poniedziałek, 13 listopada 2017

Konstelacja

Autor: Marek Machura
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Rok wydania: 2017

   Do sięgnięcia po debiutancką powieść Marka Machury, zatytułowaną „Konstelacja” skusił mnie snobistyczny światek ambulistów – kolekcjonerów zabytkowych lasek. Był to dla mnie wątek na tyle nowy i niespotykany w literaturze, że wzbudził moje zainteresowanie. Niestety powieść nieco rozczarowała i choć czytało się ją całkiem nieźle, to znaleźć w niej można sporo mankamentów, negatywnie wpływających na wrażenia z lektury.

   Pierwszoosobowa narracja sprawia, że fabuła skupia się wyłącznie wokół głównego bohatera. Simon jest bogatym właścicielem zamku Blackwey Fort. Miejsce to jest jego azylem, gdyż poza odwiedzającą go raz w tygodniu gosposią i nieczęstymi gośćmi pozostaje w nim sam. Codzienną monotonię rozpraszają mu sporadyczne zakupy nowych lasek do kolekcji. Samuel, snuje plany związane z napisaniem książki, związanej z jego kolekcją, rozpamiętuje jedno wydarzenie z przeszłości, które mocno rzutowało na to, kim jest i co robi teraz, oraz, odkąd w jego ręce trafiła laska Wellingtona czyta jego biografię.

   Postać Samuela otacza wiele niedopowiedzeń. Jego wiek możemy oszacować na około pięćdziesiąt lat, jednak równie dobrze może mieć z dekadę więcej. Nie dowiemy się, skąd wziął się jego majątek, wiemy tylko, że sam go zdobył dzięki własnym umiejętnościom. Bohater nie pracuje i źródło jego utrzymania (oraz utrzymania ogromnej posiadłości) jest nieznane. Gdy dodamy do niego silne oderwanie od współczesności i skupienie na rozpamiętywaniu tego co było, jawi się nam jako postać mało realistyczna. Z jednej strony mamy więc dojrzałego mężczyznę, z drugiej zaś młodzieńczo naiwnego marzyciela, dla którego przypadkowa noc wśród narkotycznych wizji sprzed lat wydaje się czymś niezwykle ważnym wokół czego próbuje budować sens swojej dalszej egzystencji.

   Nieliczni pozostali bohaterowie zarysowani są równie enigmatycznie. Ważne są w zasadzie jedynie stosunki łączące ich z Samuelem oraz ich ambulistyczna pasja, bądź jej brak. Ich relacje z głównym bohaterem nie pozwalają zbyt wiele wywnioskować na jego temat. Jedynym wyjątkiem jest niełatwy związek z matką, która nagle, po kilkudziesięciu latach ponownie pojawia się jego życiu.

   Fabuła leniwie toczy się w przeciągu mniej więcej dwóch lat, przełomowych dla nowego millenium. W bieżącą akcję autor, wplótł jednak mnóstwo wspomnień i dygresji, nawiązujących do przeszłości Samuela. One, podobnie jak cała powieść, też skupiają się wokół jego charakteru, przemyśleń i skutków, jakie rzutują na dzień bieżący. Wśród rozważań i retrospekcji głównego bohatera, ginie gdzieś celowość fabuły. Pewne wydarzenia sugerują wyrazistą kumulację, narastającego napięcia, jednak siła jej wyrazu może rozczarowywać. Część scen natomiast zdaje się być zupełnie nie na miejscu i bez związku z główną osią fabularną, ich wpływ na kreacje postaci również jest znikomy.

   Czytając „Konstelację” odniosłam silne wrażenie, że książce dobrze by zrobiło, gdyby czas akcji cofnąć o wiek albo dwa. O ile snobizm i brak zajęć głównego bohatera nie raziły by u dziewiętnastowiecznego dziedzica, o tyle w przypadku bohatera wchodzącego w nowe tysiąclecie są już zupełnie niezrozumiałe. Pojawiające się czasem zdobycze cywilizacyjne, takie jak telefon czy dyktafon, najczęściej nie odgrywają znaczącej roli i bez problemu można by z nich zrezygnować, lub zastąpić czym innym.

   Książkę czyta się całkiem nieźle i językowi niewiele można zarzucić. Stosunkowo bogate słownictwo i zrozumiała, niewymyślna składnia, to wszystko czego potrzeba, by swobodnie przewracać kolejne strony powieści. Znajdziemy tu sporo opisów, okraszonych uroczymi metaforami, dobrze oddające angielski klimat i obraz prowincji.

  Ciekawy motyw przewodni – historyczne laski został dość dobrze wyeksploatowany i jest to jedną z zalet książki. Zgodnie z obietnicami z okładki, powieść Marka Machury miała zmusić do refleksji, niestety głównym pytaniem, które towarzyszyło mi podczas lektury, było: „dokąd to wszystko zmierza?” a zakończenie nie dało na nie satysfakcjonującej odpowiedzi.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

środa, 8 listopada 2017

Kolekcja pośmiertnych portretów

Autor: Maciek Jakubski
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2017

   Wydawnictwa typu vanity cieszą się niezbyt pochlebnymi opiniami wśród czytelników. Są tacy, którzy otwarcie zarzekają, że ten sposób wydawania książek psuje rynek a proponowane dzieła nie są warte najmniejszej uwagi. Jest jednak spora grupa osób, którzy fakt opublikowania debiutu w wydawnictwie vanity ignorują i dają powieści szansę. Ci pierwsi twierdzą, że nie czytając, nic nie tracą, ci drudzy natomiast mogą takie stwierdzenie zweryfikować i czasem przyjemnie się zaskoczyć. W ostatnim czasie, jedna z książek wydanych w ten sposób, wzbudziła moje zainteresowanie. Była to „Kolekcja pośmiertnych portretów” napisana przez byłego dziennikarza magazynu „CD Action” – Maćka Jakubskiego. Po lekturze mogę stwierdzić jedno –  jest to pozycja warta uwagi.

   Już sam początek powieści jest nietypowy, gdyż książkę otwiera scena zgonu głównego bohatera. Alkkenstan umarł w wyniku zarazy, jednak zamiast zacząć się rozkładać w masowej mogile, jak na przyzwoite zwłoki przystało, wstał z martwych jako licz. Ponieważ zaistniała sytuacja niezbyt przypadła mu do gustu, czarodziej postanawił poszukać pomocy u przyjaciela ze szkolnej ławy – nekromanty Nyteshada. W związku z tym, pomimo niestandardowego początku, książka idealnie wpasowuje się w typowy schemat powieści fantastycznej, gdzie bohater poszukuje ratunku (dla siebie lub dla świata) i po drodze spotyka towarzyszy oraz przeżywa rozmaite przygody.

   Godnym uwagi jest świat przedstawiony w powieści. Z jednej strony jest to klasyczna wizja pseudośredniowiecznego uniwersum, w którym oprócz ludzi mieszkają krasnoludy i różne potworne stworzenia. Z drugiej zaś, autor w kreacji świata przemycił kilka drobiazgów, nadających mu wyjątkowości, przy okazji okraszając je humorem. Spotkamy tu  prostych robotników, którzy nasłuchali się pozytywistycznych haseł o pracy u podstaw i godziwym życiu, usłyszymy bardzo naukowy język ludzi wykształconych czy będziemy mogli podziwiać zmyślne steampunkowe konstrukcje krasnoludów. Na osobną uwagę zasługuje skrupulatność autora w nazywaniu flory przedstawionego świata. Większość roślin opatrzono pełną polską nazwą gatunkową, dającą się zweryfikować w każdym podręcznym atlasie botanicznym.

   Kreacje bohaterów są zadowalające Postacie pierwszo- i drugoplanowe są wyraziste i charakteryzują się  specyficznymi cechami osobowości, posługują się również różnymi językami. Zupełnie inaczej wypowiadają się czarodzieje, zwłaszcza, gdy schodzą na branżowe tematy, a zupełnie innymi językami posługują się spotkani po drodze: barbarzyńca, złodziejka, czy były marynarz krasnolud. O ile można tego oczekiwać w każdej dobrze napisanej powieści, o tyle w „Kolekcji pośmiertnych portretów” zaznaczone jest to bardzo wyraźnie. Nie dane jest nam poznać historii poszczególnych postaci. Narrator opisuje ich przeszłość, wybierając z niej kluczowe momenty, które bezpośrednio wpłynęły, na to, że ich losy skierowały ich na drogę jaką podąża Alkkenstan. Trudno doszukiwać się wśród nich osób o ukrytych motywach, ich postępowanie jest proste i logiczne. Choć często tylko przypadek sprawia, że znaleźli się w danym miejscu i czasie, to ich postępowanie jest konsekwencją zmieniających się okoliczności.

   Powieść czyta się bardzo dobrze. Jest napisana lekkim, przystępnym i bogatym językiem. Znajdziemy tu nieco archaizmów, zwłaszcza przy opisach krasnoludzkich wynalazków, jak i odrobinę specjalistycznego słownictwa – wspomniane wcześniej nazewnictwo roślin. Pojawiają się też wtrącenia z innych języków, jak naleciałości niemieckiego przy wypowiedziach jednego z pobocznych bohaterów, albo łacina przy tytułach książek czy nazwach eliksirów i rytuałów. Stylistyka i składnia zdań jest bez zarzutu, Frazy są rozbudowane, ale i zrozumiałe, bez nadmiernych uproszczeń i zawikłania. 

   Książce nie można zarzucić zbyt wiele. Nie zaniedbano redakcji ani korekty tekstu – co często się zdarza w przypadku wydawnictw typu vanity. Stworzony świat jest spójny a następujące po sobie wydarzenia są konsekwencją podjętych przez bohaterów działań. Pewien niedosyt mogą budzić brak jakiejś głębszej intrygi, kryjącej się w motywach działania bohaterów oraz znikome informacje odnośnie ich przeszłości. „Kolekcja pośmiertnych portretów” nie jest specjalnie odkrywcza, czy przełomowa, nie pobudza do głębszego namysłu, czy analizowania otaczającego nas świata. Stanowi natomiast świetną, lekką rozrywkę a otwarte zakończenie pozostawia furtkę, na wypadek, gdybyśmy mieli jeszcze okazję powrócić do stworzonego przez Maćka Jakubskiego uniwersum.

   „Kolekcja pośmiertnych portretów” wykorzystuje znane w fantastyce schematy. Motyw wędrówki, zebranie drużyny czy przemiana głównego bohatera, tu zostały pokazane w nieco wypaczony, ale i zabawny sposób. Autor, podobnie jak przy kreacji świata, tak i przy tworzeniu fabuły sięgnął po to, co w fantastyce już było, lekko zmodyfikował, doprawił własnym pomysłem i dorzucił nieco przewrotnego humoru. Dzięki temu otrzymujemy dzieło zabawne i wciągające.

poniedziałek, 6 listopada 2017

Stosik na długie jesienne wieczory

  Miałam już nie kupować książek w tym roku, ale niezbyt mi wyszło. Ba! Zdecydowanie mi nie wyszło. Niby mogę się usprawiedliwiać, że w stosie są też recenzentki i konkursowe wygrane, ale i tak stanowią niewielki procent dość okazałego zbioru zakupionego przeze mnie w ostatnim miesiącu. Książki są różne, nieco popularno-naukowych, trochę fantastyki, obowiązkowo klasyka, ale znalazło się też parę książek dla dzieci i dwa komiksy. No ale, nie ma co pisać po próżnicy. Na zdjęciach wygląda to tak:


Tradycyjnie od dołu licząc:

   Detektyw Miś Zbyś. Skarb kapitana Czarnofutrzastego Piotr Nowacki, Maciej Jasiński, Tomasz Kaczkowski To pierwszy w stosach komiks i jednocześnie recenzentka od Sztukatera. Już przeczytany i całkiem niezłe sprawił wrażenie. Recenzja pewnie się pojawi jakoś, kiedyś.
   Chłopcy 4. Największa z przygód, Chłopcy 3. Zguba, Drobinki nieśmiertelności Jakub Ćwiek Pewna internetowa księgarnia miała całkiem przyjemną promocję na książki tego autora, więc uzupełniłam swoje półki, o to czego do tej pory na nich nie było.
   Zapiski nosorożca Łukasz Orbitowski Kupiona do kompletu z poprzednimi, za powalającą kwotę ośmiu złotych. Lubię tego autora i jestem niezmiernie ciekawa jego wspomnień z RPA.
   Gargantua i Pantagruel Księga I, II i III Francois Rabalais Klasyka przygarnięta do recenzji od Sztukatera. Tak się jakoś ostatnio składa, że jak kusi mnie jakaś nowość od wydawnictwa MG, to udaje się ją dostać jako recenzentkę. Książka czeka na swoją kolej, długo nie poczeka.
   Książę Niccolo Machiavelli Kolejny klasyk, który chodził za mną już od dawna, również recenzentka od Sztukatera, akurat jestem w trakcie lektury i nie żałuję wyboru.
   Droga do Indii Edward Morgan Forster A to już spontaniczny zakup z gatunku: co ja będę robić zamówienie na mniej niż sto piećdziesiąt złotych. Trochę pewnie poczeka, ale mam na nią spory apetyt.
   Koszmar jednej nocy Elizabeth Gaskell Lubię wydawnictwo C&T za te wszystkie gotycki powieści i opowiadania, a na prozie tej autorki jeszcze nigdy się nie zawiodłam, więc myślę, że zakup udany.
   Świat kupek Terry Pratchett Książka, o której najpierw wspomniano na łamach innej książki, a dopiero potem pomysł został zrealizowany. Liczę na zabawną, lekką lekturę..
   Serce ciemności. Spolszczenie Jacek Dukaj Joseph Conrad O ile z samym autorem mam dość zabawne wspomnienia - nie ma to jak omawianie na maturze nieprzeczytanego Lorda Jima, o tyle do Jacka Dukaja zdążyłam nabrać zaufania. Liczę na dobrą, choć niekoniecznie łatwą lekturę, która zaneguje nieco nieciekawe skojarzenia z autorem.
   Wichrowe wzgórza Emily Bronte Jeden z pierwszych u mnie przypadków, gdy celowo kupiłam książkę, którą już posiadam. Niestety egzemplarz, który mam na półce wygląda źle, więc postanowiłam go wymienić na bardziej reprezentatywny.
   Virion. Wyrocznia Andrzej Ziemiański Mam, mimo wszytko, sentyment do uniwersum Achai, więc kupiłam najnowszą powieść tego autora.
  Srebrzysta śmierć, Świetlista igła. Tajemniczy pasażer Anna Kłodzińska Dawno już nie czytałam kryminałów, a coś trzeba było wziąć do recenzji. Za mną już pierwszy z nich, wrażenia całkiem niezłe.
   Ilustrowany przewodnik po Poznaniu i Wielkim Księstwie Poznańskim Konstanty Kościński Ta książka od początku mnie zaciekawiła, gdyż jest to przedruk pozycji z 1909 roku. Zdumiewające jak bardzo zmienił się język przez te sto lat z kawałkiem. Jako ciekawostka pozycja niezwykle cenna. Również od Sztukatera.



   Bezdomne wampiry. O zmroku Tadeusz Baranowski Jeszcze jakiś czas temu pojedyncze tomy osiągały horrendalne ceny na Allegro, a tu miła niespodzianka. Nie dość, że nowe wydanie, to jeszcze zebrane razem i wzbogacone o kolejne przygody Szlurpa i Burpa. Lektura już za mną i nie nazwałabym tego pozycją dla dzieci.
   Samochody z Lublina 1915-2014 Marek Kuc To książka kupiona mężowi, był z niej bardzo zadowolony.
   Podwozia i nadwozia pojazdów samochodowych Marek Gabrylewicz W zasadzie tej książki być tu nie powinno, gdyż mąż po przejrzeniu jej, stwierdził, że jednak nie do końca jest to, to co by go interesowało. Odsyłam zatem.
   Historia brudu Katehrine Ashenburg Tę książkę czytałam dość dawno temu i byłam nią zachwycona. Z chęcią wrócę, dlatego kupiłam.
   Koń doskonały Elizabeth Letts Wygrana w facebookowym konkursie od księgarni Aros. Zupełne zaskoczenie, choć nie powiem, by temat mnie nie interesował.
    Rzecz o ptakach Noah Strycker Na tę książkę długo się czaiłam i nie miałam pewności, czy chcę ją kupić, czy niekoniecznie. Przekonało mnie kilka pozytywnych opinii, więc o to jest.
   Córki Wawelu. Opowieści o jagiellońskich królewnach Anna Brzezińska Tę cegiełkę zakupiłam z dwóch powodów. Sympatii do autorki za cykl o Twardokęsku oraz nadziei na dobrze napisany kawałek historii.
   Tajemnicze życie grzybów Robert Hofrichter Z tą książkę było podobnie, jak z tą o ptakach. Tu dodatkową pokusą była tematyka, dość skrupulatnie unikana przez wielu autorów.
   Opowieść o dwóch miastach Charles Dickens Czy nie wspominałam ostatnio, że muszę w końcu zacząć czytać książki tego pisarza, zamiast tylko je namiętnie kolekcjonować?
   Kolekcja pośmiertnych portretów Maciek Jakubski Kolejna niespodziewana wygrana. Jestem już po lekturze i jestem bardzo zadowolona. Recenzja wkrótce.

Jak widać stosiszcze ogromne i jak zwykle z terminem przeczytania na nie wiadomo kiedy. Cóż, publicznie sobie obiecuję, że w tym roku już książek nie kupię. Może uda się dotrzymać słowa.

niedziela, 5 listopada 2017

Nocnik. Wypełniana forma bardziej pojemna

Autor: Wojciech Łabędź
Wydawnictwo: Jirafa Roja
Rok wydania: 2016

   Są takie książki, które niezwykle trudno określić jednym słowem, w szczególnych przypadkach można natrafić na spory problem już przy próbie zaszufladkowania utworu do konkretnej odmiany prozy i jedynym co można o nim stwierdzić, to to, że z pewnością jest to powieść. Takim, niełatwym w klasyfikacji przypadkiem jest debiutancka powieść Wojciecha Łabędzia o jakże kontrowersyjnym tytule „Nocnik. Wypełniana forma bardziej pojemna”.

   Zarówno tytuł, jak i sam początek powieści sugeruje, że mamy do czynienia z współczesną powieścią postmodernistyczną, gęsto okraszoną ukrytymi znaczeniami i wielością metafor. Pierwsze wrażenie jest, jak najbardziej, adekwatne: nie jest to książka prosta i jednoznaczna. Dominują w niej satyra z domieszką horroru, ale pojawiają się również fragmenty, które wydają się zupełnie oderwane od przedstawianej rzeczywistości, przez co zaburzają spójność opowieści.

   Powieść skupia się wokół Mateusza, głównego bohatera i narratora historii. Dręczony wizjami snuje opowieść o sobie i swych przyjaciołach, przedstawiając ich w nie wolny od satyry i ironii sposób. Podobnie jak w greckiej tragedii, losy nieświadomych niczego bohaterów powoli zmierzają do momentu kulminacyjnego. Tylko Mateusz widzi i czuje więcej, i w pewnym sensie spodziewa się tragicznego końca. 

   W przypadku „Nocnika” trudno mówić o fabule. Rozgrywające się wydarzenia przyjmują formę niekoniecznie ze sobą powiązanych scen, z których dość trudno znaleźć myśl przewodnią. Wszystkie skupiają się wokół Mateusza i stanowią zapis jego wspomnień oraz aktualnie zachodzących zdarzeń. Przemieszanie ze sobą miejsc i czasów w jakich się one rozgrywają nie ułatwia jednoznacznego określenia, o czym jest ta książka.

   Na Mateuszu i jego znajomych skupia się obraz współczesnych dwudziestokilkulatków. Imprezy, wspólne marnotrawienie czasu, wędrówki od pubu, do pubu, przygody z alkoholem i innymi używkami. Gdzieś w tym wszystkim kryją się bohaterowie, jedni z ambicjami – jak malarka Klara, inni, zwyczajnie spędzający kolejne dni na nic nie robieniu. W takich postawach możemy znaleźć , powierzchowny i satyryczny obraz pokolenia urodzonego pod koniec ubiegłego wieku, dla którego „tu i teraz” jest najważniejsze.

   „Nocnik” to również bogactwo form. W powieść wpleciona została krótka scena dramatyczna, biały wiersz, fragment filozoficznej rozprawy, opowiadanie typu „fanfiction” a nawet zapis z rozgrywanej przez bohaterów sesji RPG, podobnie jak fanfik osadzone w realiach „Wiedźmina” Andrzeja Sapkowskiego. Nawiązań do popkultury jest tu znacznie więcej, zarówno bezpośrednich, jak zaczerpnięcie z wykreowanego wcześniej przez kogoś świata, jak i tych, gdzie kluczową rolą jest sceneria czy zbudowany przez autora klimat. Czasem trudno wyłapać sens umieszczenia w jednej, dość krótkiej książce tak wielu rozmaitych treści.

   Wartym uwagi jest, że podążając za mnogością umieszczonych w powieści elementów, autor odpowiednio modyfikuję też stylistykę i składnię zdań. Po bezpośrednim odniesieniu do czytelnika we wstępie opowieści, przechodzimy do pamiętnikarskiej narracji we wspomnieniach Mateusza, w obydwu mamy do czynienia z bogatym językiem i niezbyt prostą składnią. Te ulegają zupełnej odmianie, gdy przechodzimy do opisu rozgrywanej przez bohaterów przygody – język staje się znacznie prostszy a zdania dużo bardziej zrozumiałe. Inny styl pisanie cechuje również wiedźmińskie opowiadanie.

   Tytuł jest w pewien sposób znamienny, gdyż czytając tę książkę możemy odnieść wrażenie, że autor zawarł w niej wszystko, co tylko przyszło mu do głowy i wydalił to z siebie, mieszając, bez zwracania uwagi, czy będzie do siebie pasować. Paradoksalnie z takiego pomieszania powstała intrygująca, wymagająca, ale i wciągająca powieść. Warto po nią sięgnąć i  choć podczas lektury jednym z głównych odczuć jest „Ale co ja właściwie czytam?!”, to absolutnie nie można pozostać wobec niej obojętnym.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.