piątek, 31 października 2014

Podsumowanie października

   Październik zaczął się dla mnie od deszczu propozycji recenzenckich, co dość dobrze odbiło się na moich wynikach w tym miesiącu. Udało mi się nawet wygospodarować nieco czasu i dokończyć jedną nierecenzencką pozycję. A liczbowo było tak:
   Przeczytałam 11 książek, w sumie 3356 stron, więc piękny wynik dający aż nieco ponad 108 stron dziennie. Dawno już nie miałam tak dobrego wyniku. Z gatunków dominowała, wyjątkowo u mnie, literatura współczesna, ale muszę przyznać, że nie natrafiłam na żadną książkę, której przeczytanie byłoby dla mnie ciężkostrawne. Oczywiście 11 przeczytanych książek, przy 17, które do mnie zawitały i tak daje mi ujemny wynik, przy kurczeniu Poczekalni, ale mogło być gorzej... No i nie mogę nie wspomnieć o tym, że pożegnałam w tym miesiącu aż 8 książek, z których każda znalazła nowy, milutki domek.
   A kolejno szło tak:

   Ani słowa prawdy Jacek Piekara

   Pierwsza z propozycji od Lubimy czytać. Bardzo przyjemna lektura, lekkostrawna i relaksująca, nieco poszerzona wersja książki "Arivald z Wybrzeża", którą kiedyś miałam okazję przeczytać. Zabawna i niejednokrotnie zaskakująca, stanowi miłą odmianę w porównaniu z mrocznym i brudnym cyklem o Mordimerze Madderdinie. Recenzja pojawi się jakoś wkrótce.

   Tajemnica morskiej latarni Santa Montefiore

   Powieść obyczajowa osadzona na irlandzkiej prowincji, pełna uroku z odrobiną gotyckiego klimatu, rodem z powieści "Wichrowe wzgórza". Bardzo miło spędziłam przy niej czas, choć nie mam zwyczaju wracać do takich powieści. Na recenzję również trzeba nieco poczekać.

   Hektor Steve Barnes

   Niewielka, ale za to bajecznie kolorowa książeczka o hipopotamie innym niż wszystkie. Bardzo mi się spodobała, o czym nie zapomniałam wspomnieć. Mojemu dziecku spodobała się również, a to chyba najlepsza rekomendacja.

   W poszukiwaniu grzmiącego smoka Sophie Shrestha, Romio Shrestha

   To urokliwa opowieść dla dzieci osadzona w orientalnych klimatach. Pięknie ilustrowana i przede wszystkim pełna smoków. I to chyba właśnie ten klimat jest jej największą wartością.

   Ziemia obiecana Władysław Stanisław Reymont

   Jakiś czas temu prosiłam o polecenie mi książki z Poczekalni i wybór padł na ten klasyk. Jedyna w tym zestawieniu nierecenzencka pozycja, Nie jest to łatwa lektura, a to konkretne wydania najeżone jest literówkami, co po prostu razi. Jednak cieszę się, że ją przeczytałam. Fabuła była mi dość dobrze znana, dzięki ekranizacji, ale nie znaczy to, że książka mnie nie zaskoczyła. Porwała mnie mnogość bohaterów, oczarowała atmosfera, tak pełna wyrafinowania. Zasmuciły i przeraziły mnie losy bohaterów, którzy, jak Borowiecki, żeby spełnić swoje marzenia, musiał być taki, jak inni. Mocna rzecz i polecam każdemu.
   Turban mistrza Mansura Marek Kochan

   Bardzo interesujący zbiór opowieści sufickich, czyli filozofii życia rodem z islamskimi korzeniami. Spodobała mi się ta książka i niejednokrotnie się uśmiechnęłam w czasie lektury. Zbiór anegdot przemyca zawsze aktualne prawdy opakowane w bardzo przyjemny sposób. Więcej o niej w recenzji.

   Owca w krzaku dzikiej róży Katarzyna T. Nowak

   Szczerze muszę przyznać, że spodziewałam się słabszej książki i gdyby nie zakończenie z pewnością spodobałaby mi się bardziej. Króciutka, w sam raz na jeden długi, jesienny wieczorek. Więcej w recenzji.

   Ripper. Gra o życie Isabele Allende 

   Bardzo lubię tę autorkę i cieszę się, że miałam okazję przeczytać jej najnowszą powieść. Choć zupełnie się nie spodziewałam tak fajnego kryminału, co więcej obawiałam się raczej książki bardziej młodzieżowej. Polecam, a więcej o niej pojawi się niedługo w recenzji.

   Przeżyłem więc wiem. Nieznane kulisy wypraw wysokogórskich
Ryszard Szafirki, Klaudia Tasz

To jedna z dwóch pozycji, nie będących literaturą piękną. Moja wiedza o alpinistach i himalaistach była bardzo znikoma przed tą lekturą, więc tym bardziej mnie zainteresowała. Można stwierdzić, że bohaterowie tej książki są szaleni, jednak bez takiego szaleństwa o ile smutniej byłoby na tym świecie. Polecam nie tylko miłośnikom gór.

   Wszechświat w skorupce orzecha Stephen Hawking

   To zdecydowanie najtrudniejsza z pozycji przeczytanych w tym miesiącu. Z drugiej strony szalenie ciekawa i inspirująca. Poszerza horyzonty i pozwala na chwilę zadumy, nad tym, czym jest wszechświat, który nas otacza. Nie wiem, czy bym się zdecydowała na lekturę tej książki, gdyby nie moje wcześniejsze spotkanie z "Nauką Świata Dysku", cieszę się jednak, że się skusiłam.

   Chińskie lalki Lisa See

   Ostatnia z książek przeczytanych w tym miesiącu. Z pośród powieści tej autorki wolę te, których akcja osadzona jest w dawnych Chinach, choć muszę przyznać, że świat artystycznego Chinatown również jest pociągający. Jest to przyjemna, odprężająca lektura i szczerze mogę ją polecić. Więcej o niej w recenzji, na którą niestety trzeba nieco poczekać.

   Jak wspominałam na wstępie, dominuje współczesna literatura obyczajowa, czyli sytuacja dość nietypowa jak na mnie. Ale ponieważ każdą z książek będę dobrze wspominać, więc mnie to nie martwi. Jedyny smuteczek wiążę z niedoborem klasyków w tym październikowym zestawieniu, ale to mogę nadrobić w listopadzie.

niedziela, 26 października 2014

Wszechświat w skorupce orzecha

Autor: Stephen Hawking
Tytuł oryginału: The universe in a nutshell
Tłumaczenie: Piotr Amsterdamski
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2014
Stron: 216

   Kim jest Stephen Hawking wie każdy, kto choć w minimalnym stopniu interesuje się współczesną fizyką teoretyczną. Chory na stwardnienie zanikowe boczne, od lat porusza się za pomocą specjalnie przystosowanego fotela. Jednak choroba absolutnie nie przeszkadza mu w drążeniu najtrudniejszych fizycznych zagadnień i co równie ważne, w przybliżaniu ich przeciętnym, głodnym wiedzy czytelnikom.

   Tematem tej książki jest wszechświat, począwszy od ogólnej teorii względności Einsteina, w połączeniu z fizyką kwantową, aż do tajemniczej teorii M, która ma tłumaczyć wszystko. Znajdziemy tu rozważania, które na pierwszy rzut oka mogą wydać się zupełnie abstrakcyjne. Od teorii podróży w czasie, poprzez czarne dziury, które tak naprawdę wcale nie są zupełnie czarne, po zagadnienie, czy wszechświat na pewno jest nieskończony a może przypomina gruszkę?

   Nie jest to łatwa lektura a podstawowa znajomość fizyki, zdecydowanie ułatwia jej odbiór. Z drugiej strony autor bardzo dobrze tłumaczy nawet tak trudne zagadnienia, jak teoria bran. Liczne ilustracje, oraz analogie do rzeczy nam bliższych, pozwalają na wyobraźnie sobie możliwości nowych teorii naukowych. Jedyne, czego autor tak naprawdę wymaga od swoich czytelników, to otwarty i chłonny umysł, który pozwala zmierzyć się z poglądami dziś uważanymi za dogmaty.

   Jest to pięknie wydana publikacja, sztywna oprawa wraz z obwolutą sprawiają, że książka nie dość, że prezentuje się pięknie, to z pewnością jest również trwała. Do tego, gruby kredowy papier, dzięki któremu książka jest bardzo ciężka. Czytelne ilustracje pomagają w zrozumieniu niełatwych zagadnień z fizyki, które często wydają się zupełnie absurdalna.

   Nie wiem, jak ta książka wypada na tle innych prac tego autora, gdyż było to moje pierwsze z nim spotkanie, wiem jednak, że dzięki tej publikacji udało mi się spojrzeć nieco szerzej na otaczający nas wszechświat. Cieszę się, że miałam okazję zapoznać się z tym dziełem, ponieważ dostałam okazję, by dowiedzieć się czegoś nowego, a wiadomości zostały podane w sposób na tyle przystępny, że lektura mnie nie irytowała.

   Książka jest przeznaczona dla specyficznych odbiorców, z pewnością skusi ludzi głodnych wiedzy i miłośników fizyki. Choć ponownie zaznaczę, że nie potrzeba akademickiej wiedzy w tej dziedzinie, by tę publikację zrozumieć. Autor w wielu miejscach pozwala sobie na żarty, rozluźniając nieco ciężki temat. Polecam każdemu, kto lubi śledzić naukowe nowinki i kto potrafi zagłębić się w teoretycznych rozważaniach.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.



piątek, 24 października 2014

Przeżyłem więc wiem. Nieznane kulisy wypraw wysokogórskich

Autor: Ryszard Szafirski, Klaudia Tasz
Wydawnictwo: Annapurna
Rok wydania: 2014
Stron: 284

   Nie jestem entuzjastką wspinaczki wysokogórskiej, jednak gdy trafiła się okazja przeczytania historii przytaczanych przez jedną z wielkich sław polskiego himalaizmu i alpinizmu, nie omieszkałam z niej skorzystać. Anegdoty przytaczane przez Ryszarda Szafiskiego przeniosły mnie w zupełnie inny, nieznany dotąd świat, porywając bez reszty swoją egzotyką i wyjątkowością.

   Książka zaczyna się niewinnie od opisu pierwszych doświadczeń wspinaczkowych autora, tego jak w Tatrach uczył się gór i jak pochłonęły go one bez reszty. Z czasem autor zapuszczał się w coraz wyższe góry, zdobywał kolejne szczyty, by biorąc udział w pierwszej powojennej wyprawie w Himalaje, sięgnąć najwyżej.

   Jednak historie wspinaczkowe to tylko jeden,z aspektów tej książki. Równie ciekawe są opowieści o zdarzeniach towarzyszących samemu wspinaniu. Trudy, jakie należało pokonać, by w końcu stanąć u podnóża góry, jak choćby niezmiernie interesujący opis wyprawy samochodem marki Nysa na Malubiting. Bardzo ciekawa była też historia związana z budową polskiej stacji antarktycznej na wyspie Króla Jerzego, przy której autor brał udział, jako konsultant i filmowiec.

   Na kartach książki spotykamy całą plejadę wybitnych postaci ze świata alpinizmu i himalaizmu, a także poznajemy kulisy wielu polskich sukcesów na tym polu, jak choćby pierwsze zimowe wejście na Mount Everest. Z drugiej strony dowiadujemy się, że w tym świecie, jak w każdym zawiść i zazdrość mają też swoje miejsce, o czym świadczy chociażby historia zdobycia północno-wschodniej ściany Eigeru.

   Cała publikacja dość mocno przypomina zestawienie artykułów prasowych. Dość krótkie opowieści, zostały gęsto okraszone przepięknymi zdjęciami wykonanymi przez autora i współuczestników wypraw. Przepiękne fotografie uświadamiają, jak trudnymi były wyzwania przed którymi stanął Ryszard Szafirski i jego koledzy. Strome, oblodzone granie, na pierwszy rzut oka wydają się całkowicie niedostępne.

   Książkę czytało się bardzo dobrze, została napisana lekko, bez zbędnego moralizowania. Nie znajdziemy w niej ocen, ani pretensji do nikogo, za to dobrze zachowany dystans do własnych przeżyć. Zachwyciła mnie determinacja bohaterów zamieszczonych tu opowieści, połączona ze świadomością własnych możliwości i wielką odwagą, by sięgnąć tam, gdzie nikogo jeszcze nie było.

   Nie spodziewałam się, że ta książka aż tak mi się spodoba. Dzięki niej choć odrobinę bliżej poznałam świat wspinaczki wysokogórskiej i poszerzyłam swoją wiedzę z geografii. Mogę z czystym sercem polecić tę książkę każdemu, kto lubi niesamowite historie pisane przez życie oraz niebanalne i prawdziwe postacie.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

czwartek, 23 października 2014

Owca w krzaku dzikiej róży

Autor: Katarzyna T. Nowak
Wydawnictwo: Szara godzina
Rok wydania: 2014
Stron: 160

   Po typowo kobiecą literaturę współczesną nie sięgam zbyt często i w zasadzie robię to tylko w ramach współpracy recenzenckiej. W ten sposób natrafiłam na książkę, o której dziś zamierzam napisać. Jest to powieść pod pewnymi względami szalenie ciekawa, pod innymi niezmiernie irytująca.

   Ania i Michał zamieszkali w Osadzie, zamkniętym osiedlu gdzieś w pobliżu bałtyckiej plaży. Życie w Osadzie jest idealne, zgodne z jedną tylko definicją ideału. Pod pozorem bezpieczeństwa i dążenia do doskonałości wszyscy mieszkańcy równają do jednego standardu. Ania żyje, tak jak inni, do czasu, aż któregoś wieczora jej życie zostaje wywrócone do góry nogami.

   To był dzień, jak co dzień, Anna czekała z obiadem, jak zawsze, ubrana w pastelową sukienkę, jednak Michał nie wrócił z pracy. Postanawia na niego poczekać pomagając sobie alkoholem. Jednak jej mąż nie wrócił i kobieta była zmuszona zgłosić jego zaginięcie na policji. Z czasem odkrywa, że Michał był zupełnie inny, niż jej się zdawało.

   Anna przechodzi całkowitą przemianę. Waga wydarzenia wyzwoliła w niej chęć buntu. Łamie niepisane zasady panujące w Osadzie, powoli powracając do tego, kim była zanim tu zamieszkała. Poznanie Beaty, kochanki Michała, bardziej ją zaskoczyło, niż sprawiło jej przykrość. Kobiety dość szybko się dogadały i Beata stała się dla Anny jedynym łącznikiem z normalnym światem, odkąd bowiem zamieszkała w Osadzie, praktycznie jej nie opuszczała. Zniknięcie Michała jest jak wyzwalacz emocji, które Anna od dawna w sobie tłumiła, wpasowując się w idealne życie w Osadzie.

   Książkę czytało mi się bardzo dobrze, byłam zaintrygowana tym, jak ta historia się skończy i co tak naprawdę stało się z Michałem. Niewielka ilość bohaterów, daje złudne poczucie, że zdążyliśmy poznać ich bardzo dobrze. Dopiero, pełne niedopowiedzeń, zakończenie każe nam to zweryfikować.

   Powieść do końca trzymała mnie w napięciu, ciężko było mi się od niej oderwać, jednak mimo tego, mam wobec niej kilka zarzutów. Po pierwsze sam główny wątek zamkniętego osiedla, w którym mieszkańcy nie tolerują żadnej odmienności wydał mi się strasznie sztuczny i mało realistyczny, przynajmniej w polskich warunkach. Drugim mankamentem było zakończenie, pomijam to, że nie spodziewałam się takiego rozwiązania zagadki, bo to było by raczej pozytywne. Przeszkadzało mi natomiast to wielkie niedopowiedzenie, które nawet nie dało się logicznie wytłumaczyć. Ostatnie słowa czytałam kilkukrotnie z myślą: „ale jak to?!” i nie znalazłam w nich nic więcej, nic poprzednio.

   Lektura z pewnością pozwala się oderwać od codzienności, jednak błogość relaksu może zakłócić finał intrygi. Ogólnie całość, bardziej przypominała mi opis akcji amerykańskiego filmu, niż normalną książkę. Historia i sposób jej opowiedzenia wydały mi się od początku bardzo dobrym scenariuszem i podejrzewam, że gdyby historię uzupełnić obrazami, mogłaby być znacznie ciekawsza.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

środa, 22 października 2014

Nauka Świata Dysku IV. Dzień sądu


Autor: Terry Pratchett, Jack Cohen, Ian Stewart
Tytuł oryginału: The science od Discworld IV. Jugdement day
Cykl: Nauka Świata Dysku, Świat Dysku
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2014
Stron: 344

   Choć wcześniejsze trzy tomy „Nauki Świata Dysku” mam już od jakiegoś czasu, skutkiem zbiegu okoliczności najpierw przeczytałam ten najnowszy. Nie przeszkodziło mi to zbytnio w rozkoszowaniu się lekturą, natomiast umożliwiło poznanie, czym tak naprawdę jest ta seria i zachęciło mnie to do sięgnięcia po wcześniejsze jej odsłony.

   Książkę można podzielić na dwie zasadnicze, przeplatające się ze sobą, części. Znacznie skromniejsza objętościowo jest opowieść dziejąca się w murach Niewidocznego Uniwersytetu i perypetie związane ze Światem Kuli. Większą część zajmują natomiast rozważania naukowo-filozoficzne oraz poszukiwania odpowiedzi na pytania nękające dociekliwych ludzi od początków cywilizacji. 

   Historię fabularną otwiera zbudowanie przez Myślaka Stibonsa Czegoś Strasznie Wielkiego, czyli odpowiednika Wielkiego Zderzacza Hadronów z naszego kulistego świata. W wyniku niefortunnego przypadku do Świata Dysku poprzez L-przestrzeń trafia bibliotekarka z Ziemi, Marjorie Daw. W sprawę kulistego świata mieszają się, w wyjątkowo dla nich pokojowy sposób, członkowie Kościoła Omnian Dnia Ostatecznego, jednak i tak dochodzi do konfrontacji z magami z Niewidocznego Uniwersytetu. Czy autorytet Patrycjusza wystarczy do rozwiązania sporu, czy może potrzeba będzie boskiej interwencji? 

   Zdecydowana większość książki poświęcona jest rozważaniom naukowym na rozmaite tematy, począwszy od budowy materii i najdrobniejszych cząstek, poprzez ewolucję, aż do wymiarów wszechświata. W książce znajdziemy przegląd najnowszych doniesień z różnych dziedzin nauki i skrót najważniejszych teorii. Poznamy historię zmian poglądów na pewne tematy od zawsze zaprzątające ludzkość - istnienie bogów, to, jak wygląda nasz świat i czy jesteśmy aż tacy wyjątkowi. 

   Książkę czytało mi się dobrze, choć nie mogę stwierdzić, że była to lekka, niezobowiązująca lektura. Autorzy dość dobrze tłumaczyli różne, zawiłe teorie naukowe i nie miałam większych problemów, by sobie z nimi poradzić. Pomocna przydała się też wiedza, którą wyniosłam ze studiów, zwłaszcza ta dotycząca fizyki, matematyki i chemii. Książka jest jednak napisana w taki sposób, że nikomu nie powinna sprawić kłopotów, a co najwyżej wymagać od niektórych nieco więcej skupienia. Bardzo pomocne są krótkie fabularne wstawki, pozwalające się na moment oderwać od poważniejszej treści. 

Polecam tę książkę gorąco wszystkim ciekawym świata ludziom, choć może ona wymagać od czytelnika otwartego umysłu i chęci poznawania nowych rzeczy. Jest to książka, która skłania do nieco abstrakcyjnego myślenia o rzeczach obecnych w naszym świecie, a wciąż bardzo niezrozumiałych, dając niejednokrotnie powody do śmiechu. 

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Lubimy czytać.

poniedziałek, 20 października 2014

Turban mistrza Mansura. Opowieści sufickie dla mówców i przywódców

Autor: Marek Kochan
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2014
Stron: 158

   Ibn Musa al Mansur, to historyczna postać, żył w XIV wieku w Bagdadzie i nauczał za pomocą przypowieści i przykładów. Część z tych nauk zebrano w książce „Turban Mistrza Mansura”. Jest ona próbą rekonstrukcji oryginalnego wydania, z którego żaden egzemplarz nie przetrwał do dziś.

   Sufizm to, zgodnie z definicją, określenie zbiorcze na rozmaite nurty mistyczne w islamie, których częścią wspólną jest osiągnięcie boskiego absolutu. Nauki mistrza Mansura skupiają się głównie na osiągnięciu doskonałości, z pominięciem religijnego jej aspektu. Sufi Drogi tłumaczy przede wszystkim, jak być dobrym mówcą, oraz jak mądrze sprawować władzę.

   Nauki mistrza Mansura można sprowadzić do kilku głównych założeń. Należy przede wszystkim szanować własnych rozmówców. Przemawiając szczerze, skupić się na tym, co słuchacze chcą usłyszeć. Wprawdzie mówią o pewnym sposobie manipulowania innymi, jednak bez żadnych ukrytych motywów, raczej dążąc do zadowolenia wszystkich zainteresowanych stron. Mansur jest bardziej mędrcem, niż kapłanem, a w jego przypowieściach nie znajdziemy żadnego boga, jedynie mądrość i zdrowy rozsądek.

   W książce zebrano około siedemdziesięciu przypowieści, każda opatrzona morałem. Dowiemy się między innymi, jak prowadzić interesy, w jaki sposób przemawiać, byśmy zostali wysłuchani, czy też, jak postępować w nietypowych sytuacjach. Nauki mimo że bardzo stare wciąż są aktualne, a ich uniwersalność sprawia, że pozostaną wiecznie żywe.

   Książka jest bardzo ładnie wydana, w grubej oprawie stylizowanej na średniowieczne islamskie zwoje, okraszona została symbolicznymi rycinami. Anegdotki są zabawne i mądre, dzięki czemu doskonale przemawiają do czytelnika.

   Podobała mi się ta książka, sufickie nauki prezentowane przez mistrza Mansura są mi dość bliskie. Polecam wszystkim lekturę tej niewielkiej książeczki, można wyciągnąć z niej wiele dobrego, jak choćby naukę, że tylko zrozumieniem i szacunkiem wobec innych możemy coś osiągnąć. A to bardzo ważne przesłanie, we współczesnym, przesiąkniętym bezmyślną nienawiścią świecie.  

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

środa, 15 października 2014

W poszukiwaniu grzmiącego smoka

Autor: Sophie Shrestha, Romio Shrestha
Tytuł oryginału: In search of thunder dragon
Tłumaczenie: Julita Skotarska
Wydawnictwo: M
Rok wydani: 2014
Stron: 32

   Azja ma w sobie coś niezwykle pociągającego. Całkowicie odmienna kultura i wierzenia, niezależnie od tego, czy weżniemy pod uwagę Indie, Chiny, Japonię, czy jak w przypadku tej książki, Bhutan. Autorzy dali nam możliwość obcowania z historią stylizowaną na tradycyjną legendę, dzięki czemu w zupełności możemy poczuć orientalny klimat.

   Bohaterami tej opowieści jest dwoje dzieci. Amber przyleciała razem z tatą w odwiedziny do swojego kuzyna Tashiego, mieszkającego u podnóża Himalajów. Po wysłuchaniu przepięknej legendy opowiedzianej przez dziadka, postanawiają sami sprawdzić, czy pioruny naprawdę rodzą się w wyniku smoczych zabaw. Odpowiedzi na nurtujące ich pytania udzielić im może dopiero latająca tygrysica.

   Opowieść snuta jest niczym legenda. Dwoje dzieci wyrusza w podróż, by sprawdzić, to o czym im opowiedziano. Po drodze wykazać muszą się wytrwałością, cierpliwością i odwagą. Ich wyprawa oddana jest z luźnym podejściem do realizmu, dzieciom nie dokucza zimno, głód, ani zmęczenie. Dziarsko maszerują przed siebie, byle tylko osiągnąć cel swojej wycieczki, pomijając całkowicie prozaiczne jej strony.

   Chociaż sama opowieść mnie nie uwiodła, jednak oczarowały mnie ilustracje. Piękne i barwne, wyraźnie nawiązujące stylem do tradycyjnego malarstwa tamtych rejonów. Kolorowe smoki zdobią prawie każdą kartkę, a część z nich ukrywa się tylko jako świetlista plama widoczna dopiero pod światło na lakierowanym papierze.

   Spodobała mi się ta książka, ma w sobie niesamowity i niecodzienny, orientalny urok. Pozwala przybliżyć czytelnikowi Bhutan i jego kulturę. Chociaż nie zawiera w sobie morału, jednak jej wielką wartością jest właśnie jej egzotyka poszerzająca horyzonty młodego czytelnika, to właśnie dzięki niej staje się tak interesująca.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi: Sztukater.

poniedziałek, 13 października 2014

Czarnoksiężnik ze Szmaragdowego Grodu

Autor: Lyman Frank Baum
Tytuł oryginału: The wizard of Oz
Cykl: Kraina Oz, Tom I
Tłumaczenie: Stefania Wortman
Ilustracje: Krzysztof Krawiec
Wydawnictwo: Bellona
Rok wydania: 2013
Stron: 174

   Ciężko znaleźć kogoś, kto nie słyszał o wielkim i potężnym Czarnoksiężniku Ozie oraz o Dorotce, która pragnie wrócić do domu. Znałam tę historię pobieżnie z serialu animowanego, więc gdy tylko trafiła się okazja, by poznać ją bliżej, nie wahałam się ani chwili, oczekując prawdziwie magicznej i mądrej przygody.

   Dorota, dziewczynka, spokojnie wiodąca niezbyt łatwy żywot sieroty w domu wujostwa, gdzieś w Kansas, w wyniku potężnego huraganu przeniosła się wraz ze swym ukochanym pieskiem, do tajemniczej Krainy, której centrum stanowi Szmaragdowy Gród, włości wielkiego Oza. Dość szybko dowiaduje się, że jeśli ktokolwiek ma jej pomóc wrócić do domu, to może być jedynie potężny czarnoksiężnik. Nie wahając się ani chwili wyrusza do jego państwa, po drodze spotykając Stracha na wróble, Blaszanego Drwala oraz Tchórzliwego Lwa. Każde z nich pragnie czegoś, co mają nadzieję uzyskać od wspaniałego czarodzieja, Strach szuka rozumu, Drwal serca, a Lew odwagi.

   Kraina Manczkinów, od której Dorotka wraz z towarzyszami rozpoczyna swoją podróż jest tylko przedsmakiem ogromnej wyobraźni autora. Świat wykreowany przez autora jest szalenie ciekawy i pełen niesamowitych stworzeń. Bohaterowie przeżywają rozmaite przygody, niektóre groźne, inne śmieszne. Jednak wytrwałość w dążeniu do celu nie pozwala im się rozpraszać. Dość szybko się zaprzyjaźniają i razem pokonują trudności.

   Powieść czyta się bardzo przyjemnie, przenosi w magiczny i bardzo pociągający świat. Piękne ilustracje pobudzają wyobraźnię, a załączone mapy wyraźnie pokazują, że dopiero zaczynamy odwiedzać tę krainę. Równe ważne, co przyjemność z lektury są mądrości z niej płynące. Począwszy od tej, że tylko wytrwałością możemy coś osiągnąć, a skończywszy na tej najważniejszej, że czasem daleko szukamy, czegoś co już mamy. Wystarczy by ktoś otworzył nam oczy, byśmy podbudowali pewność siebie i odkryli, że to, co naprawdę cenne, najczęściej jest już ukryte gdzieś w nas.

   Książka jest przepięknie wydana, w sztywnej oprawie, na dobrym jakościowo papierze. Duża czcionka z pewnością zachęci młodych czytelników, a ilustracje na tyle gęsto okraszają tekst, że nie może wydać się monotonna. Do książki dołączony jest audiobook, czytany przez Aldonę Struzik który można również zakupić samodzielnie.

   Uwiodła mnie ta powieść, oczarowała całkowicie. Jest zaskakująca, magiczna i przede wszystkim bardzo mądra. Czasem budzi grozę, miejscami smuci, jednak wciąga zupełnie tak, że ciężko się od niej oderwać. Polecam ją dzieciom, które już czytają samodzielnie, a także rodzicom, by choć na chwilę wrócili do czasów dzieciństwa.

niedziela, 12 października 2014

Hektor

Autor: Steve Barnes
Tytuł oryginału: Hector
Tłumaczenie: Julita Skotarska
Rok wydania: 2014
Wydawnictwo: M
Stron: 32

   Jestem wierna zasadzie, że książka przeznaczona dla dzieci powinna być przede wszystkim wartościowa. Barwne ilustracje oraz sposób wydania są tylko dodatkiem, dzięki któremu dana pozycja może być bardziej pociągająca, dla młodych, często wybrednych, czytelników. Z wielką ciekawością sięgnęłam po „Hektora” przeczuwając, że idealnie wpasuje się w moje wymagania.

   Hektor jest hipopotamem, jednak wyraźnie odróżnia się od stada pasiastym, czarno-białym, umaszczeniem. Pozostałym hipopotamom w stadzie bardzo się nie podoba, że Hektor aż tak się wyróżnia, uważają, że do nich nie pasuje i powinien opuścić grupę. Wygnany i przygnębiony znalazł nowych przyjaciół, którym nie przeszkadzało, to jaki był, jednak mimo wszystko pozostał hipopotamem i jego prawdziwa natura miała okazję dojść do głosu.

   Fabuła tej bajki zawiera bardzo ważne i mądre przesłanie, by nigdy nikogo nie oceniać po wyglądzie. To nie on się liczy, lecz wielkie serce, dobroć i umiejętność wybaczenia. Hektor nie wahał się ani chwili, gdy potrzeba było pomóc małym hipopotamom i choć sam naraził swoje życie, wiedział, że pomóc trzeba. Bycie innym nigdy nie powinno stanowić powodu wykluczenia kogoś z grupy, gdyż odmienność nie jest wadą, a oryginalność warto docenić.

   O ile sama historia bardzo mi się podobała, o tyle forma jej opowiedzenia już niekoniecznie. Wierszowana narracja aż roi się od prostych, częstochowskich rymów, które wydały mi się nieco zbyt banalne. Książka idealnie się sprawdza do głośnego czytania dziecku, daje duże możliwości interpretacyjne i pozwala na budowanie nastroju smutku, grozy, czy szczęścia, zależnie od okoliczności.

   Ogromną zaletą tej pozycji są piękne ilustracje. Bardzo kolorowe i żywe, opowiadają kolejno przygody Hektora, stanowiąc idealne uzupełnienie lektury. Zdecydowanie przykuwają wzrok młodego czytelnika, który może podziwiać afrykańskie plenery. Twarda oprawa i stosunkowo grube strony sprawiają, że książka powinna być dość trwała.

   Bardzo spodobała mi się ta opowieść. Mądre przesłania, czyni ją wartościową pozycją wśród dziecięcych lektur, a przepiękne ilustracje wynagradzają przeciętny język, jakim została napisana. Szczerze ją polecam, gdyż może być pomocna w uświadamianiu dzieciom, że ocenianie innych po pozorach jest krzywdzące.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

Stosik na październik

   Przez ponad połowę września, czekałam aż dotrą do mnie zamawiane do recenzji rozmaitości, a te jak na złość, szły bardzo długo, by październik przywitać istnym deszczem nowych książek. Zaczęło się niewinnie, a niewiele było trzeba i nową przesyłkę od wydawnictwa powitałam słowami "znowu".

   A na zdjęciach moje nowe nabytki wyglądają tak:



   Pierwszy stosik, to głównie zakup własny, plus kilka recenzenckich pozycji, które pasują mi tutaj gabarytami. A od dołu licząc:
   Najpiękniejsze. Kobiety z obrazów Małgorzata Czyńska Książka przybyła do mnie dzięki LC, nie spodziewałam się jej, aż tak szybko. Póki co urzekła mnie wydaniem.
   Niedokończone opowieści Charlotte Bronte Do tej pory przeczytałam wszystko, co wyszło spod pióra tej autorki, jestem szalenie ciekawa, jakich historii nie udało jej się zakończyć. 
   Życie prywatne elit Drugiej Rzeczpospolitej, Wielcy zdrajcy od Piastów do PRL, Afery i skandale w Drugiej Rzeczpospolitej Sławomir Kopeć Te trzy pozycje oraz ta, którą widać powyżej, to efekt biedronkowej wyprzedaży. Wzięłam nieco w ciemno, choć już kiedyś wpadł mi w oko ten autor,
   Niewyjaśnione zagadki historii Polski Romuald Romański Kolejne historyczna pozycja. Apetyt na nią mam spory.
   Kłamca 2,5. Machinonachia Jakub Ćwiek Podobnie, jak "Niedokończone opowieści" poniżej, to dwie książki zakupione w ramach empikowej promocji 3 w cenie 2. Musiałam na szybko kupić prezent urodzinowy, a że i tak miałam nieco punktów Payback do wydania, więc postanowiłam upiec kilka pieczeni na jednym ogniu. Obok dumnie prezentuje się Kłamcianka towarzyska, gra karciana dołączona w pakiecie do książki. Nie miałam jeszcze okazji zagrać, ale mam nadzieję, szybko się to zmieni.
   Turban Mistrza Mansura Marek Kochan To pierwsza z książek, którą w tym miesiącu zamówiłam od Sztukatera. Zaintrygowała mnie ta książka, ciekawa jestem, jak będzie z lekturą.
   Hektor Steve Barnes Kolejna z książek od Sztukatera. przeczytana już dwukrotnie, synowi się spodobała, mnie również. Recenzja wkrótce.


   Stosik drugi, to już tylko pozycje recenzenckie, w większości od Sztukatera. Kolejno:
   Rewolwery i pistolety. Encyklopedia współczesnej krótkiej broni palnej  Aleksander B. Żuk Z początku zaskoczyła mnie wielkość paczki, którą dostałam od Sztukatera, dość szybko wyjaśniło się, czemu była tak ciężka. Gdy zamawiałam tę książkę, myślałam przede wszystkim o tym, że spodoba się mężowi, a ja jakoś spróbuję ją przełknąć. Nie wiem, czy dam radę, spodziewałam się bardziej pozycji albumowej i przede wszystkim w mniejszym formacie, a tu niespodzianka.
   Wszechświat w skorupce orzecha Stephen Hawking Kolejna rzecz, którą wzięłam z myślą o mężu, ale sama z równą chęcią przeczytam. Wydana jest przepięknie, mam nadzieję, na naprawdę interesującą lekturę.
   Przeżyłem, więc wiem. Nieznane kulisy wypraw wysokogórskich Ryszard Szafirski Kolejna pozycja, po którą sięgnęłam z ciekawością. Gęsto okraszona pięknymi zdjęciami.
   Owca w krzaku dzikiej róży Katarzyna T. Nowak Krótka wycieczka w stronę polskiego romansu, nie spodziewałam się, że to aż tak króciutka powieść.
   Ripper. Gra o życie Isabel Allende Uwielbiam tę pisarkę za "Dom duchów", miałam okazję przeczytać też kilka innych powieści jej autorstwa. Ciekawa jestem, jak sprawdzi się w zupełnie odmiennej scenerii. Otrzymana, zaskakująco szybko od LC.
   Tajemnica morskiej latarni Santa Montefiore To kolejna recenzencka pozycja od LC. Przeczytana i zrecenzowana już nawet, notka czeka cierpliwie na publikację.
   Ani słowa prawdy Jacek Piekara Również do recenzji od LC, książka, której nawet się nie spodziewałam. Przeczytałam w wielką przyjemnością, a recenzja kiedyś się pojawi.
   W poszukiwaniu grzmiącego smoka Sophie Shrestha Ostatnia z pozycji od Sztukatera. Przepięknie ilustrowana, Dość szybko się za nią wezmę. więc wypatrujcie recenzji.

   Jak widać, klęska urodzaju. Ale jak mawiają, od przybytku głowa nie boli, więc cieszę się z każdej książki ze zdjęć powyżej. Radość nieco tylko przesłania mi, wciąż niedoczytana, "Ziemia obiecana", ale i ją powolutku nadrabiam. Mam tylko nadzieję, że wyrobię się w terminach z recenzowaniem.

piątek, 10 października 2014

Szczuty i Morze Rozległe

Autor: Robert V.S. Redick
Cykl: Rejs Chathranda, Tom II
Tytuł oryginału: The rats and the ruling sea
Tłumaczenie: Małgorzata Strzelec
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2011
Stron: 672

   Po jakże obiecującej lekturze pierwszej odsłony Rejsu Chathranda, pełna pozytywnych uczuć sięgnęłam po tom drugi. Po lekturze wiem już, że w niczym nie ustępuje swojemu poprzednikowi i z wielką nadzieją wypatruję zaplanowanej na czwarty kwartał tego roku premiery zwieńczenia cyklu.

   Z Tashą, Pazelem oraz Neepsem rozstaliśmy się na chwilę przed uroczystością podpisania traktatu godzącego po latach Mzithrim z Arqualem a ściśle powiązanym z planowanym ślubem, mającym przypieczętować przymierze. Z drugiej strony, trójka młodych bohaterów razem z Dradielu oraz Hercólem, również naznaczonymi przez czerwonego wilka, zawiązali przymierze, którego celem jest pokonanie Anurisa i uniemożliwienie mu zdobycia władzy nad Nie-kamieniem. Bohaterowie opuszczeni przez Ramachniego muszą szukać sprzymierzeńców na pokładzie statku. Jednak czy mogą komuś zaufać w tak ważnej sprawie? Ponadto obecność Nie-kamienia na pokładzie statku ma dziwny wpływ na wszystkich podróżujących.

   Odpłynąwszy z Simji Chathrnad wyrusza z powrotem na wschód do Etherhode, a przyjemniej tak ma to wyglądać dla wszystkich obserwatorów. Po upozorowanej katastrofie statek udał się na południe mijając szereg tropikalnych wysepek, by w końcu wypłynąć na Morze Rozległe, bezkresny ocean, pośrodku którego szaleje straszliwy wir, wciągający w swe otchłanie wszystko, co tylko pojawi się na morzu, bądź w powietrzu ponad nim. Bliskość wiru sprawia, że podróż tak wielkim okrętem jest niezmiernie uciążliwa, jednak mniejsze jednostki nie mają najmniejszych szans na NelluRoq. Zabrakło mi mapy południowych krain, co w sumie jest zgodne z koncepcją dziennikarskiej relacji, której trzyma się powieść, jednak nieco mi utrudniło orientację.

   Umiejscowienie akcji na pokładzie Chathranda ma jeden mankament, jest to zamknięty teren, w związku z tym nie możemy liczyć na spotkanie nowych bohaterów, a co najwyżej na lepsze poznanie, którzy pojawili się już w poprzednim tomie. I chociaż na pierwszym planie wciąż pozostają Tasha, Pazel i Neeps, to mamy okazję zdecydowanie lepiej zrozumieć pozostałych bohaterów. Swe, nieznane wcześniej oblicze odkrywa między innymi Bolutu, Lady Oggosk, czy kapitan Rose. Każda z tych postaci jest niejednoznaczna i wielopoziomowa, wszystkimi kierują motywy absolutnie niejasne dla pięciorga sprzysiężonych. Autor umiejętnie dawkuje odkrywane powoli tajemnice, więc czytelnikowi równie trudno wybrać kogoś, kto mógłby pomóc im w walce z Anurisem.

   Książkę czyta się bardzo dobrze, nie ma w niej przestojów, ale fabuła nie pędzi też jak szalona. Można w pełni rozkoszować się słoną bryzą, nie narzekając na nudę. Autor idealnie oddał zagubienie i desperację bohaterów, zmuszonych do działania, którego nie są pewni. Zwroty akcji nie są zbyt częste, dzięki czemu sprawiają wrażenie naturalnych konsekwencji, a nie niespodziewanej interwencji istot z innych wymiarów. Akcja toczy się dość spokojnie, są momenty, w których dzieje się bardzo dużo oraz takie, które pozwalają nieco odpocząć. Niczym na morzu, gdzie po burzy, następuje chwila ciszy.

   Zdecydowanie polecam tę powieść. Autor z wielkim wyczuciem prowadzi fabułę, nie zarzucając czytelnika ciągłymi zwrotami akcji o sto osiemdziesiąt stopni. Jest to kawałek świetnie napisanej fantastyki, która pozwala zagłębić się w bardzo bogatym i skrupulatnie stworzonym uniwersum.

Gender

Autor: Grzegorz Wróblewski
Wydawnictwo: Forma
Rok wydania: 2013
Stron: 80

   Lubię od czasu, do czasu sięgnąć po literaturę współczesną a gdy jest to, tak zwana, literatura z górnej półki, stanowi to dla mnie wyzwanie. Miedzy innymi z tego względu sięgnęłam po książkę Grzegorza Wróblewskiego, twórcę nowoczesnej, ambitnej sztuki literackiej. Zachęcająco podziałał na mnie opis na okładce, obiecujący dość ciekawą, intelektualną i niejednoznaczną rozrywkę.

   W skład tek książki wchodzi jedenaście opowiadań i jeden dramat. Każde z opowiadań jest inne, większość łączy Dania, w której od lat mieszka autor książki. Ciężko mi pisać o jakiejś fabule, czy tle akcji w opowiadaniach, gdyż sprawiają wrażenie alkoholowo-narkotykowych wizji. W większości są niespójne i niezrozumiałe, jednak zmuszają do zastanowienia się, gdyż każde z nich stawia jakieś pytanie.

   Spodobało mi się jedynie opowiadanie pod tytułem „800 dzikich gęsi i kot”, w którym temat masowej eksterminacji dzikiego ptactwa jest pretekstem do rozważanie o tym, dokąd zmierza ludzkość. Moją uwagę zwrócił też zawarty w tomie dramat zatytułowany „Lodówka” a będący nowoczesnym teatrem improwizacji, w którym fabuła wymyka się spod kontroli, a aktorzy są w równej mierze odtwórcami, co kreatorami rzeczywistości. Jednak mimo różnorodności w każdego teksu wyłania się pytanie, o to kim naprawdę jesteśmy. Czy rzeczywistość, z którą się stykamy jest prawdą, czy tylko ułudą? Czy jest sens tworzyć coś oryginalnego, czy lepiej wygodnie żyć powielając tylko, to co wcześniej robili inni?

   Zdecydowanie nie jest to łatwa książka. Język sprawia wrażenie mocno chaotycznego, nieco poetyckiego. Pełen jest nie do końca klarownych metafor oraz symboli. Lektura wymaga przemyślenia i niełatwo ją zrozumieć, co może zniechęcić czytelników. Nieco przywiodła mi na myśl twórczość Ronalda Topora, jednak Francuz pisał bardziej zrozumiale, a przede wszystkim okraszał swoje opowiadania i powieści sporą dawką humoru, którego u Wróblewskiego nie znalazłam.

   Ciężko mi ją polecić komukolwiek, po prozę tego typu albo się czyta, albo nie. Z pewnością stanowić może wyzwanie, choć z drugiej strony ileż można sięgać po banalne czytadła? Mam spory problem z jednoznaczną oceną tej książki, gdyż aż za bardzo czuję, że brak mi kompetencji, by ją obiektywnie podsumować.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

O zdrowiu i chorobach szlachty polskiej. Ludzkie defekty, humory i następcy Hipokratesa

Autor: Karolina Stojek-Sawicka
Wydawnictwo: Bellona
Rok wydania: 2014
Stron: 312

   Ta książka zaintrygowała mnie od samego początku, z jednej strony do głosu doszły zainteresowania, z drugiej wykształcenie biotechnologiczne, z trzeciej zaś świadomość, że od Bellony można oczekiwać dobrych książek. Spodziewałam się po tej pozycji przeglądu chorób i schorzeń, które nękały naszych przodków, niestety w trakcie lektury musiałam mocno zrewidować swoje oczekiwania.

   Książka składa się z czterech części, każda z nich poświęcona jest nieco innemu zagadnieniu a wszystko wciąż oscyluje w pobliżu chorób nękających szlachtę polską. Pierwszy rozdział poświęcony jest domniemaniu na temat przyczyn wysokiej zachorowalności w szlachetnej Polsce. Niski poziom higieny, niezdrowy styl życia, częste spożywanie zepsutej żywności, nadużywanie alkoholu i objadanie się oraz znikoma wiedza medyczna bardzo często prowadziły do poważnych schorzeń, nie zawsze śmiertelnych, ale często niezmiernie uciążliwych.

   W drugim rozdziale poznajemy same choroby. Dowiadujemy się, co najczęściej nękało naszych przodków i jak wpływało na ich życie. Był to rozdział, który wydał mi się najciekawszy i nieco ubolewałam nad tak ogólnym potraktowaniu tematu. Kłopoty żołądkowe, przypadłości kobiece, nowotwory, czy szalenie niebezpieczne choroby zakaźne, z syfilisem na czele, to tylko cześć z dolegliwości stale obecnych w czasach szlacheckich. Spodziewałam się większej analizy schorzeń szlachty polskiej, a nie tylko dość ogólnego ich wyliczenia.

   Rozdział trzeci, poświęcony dawnej medycynie był najbardziej interesujący. Dał możliwość poznania, często zaskakujących i niejednokrotnie szkodliwych sposobów kuracji. Stosowanie rtęci, choć często dawało dobre wyniki, ze względu na jej toksyczne właściwości, równie często kończyło się źle dla kurowanego. A to i tak tylko jedno z nielicznych podejrzanych lekarstw stosowanych przez naszych przodków. Ponadto w leczeniu wykonywano szereg zabiegów medycznych na czele z puszczaniem krwi i lewatywą, co również miało nie zawsze pozytywne rezultaty.

   W ostatnim rozdziale poznajemy osoby, których obowiązkiem było czuwanie nad zdrowiem innych. Lekarze, znachorzy, zielarki, astrolodzy czy zwykli szarlatani częstokroć więcej szkodzili, niż pomagali. O ile ci pierwsi nie musieli spodziewać się negatywnych konsekwencji, gdyż jako dyplomowani medycy cieszyli się wręcz immunitetem, o tyle pozostałych często spotykała przykra niespodzianka, gdy pacjent zszedł z ziemskiego padołu. Nie należy również zapominać o uzdrawiającej sile modlitwy, która pomagała, lub nie, zawsze tam, gdy zawodzili ludzie.

   Książka jest napisana bardzo przystępnym językiem, dzięki czemu czyta się ja błyskawicznie. Niepotrzebna jest specjalistyczna wiedza, by przywozić sobie jej treść. Mamy okazję poznać historię medycyny w pigułce, ograniczoną do czasów pierwszej Rzeczpospolitej. Liczne źródła przytoczone na koniec każdego rozdziału pozwalają dociekliwym poszukać więcej informacji.

   Jest to bardzo interesująca pozycja i zdecydowanie polecam ją każdemu, kto lubi zgłębiać historyczne ciekawostki. Nieco zawiodło mnie tak ogólne ujęcie tematu i jakieś dziwne przeczucie, że o ile historia autorce jest bliska, o tyle medycyna już niekoniecznie. Wolę jednak wierzyć, że pomylenie ospy wietrznej, z ospą wynikało raczej z przeoczenia, niż z ignorancji.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Lubimy czytać.

poniedziałek, 6 października 2014

Otwórz oczy, zaraz świt

Autor: Mateusz Czarnecki
Wydawnictwo: Al Reves
Rok wydania: 2014
Stron: 212

   Jak prosto jest ulec potędze konsumpcjonizmu, pogoni za materialnością, dążeniem do perfekcji. Równie łatwo jest zagubić się w tym, czego sami oczekujemy od siebie, tym, jak chcemy by widział nas świat. Czasem by to zmienić potrzebujemy przeprowadzić psychiczno-duchową rewolucję, a to nigdy nie przychodzi bez wyrzeczeń.

   Teodor, to bardzo autobiograficzna postać. Młody człowiek sukcesu, prezes świetnie prosperującej firmy, spełniony w prawie każdej płaszczyźnie życia. Jednak to tylko pozory, wewnętrznie jest już zmęczony tym wszystkim, powierzchownością takiej egzystencji i brakiem prawdziwych uczuć. Oderwany od najbliższej rodziny, bez kogoś, na kim mógłby się wesprzeć w każdej chwili, pogrąża się w marazmie i przygnębieniu. Jeden impuls wystarczył by to zmienić, niespodziewana podróż do Indii i spotkanie Amiry sprawiło, że zaczął oczekiwać od życia czegoś więcej. Gdy jakiś czas później cała, jego misternie budowana, idealna bajka legła w gruzach, postanawia w końcu zacząć żyć dla siebie i stawia wszystko na jedną kartę- bilet do Bombaju.

   Równie ważne, co życiowa przemiana Teodora, są w tej powieści Indie. Począwszy do bardzo komercyjnego ujęcia, od obowiązkowych punktów, które odwiedzić musi każdy turysta, poprzez coraz bardziej odległe rejony, aż do prawdziwie egzotycznych i nietypowych miejsc, jak klasztor gdzieś u podnóża Himalajów. Już od pierwszych stron można było poczuć ducha Indii, gwar ulic, intensywne zapachy przypraw, oraz feerię barwnych strojów Hindusów. Autor zdecydowanie widział, co opisuje i można to wyczuć w trakcie lektury.

   Jednak najważniejszym w tej powieści, jest chyba przedstawienie stylu życia mieszkańców Indii, całkowicie odmienny od naszego, nastawionego na dokonanie czegoś, kiedy, zamiast cieszenia się życiem tu i teraz, skupionym na planowaniu, zamiast na przeżywaniu. Dla typowych wychowanków europejskiej kultury poznanie czegoś tak odmiennego musi być szokiem, a podążenie taką, a nie inną życiową ścieżką na pierwszy rzut oka może wydawać się niewykonalne. Jednak nawet afirmacji chwili można się nauczyć, wystarczy nieco zwolnić, zatrzymać się, zacząć cieszyć się tym, co mamy i realizować własne marzenia, pilnując, by naprawdę były nasze, a nie stanowiły projekcji cudzych oczekiwań.

   Lektura upłynęła mi bardzo przyjemnie. Książa wzruszyła, nieco zaskoczyła i chociaż jej podstawowe przesłanie niekoniecznie było skierowane do mnie, doceniam je, gdyż taki właśnie styl życia towarzyszy mi od dawna. Oczarowały mnie indyjskie pejzaże, oddanie bogatego kolorytu tego niesamowitego kraju i skonfrontowanie go z polską codziennością. Książa zmusza do refleksji nad samym sobą, do przemeblowania swoich wartości i zastanowienia się, na ile są one ważne.

   Zdecydowanie polecam tę powieść każdemu, kto chociaż raz zaczął się rozmyślać, dokąd zmierza. Być może dzięki lekturze znajdzie w sobie impuls, by odmienić na lepsze swą prozaiczną egzystencję. Każdy zainteresowany kulturą Indii, również powinien wpisać tę książkę na listę obowiązkowych książek do przeczytania.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Lubimy czytać.

środa, 1 października 2014

Podsumowanie września

   Wrzesień rozpoczęłam od serii egzemplarzy recenzenckich otrzymanych dzięki Lubimy Czytać, a było ich co nieco, niestety na wszystkie recenzje trzeba będzie nieco poczekać. Później zaczęłam kurczyć moją poczekalnie i udało mi się zdjąć z niej aż sześć książek, więc wynik uważam za całkiem dobry. A ogólnie czytanie szło mi przyzwoicie, było nieco krótszych pozycji, nieco obszerniejszych, jak co miesiąc. A co na to liczby?

   Przeczytanych książek było 12, w tym tylko jeden komiks. Licznik stron przeczytanych zatrzymał się na 1950, co dało przeciętny wynik 65 stron dziennie. Mam nadzieję, że październik będzie bardziej łaskawy. Za to co mnie cieszy bardzo mocno udało mi się odhaczyć 1000 przeczytaną książkę, na mojej półce na Lubimy Czytać, więc w sumie powód do świętowania jest. 
   Moja biblioteczka wzrosła jedynie o 5 pozycji i pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna udało mi się przeczytać więcej książek niż mi przybyło.

   Moje wrześniowe lektury zdominowała fantastyka, było nieco pozycji dziecięcych, nadrabianie cyklu Tajemnice zwierząt, oraz jedna pozycja popularno-naukowa. Mnie samą zaskoczył absolutny brak klasyki, co już staram się nadrabiać. A kolejno szło tak:

   O zdrowiu i chorobach szlachty polskiej. Ludzkie defekty, humory i następcy Hipokratesa Karolina Stojek-Sawicka

   Jest to bardzo interesująca propozycja, choć dość ogólnikowa. W odbiorze bardzo przyjemna, jednak wolałabym widzieć taką publikację napisaną przy współpracy lekarza, czy mikrobiologa. Miałam nadzieję poczytać o dawnych chorobach, a dostałam dość ogólny przegląd informacji z zakresu historii medycyny. Nie zmienia to faktu, że książkę wspominam bardzo miło. Pełna recenzja wkrótce, musi poczekać na swoją premierę na LC.

   Otwórz oczy, zaraz świt Mateusz Czarnecki 

   Nie spodziewałam się aż tak przyjemnej lektury. Z jednej strony niby banalna historia o człowieku, który odnalazł samego siebie, z drugiej strony zmusza do głębokiego zastanowienia się nad własnym życiem. Czy zawsze to do czego dążymy jest tym, czego nam potrzeba? Podobnie, jak w powyższą, wkrótce mam nadzieję, pojawi się pełna recenzja.

   Smerf czarnoksiężnik Pierre Culliford

   Kolejny komiks o smerfach w mojej kolekcji.
Trzy historyjki o małych niebieskich ludzikach i ich odwiecznym wrogu Gargamelu. Zabawne i sympatyczne, smerfy od zawsze należały do moich ulubionych bohaterów komiksowo- kreskówkowych.

   W kraju Patataju Wanda Chotomska

   Szalenie kolorowa i zabawna. Urzekła mnie neologizmami i sporym formatem. Spodziewałam się mniejszej książeczki, a tu duży, większy od A4 format i sztywna, porządna oprawa. W odbiorze bardzo przyjemna, a piękne ilustracje skuszą każdego młodego czytelnika. Więcej o niej w recenzji.

   Nauka Świata Dysku IV, Dzień zagłady Terry Pratchett, Ian Stewart, Jack Cohen

   Choć trzy poprzednie tomy Nauki Świata Dysku od dawna mam już w domu, to jakoś miałam niezrozumiałe opory przed lekturą. Gdy otrzymałam tę książkę od LC, opory musiały ustąpić i bardzo dobrze. Nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać i miło zaskoczyła mnie konstrukcja książki. Przeplecenie teoretycznych, filozoficzno- naukowych rozważań z fabułą incydentu na Niewidocznym Uniwersytecie. Ogromna dawka humoru jest kolejną zaletą książki. Pozycja zdecydowanie dla tych, co lubią myśleć i kwestionować otaczającą ich rzeczywistość.

   Belgarath Czarodziej, Czas niedoli, Tajemnica David Eddings, Leigh Eddings

   W pewnym sensie jest to odcinanie kuponów od uznanej Belgariady, z drugiej strony świetne uzupełnienie całego cyklu, usystematyzowanie historii stworzonego uniwersum. U nas wydana w trzech tomach, oryginalnie stanowiących jedną książkę, Wszystkie tomy zrecenzowane. Tak w trakcie lektury przyszło mi do głowy, jak opowiedziana tu historia wygląda z drugiej strony z perspektywy tych złych. Choć takiej wersji już się nie doczekam.

   Motyle naszych lasów i łąk Adam Małkiewicz, Mięczaki z muszlą i bez muszli Katarzyna Bulman, Beata Pokryszko, Koty duże, średnie, małe Tomasz Kokurewicz

   Kolejne trzy tomy z mojego ulubionego cyklu przyrodniczych książek edukacyjnych. Pięknie ilustrowane, oprócz przedstawienia ciekawych gatunków zwierząt wprowadzają również w podstawy ekologii.

   Czarnoksiężnik ze Szmaragdowego Grodu   Lyman Frank Baum

   To pierwszy tom dość obszernego cyklu Kraina Oz, bardziej znana pod tytułem: Czarnoksiężnik z Krainy Oz. Kultowa już historia o wyprawie, której celem jest spełnienie marzeń przy pomocy wielkiej i potężnej magii. Mądra książka z pięknym przesłaniem, Wydana bardzo ładnie, w grubej oprawie, na świetnym papierze i okraszona bardzo miłymi dla oka ilustracjami. Powoli przymierzam się do recenzji.

   To wszystko, co udało mi się w tym miesiącu przeczytać, dość różnorodnie, jak zwykle u mnie. Pozostaje jedynie popracować nad lepszymi wynikami w październiku.

   Na zakończenie pragnę zachęcić wszystkich swoich czytelników, do wzięcia udziału w sztukaterowym konkursie.