnej misji. Zdecydowanie przeszkadzał mi młody wiek kapitana, zwłaszcza w kontekście jego wspomnień, gdyż odniosłam wrażenie, że już jako dziesięciolatek podbijał świat. Tadeusz jest zdecydowany doprowadzić swoją misję do końca, cechuje go cynizm i sarkazm, które niejednokrotnie dają o sobie znać w jego kontaktach z załogą.

   Wśród pozostałych bohaterów wymienić należy Joannę, dziewczynę, która dziwnym zrządzeniem losu natrafia na Tadeusza. Cechuje ją bystry umysł i specyficzne poczucie humoru, które sprawiają, że idealnie dogaduje się z prezydentem. Członkowie załogi Tadeusza stanowią większość pozostałych postaci, bezczelny bosman Dybicz, czy chemik- wynalazca Ptaszyński, to tylko nieliczne z szeregu niebanalnych bohaterów.

   Fabuła książki osadzona jest wokół tajemniczych klejnotów Edenu, będących odłamkami swoistego kamienia filozoficznego. Miałam jednak spory problem, by zrozumieć co wiąże poszczególne wydarzenia, gdyż dopiero, jak przebrnęłam przez prawie jedną trzecią książki, to zaczęłam znajdywać jakąś myśl przewodnią, kierunek w którym zmierza fabuła powieści.

   W książce dzieje się dużo, co jest zresztą typowe dla tego gatunku, jednak tu miałam problem, by jakoś te wydarzenia powiązać, sprawiały wrażenie luźno ułożonych scen. Częste i nagłe zwroty akcji mają uatrakcyjnić fabułę powieści, choć mnie wydały się nieco wciśnięte na siłę, czasem z całkowitym pominięciem jakiejkolwiek przyczynowości, że wspomnę chociaż o scenie wypadnięcia za burtę.

   Język książki roi się od marynistycznego słownictwa, co osobom nieobeznanym z tematyką może sprawić niewielki kłopot. Na szczęście przypisy autora dokładnie wyjaśniają zawiłości żeglarskich określeń. Powieść czytałoby się dobrze, gdyby nie sprawiała wrażenia tak chaotycznej. Zmiany akcji i rozmyta fabuła nie ułatwiały odbioru książki. Sceny dialogów między Tadeuszem, a jego marynarzami, miały być chyba zabawne, jednak mnie nie ubawiły ani trochę i często wydały mi się zupełnie niepojęte.

   Niestety nie spodobała mi się ta powieść i dość długo się z nią męczyłam. Nie udało mi się polubić jej bohaterów, a kreacja świata nie wzbudziła we mnie chęci jego bliższego poznania. Fabuła mnie nie wciągnęła a kolejne zwroty akcji wydały mi się wciśnięte w nią na siłę. Nie jest to jednak zupełnie zła książka i myślę, że może znaleźć swoich zwolenników wśród miłośników marynistycznej literatury, więc tylko takowym ją polecam.

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuje portalowi Sztukater.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Zamki w Polsce. Przewodnik turystyczny

Autor: Maciej Węgrzyn
Wydawnictwo: RM
Rok wydania: 2014
Stron: 224

   Moja cicha fascynacja historią często daje o sobie znać, w momencie, gdy planuję jakąś wycieczkę. Rozglądam się po książkach, które mam w domu oraz szperam po różnych stronach internetowych w poszukiwaniu interesujących zabytków. Z pewnością pomocą posłuży mi książka, będąca obiektem niniejszej recenzji.

   Na kartach tej książki zaprezentowanych zostało nieco ponad 160 zamków, których pozostałości, mniej lub lepiej zachowane, możemy odwiedzić w trakcie wycieczek po Polsce. Drugie tyle warowni, lub pałaców zostało ledwo wzmiankowane, co osobom chcącym więcej z pewnością uatrakcyjni wojaże po kraju.

   Książka została podzielona województwami, jedynie Podlasie zostało połączone z województwem mazowieckim. W ramach jednego rozdziału wzmiankowane zamki są ułożone alfabetycznie, a w podsumowaniu każdego rejonu znajdziemy listę i skrótowe informacje o innych wartych uwagi ruinach. Każdy zamek został opatrzony bardzo skróconym rysem historycznym, taką absolutną podstawą dotyczącą jego historii. Kilka niewielkich zdjęć oraz jedna, czasem więcej ciekawostek, to prawie wszystko, na co możemy natrafić w tej książce. Nie można jednak zapominać o bardzo ważnych, choć niekoniecznie atrakcyjnych, wskazówkach dotyczących dojazdu, czy też dni oraz godzin otwarcia zamkowych muzeów.

   Książka nafaszerowana jest fachową terminologią, znajdziemy tu: basteje, mur kurtynowy, krużganki, założenie, dansker oraz ryzalit, jednak zdecydowanie zabrakło jakiegoś niewielkiego słowniczka przybliżającego te terminy. Fakty historyczne dotyczące poszczególnych zamków zostały przekazane w bardzo surowy, encyklopedyczny wręcz sposób, co sprawiło, że po pierwsze, źle się to czytało, a po drugie niewiele po lekturze pozostało w pamięci.

   Sporym mankamentem tej publikacji jest brak całościowej mapy Polski, z zaznaczonym położeniem opisywanych obiektów. Zdarza się, że sąsiadujące województwa, są oddzielone na kartach książki kilkoma innymi, dzięki czemu trudno się czasem zorientować, jak niewielkie odległości dzielą poszczególne zamki, gdy przebiega między nimi granica administracyjna. Ponadto obiekty wzmiankowane pod koniec każdego rozdziału nie są umieszczone na żadnej mapie, podano jedynie współrzędne GPS. Jest to przydatne, jednak moim zdaniem, znacznie mniej, niż graficzne zaznaczenie ich położenia.

   Kolejnym wadą tej książki jest brak skorowidzu, alfabetycznej listy prezentowanych zamków, co dość poważnie utrudnia poszukiwania obiektów, o których coś już wiemy, jednak nie mamy pewności, gdzie dokładnie ich szukać. Ponadto nie znalazłam nigdzie informacji na temat bibliografii, z której korzystał autor książki, co nie sprawiło dobrego wrażenia.

   Książka robi wrażenie bardzo profesjonalnej. Fachowa terminologia i bardzo skoncentrowana historia w pigułce, sprawiają, że można odnieść wrażenie, iż autor dokładnie wie, o czym pisze. Z drugiej strony jednak, takie skoncentrowanie i nagromadzenie informacji, wprowadza pewien chaos i jak porównam sobie tę publikację, z moją ulubioną stroną o polskich zamkach, to książka wypada dość blado.

   Mimo zauważonych wad i braków polecam ten przewodnik. Może śmiało posłużyć, za podstawowe źródło informacji o rejonach, które mamy zamiar odwiedzić. Stanowi niewielkie objętościowo, a więc podręczne, kompendium dotyczące interesujących pozostałości po zamkach w naszym kraju. Jest to typowy przewodnik turystyczny i w tej roli sprawdzi się bardzo dobrze, jednak jeśli chcemy dowiedzieć się czegokolwiek więcej o odwiedzanych obiektach, to odsyłam do innych źródeł.  

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

   Przy okazji chciałam wszystkich czytelników serdecznie zaprosić do wzięcia udziału w imprezie kulturalnej: LitereTura II, które odbędzie się Strzelinie na Dolnym Śląsku. Wywiady, spotkania z autorami, wymiany książkowe i rozmowy o literaturze, czyli wszystko to, co tygryski lubią najbardziej. Więcej informacji znajdziecie na facebooku oraz na stronie Stowarzyszenia.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Zdobycze lipca, z pewnością część pierwsza

  Lato dobrze jest zacząć z książką, a jeszcze lepiej od wizyty w antykwariacie, w celu zakupienia kilku książek. Ponadto doszły do skutku dwie wymiany (no jedna póki, co prawie, ale kwestia kilku dni), więc i z tego źródła pojawiły się u mnie nowe pozycje. Stosik rozmaity, choć z grubsza nazwę go iberoamerykańsko- klasycznym. A wygląda tak:


   Od dołu kolejno:
   Batalista, Kapitan Alatriste Arturo Perez Reverte Uwielbiam tego autora, choć wiem, że jego język nie każdemu podchodzi. Obie książki kupiłam w antykwariacie, za pierwszą w pięknym stanie dałam całe pięć złotych. Druga z nich, to pierwszy tom cyklu przygodowego spod znaku płaszcza i szpady, tradycyjnie czekam już na skompletowanie całości, czyli do zdobycia pozostały trzy tomy, no dwa, bo jeden już zorganizowałam.
   Wszystko dla pań Emil Zola Zdobycz z wymiany, czyli ukłon w stronę klasyki, spore tomiszcze, ale myślę, że warto było.
   Miłość i cienie, Ewa Luna, Opowieść Ewy Luny Isabele Allende Bardzo lubię tę pisarkę, za wszystkie trzy dałam grosze w moim ulubionym sopockim antykwariacie.
   Na ustach grzechu Magdalena Samozwaniec Kolejna pisarka, która na moich półkach zajmuje coraz więcej miejsca. Ta konkretna książeczka pochodzi z wymiany.
   Tessa d'Uberville Thomas Hardy Ponownie klasyka i ponownie z wymiany. Moja słabość do literatury angielskiej po raz kolejny dała o sobie znać, gdy umawiałam się na wymianę.
   Rzymianin Minutus Mika Waltari Drugi tom Trylogi Rzymskiej, Pozostaje polować na pozostałe dwa. Kolejna wymianowa zdobycz.
   Siostrzenica lunatyka Erle Stankley Gardner Czyli ponownie klasyka kryminału, kolejny w kolekcji. Zdobycz antykwariatowa.

   I tyle, nie wiem, kiedy będę to wszystko czytać, co oczywiście nie przeszkadza mi w planowaniu kolejnej wizyty w antykwariacie.


czwartek, 3 lipca 2014

Pieśni bez nut

Autor: Jacek Różycki-Robinson
Wydawnictwo: WFW
Rok wydania: 2014
Stron: 96

   Po raz kolejny postanowiłam zmierzyć się ze współczesną poezją. Tym razem w me ręce wpadł tomik zatytułowany „Pieśni bez nut”. Spodziewałam się lekkiej i nieco frywolnej rozrywki, idealnej na leniwy, letni wieczór. Moje oczekiwania się spełniły i miło spędziłam z tą książką ciepłe popołudnie.

   W zbiorze znajdują się piosenki, pozbawione melodii, jednak nie rytmu, są to utwory, do których bez większych problemów można dopisać podkład muzyczny. Powtórzone frazy i równomierność rymów nadają im melodyjności a prosta i nieco banalna tematyka sprawia, że idealnie można się przy nich odprężyć.

   Wewnątrz tej niewielkiej książki, znajdziemy czterdzieści cztery utwory, opiewające rzeczy bliskie autorowi. W tematyce przeważają kobiety, piosenki im poświęcone są pełne afirmacji ich piękna, połączonego z odrobiną satyry. Inne poruszane tematy opisane są z równym wdziękiem i z podobnym „przymrużeniem oka”. Nie znajdziemy tu polityki, czy poważnych społecznych tematów, brak tu przemocy, czy bezwzględności otaczającego nas świata.

   Teksty zawarte w tym tomie zdecydowanie mają służyć umileniu sobie czasu. Przywiodły mi na myśl piosenki z Kabaretu Starszych Panów, gdyż sprawiły wrażenie nieco niedzisiejszych. Napisane w myśl starej kabaretowej szkoły, która teraz nieco odeszła w niepamięć. Frywolne, lecz kulturalne, nie wzbudzą salw śmiechu, a raczej ciepły uśmieszek pod nosem.

   Miło spędziłam czas przy tej książce, jednak nie wywarła na mnie silnego wrażenie. Lekka, łatwa i przyjemna, szybko pójdzie w zapomnienie, a nie znalazłam w niej nic, co sprawiłoby, bym z chęcią do niej wróciła.

   Czy polecam tę książkę? Z jednej strony nie, ponieważ nie ma w sobie nic świeżego, nic wartego poznania. Z drugiej zaś, przeczytanie tych kilkudziesięciu piosenek nie powinno zająć zbyt wiele czasu, a twórczość Jacka Różyckiego-Robinsona może trafić do czytelnika. Podsumowując, chyba warto dać tej książce szansę, a nuż spodoba się bardziej, niż mnie?

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

środa, 2 lipca 2014

Arte

Autor: Halina Grudziecka
Wydawnictwo: Nowy Świat
Rok wydania: 2014
Stron: 472

   Gdy sięgamy po książkę, o której nie mamy zielonego pojęcia możemy trafić na pozycję, która nas oczaruje. Dzięki takim spontanicznym decyzjom poznałam kilkoro wyśmienitych autorów. Z drugiej zaś strony zawsze istnieje ryzyko, że dostaniemy w nasze ręce rzecz absolutnie nie wartą przeczytania, książkę, której szkoda poświęcać czas, gdyż można by go znacznie lepiej spożytkować przy dobrej lekturze. Gdy możemy z czystym sercem takie, wątpliwej jakości, literackie dzieło cisnąć w kąt, nie ma problemu, gorzej, jeżeli zobowiązaliśmy się do recenzji, wtedy pozostaje zacisnąć zęby i czytać dalej.

   Powieść Haliny Grudzieckiej skusiła mnie miłą dla oka okładką oraz smoczą tematyką. Jedno trzeba autorce przyznać, przyłożyła się do wykreowania świata. Na końcu książki znajdziemy opisy krain, wierzeń, obyczajów i wszelkich innych podstaw stworzonego przez nią uniwersum, które choć nie jest bardzo oryginalne, ma swój urok. W książkę zostały wplecione elementy narracyjne, mające symulować, że całość jest opowieścią bajarza, prezentują one zasady, złote myśli i inne „prawdy objawione”, niestety ujęte zostały w taki sposób, że tylko mnie irytowały.

   Fabuła powieści nie zaskakuje i nie porywa. Szesarz, smok, który w wyniku przypadku stał się wyrzutkiem zostaje wyznaczony przez króla smoków, do spełnienia misji, nagrodą za wykonanie zadania ma być powrót do smoczego społeczeństwa. By osiągnąć cel musi zrobić najbardziej upokarzającą rzecz z możliwych, zmienić się w człowieka i podróżować w towarzystwie ludzi. Poznaje Czarnego Orła, człowieka z orlą głową, nawróconego rabusia Karola, oraz Dschaka wzorowego najemnika, którzy staja się jego towarzyszami. W tle rozgrywa się dynastyczny spór na tronie Punrawihru, jednak jest to wątek, który umiera śmiercią naturalną i nie ma swojego zakończenia.

   Bohaterowie powieści są dość jednoznaczni i płytcy, ciężko znaleźć w nich jakąś głębię, a gdy już mamy okazję poczytać wtrącenia dotyczące ich wewnętrznych rozterek, to są one sformułowane w identyczny sposób, niezależnie z kim mamy w danej chwili do czynienia. Ponadto znalazłam tu pewien brak konsekwencji w kreacji Artego, czyli przemienionego Szesarza. Zaraz po zmianie kształtu był obolały i półprzytomny, co nie przeszkodziło mu w wymyśleniu dość rozbudowanego kłamstwa bez najmniejszego zastanowienia. Smoczy geniusz, czy raczej wymóg chwili?

   Jednak urwane wątki i nijacy bohaterowie to nie jedyne wady tej powieści. Kolejną z nich jest nadmierne rozbudowanie, rozwleczenie akcji w czasie. Przeplecenie wydarzeń pseudofilozoficznymi wstawkami i rozważaniami z pogranicza wykreowanej teologii. Lubię rozbudowane powieści, ale muszą być naprawdę dobrze napisane, by nie nudzić czytelnika. Zakończenie głównego wątku, jest moim zdaniem, stanowczo zbyt przekombinowane, niepotrzebnie rozbudowane, tak jakby zabrakło pomysłu na epilog w dobrym stylu. Książka mogłaby być spokojnie o połowę krótsza, nie straciłaby na tym zbyt wiele.

   Zdecydowanie najgorsze w tej książce jest przede wszystkim to, że została koszmarnie napisana. Styl przywodzi na myśl wypracowania pisane przez uczniów podstawówki. Króciutkie zdania, wiele z nich zakończonych na „się”, oraz częste błędy w odmianie zaimków, łącznie z błędnym określeniem osoby, której dotyczą, sprawiają, że każda kolejna strona to droga przez mękę. Stylistyka dłuższych zdań połączona z dość luźnym podejściem do interpunkcji sprawia, że wiele wypowiedzi jest zupełnie niezrozumiała. Odniosłam wrażenie, że książkę szeroki łukiem ominęła korekta, a nawet jakakolwiek autokorekta. Czytając tę powieść czułam się, jakbym dostała w ręce bardzo surowy maszynopis.

   Na okrasę w książkę wplecione zostały ilustracje, nazwane szumnie minimalistycznymi. Są one po prostu brzydkie, sprawiają wrażenie rysowanych na szybko w paintcie. Niekształtne postacie i zaburzone proporcje sprawiały, że zamiast odprężyć się przy rysunkach, czułam tylko jeszcze większe zniechęcenie do książki, gdy trafiłam na któryś z nich.

   Ciężko mi znaleźć w tej książce cokolwiek na jej obronę. Była to zdecydowanie najgorsza rzecz, jaką kiedykolwiek zdarzyło mi się czytać i żeby być szczerą muszę ostrzec każdego, kto kiedykolwiek rozważał sięgnięcie po nią. Może gdyby doczekała się gruntownej korekty, to wtedy można by się cieszyć lekturą, gdyż jakiś potencjał w sobie ma, póki co jednak jest to po prostu niestrawne i żałuję każdej minuty, którą jej poświęciłam.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

wtorek, 1 lipca 2014

Podsumowanie i lektury czerwca

   Czerwiec to był dobry miesiąc, zarówno pod względem nowych pozycji w mojej nieskromnej biblioteczce, jak i pod względem czytelniczym. Postów też dość sporo pojawiło się na blogu, więc jednak mi się bardziej chce pisać, niż nie chce, co też jest dobrym znakiem. A jak wyglądało to w liczbach?

   Przeczytałam 13 książek w sumie, w tym dwa komiksy oraz sporo dość krótkich pozycji, o czym świadczy licznik przeczytanych stron, który zatrzymał się na 2290 stronach, co dało około 76 stron dziennie. Wynik bardzo przeciętny, jak na moje możliwości.

   Zdecydowanie nieprzeciętnym wynikiem jest ilość książek zdobytych w tym miesiącu, których było aż 61 i choć w świat posłałam jakieś 24 książki, to i tak bilans wynosi 37 tytułów, co skutecznie powiększyło moją poczekalnię.

    Kolejno na mojej czytelniczej liście były:

   Wiek XVI-XVIII Uwolnienie i konsumpcja żądz Jerzy Besala 

   To była obszerna i bardzo wyczerpująca lektura. Bardzo dobre źródło wiedzy na temat obyczajowości lat minionych a jednocześnie nader przyjemna lektura. Czytało mi się ją bardzo dobrze, choć wymagała skupienia. Będę polować na kolejne tomy tego cyklu, gdyż zdecydowanie jest on warty uwagi, gdyż Jerzy Besala potrafi pisać o historii w sposób bardzo zachęcający. Zrecenzowana na początku czerwca.

   Ssaki drapieżne Jan Błachuta, Leszek Karnas, Małpy. Od karzełka do olbrzyma Hanna i Antoni Gucwińscy, Kolorowy świat płazów Maria Ogielska

   Kolejne trzy tomy, z cyklu Tajemnice zwierząt, którego od dziecka jestem wielką fanką. Pięknie ilustrowane zawierają mnóstwo ciekawych informacji, podanych w przystępny sposób. Świetne pozycje, by wprowadzić dziecko w świat przyrody.

   Agnes Grey Anne Bronte

   Na tę powieść od dawna miałam apetyt, nie tak dawno pojawiła się w domowej biblioteczce, więc długo nie musiała czekać na swoją kolej. Jestem nią oczarowana, podobnie, jak innymi powieściami sióstr Bronte. Choć musiałam się nieco zmusić do pisania, jednak również została zrecenzowana, gdyż uważam, że była tego warta.

   Legendy Polskie Liliana Fabisińska

   Zdecydowaną większość tych legend miałam okazję już gdzieś wcześniej przeczytać. To wydanie nie wyróżnia się niczym szczególnym. Kolorowe i z dużą czcionką, zachęci początkujących czytelników. A same legendy? Podane w przystępny sposób tradycyjne podania, powinny spodobać się dzieciom, gdyż nie autorka nie naużywa archaizmów, dzięki czemu są bardziej przystępne.

   Wielki szlem Magdalena Samozwaniec

   Satyryczna opowieść o brydżu i relacjach między ludzkich w latach dwudziestolecia międzywojennego. Nieśmiało rodzące się wyzwolenie się kobiet skonfrontowane zostało z tradycyjnymi wartościami, a wszystko to okraszone modą na brydża. Relacje między ludźmi rozwijają się przy zielonym stoliku, a gra w karty przyćmiewa wszystko inne. Pełna humoru, ale i niepozbawiona gorzkiej refleksji. Książka bardzo typowa dla tej autorki, napisana lekko i niezmiernie przyjemna w lekturze.

   Smerfy i jajko, Smerfy i Krakukas Pierre Culliford

   Kolejne dwa zestawy historyjek o sympatycznych niebieskich ludzikach. Przeczytałam egzemplarze pożyczone od brata, co nie zmienia faktu, że powoli do zebrania własnej kolekcji komiksów o smerfach. Zabawne i z morałem, i tylko pozostaje jedno pytanie: po co smerfy wciąż budują most na rzece Smerf?

   Złota czara Henry James

   To chyba była najbardziej wymagająca lektura w tym miesiącu. Po pierwsze ze względu na swą objętość, po drugie z faktu na wymagający, choć piękny język. Leniwa akcja i wnikliwe opisy stanów uczuciowych bohaterów, tak typowe dla tego autora, mają dla mnie nieodparty urok. Książka długa "grzała półkę oczekujących", gdyż jej grubość nieco zniechęcała. Jednak, było, tak jak się spodziewałam, nielekko, ale pięknie, o czym więcej pisałam tu. W planach mam obejrzenie filmu na jej podstawie z Umą Thurman i Kate Beckinsale.

   Cień DAS-a Anna Karwińska

   Kolejna pozycja dla najmłodszych przeczytana w tym miesiącu. Zainteresowała mnie, jednak nie jest książka, do której z chęcią wrócę i raczej nie podsunę jej dziecku, gdy już nieco podrośnie. Zabrakło mi w niej tego "czegoś", co to dokładnie było- pisałam już wcześniej.

   Białe walce Jan Nowicki

   Urzekła mnie swoją pełną nadziei atmosferą. Refleksyjna, a jednocześnie bardzo przyjemna w odbiorze, do przeczytania jednym tchem. Nie do końca wiedziałam, czego się podziewać, gdy właśnie tę książkę wybrałam do zrecenzowania, jednak jestem zadowolona ze swojego wyboru. Jest to pozycja, którą warto przeczytać, zastanowić się, pomyśleć. Godna polecenia, o czym wspominałam w recenzji.

   Nasza paczka i niepodległość. O sześciu polskich świętach Zofia Stanecka

   To już ostatnia czerwcowa lektura i kolejna pozycja dla dzieci w tym miesiącu. Była to bardzo przyjemna i wartościowa lektura. Idealna dla dzieci rozpoczynających swój kontakt z historią. Również zrecenzowana i ponownie polecam ją każdemu, kto chce dziecko nauczyć mądrego patriotyzmu.

   Jak widać miesiąc obfitował w lektury dla najmłodszych, ale i dla siebie znalazłam kilka perełek. Pocieszam się, że oprócz czytania nowych nabytków wzięłam się za dwie książki z Poczekalni. Jaki będzie lipiec? Nie ma pojęcia, z pewnością pojawią się recenzje książek od Sztukatera, choć chyba znów zrobię sobie przerwę od zamawiania książek do recenzji i skupię się na swoich prywatnych zasobach, które tak strasznie utyły ostatnio.