piątek, 30 stycznia 2015

Anaruk Chłopiec z Grenlandii

Autor: Czesław Centkiewicz
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2014
Stron: 48

   Czesław Centkiewicz to znany podróżnik i wielokrotny zdobywca biegunów. Swoje miejsce w literaturze zawdzięcza wielu książkom podróżniczym i reportażom z wypraw, czy to tworzonymi samodzielnie, czy też we współpracy z żoną, która równie chętnie wędrowała po rejonach polarnych. W dorobku autora można znaleźć również kilka książek przeznaczonych dla młodszych czytelników i jedną z takich powieści jest historia dwunastoletniego Anaruka.

   Anaruk jest typowym eskimoskim chłopcem i jego życie w niczym nie przypomina tego, jakie znamy na co dzień. Dowiadujemy się o polowaniach na foki i białe niedźwiedzie oraz o ciężkiej pracy, jakiej poświęcają się wszyscy, począwszy od mężczyzn, poprzez kobiety i dzieci. Dzięki książce poznajemy życie typowej grenlandzkiej rodziny, myśliwych i koczowników, wiernych swoim tradycjom, żyjącym z harmonii, niezmiennie od wielu lat.

   Autor spędził wśród Eskimosów rok, całe arktyczne lato i długą polarną zimę, w czasie której burze śniegowe są tylko czasem rozpraszane przez mdłe światła zorzy polarnej. Mamy okazję poznać pełny obraz życia eskimoskiego społeczeństwa, które zawsze trzyma się razem. Ekstremalne warunki życia zrodziły ludzi twardych, jednak nie bezwzględnych. Eskimosi są gotowi wspierać się, gdy tylko zajdzie potrzeba oraz gdy mają taką możliwość. Nie znają fałszu ani przemocy, nie wiedzą czym jest kradzież, czy oszustwa, są prości i prostolinijni, niestety często jest to wykorzystywane przez białych handlarzy, sprzedających im za grosze towary, w zamian za cenne futra i skóry.

   Książkę czytało mi się bardzo dobrze, wielokrotnie zdumiały mnie szczegóły z życia ludzi północy. Jest to barwna opowieść o trudach codzienności i radości z udanego polowania. Zachwycił mnie ten tak, odmienny, świat, pełen wzajemnej ufności i solidarności. Pierwsze wydanie książki ukazało się ponad siedemdziesiąt lat temu, więc naszła mnie refleksja ile z tego świata przetrwało do dzisiaj. Czy Eskimosi nadal potrafią żyć, tak jak żyli do tej pory, czy zmuszeni byli ulec napierającej cywilizacji?

   Opowieść o Anaruku została zaliczona do szkolnych lektur i myślę, że słusznie. Może nie jest to historia, która porwie dzieciaki, lecz z pewnością poszerzy horyzonty młodego czytelnika, pokaże mu zupełnie inny świat. Nie jest to książka wybitna, jednak zdecydowanie warta poznania, gdyż jest swego rodzaju świadectwem, że można żyć w sposób tak odmienny, od tego, jaki znamy.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Lubimy czytać.

niedziela, 25 stycznia 2015

Oberki do końca świata

Autor: Wit Szostak
Wydawnictwo: Powergraph
Rok wydania: 2014
Stron: 284

   Zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać po tej książce, skusiło mnie jednak nazwisko autora, którego miałam okazję poznać, dość dawno temu, przy okazji lektury książki „Poszarpane granie”. Ta powieść jest zupełnie inna, bardziej przyziemna, codzienna, pełna jednak subtelnej, niewysłowionej magii.

   Opowieść rozpoczynamy z początkiem dwudziestego wieku, na prowincji, gdzieś w ziemi radomskiej. Trudy codziennego życia na wsi rozpraszają dźwięki skrzypiec, zapraszające na wieczorne zabawy i wpisujące się w tradycję obchodzenia ważnych uroczystości. Jednym ze skrzypków jest Józef Wicher, a gra na instrumentach zawsze w rodzinie Wichrów była najważniejsza. Grał każdy, najpierw na bębenku wystukując rytm, później poznając tajniki wichorwych oberków.

   Oberki, mazurki i poleczki towarzyszą Wichrom na każdym kroku, są dla nich źródłem utrzymania i sposobem na życie, od czasów pierwszego Wichra, który zawitał Rokicin. W tych skocznych melodiach zaklęte jest nieco więcej niż tylko dźwięki. Muzyka ma kluczowe znaczenie, oddalając od Rokicin szarości codziennego dnia i koszmar drugiej wojny światowej. Jednak po wielu latach świat zewnętrzny dotarł nawet na tak odległą prowincję. Czas przemija, ludzie się zmieniają i tradycyjne oberki przestają być potrzebne. Synów Józefa urzekło miasto, wybyli więc z prowincji zostawiając całą swoją wiejską przeszłość za sobą.

   Wśród dźwięków muzyki toczy się zwyczajne życie Józefa Wichra. Problemy codzienności zagłusza grą na skrzypcach, które pomagają mu poradzić sobie z zawodem miłosnym, nagłym odejściem brata i tym, jak wojna brutalnie wdarła się do jego domu, podrzucając mu do piwnicy niemieckiego oficera. Radość z narodzin dzieci i rozczarowanie gdy nie garną się do muzyki, śmierć bliskich i spory z przyjaciółmi, typowe, codzienne problemy, które ubrane w nuty oberków nabierają zupełnie innego wymiaru.

   W książce znajdziemy swoistą mieszankę realizmu i magii, z jednej strony muzyka kształtująca rzeczywistość i łącząca grających z zaświatami, z drugiej zaś szara codzienność przepleciona ważnymi dla kraju wydarzeniami. Wojna, komunizm, aż w końcu odzyskana wolność, to wszystko czai się gdzieś z boku, na ostatnim planie, nie wchodząc z butami w życie rokicińskiej społeczności. Tu bowiem rządzi muzyka, czasem diabelska, czasem boska, posiada moc sprawczą, oddala troski codzienności. Jednak z czasem nawet muzyka przestaje wystarczać. Idzie nowe, nikt już nie potrzebuje starodawnych oberków i wiejskiej muzyki. Nowoczesność wdziera się dyskretnie, lecz zdecydowanie w społeczność, a Józef Wicher i jego oberki pozostają pieśnią przeszłości. Nawet rokiciński diabeł w wierzbowej dziupli jakoś się skurczył i odchodzi w zapomnienie.

   Jest to opowieść o muzyce i przemijaniu, o świecie jakiego na próżno dziś już szukać. Refleksyjna i pełna czaru historia w rytmie oberków, mazurków i polek. Każdy z rozdziałów zagrany został na inną nutę, czasem zabawną, czasem smutną. Dawne zwyczaje odchodzą, nie ma ich kto pielęgnować, nie ma komu zasiąść do skrzypiec, by wykrzesać z ich zmęczonych strun najprostsze chociaż dźwięki. Czytelnik znajdzie tu piękny i dokładny obraz wsi i tego, jak zmieniała się ona z biegiem lat.

Bardzo spodobała mi się ta opowieść, wzruszając niejednokrotnie, pogrążyła mnie w refleksyjnym, przyjemnym nastroju, z delikatnym poczuciem żalu za światem, który odszedł i nie wróci. Lektura upłynęła mi bardzo przyjemnie i z pewnością szybko nie zapomnę tej książki. Polecam ją każdemu, kto lubi się czasem zagłębić w inny, jednak wcale nie odległy świat.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater i przypominam, że znajduje się ona w puli nagród blogowego konkursu.

czwartek, 15 stycznia 2015

Opowiem ci mamo: co robią żaby

Autor: Marcin Brykczyński
Ilustracje: Katarzyna Bajerowicz-Dolata
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2014
Stron: 28

   Nie tak dawno zachwyciłam się pierwszą książką z tej serii, w „Opowiem ci mamo, co robią mrówki” oczarowały nie szczegółowe i przepięknie dopracowane ilustracje. Z wielką niecierpliwością czekałam na kolejne odsłony cyklu, choć zmiana rysownika sprawiła, że w końcu zrezygnowałam z zakupów. Do czasu, aż ukazała się książka o żabach, w której znów mamy okazję podziwiać prace Katarzyny Bajerowicz.

   W książce poznajemy życie żab, począwszy od spokojnego przebudzenia i wygrzebania się z błota wczesną wiosną, poprzez intensywny okres godowy, wyląg małych kijanek, aż do pełnego przeobrażenia w dorosłą żabę, która znów przed zimą szuka przytulnej kryjówki. Kolejne karty książki odkrywają czytelnikowi zachodzące zmiany, pory roku powoli następują po sobie, a żaby przechodzą pełny cykl rozrodczy. Jednak nie jest to tylko książka o tych sympatycznych, oślizgłych bezogonowych płazach. Na ilustracjach mamy okazję podziwiać pełny przekrój wodnego środowiska. Znajdziemy tu ważki i ich larwy, ryby, szczeżuje, komary, pijawki i całe bogactwo wodnej i nadwodnej fauny. Flora reprezentowana jest równie bogato, od wczesnowiosennych kwiatów podbiału, poprzez niezapominajki, tatarak, grzybienie, czy strzałkę wodną, aż po kwitnące brzozy i lipy.

   W tej publikacji znajdziemy również króciutką grę planszową, zmuszającą graczy do odrobiny ruchu, bądź też kumkania oraz dwie wstawki zawierające przyrodnicze ciekawostki. Na pierwszej z nich dowiemy się nieco więcej o niektórych wodnych zwierzątkach, o topiku, który trzyma pod wodą powietrzny dzwon, czy o ciernikach budujących gniazda dla swego narybku. Druga wstawka zawiera pełny przegląd bezogonowych płazów, na jakie możemy trafić w Polsce, każda grupa została w skrócie opisana a dołączone ilustracje pozwolą czytelnikowi odróżnić je od siebie. Na ostatnim z dodatków dowiemy się, jak w szybki sposób złożyć małe papierowe żabki, które z pewnością sprawią dzieciom wiele frajdy.

   Ogromną siłą tej książki są rysunki, od razu widać, że autorka dokładnie wie, co chce narysować. Nie natrafimy tu na wymyślone rośliny o fantazyjnych kształtach, a ktoś zainteresowany przyrodą z pewnością znajdzie tu wiele ciekawostek, czy będzie to kotewka orzech wodny, czy też może stułbia. Każdą ze stron można oglądać wielokrotnie, co rusz znajdując na niej nowe szczegóły Krótkie dwuwersowe wierszyki są zabawne i proste, jednak bez towarzystwa drobiazgowych ilustracji straciłyby cały urok.

   Z czystym sercem polecam tę książkę każdemu dziecku, jest to publikacja, przy której można spędzić wiele godzin, omawiając co wydarzyło się na kolejnych stronach. Młody czytelnik ma okazję poznać świat przyrody, a rodzic z pewnością z równą chęcią pogłębi swoją wiedzę. Grube, sztywne kartki sprawiają, że książka może służyć dzieciom przez lata i myślę, że wielu młodych czytelników z przyjemnością będzie do niej wracać.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Lubimy czytać.

   Przy okazji pragnę Wszystkich serdecznie zaprosić do udziału w konkursie na opowiadanie.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Konkurs na dobry początek nowego roku

   Dawno już u mnie konkursu nie było i chyba najwyższa pora, by jakiś się znalazł. Pula nagród dość skromna, ale mogę obiecać, że jak zainteresowanie będzie, to i konkursy będą częściej. Większość to egzemplarze recenzenckie, niektóre z nich posiadają niewielkie pieczątki, książki są przeczytane i widać na nich niewielkie ślady zużycia. Cała pula nagród prezentuje się tak:


   Jak widać klimaty bardzo różne, od lżejszych, młodzieżówek, poprzez niezobowiązującą przygodówkę, aż do nieco bardziej wymagających tytułów. Recenzje prawie wszystkich są już dostępne na blogu, wyjątkiem jest Pętla sokolnika, oraz Oberki do końca świata, informacja o tej drugiej niedługo się pojawi.

A teraz pora na zasady:

1. Organizatorem konkursu jestem ja- autorka tego bloga.
2. W związku z punktem 1, cała pula nagród pochodzi z mojej prywatnej kolekcji.
3. Wspomniana w punkcie 2 pula nagród to stosik powyżej. Zwycięzca konkursu ma prawo wybrać jedną z książek.
4. Konkurs potrwa od dzisiaj (12-01-2015) do końca stycznia (31-01-2015).
5. Ze zwycięzcą skontaktuję się osobiście, choć na odpowiedź będę czekać najwyżej tydzień. Nagrody wyślę pocztą, listem poleconym.
6. Warunkiem wzięcia udziału w konkursie jest:
a) Podanie swojego imienia/nicka oraz adresu e-mail w komentarzu pod postem (nie przyjmuję anonimowych zgłoszeń!)
b) Odpowiedź na pytanie konkursowe.
c) posiadanie adresu korespondencyjnego na terenie Polski
7. Odpowiedzi na pytanie analizuję w sposób absolutnie subiektywny!
8. Dodanie bloga do obserwowanych oraz podlinkowanie konkursu nie jest obowiązkowe, będzie jednak miłym gestem.
9. Podobnie jak polubienie świeżo założonego funpage'a.

Pytanie konkursowe:

Która z zeszłorocznych recenzji najbardziej zapadła Wam w pamięć?

  Zachęcam wszystkich do wzięcia udziału w konkursie i od razu zapowiadam, że mogę do nagrody dorzucić jakiś gratisik- niespodziankę. Wybrany zwycięzca może wybrać jeden z powyższych tytułów.


czwartek, 8 stycznia 2015

Róg obfitości

Autor: Andrzej Urbańczyk
Wydawnictwo: Nord
Rok wydania: 2014
Stron: 402

   Z tym autorem spotkałam się już kilkukrotnie, przy czym ostatnie dwie lektury, opowiadania „Z całego świata” oraz aforyzmy „Koniec świata” uważam za bardzo udane. Pisarz i podróżnik urzekł mnie swoim spojrzeniem na świat i mądrością godną prawdziwego człowieka renesansu. Bez wahania więc sięgnęłam po „Róg obfitości”, oczekując że znajdę w niej wiele interesujących, czy też zabawnych tekstów.

   Jest to przedziwny zbiór, w którym, jak sam autor napisał, wrzucono mydło i powidło, prawdziwy groch z kapustą. Znajdziemy tu opowiadania, aforyzmy, scenariusze, krótkie sztuki teatralne, skecze kabaretowe, piosenki, króciutkie myśli, czy też fragmenty wykładów oraz pojedyncze zdania, akapity, które kiedyś zrodziły się w jego głowie, jednak nie zostały ujęte w żadnym z licznych dzieł pisarza.

   Książka składa się z piętnastu rozdziałów, każdy z zupełnie inną zawartością. Przygodę z tak rozmaitymi dziełami autora rozpoczynamy od kontrowersyjnego scenariusza do filmu o alternatywnym zakończeniu powstania warszawskiego. Wizja powstania dzięki swemu prawdopodobieństwu jest wstrząsająca, choć nieco obrazoburcza. Dalej znajdziemy typowe dla autora aforyzmy, dobitne, trafne i inteligentne. W książce jest też miejsce dla liryki, znajdziemy tu typową poezję, jak również piosenki i fraszki.

   Sporą część książki zajmują też opowiadania, w tym jedno napisane dość przystępną angielszczyzną. Zaskoczyły mnie miło historie science fiction, choć w jednym z nich, zatytułowanym „Pan wiatr” zdecydowanie nie pasowały mi teorie dotyczące zjawisk atmosferycznych. Najbardziej interesujące w tej publikacji były dla mnie dwa wstępy do wykładów, wprowadzenie do nawigacji napisane w bardzo przystępny sposób oraz króciutki wstęp do chemii. Wyraźnie widać, że autor hołduje słowom Alberta Einsteina, że „każda rzecz powinna być tak prosta, jak to tylko możliwe”, w związku z tym przekazuję wiedzę, z tych dość trudnych dziedzin, w sposób bardzo przystępny i przyjemny. Najgorsze wrażenie zrobiły na mnie skecze kabaretu Bobaq, do którego należał autor. Zdecydowana większość z nich była dla mnie totalnie niezrozumiała i absolutnie nieśmieszna, choć winiłabym tu lata pięćdziesiąte dwudziestego wieku, w których te teksty powstały.

   Niezmiernie trudno jest jednoznacznie ocenić tak różnorodną publikację. Z jednej strony można podziwiać autora, który działał na prawie każdym możliwym literackim polu, z drugiej zaś, jakość tekstów jest różna. Nie bez znacznie pozostaje również wieka autora, którego młodość zbiegła się z końcem drugiej wojny światowej, stąd w wielu utworach znajdziemy nawiązania nie zawsze jasne dla współczesnego czytelnika. W tomie tym zawarto dzieła pisane w różnych czasach, od zupełnie świeżych fraszek, po teksty powstające jeszcze z lat studenckich. Tak, czy inaczej pozostaję pod wielkim wrażeniem umysłu pisarza, który z jednej strony bez żadnych problemów potrafi wyjaśniać trudne, często techniczne zagadnienia, a z drugiej prezentuje prawdziwie szerokie horyzonty,

   Jest to ciekawa książka i miejscami szczerze mnie zachwyciła, jednak były fragmenty, których lektura była mniej przyjemna. Miłośnikom autora, polecam, tych którzy się jeszcze z nim nie zetknęli zachęcam do sięgnięcie po inne jego książki, czy to dwie wspomniane na samym początku recenzji, czy też któreś z licznych podróżniczych wspomnień.


Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

wtorek, 6 stycznia 2015

Niebiańskie konie

Autor: Jose Freches
Tytuł oryginału: Le disque de jade I, Les Chevuax de celestes
Tłumaczenie: Wiktoria Melech
Seria: Talizman z nefrytu: Tom I
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2005
Stron: 480

   Starożytne Chiny zawsze brzmią dla mnie kusząco, egzotyczny świat, z zupełnie innym spojrzeniem na prawie wszystko, niż to co znamy z codzienności. Nazwisko autora również nie jest mi obce, gdyż miałam okazję czytać wcześniej jego trylogię zatytułowaną „Jedwabna cesarzowa”, również osadzoną w historycznych Chinach. Bez oporów sięgnęłam więc po „Niebiański konie” spodziewając się interesującej, choć niezbyt wymagającej lektury.

   Akcja powieści osadzona jest w trzecim wieku przed naszą erą, a głównym jej miejscem jest Xianyang, stolica królestwa Qin. Tam właśnie spotykamy podstarzałego cesarza, którego marzeniem jest nieśmiertelność. W stolicy sąsiadującej prowincji, Handanie poznajemy kupca i hodowcę koni Lu Buweia. Niedobór koni w armii Qin dość szybko sprawia, że los bogatego handlarza splata się z losami najważniejszych osób w królestwie Qin.

   Cesarz Zhong oraz Lu Buwei, to tylko dwie spośród kilku pierwszoplanowych postaci. Równie interesujące są przedstawione w powieści kobiety, zwłaszcza dwie z nich, piękna i bardzo sprytna Huayang żona następcy tronu oraz jej protegowana śliczna i na pozór niewinna dziewczyna Zhaoji. Huayang jest mistrzynią pałacowych intryg, umiejętnie manipulując innymi, czy to wykorzystując swą pozycję, czy też korzystając z uroków swego ciała pnie się w dworskiej hierarchii na sam szczyt. Zhaoji uczy się od niej stawiać kroki w pałacowym świecie, jednak nie pozostaje tylko biernym narzędziem.

   W porównaniu z tak przemyślnymi kobietami, męskie grono postaci wydaje się być mniej interesujące. Stary, schorowany cesarz Zhong, będący na skraju obłędu nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co się wokół niego dzieje, jednak w dalszym ciągu pozostaje władcą absolutnym, którego rozkazów się nie kwestionuje. Następca tronu Anguo, na tle swego ojca wypada jeszcze gorzej, całkowicie zdominowany przez swoją żonę oraz silną potrzebę posiadania syna ma niewielkie pojęcie o zarządzaniu państwem. Najciekawiej zapowiada się Lu Buwei, który jest głównym bohaterem opowieści. W nietypowych okolicznościach zdobył tajemniczy nefrytowy talizman, który na zawsze odmienił jego życie, budząc uśpione wcześniej ambicje. Z bogatego, spokojnego kupca, którego jedynym pragnieniem było hodować, jak najwspanialsze wierzchowce, zmienił się w dworzanina, pozostając jednak w bardzo luźnym związku z dworem Qin. Bliska przyjaźń z Huayang, miłość do Zhaoji, a przede wszystkim możliwość dostarczenia armii Qin ogromnych ilości koni, sprawiają, że jest jedną z najważniejszych osób w państwie.

   Autor bardzo dobrze oddaje realia starożytnych Chin, zresztą, jak można przeczytać w notce biograficznej, jest również historykiem i ekspertem od chińskiej kultury. Świat ten jest zupełnie inny, od tego, który znamy. Przede wszystkim różni go podejście do seksualności, która w Europie zawsze była tematem tabu, tu kobiety swobodnie posługują się własnym ciałem, by osiągnąć cel i nie są z tego powodu piętnowane. W książce znajdziemy sporo scen erotycznych opisanych w typowo dalekowschodni sposób, a więc z wielką ilością metafor: nefrytowych drążków i złotych bram. Fragmenty te zostały opisane dość szczegółowo, jednak w nieco monotonny sposób, większość z nich wygląda tak samo i nie budzą zbyt wielkich emocji.

   Powieść czyta się lekko i niezobowiązująco, napisana przystępnym językiem nie nuży i przede wszystkim bez przeszkód pozwala się zorientować w tym, kto jest kim, co czasem w książkach poświęconych dworskiej polityce bywa kłopotliwe. Znajdziemy tu również nieco scen batalistycznych, w których mamy okazję podziwiać spryt dowódców, potrafiących umiejętnie wykorzystać własną przewagę.

   Polecam tę powieść miłośnikom orientalnych klimatów, gdyż bardzo dobrze oddaje atmosferę starożytnych Chin. Nagromadzenie interesujących postaci oraz wielowątkowość tworzą bardzo przyjemną opowieść, będącą pierwszą częścią trylogii. Ci, którzy oczekują przyjemnego, pobudzającego erotyku, mogą się nieco rozczarować i porównując tę powieść z cyklem „Jedwabna cesarzowa” muszę przyznać, że tam napięcie stopniowane było znacznie lepiej.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Nareszcie

Autor: Ewa Elżbieta Nowakowska
Wydawnictwo: Forma
Rok wydania: 2014
Stron: 96

   Kolejny raz przyszło mi się zmierzyć ze współczesną polską poezją. Sięgnęłam po książkę Ewy Elżbiety Nowakowskiej, gdyż zachęcił mnie opis sugerujący liczne nawiązania do przyrody i otaczającego świata. Nie jest to jednak poezja, która by do mnie trafiła, choć nie mogę stwierdzić, by była zła, czy niezrozumiała.

   Wiersze zostały zgrupowane w ośmiu częściach oddających kolejne pory dnia i nocy, od późnego wieczora do zmierzchu. Od razu widać, że każda z nich jest metaforą, czasem nawiązująca do pór roku, gdzie indziej oddająca ludzkie losy, czy zmiany w relacjach międzyludzkich. Same wiersze są rozmaite, jednak wszystkie są gęsto naszpikowane przenośniami, wymagają przemyślenia, by w pełni je odebrać. Spodziewałam się poezji nieco bardziej oddziałującej na wyobraźnię, wprowadzającej w takie rozmarzony, refleksyjny nastrój. Utwory zawarte w tym tomie są większym wyzwaniem, wymagają przemyśleń, logicznego podejścia, rozbioru na części pierwsze i wręcz pełnej analizy.

   Tematyka wierszy tylko na pozór jest różnorodna, po przekopaniu się przez warstwę metafor dochodzimy do sedna, zmienności relacji międzyludzkich, przemijania tego co znamy. Czego mi zabrakło w tej poezji to oddziaływania na emocje, kolejne wiersze czytałam z taką zimną ciekawością, nie poruszyły mnie, ani nie wzbudziły w zasadzie żadnych uczuć. Zdecydowanie wolę poezję, która silniej wpływa na podświadomość.

   Nie twierdzę, że jest to zła poezja, jednak prawdziwie docenić może ją tylko wyrobiony poetycko czytelnik. Dla mnie chyba okazała się zbyt trudna, za bardzo nowoczesna, a przez to tak zupełnie neutralna. Po wierszach oczekuję znacznie więcej, szukam takich, które mnie porwą i wprowadzą mnie w rozmaite nastroje, tym się to nie udało. Może po prostu nie jest to lektura dla mnie?

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

niedziela, 4 stycznia 2015

Podsumowanie roku 2014

   Nadszedł w końcu czas, by jakoś podsumować poprzedni rok. Wypadł on nieco słabiej od poprzedniego roku, jednak w 2013 przez trzy kwartały nie pracowałam i siłą rzeczy czasu na lekturę było więcej, mogłam spokojnie zarywać noce przy książkach. Ogólnie jestem dość zadowolona z wyników, choć oczywiście wolałabym by wyglądały lepiej. Zdecydowanie zwiększyłam różnorodność książek, po które sięgam, co mnie cieszy.

   W porównaniu z rokiem poprzednim ilość przeczytanych książek różni się niewiele. W ciągu roku przeczytałam ich 114, przy 119 w roku poprzednim. Ilość przeczytanych stron wyniosła: 25666, co jest już znacznie słabszym wynikiem, niż ubiegłoroczny (31423). W przeliczeniu wynosi to jedynie nieco ponad 70 stron dziennie. Najlepszy czytelniczy wynik udało mi się osiągnąć w październiku, było to aż 108 stron dziennie. Najsłabiej zdecydowanie wypadły dwa ostatnie miesiące. By uzupełnić liczbowe statystyki dodam jedynie, że w mojej biblioteczce zawitało aż 246 nowych tytułów.

   Czytałam rozmaite lektury, od poważniejszych, poprzez bardziej swobodne, można powiedzieć, że pełny przegląd przez rozmaite gatunki literackie i liczbowo wyglądał on tak:

   Zdecydowanie dominowała współczesna literatura dziecięco- młodzieżowa: 26 tytułów
Kolejna na liście fantastyka: 19 książek
Następnie klasyka literatury: 12 pozycji
Kolejne na liście to ex aequo powieść obyczajowa i literatura naukowa: po 10 tytułów
Przeczytałam również komiksy, dokładnie: 9 sztuk
Nieco niżej uplasował się kryminał, z wynikiem: 8 egzemplarzy
Listę kończy poezja: 6 tomików
I zamyka powieść historyczna: raptem 3 tytuły.

   Ponadto przeczytałam jeszcze 10 książek, które ciężko jest jednoznacznie zakwalifikować, a były wśród nich: wspomnienia, biografie, przewodnik turystyczny, aforyzmy, czy też rozprawka filozoficzna. 

   Wysoki wynik literatura dziecięca w dużej mierze zawdzięcza niewielkim objętością i to właśnie ten typ literatury znacząco zwiększył udział w moich lekturach. W porównaniu z ubiegłym rokiem wyraźnie widać, że coraz częściej sięgam po książki popularno-naukowe oraz po pozycje nietypowe dla mnie, stąd z pewnością aż tak wysoki wynik osiągnęła współczesna literatura obyczajowa. Znacząco zmalała ilość czytanych przeze mnie kryminałów, oraz klasyków literatury. 

   Najgorszą przeczytaną w tym roku książką była powieść Arte Haliny Grudzieńskiej, niewiele lepiej odebrałam Dziewczynę w mechanicznym kołnierzu Kathryn Smyth. Za to moje serce podbiła książka Opowiem ci mamo co robią żaby Marcina Brykczyńskiego i Katarzyny Bajerowicz-Dolaty oraz kolejne spotkanie z Niebezpiecznymi związkami Pierre'a Choderlos de Laclos

   Podsumowując ten rok dodam jeszcze, że rozpoczęłam współpracę recenzencką z Lubimy czytać, co jeszcze bardziej pozwala mi poszerzyć czytelnicze horyzonty. W dalszym ciągu recenzuję dla Sztukatera, dzięki czemu również sięgam po bardzo urozmaiconą lekturę. Na samym blogu również pojawiły się niewielkie zmiany. Pomijam tu zmianę wyglądu, mam raczej na myśli zupełnie inne proporcje notek książkowych, do pozostałych. Wpisy kulinarne, czy krawieckie prawie zniknęły z bloga, a notki muzyczne przepadły całkowicie, co wprost wynika z mniejszej ilości dostępnego czasu. Blog dorobił się fanpage'a, na który po raz kolejny zapraszam, jeśli ktoś tam jeszcze nie trafił.

   Nie lubię robić postanowień na kolejny rok, staram się dotrzymywać słowa nawet samej sobie i wolałabym uniknąć presji czytania czegoś na co w danej chwili niekoniecznie mam ochotę. Ogólnym postanowieniem niech będą: postarać się przeczytać więcej książek, niż w roku ubiegłym, przede wszystkim zaś więcej stron oraz skurczyć, miast powiększać Poczekalnię. Oba założenia może nie wydają się ambitne, ale dla mnie będą wyzwaniem. Oby rok 2015 przyniósł same dobre lektury i spełnił też inne, niekoniecznie książkowe oczekiwania. Myślę również, że miło by było nowy rok przywitać jakimś konkursem i już takowy zapowiadam.

sobota, 3 stycznia 2015

Podsumowanie listopadowo-grudniowe

   Ponieważ listopada odbił się dość mizernie na mojej blogowej i przede wszystkim czytelniczej aktywności, postanowiłam zrobić podsumowanie łączne, z dwóch poprzednich miesięcy. Na dniach powstanie też, zaległa już nieco, notka podsumowująca cały poprzedni rok i szczerze muszę przyznać, że zastanawiam się, jak wypadł na tle poprzedniego. Póki co prezentuje niezbyt imponujące wyniki z dwóch miesięcy.

   Pora więc na cyferki, jak wspominałam dość mizerne. W przeciągu dwóch miesięcy udało mi się przeczytać niecałe 13 tytułów, w tym pojawia się jedna, którą porzuciłam po kilkudziesięciu stronach i jeden tytuł, który ciężko nazwać książką i którego w statystyki przeczytanych stron liczyć nie zamierzam. W związku z tym pochłonęłam raptem 2716 stron, więc przy dzieleniu przez całe dwa miesiące otrzymałam skromniutki wynik około 44,5 strony dziennie. Tak mizernych wyników nie miałam odkąd zaczęłam prowadzić bloga. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie fakt, że przespałam większość listopada i połowę grudnia.

   Znacznie lepiej wygląda sytuacja z książkami, które u mnie w tym okresie zamieszkały, a było tego dość sporo, wymiany, zakupy, prezenty i pozycje recenzenckie sprawiły, że Poczekalnia spuchła niebotycznie, a i zaległy stos do recenzji czeka. Ilościowo było to aż: 53 pozycje. Co sprawia, że stosunek książek przeczytanych do zakupionych nie osiągnął nawet jednej czwartej.

Cóż mi pozostaje, jak liczyć na to, że z nowym rokiem będzie lepiej.

   W ramach podsumowania jeszcze kolejno przeczytane książki, choć kolejność może się różnić, od tej, w jakiej czytałam, nie do końca już pamiętam, a nie zapisuję dokładnych dat przeczytania:

   Rewolwery i pistolety Aleksandr B. Żuk

   Mnie samą zdziwiła obecność tej książki na liście, choć teoretycznie zamówiłam ją z pełną świadomością. Jest to właśnie ta pozycja, której nie udało mi się skończyć, ale pocieszam się, że to naprawdę jest typowa encyklopedia, a nigdy nie byłam wielką fanką broni palnej, by pochłonąć ją z wypiekami na twarzy. Więcej o niej można poczytać tu.

   Nigdziebądź Neil Gaiman

Wiele sobie obiecywałam po tej powieści i niestety przeżyłam dość poważne rozczarowanie, choć wynikło ono z pewnością z tego, że spodziewałam się lektury, która mnie porwie i oczaruje, a tu... cóż czytało się miło i nie mogę stwierdzić, by mnie znudziła, ale tego nieokreślonego czegoś zabrakło, co jednoznacznie sprawia, że autor nie trafia do grona moich ulubieńców. Więcej w recenzji.

   Niebiańskie konie Jose Freches
   To pierwszy tom ciekawie zapowiadającej się trylogii Talizman z Nefrytu i jednocześnie jeden z nielicznych tytułów przeczytanych w ostatnim czasie w ramach skurczenia Poczekalni. Ambitne plany zakładały rozprawienie się z całą trylogią, jednak cóż... nie wyszło, gdyż zasypały mnie recenzenckie pozycje. Był plan zrecenzowania tej książki i jeszcze tak zupełnie nie umarł, może uda mi się za to zabrać.

   Opowiem ci mamo, co robią żaby Marcin Brykczyński, Katarzyna Bajerowicz-Dolata

   Książka o mrówkach tej dwójki autorów uwiodła mnie całkowicie, ta również skradła moje serce. Przepiękne, pełne szczegółów ilustracje idealnie oddają rzeczywisty wygląd spotykanych na jej kartach roślin i zwierząt. Książka zrecenzowana, czeka na zielone światło od Lubimy czytać.

   Najpiękniejsze. Kobiety z obrazów Małgorzata Czyńska

   Kolejna pozycja recenzencka, bardzo dobrze odebrałam tę książkę, mimo że malarstwo nie należy do moich zainteresowań. Dowiedziałam się z niej wielu ciekawostek i poznałam pasjonujące biografie kobiet, będących natchnieniem. Więcej moich wrażeń dostępne jest w recenzji.

   Anaruk chłopiec z Grenlandii Czesław Centkiewicz

   To niewielka książeczka przybliżająca obyczaje Eskomosów, napisana przez wielkiego podróżnika, kochającego lodowe połacie i surowe arktyczne warunki. Była to interesująca antropologiczna podróż, choć obawiam się, że przedstawiony w niej świat odchodzi już w zapomnienie, jeśli nie odszedł całkowicie. Zrecenzowana, oczekuje na zielone światło do publikacji.

   Kuzynka Phyllis Elizabeth Gaskell

   Tę książkę przeczytałam od razu, jak do mnie przybyła, dzięki czemu ominęła Poczekalnię szerokim łukiem. Sprawiła to niewielka objętość obiecująca błyskawiczną lekturę i wielka miłość do autorki. Książka była dokładnie taka, jak się spodziewałam, subtelna i na wskroś brytyjska. Bardzo długo czytała na zrecenzowania, ale w końcu się doczekała.

   Bez pamięci Paweł Daniel Zalewski

   Przede wszystkim nie spodziewałam się aż tak dobrej lektury, oczekiwałam raczej ciekawej powieści, która zupełnie nie leży w moim klimacie. Książka zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, przede wszystkim, świetnym piórem, ale również niebanalną historią opartą na faktach. Po raz kolejny polecam, choć wydaje mi się, że zrobiłam to już wystarczająco.

  W przededniu Orson Scott Card, Aaron Johnston 

   Tę zakupiłam, gdy tylko kolejny tom przyszedł w ramach recenzenckiego zamówienia. Od dawna była w planach, choć obawiałam się, że będzie słabsza. Z jednej strony bardzo lubię pierwszego z autorów, z drugiej mam już nieco dość, kolejnych odświeżeń historii powiązanej z Andrew Wigginem. O moim dalszych zachwytach można poczytać w recenzji, jednak naprawdę polecam tę książkę.

   Pożoga Orson Scott Card, Aaron Johnston

  To drugi tom Pierwszej Wojny z Formidami, porwał równie pięknie, to poprzedni. Więcej w nim scen militarystycznych, jednak ich ilość jest wyważona, nie dominuje całkowicie powieści. Spodobało mi się, że autorzy nie porzucili jednego z wątków, mimo że teoretycznie spokojnie mogli to zrobić, gdyż okazał się nieznaczący w porównaniu z główną linią fabularną. Zrecenzowana i oczekuje na zielone światło od Lubimy czytać.

   Mrówkowy blok rysunkowy Katarzyna Bajerowicz-Dolata

   Książka "Opowiem ci mamo co robią mrówki" całkowicie mnie zachwyciła walorami plastycznymi. Trochę trwało nim sięgnęłam po "Mrówkowy blok rysunkowy" ale i mój syn musiał do niego dojrzeć. Tę pozycję w sumie ciężko nazwać książka, jest to raczej zeszyt plastycznych ćwiczeń i prostych łamigłówek, z którymi poradzi sobie dziecko cztero- pięcioletnie. Ale interesujące zadania umieszczone w bloku to tylko jedna z jego zalet. Równie ważne są niewielkie teoretyczne wstawki, objaśniające czym są niektóre z malutkich zwierzątek, które spotykamy na kartach książki o mrówkach. Dziecku sprawia przyjemność poszukanie, skąd wycięto te niewielkie kadry, więc warto obok bloku trzymać .Opowiem ci mamo co robią mrówki", by od razu wszystko porównać i sprawdzić. "Mrówkowy blok rysunkowy" to nie tylko świetna, plastyczna przygoda, to również źródło bardzo przystępnie podanej wiedzy przyrodniczej.

   Nareszcie Ewa Elżbieta Nowakowska

   To jedyna w tym zestawieniu poezja, spodziewałam się lektury, która mnie uwiedzie i niestety zawiodłam się w swych oczekiwaniach. Wiersze autorki zwyczajnie do mnie nie trafiły, ale z poezją tak to już jest, albo trafia od razu, albo w ogóle. Wkrótce pojawi się recenzja.


   Sceny z życia smoków Beata Krupska

   To już ostatnia książka przeczytana w zeszłym roku. W zasadzie odkąd do mnie trafiła powoli czytałam ją synowi, jednak ponieważ on jakoś nie zapałał wielką miłością do tego tytułu, postanowiłam ją szybciutko dokończyć, by wywiązać się ze zobowiązań. Spodobała mi się i bardzo miło spędziłam przy niej czas. Już zrecenzowana oczekuje na pozwolenie na publikację.

   Tak więc wyglądał mój niezbyt pokaźny dorobek czytelniczy w końcówce ubiegłego roku. Przekrój gatunków i tematów, jak zawsze duży i jedyne, co mnie pociesza, to fakt, że w tym niewielkim zestawie uniknęłam książek, które musiałabym męczyć. Większość tytułów przeczytałam ze sporym zainteresowaniem i przy prawie wszystkich świetnie się bawiłam. Zapowiedziane recenzje pewnie niedługo zawitają na blogu, choć następną notką będzie podsumowanie całoroczne. Jestem bardzo ciekawa wyników.