piątek, 27 kwietnia 2018

Gargantua i Pantagruel. Księgi I, II i III

Autor: Francois Rabelais
Tłumaczenie: Tadeusz Żeleński-Boy
Tytuł oryginału: Le vie de Gargantua et de Pantagruel
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2017

   Dzieło Francoisa Rabelaisego to książka niezwykle ważna w dorobku francuskiej literatury, bez zbędnej przesady można nazwać je jednym z największych klasyków prozy szesnastego wieku. Obrazoburcza i prześmiewcza, w czasach, w jakich powstała cieszyła się zarówno wielkim uznaniem, jak i sporą dezaprobatą. Dziś odbiór „Gargantui i Pantagruela” jest zupełnie inny, a to co wzburzało czytelników współczesnych autorowi, w nas budzi uśmiech lub staje się niezupełnie zrozumiałe. Najnowsze wydanie, które ukazało się nakładem wydawnictwa MG, to przekład Tadeusza Boya-Żeleńskiego opatrzony licznymi komentarzami tłumacza, w których próbuje wyjaśnić czytelnikom najważniejsze elementy dzieła, które ze względu na swój silnie satyryczny charakter nieco się zestarzało.

   W książce zawarto pierwsze trzy tomy „Gargantui i Pantagruela”. Już ze wstępu dowiadujemy się, że tom pierwszy wcale nie był nim, jeśli chodzi o chronologię pisania i powstał później w ramach uzupełnienia księgi Pantagruela. Gargantui poświęcona jest właśnie pierwsza część książki, w pozostałych dwóch główną postacią staje się jego syn – Pantagruel.

   Gargantua i Pantagruel, to olbrzymy władające Amauros, dosłownie tajemniczym miastem w legendarnej Utopii. I choć o położeniu ich ojczyzny niewiele wiemy, to nie przeszkadza to bohaterom podróżować po Francji i innych miejscach Europy. Zarówno ojca jak i syna charakteryzuje wręcz epikurejskie podejście do życia, w którym głównym celem jest zapewnienie sobie przyjemności, czy to przez rozkosze stołu, czy też w inny sposób. Jednak gdy przychodzi chwila próby i gry potrzebne jest męstwo oraz spryt, olbrzymy bez wahania stają naprzeciw wyzwaniu. Spotkanych ludzi traktują z wyrozumiałością i życzliwością, a ich dobroć i protekcjonizm wobec nich mogą zaskakiwać. Choć gdy trzeba działać zdecydowanie żaden z nich się nie waha i z pewnością wykorzystują własną przewagę do osiągnięcia celu.

   „Gargantua i Pantagruel” to mocno rozbudowana satyra na współczesność. Autor nie wahał się wyśmiać wszystkiego, co miał okazję poznać. Obrywa się kościołowi i władzy, szlachcie i ludziom niższych stanów, kobietom i mężczyznom. Przedstawione postacie posiadają cechy rozwinięte wręcz do karykaturalnych rozmiarów, co tylko podkreśla prześmiewczy charakter książki. Wiele z zawartych w powieści aluzji i nawiązań dziś jest zupełnie niezrozumiała, często nawet komentarz tłumacza niewiele pomaga, gdyż dla niego okoliczności powstania dzieła są prawie tak samo odległe jak dla współczesnych czytelników. Sporo tematów jednak ma wymiar znacznie bardziej uniwersalny i wciąż aktualny.

   Powieść Rabelaisego to dzieło, do którego bardzo dobrze pasuje, powstały na jego podstawie przymiotnik – gargantuiczny. Autor nie szczędzi czytelnikom dokładnych wyliczeń i określeń, przez co książka jest wręcz najeżona epitetami, porównaniami i nawiązaniami do antyku. Język jakim  posłużył się autor, jest niezwykle bogaty i plastyczny. Mimo nagromadzenie środków stylistycznych „Gargantuę i Pantagruela” czyta się bardzo płynnie. Bardzo liczne ale i niezwykle krótkie rozdziały również usprawniają lekturę.

   Nie można powiedzieć, by dzieło Rabelaisego się nie postarzało. Specyficzny, satyryczny charakter powieści trudno w pełni zrozumieć w zupełnym oderwaniu od czasów, w których powstała. Nie znaczy to jednak, że po „Gargantuę i Pantagruela” nie warto sięgnąć. Dzięki przedmowie i komentarzom Tadeusza Boya-Żeleńskiego możemy nieco lepiej zrozumieć, że fragmenty, do których dziś podchodzimy z lekkim uśmiechem, dla współczesnych Rabelaisowi były skandaliczne. I choć dzisiaj śmieszą nas zupełnie inne jej fragmenty, niż dawniejszych czytelników, to jednak nadal wiele poruszanych tematów pozostaje aktualna a rubaszny styl w jakim książka została napisana również sprawia pozytywne wrażenie.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

niedziela, 22 kwietnia 2018

Skarb kapitana Czarnofutrzastego

Autor: Piotr Nowacki, Maciej Jasiński, Tomasz Kaczkowski
Cykl: Detektyw Miś Zbyś na tropie. Tom IV
Wydawnictwo: HG Krótkie gatki
Rok wydania: 2017

   Seria „Detektyw Miś Zbyś” autorstwa Piotra Nowackiego, i Macieja Jasińskiego z ilustracjami Tomasza Kaczkowskiego to cykl komiksów przeznaczonych dla małych czytelników. „Skarb kapitana Czarnofutrzastego” to czwarta część przygód detektywa i jego borsuczego pomocnika imieniem Mruk. Dla mnie było to pierwsze spotkanie z parą sympatycznych zwierzaków i z przyjemnością muszę stwierdzić, że udane.

   Opowieść zaczyna się błogim lenistwem, gdy dwójka detektywów delektuje się odpoczynkiem na prażonej słońcem plaży. Ich spokój dość szybko zostaje zakłócony, pojawieniem się damy w opresji. Szybko okazuje się, że jest to córka słynnego pirackiego kapitana Czarnofutrastego, a porwano ją, by przechwycić mapę prowadzącą do skarbu ojca. Miś Zbyś i borsuk Mruk postanawiają pomóc pannie Lupie i razem wyruszają na wyspę, gdzie znaleźć mają skarb.

   Fabuła komiksu to klasyczna kryminalna historia, w której bohaterowie działają pod presją czasu i w niewypowiedzianym zagrożeniu. Jak na detektywistyczną opowieść przystało, są tu porwania i kradzieże. Nie zabrakło też nagłego zwrotu akcji i niepewności odnośnie tożsamości spotykanych postaci. Dwoje detektywów, jak w klasycznych kryminałach charakteryzuje przenikliwość i zdolność rozwiązywania nawet najbardziej niespodziewanych problemów.

   Wizualnie książka przykuwa oko bardzo intensywną kolorystyką. Duże ilustracje są wyraziste, czytelne i nie zawierają zbyt wielu szczegółów. Barwne plamy o silnym nasyceniu i dużym kontraście przykuwają wzrok i zachęcają młodych czytelników do lektury. Dymki z tekstem nie są zbyt duże, a użyta czcionka jest czytelna, lekturę ułatwia zastosowanie jedynie wielkich liter w kwestiach wypowiadanych przez bohaterów. 

   Postacie są zarysowane dość schematycznie. Tytułowy miś, niewiele przypomina niedźwiedzia, a jego wyznacznikiem jest po prostu solidna postura. U borsuka znajdziemy typowy czarny rysunek na głowie, zaś panna Lupa, będąca psem ma długi nos i szpiczaste uszy. Postacie przewijające się na dalszych planach przedstawione są równie schematycznie: po długiej szyi domyślimy się żyrafy, a po charakterystycznych zębach i mordce – hipopotama.

   Do atrakcyjniejszych fragmentów książki należą wstawki, w których przed początkującym czytelnikiem postawiono zadania do rozwiązania. Czy jest to poszukiwanie konkretnych, wspomnianych na poprzednich stronach elementów, czy rozczytywanie załączonej mapy wyspy, gdzie znaleźć można skarb kapitana Czarnofutrzastego. Pozwala to dziecku na przerwę w lekturze i skupienie się na czym innym, nadal pozostając w świecie komiksowych bohaterów.

   „Skarb kapitana Czarnofutrzastego” to króciutka i bardzo przystępna lektura, która nie powinna sprawić żadnych problemów nawet początkującym czytelnikom. Wprawdzie nie należy do książek o ograniczonym słownictwie, czy limitowanej ilości użytych liter, jednak nawet mimo tego nie powinna sprawić większych problemów dzieciom dopiero poznającym możliwość samodzielnego czytania.

   Czwarta część serii „Detektyw Miś Zbyś na tropie” to bardzo przyjemny, odrobinę interaktywny komiks. Wyrazista oprawa graficzna przykuwa uwagę, a zabawna i całkiem sensowna historia kryminalna skupia uwagę czytelnika. To dobra pozycja do samodzielnej lektury i wzbudzenia w dziecku sympatii do książek i czytania. Pozytywne wrażenie dopełnia porządne wydanie. Książka jest poręczna, oprawiona w twardą, grubą okładkę, a poszczególne strony zrobione są z dość sztywnego papieru. „Skarb kapitana Czarnofutrzastego” to godna uwagi książka, dla wszystkich, którzy mają dzieci w wieku wczesnoszkolnym.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

niedziela, 15 kwietnia 2018

Stosiszcze kwartalne

   Z racji pewnego blogowego zawieszenia, zebrało mi się na tę notkę prawdziwie wielkie stosiszcze. Część to zakupy własne, w tym prezenty świąteczne, część to recenzentki jest też kilka nagród czy prezentów, które otrzymałam. Dominują książki dla dzieci, ale fantastyka, oraz klasyka również ma swoich licznych reprezentantów. Nie zabrakło również literatury współczesnej, choć jak zwykle u mnie poza fantastyką nie jest prezentowana zbyt licznie. Część książek to takie, które już kiedyś czytałam a nawet zrecenzowałam na blogu, część zupełne świeżynki.. Recenzentki w większości już przeczytane, a reszta... "Reszta jest milczeniem", że tak zacytuję klasyka, czyli po prostu upchnęłam je w Poczekalni i czekają na lepsze jutro. Ale po kolei.


Tu jak widać tylko książki dla dzieci, za to całkiem ładny ich wybór. Kolejno licząc. 
   Botanicum. Muzeum roślin Kate Scott, Kathy Willis - Nagroda, którą otrzymała moja najstarsza latorośl. Przepiękna książka, wspaniale wprowadzająca w świat botaniki. Jestem nią zachwycona.
   Pod wodą. Pod Ziemią, Podziemnik, Podwodnik, Mapownik, Dawno temu w Mamoko, Mamoko 3000, Miasteczko Mamoko Daniel Mizieliński, Aleksandra Mizielińska Po zachwycie ichniejszymi Mapami, nie wahałam się by nabyć kolejne książki tych autorów. Pierwsza z nich ukazuje wspaniałe przekroje przez wodę i ziemię, trzy kolejne to bloki rysunkowe pełne ciekawych zadań, zaś ostatnie trzy, to książki dla młodszych dzieci, na wypatrywanie w tłumie charakterystycznych postaci.
   Dorota i Oz znowu razem, Dorota u króla gnomów Lyman Frank Baum - Szalenie podobały mi się pierwsze części opowieści o Czarnoksiężniku ze Szmaragdowego grodu, nadeszła pora by nabyć następne.
   Wojtek, żołnierz bez munduru Eliza Piotrowska - Syn przyniósł ze szkoły piosenkę o niedźwiedziu z armii Andersa, kupiłam mu więc książkę o jego przygodach.
   Pupy, ogonki  i kuperki, Gęby, dzioby i nochale Maria Bulikowska, Mikołaj Golachowski rewelacyjne książeczki o zwierzętach. Wiele ciekawostek o ich "końcach" i "początkach". Pierwsza jest nagrodą, drugą dokupiłam do kompletu.
   Dr Dolittle i jego zwierzęta Hugh Lofting - W ramach uzupełniania dziecięcych klasyków nie mogło zabraknąć i tej książki.
   Słówka, Kolory, Kształty Dotty Lottie trzy niezwykłej urody książeczki obrazkowe dla najmłodszych. Szalone kolory i przyjemne rysunki, to ich ogromne zalety. Okazyjnie zakupione w ulubionym markecie Polaków.
   Poznaję dźwięki. Odgłosy natury - Interaktywna książeczka dla najmłodszych, tym razem prezent.


Książek dla dzieci ciąg dalszy, tym razem z innej serii zakupowej.
   Animalium. Muzeum zwierząt Katie Scott, Jenny Broom Do kompletu do Botanicum, równie efektowna i przyjemna.
   Czary w Krainie Oz Lyman Frank Baum Również uzupełnienie kolekcji, w tym jakże ładnym Bellonowym wydaniu, z obowiązkowych audiobookiem do kompletu.
   Muminki. Księga pierwsza, Muminki. Księga druga Tove Jansson Też pozycja, która od dłuższego czasu wisiała na mojej liście koniecznych zakupów.
   Poezje Konstanty Ildefons Gałczyński Pięknie wydany zbiór wierszy tego autora, do kompletu z innymi pozycjami z tej serii.
   Obietnica krwi, Jesienna republika Brian McClellan Czytałam obie jakoś w zeszłym roku i zapadły w pamięć na tyle, że chciałam nabyć swoje egzemplarze.


I kolejna część uzbieranych przeze mnie książek.
   Jadwiga z Andegawenów Jagiełłowa. Album rodzinny Janina Lesiak Recenzentka od Sztukatera, przeczytana już jakiś czas temu i recenzja wkrótce pojawi się na blogu. W skrócie: nie rozczarowała ale i nie zachwyciła.
   Marysieńka Sobieska Tadeusz Żeleński-Boy Też od Sztukatera i również już przeczytana. Całkiem przyjemna lektura.
   Serafina, Łuska w cieniu Rachel Hartman - Obie dostałam w prezencie, mam z lektury bardzo dobre wspomnienia i dobrze mieć własny egzemplarz.
   Krwawa kampania Brian McClellan - Również prezent i wyjaśnienie, czemu zakupiłam pierwszy i trzeci tom z pominięciem drugiego.
   Jan Długosz. Sąd nad kronikarzem Andrzej Zieliński - Nie jest to moje pierwsze spotkanie z tym autorem, rozprawka o Długoszowych kronikach była całkiem interesująca. Recenzentka.
   Zeorstan Halina Zarzecka - W ramach szkolnej akcji antyuzależnieniowej, syn przyniósł wspomnienia Jaryczewskiego o jego nałogach i walce z nimi.
   Barnim. Woda, Barnim. Srebro Bernard Berg Powieść była nagrodą, opowiadanie recenzentką i choć opowiadania całkiem mi się podobają (doliczam też trzy króciutkie e-booki dostępne gratis na stronie projektu), o tyle jakoś nie mogę się skusić na zakup pierwszego tomu.
   Fraszki-Baraszki Irena Gaweł - Lubię fraszki, w tym tomiku nie są jedyne, towarzyszą im definicje, aforyzmy, limeryki i inne krótkie, zabawne formy. Recenzentka.
   Noc kota, dzień sowy I Marta Kładź-Kocot Skusiłam się szukając naprawdę wciągającej i zapadającej w pamięć fantastyki,  niestety taką nie była, choć trzyma całkiem wysoki poziom. Też recenzentka.


I kolejne, przedostatnie już książki
   Kolorowa edukacja. Kwiaty Polski Krystyna Jędrzejewska-Szmek, Michał Kryciński, Marta Górska - Kolejna recenzentka, kolorowanka edukacyjna, która sprawia całkiem niezłe wrażenie.
   Wigilijne psy i inne opowieści, Exodus Łukasz Orbitowski Jedna z internetowych księgarni rzuciła bardzo fajną promocją na tytuły od SQN, grzechem byłoby nie skorzystać.
   Zaufanie Henry James To akurat zakup prezentowy, zamieniłam otrzymany bon podarunkowy na najnowszą wydaną przez Prószyńskiego książkę jednego z moich ulubionych autorów.
   Pieśń i krzyk Jacek Łukawski Pomimo lekkiego rozczarowania drugim tomem, skusiłam się na trzeci, między innymi dzięki wspomnianej powyżej promocji.
   Po wsze czasy Iwona Menzel Kolejna recenzentka, jedyna, którą muszę jeszcze przeczytać, tym razem nieźle się zapowiadająca powieść historyczna.
   Córka Izebel Wilkie Collins Wiedziałam, że po tej książce mogę spodziewać się jak najlepszych wrażeń i się nie zawiodłam. Też recenzentka.
   Mamusie z dziećmi, Tatusiowie z dziećmi Guido van Genechten Ten autor po raz kolejny gości u mnie na blogu za sprawą sztukaterowych recenzentek. tym razem książeczki dla najmłodszych.

I na sam koniec, stosik czysto zakupowy:


   Tu jesteśmy Daniel MIzieliński, Aleksandra Mizielińska - Niezmiennie pozostaję wierną fanką tych autorów, choć rozczarował mnie nieco mniejszy format.
   Czarna owieczka Jan Grabowski Niewielka szkolna lektura i opowieść o owcy i jej niesamowitych przygodach.
   Córka Ewy Honore de Balzac Tak się jakoś złożyło, że na książki tego wydawnictwa była dodatkowa promocja w mojej ulubionej księgarni, a że miałam kilka zakupów w planach, więc i ta pozycja do mnie trafiła.
   Jak każe obyczaj Edith Wharton Po dobrych wspomnieniach z Lśnieniem księżyca, nabyłam kolejną powieść tej autorki.
   Elizabeth i jej ogród  Elizabeth von Armin Tak się złożyło, że akurat czytałam Zaczarowany kwiecień tej pisarki, gdy mignęła mi reklama tej książki. Ponieważ zaś pełen ciepła i subtelności styl całkowicie mnie oczarował...
   Gargantua i Pantagruel Księgi IV i V Francois Rebalais Jakiś czas temu czytałam trzy pierwsze księgi, więc do kompletu dokupiłam kolejne (wbrew temu co napisane jest na grzbiecie, są to właśnie księga IV i V).
   Zadra Krzysztof Piskorski Mam dobre wspomnienia zarówna z Opowieściami piasków, jak i z Cieniorytem, więc skusiłam się na nowe wydanie tego polskiego steampunku, zwłaszcza, że jest tak urodziwe.
   Czy to pierdzi? Nick Caruso, Dani Rabaiotti Rzadko zdarza mi się ulec reklamą, ale w tym wypadku się ugięłam. Mam nadzieję, na równie przyjemną przygodę, jak z wspomnianymi powyżej Pupami..., Gębami..., czy Kupą lub Robalami Nicoli Davies i Neala Laytona.

  I to by było wszystko (prawie), co zebrałam w przeciągu pierwszego kwartału roku 2018. Na zdjęciach zabrakło: Opowiem ci mamo, co robią dinozaury Emilii Dziubak, trzeciej z wygranych przez syna książek, oraz Poezji Adama Asnyka, wydanych w tej samej serii, to umieszczony tu zbiór Baczyńskiego. Sporo książek już zrecenzowałam, a teksty powoli będą pojawiać się na blogu. W międzyczasie udało mi się przeczytać kilka książek z Poczekalni, więc taki mały sukcesik jest, ale nie wiem, czy i jeśli już to kiedy będę o nich pisać.

środa, 11 kwietnia 2018

Ilustrowany przewodnik po Poznaniu i Wielkim Księstwie Poznańskim


Autor: Konstanty Kościński
Wydawnictwo: CM
Seria: Przewodnik retro
Rok wydania: 2014 (Przedruk z roku 1909)

   Wydawnictwo CM w serii „Przewodników retro” wydaje książki, napisane przed ponad stu laty. Są to przewodniki po najważniejszych miejscach w ówczesnej Polsce i nie tylko. Po Warszawie, Wilanowie, Krakowie i Płocku przyszła pora na Poznań i Wielkopolskę. Wielkie Księstwo Poznańskie wchodziło w skład zaboru pruskiego, więc w datowanym na rok 1909 przewodniku znajdziemy wiele zabytków, które nie dotrwały do dzisiejszych czasów, zniszczone w wojennej zawierusze i powojennym zaniedbaniu.

   Na kartach książki oprócz Poznania znalazły się wszystkie miasta wchodzące w skład Wielkiego Księstwa Poznańskiego oraz wsie o znaczeniu historycznym. Znajdziemy tu więc: Gniezno, Inowrocław, Bydgoszcz ale i posiadającą interesujące zabytki Brodnicę. Przy każdej miejscowości podano liczbę mieszkańców pozwalającą zorientować się, jak znacznie różnią się one wielkością i zaludnieniem od znanej nam współczesności. Miasteczka liczące niewiele ponad dwa tysiące mieszkańców, w dzisiejszych czasach nie zasługiwałyby nawet na miano dużej wsi. Nazwy miejscowości podane są zarówno w języku polskim, jak i niemieckim, podkreślone też jest wyraźnie, że wszystkie funkcje administracyjne sprawują osoby narodowości niemieckiej.

   W przeciwieństwie do współcześnie wydawanych przewodników, znajdziemy w nim informacje nie tylko o znaczeniu turystycznym, takie jak atrakcje, noclegi, transport, czy punkty opieki medycznej. W niniejszej publikacji wszystkie te punkty ujęto, pojawiają się dodatkowo informacje dotyczące wielu „nieturystycznych” przedsiębiorstw, takie jak zakłady dobroczynne, kasy chorych, ubezpieczalnie, banki oraz drobiazgowe informacje dotyczące obiektów administracyjnych. W przypadku mniejszych miejscowości również znajdziemy szczegóły dotyczące często jedynych w okolicy lokali gastronomicznych, czy możliwości noclegu. Jak przystało na przewodnik, natrafimy tu również na planowane trasy wycieczek po Wielkim Księstwie Poznańskim z sugestią w jakiej kolejności odwiedzać wspomniane miejscowości.

   Słowo ilustrowany, w dzisiejszych czasach uznalibyśmy za użyte na wyrost. W przewodniku znajdziemy niewiele rycin, dotyczących charakterystycznych obiektów. Są one o tyle cenne, że części z przedstawionych na nich zabytków, dziś już nie znajdziemy a jeśli już to w całkowicie odmienionej formie, jak na przykład Zamek Książęcy w pobliżu Starego Rynku w Poznaniu, w którego miejscu dziś straszy współczesna wariacja na jego temat, nie mająca oparcia w źródłach historycznych. Do książki dołączona jest dwustronna mapa, znajdziemy na niej nie tylko szczegółowy plan Poznania, z zaznaczeniem ważniejszych obiektów i ulic, ale też plan całego Wielkiego Księstwa Poznańskiego z położeniem wspomnianych w przewodniku miejscowości.

   Tym co najbardziej zaskakuje w lekturze „Ilustrowanego przewodnika po Poznaniu i Wielkim Księstwie Poznańskim” jest język. Z jednej strony potoczny i stosunkowo prosty, z drugiej zaskakujący zmianami. Jest zupełnie odmienny, od tego stosowanego dzisiaj i to zarówno w pisowni, jak i składni. Wiele z tych różnic jest niedostrzegalna w mowie, jednak w piśmie zdumiewająca – choćby pisanie rozbudowanych przyimków wygląda inaczej. Znajdziemy tu więc zapis „po za tem” zamiast obecnie przyjętego za poprawny „poza tym”. Często zamiast litery „j” natrafimy na „y” np. „Galicyi” i fundacya, zamiast obecnej pisowni Galicji, czy fundacji. Podstawową różnicą w składni jest natomiast umieszczenie orzeczenia na końcu zdania. Współcześnie się już tego nie robi, natomiast w przewodniku konstrukcje w stylu: „Telegram można napisać po polsku, atoli polskich akcentów urzędy telegraficzne nie mają.” są dość częste.

   „Ilustrowany przewodnik po Poznaniu i Wielkim Księstwie Poznańskim” to niezwykle ciekawa książka. Nie tylko ze względu na swą wartość historyczną, ale również jako świadectwo dawnego języka. Porównując stan obecny, z tym o jakim pisze Konstanty Koścniski zdajemy sobie sprawę z ogromu zmian, jakie w międzyczasie przeszły przez te tereny. Jest to również interesująca pozycja dla tych, którzy wybierają się zwiedzać tamte okolice, bo o ile informacje o urzędujących lekarzach, czy przewoźnikach bagażu, są dziś zupełnie nieprzydatne, o tyle propozycje zawarte w przewodniku mogą stanowić świetny punkt wyjścia do planowanych wycieczek.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

sobota, 7 kwietnia 2018

Książę

Autor: Niccolo Machiavelli
Tytuł oryginału: Il Principe
Tłumaczenie: Antoni Sozański
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2017

  „Książę” Niccolo Machiavelli’ego to jego zdecydowanie najbardziej rozpoznawalne dzieło. Napisana na początku szesnastego wieku do dziś niesie w sobie wiele, niezupełnie oczywistych prawd. Trafność spostrzeżeń autora w odniesieniu do współczesności może zaskakiwać, jest jednak dowodem na to, że jako społeczeństwo wciąż jesteśmy tacy sami.

   Trudno rozpatrywać „Księcia” w oderwaniu od okoliczności politycznych i czasów w jakich powstał. Wiek piętnasty i szesnasty to okres, w którym Włochy nie były zwartym państwem, stanowiły natomiast zlepek państw-miast, z których każde rządzone było autonomicznie. Pojawiały się wielkie umysły, próbujące zjednoczyć Italię, jednak najczęściej, nawet gdy przywódcom tym udało się stworzyć podwaliny, te dość szybko przekształcały się w ruinę. Sam Machiavelli nie stronił od polityki i choć spektakularnego sukcesu nie udało mu się osiągnąć, to jednak zebrał doświadczenie i napisał podręcznik dla rządzącego, któremu przestrzeganie zawartych w nich praw, pozwoli na odniesienie sukcesu.

   Machiavelli w „Księciu” zakłada, że państwo jest tworem wyłącznie ludzkim. I choć niejednokrotnie odwołuje się do Boga, to nie uważa go za siłę mogącą mieć realny wpływ na kształt polityki prowadzenia państwa. Na początku szesnastego wieku jest to niezwykle nowatorskie pojęcie. Książka dedykowana jest Wawrzyńcowi II Medyceuszowi jako prezent dla potężnego rodu Medyceuszy, po upadku, wrogiej im Florencji, z której pochodził autor.

   Z poradnika sprawowania władzy, jakim jest „Książę” wyłania się bardzo charakterystyczny obraz. To właśnie tu padają słowa, że cel uświęca środki a książka jest uważana za źródło doktryny politycznej zwanej makiawelizmem. Wyrachowanie i dokładne pilnowanie własnej korzyści jest kluczowe w utrzymaniu władzy. Ponieważ z założeń Machiavelli’ego wyłania się człowiek, który zawsze w jakiś sposób jest zły, bądź ułomny, cechą dobrego władcy jest umiejętność wykorzystania tych wad. Gdy na horyzoncie widać większy cel, dobry władca nie powinien bać się użycia przemocy. Nie powinien jej również nadużywać. Polityczny sukces według autora odniosą jedynie ci, którzy potrafią zręcznie balansować między podległymi sobie stanami, pilnując by nie zrazić ich do siebie za bardzo, za to zrazić ich do siebie nawzajem. Tak by niemożliwa była koalicja ludu ze szlachtą, której celem byłaby rewolucja. W stosunkach z sąsiadami, władca nie może być ani zbyt ugodowy, ani zbyt wymagający. Należy jednać sobie sojuszników i jednocześnie bez żadnych skrupułów porzucać ich, gdy zmienią się okoliczności. Kluczem do sukcesu jest umiejętne i pozbawione sentymentalizmu zbilansowanie potencjalnych zysków i strat.

   Na książkę składa się dwadzieścia sześć krótkich rozdziałów, z których każdy jest wykładem dotyczącym kolejnych aspektów sprawowania władzy. Prezentując skuteczność opisywanych technik na konkretnych przykładach z przeszłości Machiavelli udowadnia, że polecany przez niego sposób postępowania daje oczekiwane rezultaty. Mnogość nawiązań może sprawić nieco problemów czytelnikowi niezbyt biegłemu w historii, tym bardziej w historii Włoch. Nie jest to jednak zbyt wielka przeszkoda, gdyż „Księcia” czyta się dobrze.

   Makiawelizm mimo swej wątpliwej etycznie wymowy, jest wciąż aktualny. W dzisiejszych czasach może nie sprowadza się do rządzenia i tworzenia państwa, ale już w kwestiach relacji przełożony – podwładny pojawia się często. Czy jest to firma, czy tylko grupa osób działająca wspólnie nad jakimś projektem, w każdym takim przypadku bilansowanie potencjalnych korzyści jest kluczowe. Wyjątkowo trafne spostrzeżenia zawarte w „Księciu” sprawiają, że jest to książka ponadczasowa, której lektura, nawet dziś, może przynieść sporo korzyści.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

środa, 4 kwietnia 2018

Wielki konkurs kup

Autor: Guido van Genechten
Tytuł oryginału: Het grote Poepconcours
Tłumaczenie: Ryszard Turczyn
Wydawnictwo: Adamada
Rok wydania: 2017

   W wieku większości dzieci, zwłaszcza chłopców przychodzi moment fascynacji ekskrementami. Można udawać, że tematu nie ma ale można też próbować go oswoić, w tym drugim może pomóc książka Guido van Genechetena zatytułowana „Wielki konkurs kup”. Autor zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, pierwszą wydaną w Polsce publikacją: „I co teraz?”, w której w przyjazny i zabawny sposób uczył dzieci samoakceptacji, dlatego po „Wielki konkurs  kup” sięgnęłam ze sporym kredytem zaufania.

   Już tytuł tej książki dokładnie i dosłownie mówi o czym ona jest. Król zwierząt – zwany Królem Kupko organizuje doroczny konkurs, w którym wybierze najbardziej wyjątkowe fekalia. W edycji konkursu w roku 2017 kluczowa ma być prezentacja wytworzonych przez zwierzęta ekskrementów.  W szranki stają: słoń, pies, bracia kozły, zając i wiele innych zwierzątek a każde przynosi wyrób adekwatny do własnego gatunku. Kozły więc pobudowały wieże ze swoich bobków, zaś krowa niesie klasyczny krowi placek opakowany w kartonowe pudełko, niczym tort urodzinowy. Król wybiera zwycięzcę i w nagrodę jego imię zostaje wyryte na specjalnej pamiątkowej tablicy.

   U większości dzieci nie ma potrzeby specjalnego pobudzania tego wstydliwego tematu, jest on pewnym kuszącym tabu, czymś o czym się głośno nie mówi, a co przecież każdy robi. To sprawia, że „Wielki konkurs kup” staje się książką pożądaną przez młodych czytelników. Dzięki niewielkiej ilości tekstu, który nawet początkującym czytelnikom nie powinien sprawić trudności, książkę tę dziecko z chęcią przeczyta samodzielnie.

   Mocnym punktem tej publikacji są jej ilustracje – duże i kolorowe, przyciągają uwagę i są miłe dla oka. Zwierzęcy bohaterowie może nie są przedstawieni wiernie, ale posiadają niezbędne cechy, pozwalające ich od razu zidentyfikować. Na rysunkach w całej okazałości zaprezentowany został też materiał konkursowy, różny zależnie od gatunku wystawcy. Dzięki czemu dziecko może poznać pełną różnorodność form i rozmiarów jakie przybrać mogą zwierzęce odchody.

   Nie jest to książka edukacyjna i niestety nie dowiemy się dlaczego poszczególne kupy wyglądają tak a nie inaczej. W tej tematyce znaleźć można znacznie ciekawszą pozycję Nocoli Davis i Neala Laytona pod tytułem „Kupa. Przyrodnicza wycieczka na stronę”. Główną zaletą poprzedniej książki Guido van Gerechtena był jej dydaktyczny wymiar i przekazanie niezmiernie ważnej myśli dotyczącej akceptacji samego siebie niezależnie od okoliczności. Ta pozycja służy głównie rozrywce i oswojeniu dziecka, że nawet to tak stygmatyzowanego przez dorosłych tematu jak defekacja, można podejść z humorem. 

   Język książki jest dostosowany do młodego odbiorcy. Przeważają zdania  pojedyncze  i złożone o dość  prostej konstrukcji. Nie można mu jednak odmówić pewnej plastyczności, zwłaszcza jeśli chodzi o opisy dzieł konkursowych. Autor  nie używa zbyt wielu synonimów na określenie odchodów,  dominuje użyte w tytule słowo „kupa”, które już na starcie budzi emocje u młodego czytelnika.

   „Wielki konkurs kup”  idealnie wpisuje się w pewien okres zainteresowania u dzieci z pierwszych klas podstawówki. Duży format książki sprawia, że jest ona nieco nieporęczna, przez co   trudno by stała się dyżurną lekturą młodego czytelnika. Z pewnością jest jednak książką, po którą wielu z nich sięgnie bardzo chętnie i z wypiekami na twarzy, dzięki czemu  wchodzący w literacki świat czytelnik przekona się, że w książkach znaleźć można absolutnie wszystko.                                                                                                                                                                                                                            Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

niedziela, 1 kwietnia 2018

Liczby i kolory

Autor: Aleksandra Artymowska
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2017

   Książeczki przeznaczone dla bardzo małych dzieci mają swoje prawa. Zazwyczaj są kolorowe, bogato ilustrowane i prawie pozbawione treści. Ich głównym celem jest zaprezentowanie dziecku podstawowych pojęć, takich jak kształty, nazwy przedmiotów, czy jak w przypadku książeczki Aleksandry Artymowskiej – liczb i kolorów. 

   „Liczby i kolory” to pod pewnymi względami wyjątkowa w swej klasie publikacja. Oprócz zaprezentowania dziecku pojęć związanych z cyframi i barwami, znajdziemy tu również fabułę. Ponadto książeczka podzielona jest na dwie części i obydwie okładki są przednimi okładkami. „Przez liczby wyprawa królika Gustawa” oraz „Wyprawa przez kolory owieczki Leonory” to dwie osobne historie łączące się na środkowych stronach. Zarówno królik, jak i owca przeżywają przygody podczas swoich wędrówek, kolejno poznając liczby oraz kolory.

   Przygody bohaterów napisane są wierszem. Każdej liczbie i barwie odpowiada czterowiersz tłumaczący zasadność ich zaprezentowania w kontekście wyprawy zwierzęcych postaci. Czy jest to wypatrywanie konkretnej ilości przedmiotów mijanych przez Gustawa, czy też w poszukiwaniu określonej, wyjątkowej barwy, na którą natknęła się Leonora. Dzięki temu, książeczka nie wymienia jedynie poszczególnych elementów, służąc  jedynie edukacji i prostemu wzbogacaniu języka malucha, ale i stanowi zwartą fabularnie całość.

   Książki dla malutkich dzieci muszą być odpowiednio wydane, by przetrwały wielokrotne, interaktywne czytanie i spełniały swoją rolę. Tak też prezentują się „Liczny i kolory”. Grube tekturowe kartki zniosą bardzo wiele, a oprawa graficzna  z pewnością przyciągnie oko dziecka. Książka jest niezmiernie kolorowa, choć utrzymana w pastelowej tonacji. Na każdej stronie znajdują się kontrastowo wybarwione elementy, część z nich należy odszukać, inne znajdują się na dalszych planach. Tła na każdej ilustracji też nie są jednolite, w przypadku części Gustawa, są to źdźbła trawy, zaś u Leonory – morskie fale. Taki brak monotonii w kresce i ilustracjach jest bardzo przyjemny dla oka i przyciąga uwagę.

   Warstwa literacka tej publikacji również jest warta uwagi. Nie są to pojedyncze, niezwiązane ze sobą zdania tylko krótkie wierszyki tworzące fabułę, co jest niezbyt częste w tego typu publikacjach. W książeczkach interaktywnych tekstu jest zwykle bardzo mało i rolą dorosłego jest przekazanie dziecku o co chodzi w danej publikacji.  Tu rodzica nie odarto z tej roli, jednak wprowadzony został również w funkcję czytacza opowieści. Historyjka owieczki i królika jest krótka i nie niesie ze sobą żadnego przesłania, jednak pozwala pokazać dziecku, że książka to nie tylko interaktywna zabawa, ale również, a nawet przede wszystkim opowieść.

   Historie snute czterowierszami są dość proste w odbiorze. Użyte słownictwo zostało dostosowane do małego odbiorcy i nie przytłacza swym bogactwem. Wersy w każdej strofie mają po tyle samo sylab, co nadaje im płynności. Użyte rymy są najczęściej proste i dokładne, jednak autorce udało się uniknąć rymów częstochowskich. Rymują się wszystkie wersy w każdej strofie, co również wymusza specyficzną rytmikę w trakcie lektury.

   „Liczby i kolory” Aleksandry Artymowskiej to wartościowa pozycja na półce małego czytelnika odkrywającego świat. Książka łączy w sobie wszystko, co w publikacji dla tak małego dziecka jest najważniejsze – ogromny edukacyjny potencjał oraz konsekwentnie snutą opowieść. A to wszystko okraszone zostało przepięknymi i bogatymi ilustracjami autorki. Dzięki temu nie jest to książeczka jednorazowa i dziecko z pewnością w ogromną przyjemnością do niej wróci.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.