wtorek, 29 sierpnia 2017

Stosik na koniec sierpnia

   I znów przyszło nieco poczekać na kolejne stosiki. Tym razem podwójny, część pochodzi z zakupów, część to recenzentki a i jakiś wymianowy tytuł się trafi. Wyjątkowo kupiłam sporo książek, które już kiedyś czytałam, po prostu mój wewnętrzny chomik uznał, że muszę je mieć w papierze na półce, tym bardziej, że pięknie wydane. No i niespodzianka na blogu, dwie karcianki. Zdarzało mi się recenzować gry planszowe i karciane, teksty pojawiały się na Insimilionie, czy były pisane specjalnie dla nich, czy też na podstawie moich własnych egzemplarzy. W sumie, chyba wrócę do pisania o planszówkach, gdyż pisze się o nich zupełnie inaczej, niż o książkach.
   No ale dość tej czczej pisaniny, tak prezentują się stosiki.


   I co teraz? Guido van Genechten Z tyłu czai się dość duża książka dla dzieci, w której przesłanie jest najważniejsze. Recenzentka od Sztukatera, tekst wkrótce pojawi się na blogu.
   Remek marzyciel Anne Crauzas Pierwszą książkę tej autorki wydaną przez Widnokrąg miałam już okazję zrecenzować gdy okazało się, że mogę wziąć kolejną od Sztukatera nie wahałam się ani chwili. Recenzja opowieści o rozmarzonym ślimaku już wkrótce.
   Opowieści miłosne, śmiertelne i tajemnicze Edgar Allan Poe Już od dawna czaiłam się na coś tego autora, przy okazji ostatnich zakupów skusiłam się na zbiorcze wydanie opowiadań. Jestem w trakcie lektury, ale nie jest to książka "na raz" nie tylko ze względu na objętość.
   Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści, Przyszła na Sarnath zagłada. opowieści magiczne i tajemnicze Howard Phillip Lovecraft Obie przeczytane i zrecenzowane dla Insi, ale ponieważ musiały opuścić moje progi, postanowiłam je kupić, by mieć je pod ręką.
   Tajemnica Mirtowego pokoju Wilkie Collins Na tę książkę polowałam robiąc ostatnie zamówienie do Sztukatera. Nie zawiodłam się, przeczytana, recenzja wkrótce pojawi się na blogu.
   Tajemnica Edwina Drooda Charles Dickens Muszę w końcu zabrać się za lekturę powieści tego autora zamiast tylko dokupywać kolejne tomiszcza.
  Zaczarowany kwiecień Elizabeth von Armin To tytuł niespodzianka z wymiany. Nie mam pojęcia o czym, skusiła mnie data powstania opowieści. Czeka na swoje czasy.
   Pęk ostów Janusz Sipkowski To zupełnie niespodziewany tytuł. Po opublikowaniu recenzji drugiego tomu fraszek tego autora, dostałam niezwykle miłego maila, w którym Janusz Sipkowski poprosił o adres do przesłania pierwszego zbioru jego fraszek. Książka przyszła i sprawiła mi wiele radości.
   Czarne oceany Jacek Dukaj Tej książki jeszcze nie miałam, niestety nie tak łatwo było kupić ładny egzemplarz wydany przez Wydawnictwo Literackie. Udało się dorwać z wymiany, szkoda tylko, że odstaje od pozostałych na półce.
   Symfonia złoczyńcy Doina Longu Musiałam dobrać coś od Sztukatera do pełnego zamówienia, trafiło na ten kryminał młodej mołdawskiej pisarki. Recenzja wkrótce.


      Mapa chaosu, Mapa nieba, Mapa czasu Felix J.Palma to recenzowana już wcześniej dla Insi Trylogia wiktoriańska, udało się kupić całość za jedyne pięćdziesiąt złotych z wysyłką.
   Skandynawia. Parki narodowe i rezerwaty przyrody Andrzej Garski, Paweł Garski To już pierwszy tytuł od Sztukatera - przewodnik po przyrodniczych walorach Skandynawii, pierwszy rzut oka był bardzo obiecujący.
   Konstelacja Marek Machura Nie mam pojęcia o czym będzie ta powieść, ale coś trzeba było wziąć, a to wydawało się interesujące, zobaczymy jak po lekturze.
   Nocnik. Wypełniona forma bardziej pojemna Wojciech Łabędź Z tą książką historia jest podobna, zaczęłam lekturę i Ho! Ho! Czego tu nie ma? Recenzja wkrótce.
   Węgierska wiosna Krzysztof Jagielski Dopiero po dokonaniu zamówienia recenzenckiego sprawdziłam, że jest to drugi tom. Mam nadzieję, że nie zaważy to zbytnio na lekturze.
   Wojowoce, Pirackie PoRachunki FoxGames Dwie karcianki do recenzji od Sztukatera. Póki co przeczytałam instrukcje i zapowiadają się całkiem nieźle. Zobaczymy jak z grywalnością.

   No i to wszystko, jak zwykle mam co czytać (i jak zwykle aż za dużo). Wyjątkowo, ciągnę dwie książki naraz i potrwa to przez jakiś czas, gdyż tak najlepiej mi wchodzi Poe.

niedziela, 27 sierpnia 2017

Katedra

Autor: Jacek Dukaj
Ilustracje: Tomasz Bagiński
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2003

   Gdy około piętnastu lat temu po raz pierwszy obejrzałam „Katedrę” Tomasza Bagińskiego miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony zachwyt nad stroną wizualną animacji i jej niezwykły, tajemniczy klimat, z drugiej zaś ogromna chęć dowiedzenia się o co tak właściwie chodzi, czym jest katedra i dlaczego jest żywa. Dość długo czekałam, by sięgnąć po książkę zawierającą opowiadanie Jacka Dukaja, które było inspiracją dla Tomasza Bagińskiego. Po lekturze część wątpliwości się rozwiała, za to zrodził się cały szereg nowych. Jedno pozostało jednak bez zmian - „Katedra” nadal zachwyca.

   Od samego początku zostajemy wrzuceni na głęboką wodę. Znajdujemy się w świecie, o którym nie wiemy absolutnie nic. Pojawia się mnóstwo nieznanych pojęć (izmiraidy, żywokryst) oraz nazw własnych (Róg, Madeleine, Lizonne) co tylko potęguje poczucie zagubienia. Z czasem większość się wyjaśnia, sensu pozostałych możemy się domyśleć. Róg jest jedną z planetoid, gdzie przed laty Izmir Predu poświęcił się by ocalić załogę „Sagitariusa”. Od jego imienia nazwano inne podobne planetoidy krążące w pobliżu gwiazdy Madeleine. Na Rogu wokół grobu Izmira posadzono żywokryst, który uformował się z niezwykłą Katedrę, ściągającą pielgrzymów. W chwili gdy pierwszy raz stawiamy metaforyczną stopę na powierzchni planetoidy, powstała przy katedrze osada pustoszeje, gdyż specyficzny układ okolicznych gwiazd, sprawia, że wkrótce niemożliwe będzie życie na powierzchni izmiraidów.

   W przedstawiony świat wprowadza nas narrator, ksiądz, który przybył na Róg, by zweryfikować świętość katedry otaczającej grób Izmira. Monumentalny gmach zachwyca go od samego początku i przyciąga z trudną do wyjaśnienia siłą, z czasem oddziałując na niego coraz mocniej. Piękno jest motywem przewodnim opowieści. Katedra jest tajemnicza i budzi niepokój, w strukturze tworzącego ją żywokrystu zawarta jest anomalia, która sprawia, że budynek wciąż rośnie, zmienia się, sprawia wrażenie żywego. Ogrom i niezwykłość Katedry przytłacza, co paradoksalnie tylko podkreśla jej piękno.

   Trudno oddzielić opowiadanie Jacka Dukaja od wizualizacji autorstwa Tomasza Bagińskiego, tym bardziej, że to wydanie jest bardzo gęsto okraszone ilustracjami. Dzięki temu piękno i niezwykłość Katedry odbieramy głównie wzrokowo, nie przywiązując wagi do wzmianek o wznoszących się łukach i grze świateł we wnętrzu gmachu. Nie pozostawia to wiele miejsca wyobraźni. Fabuła, w której aż roi się od niedopowiedzeń, jest na tyle wymagająca, że narzucenie konkretnej wizji katedry nie przeszkadza, stanowi pewien stały i jasno zarysowany punkt w śledzeniu prowadzonej historii.

   Jest to, między innymi, opowieść o samotności jakiej doświadczamy, gdy znajdziemy się w sytuacji bez wyjścia. Gdy ludzie wokół, mimo dobrych chęci jedynie udają zrozumienie, a mają dla nas wyłącznie współczucie i politowanie. Wsparcia nie znajdziemy nawet od tych, którzy są w dokładnie takiej samej sytuacji, gdyż czasem zamiast poczucia wspólnoty, rodzi się wrogość i nieufność. Katedra ma  też znaczenie metaforyczne, niczym ogromna, samo rozbudowująca się budowla tak nasza samotność i beznadziejność położenia potrafi obrastać w próby szukania w nich celu i nadania im sensu.

   Opowiadania nie czyta się łatwo. Mnóstwo neologizmów i bogactwo języka sprawia, że lektura nie jest płynna. Sytuacji z pewnością nie poprawia mnogość wielokrotnie złożonych zdań oraz dość nieoczywista fabuła. Z drugiej strony to, jak Jacek Dukaj operuje słowem zachwyca. Sposób w jaki poznajemy przedstawiony świat i myśli bohaterów urzeka plastycznością, głębią myśli i trafnością spostrzeżeń.

   „Katedra” Jacka Dukaja choć nie przyniosła odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie zrodziły się po seansie filmu Tomasza Bagińskiego, dała ich jednak wystarczająco wiele, by pogłębić dotychczasowy zachwyt. Lektura stawia pytania i zmusza do refleksji, i choć nie jest długa, to pozostaje z czytelnikiem jeszcze po odwróceniu ostatniej strony.

wtorek, 8 sierpnia 2017

Długi kosmos

Autor: Terry Pratechett, Stephen Baxter
Tytuł oryginału: The long cosmos
Cykl: Długa Ziemia. Tom V
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2017

  Śmierć sir Terry’ego Pratchetta na szczęście nie położyła kresu cyklowi „Długiej Ziemi”, który prawie od początku był zaplanowany na pięć tomów. I choć „Długi kosmos” to w znacznej mierze dzieło Stephena Baxtera, to jednak powstał wskutek intensywnej współpracy między oboma autorami. Po ostatnią książkę sygnowaną nazwiskiem twórcy „Świata Dysku” sięgnęłam z ogromną niecierpliwością i ciekawością jak zakończą się sprawy w wykrocznych światach.

   Akcja powieści osadzona jest prawie sześćdziesiąt lat po Dniu Przekroczenie, w którym to przed ludzkością po raz pierwszy otworzył się ciąg wykrocznych światów. Na całej Długiej ziemi odebrane zostało wołanie z kosmosu. „Dołączcie do nas” to główna myśl w nim zawarta, jednak wiadomość jest znacznie bardziej złożona i wielopoziomowa. Nic więc dziwnego, że zainteresowała nie tylko badaczy kosmosu pracujących przy Szczelinie, ale i Następnych. Echo zaproszenia dotarło również do społeczności trolli

   Ponownie spotykamy prawie wszystkie najważniejsze postacie jakie pojawiły się w „Długiej ziemi” i kolejnych częściach cyklu. Joshua Valiente, Nelson Azikiwie, Lobsang, Roberta, czy Maggie Kauffman to tylko kilkoro spośród poznanych wcześniej bohaterów, których mamy okazję spotkać po raz kolejny. Wciąż pozostają tacy sami, jak w poprzednich częściach, są nieco bardziej dojrzali, bogatsi w doświadczenia, z odciśniętym piętnem mijającego czasu, jednak nadal dręczy ich głód odkryć i chęć poznania nieznanego. We wspólnym przedsięwzięciu towarzyszą im młodzi bohaterowie Dev i Lee pracujący w Szczelinie oraz zaledwie jedenastoletni Jan Roderick, kolejny wychowanek Domu, z którego pochodził Joshua. 

   Przez większą część powieści fabuła toczy się wokół poszczególnych postaci. W związku z tym mamy do czynienia z różnorodnymi miejscami i kolejnymi wykrocznymi ziemiami. Spotykamy kilka zupełnie niezwykłych światów, jak znany już z poprzednich części świat pływających wysp – trawerserów, czy zupełnie nowy wariant ziemi porośniętej ogromnymi, kilkukilometrowymi drzewami. Wydarzenia dotyczące poszczególnych bohaterów finalnie się łączą, tak że samoistnie powstaje drużyna gotowa na ostatnią przygodę - odpowiedź na kosmiczne zaproszenie.

   Pomiędzy wciągającą fabułą i interesującymi wydarzeniami nie zabrakło miejsca na przemycenie pewnych filozoficznych i życiowych problemów. Spotykamy się tu ze starością i związanymi z nią słabościami, z którymi muszą sobie radzić bohaterowie. Natrafimy na decyzję o świadomym odejściu z własnej woli. A także, co nie zaskakuje tak bardzo jak poprzednie idee, znajdziemy tu pytanie równie stare, jak pomysł kontaktu z obcymi: czy powinniśmy odpowiadać na wezwanie z kosmosu z pełnym entuzjazmem, czy zachować daleko idącą ostrożność.

   Pod względem językowym książka w niczym nie odbiega od poprzednich części. Nadal można odnieść wrażenie, że więcej w niej Stepehena Baxtera niż sir Terry’ego Pratchetta. I choć powieści nie można nic zarzucić, język jest bardzo przyjemny i płynny, to jednak brakuje w niej, między innymi, typowo pratchettowych dygresji. Znajdziemy tu mnóstwo humoru i subtelności w przedstawianiu trudnych tematów. W połączeniu z dobrze rozplanowaną fabułą i wartką akcją otrzymujemy powieść, którą czyta się bardzo dobrze i wobec której nie pozostaje się obojętnym.

   „Długi kosmos” to wspaniałe zwieńczenie pięciotomowego cyklu, rodzaj pewnej klamry – Dzień Przekroczenie otwierający „Długą Ziemię” skontrastowany został z odkryciem zupełnie nowych możliwości przekraczania poza Ziemią. Jest to jedna z tych powieści, które łączą w sobie dobrze skonstruowaną fabułę, porywającą akcję ze wspaniałym, drobiazgowo wykreowanym światem. W tym wszystkim nie zabrakło też miejsca na poruszenie ważnych, choć przyziemnych tematów.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

sobota, 5 sierpnia 2017

Płaczliwa kotka

Autor: Tulin Kozikoglu
Cykl: Niesforne zwierzaki. Tom II
Tytuł oryginału: Mutsuz Kedi Dila
Tłumaczenie: Danuta Kownacka
Wydawnictwo: Wilga
Rok wydania: 2017

   „Niesforne zwierzaki” Tulin Kozikoglu to seria dziewięciu książek dla dzieci, których bohaterami są zwierzęta mieszkające z Babcią Lejlą – praprawnuczką Jeana de La Fontaine’a. W Polsce nakładem wydawnictwa Wilga ukazały się do tej pory cztery pierwsze tomy a jednym z nich jest „Płaczliwa kotka”.

   Bohaterką opowieści jest kotka Markotka, której nic nie cieszy. Nie chce jeść, nie chce się bawić, nie może spać a swoim płaczem utrudnia życie współmieszkańcom. Nic więc dziwnego, że pozostałe niesforne zwierzaki robią wszystko by jej pomóc. Niezależnie jednak od starań pozostałych mieszkańców domku Babci Lejli, kotka wciąż płacze. Jej ponury nastrój trwa i trwa, aż w końcu, jak to często bywa, problem rozwiązuje się sam.

  Oprócz Markotki na kartach książki spotkamy pozostałych mieszkańców chatki Babci Lejli. Poświęcono im pozostałe tomy cyklu o Niesfornych zwierzakach, tutaj zaś występują jako bohater zbiorowy. Choć na pierwszy rzut oka można by się spodziewać animozji między poszczególnymi bohaterami – znajdziemy tu mysz, psa, pająka, komara, czy ptaszka – to jednak cała ta gromadka żyje w harmonii i przyjaźni.

Jest to opowieść wierszowana ubrana w dość proste strofy, z niewyszukanymi, niejednokrotnie częstochowskimi rymami. To sprawia, że warstwa literacka nie jest najmocniejszą stroną „Płaczliwej kotki”. Nie jest też jednak zupełnie zła. Perypetie Markotki nie nudzą i czyta się je płynnie. Słownictwo jest dość bogate, ale nie wymagające, więc idealne dla małych czytelników, gdyż pozwala na rozwinięcie zasobu słów, nie rodząc problemów ze zrozumieniem przekazanej treści. Brakuje jedynie czegoś, co sprawiłoby, że język byłby wyjątkowy i godny uwagi, taki, którym można by się szczerze oczarować. 

   Zupełnym przeciwieństwem jest graficzna strona książki, gdyż wizualnie zachwyca już na pierwszy rzut oka. Niestandardowy, ale dość duży format, twarda oprawa i wyjątkowe rysunki, sprawiają, że ciężko przejść koło niej obojętnie. Wewnątrz jest jeszcze lepiej. Wyjątkowa kreska Sedata Girgina sprawia, że narysowane zwierzaki mają bardzo wyrazisty charakter. Daleko im do małych słodziaków, są dość pokraczne i nieco przerażające, co stoi  w sprzeczności z fabułą książki.   Oszczędne w kolorach ilustracje to w większości jednobarwne tło z tapetową mozaiką oraz umieszczone na nim elementy i postacie. I choć elementów nie ma zbyt wiele, to ich szczegóły przykuwają uwagę. Ilustracje w równej mierze co słowa opowiadają historię kotki Markotki, i gdy w zdaniu padają ogólne stwierdzenia, obraz ukazuje ich szczegóły.

   „Płaczliwa kotka” Tulin Kozikoglu to z pewnością książka warta uwagi. Przepiękna, zabawna i klimatyczna, ma w sobie coś czarującego. Zwierzęcy bohaterowie są sympatyczni a dzięki nie przesłodzonym ilustracjom są również interesujący. Jest to pozycja uniwersalna, nie przeznaczona konkretnie dla jednej płci, co również jest jej zaletą. Z pewnością budzi zainteresowanie pozostałymi tomami cyklu o niesfornych zwierzakach i perypetiami innych podopiecznych Babci Lejli. Jest to książeczka do której z miłą chęcią się wraca, może nie koniecznie, by ponownie ją przeczytać, ale z pewnością by nacieszyć oczy wyjątkowymi ilustracjami.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

wtorek, 1 sierpnia 2017

Czar kąkoli

Czar kąkoli. Wybór fraszek
Autor: Janusz Sipkowski
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Rok wydania: 2016

   W czasach internetowych memów i portali społecznościowych umożliwiających publikację własnych przemyśleń bardzo szerokiemu gronu odbiorców, wydawanie aforyzmów czy fraszek wydają się być anachronizmem. Tym bardziej zdumiał mnie fakt wydania tomiku, zawierający tylko takie krótkie formy, nieznanego mi wcześniej autora – Janusza Sipkowskiego. Jestem wielką miłośniczką Jana Sztaudyngera i lubię fraszki, więc do „Czaru kąkoli” podeszłam ze sporym zaufaniem, ale i dość dużymi oczekiwaniami.

   Zgodnie z definicją fraszka jest krótkim utworem lirycznym, o różnorodnej tematyce, często humorystycznym i z wyraźną puentą. W praktyce oznacza to, że fraszka powinna być trafnym komentarzem otaczającej nas rzeczywistości, ujętym w niewielkiej ilości słów. Dają też ogromne pole do popisu i zabawy wieloznacznością wyrazów, nadając utworom przewrotnego i nieco frywolnego charakteru. Często są świetną okazją by przez gorzki śmiech zobrazować szarą codzienność. Krótka forma sprawia, że nawet w niewielkim tomiku umieścić można ogromną ilość fraszek. 

   Janusz Sipkowski odnalazł się w tym gatunku bardzo dobrze. Jego fraszki w większości są zabawne i trafnie przedstawiają otaczające nas realia ujęte w krzywym zwierciadle. Ich humorystyczny aspekt często jest bardzo subtelny i w znacznej mierze opiera się na trafności spostrzeżeń autora. Obszerność poruszonej tematyki i mnogość utworów sprawiają, że „Czar kąkoli” nie jest lekturą jednorazową. Książkę czyta się po kawałkach i z przyjemnością do niej wraca. Utworów wyraźnie odstających od reszty, czy po prostu nijakich prawie tu nie znajdziemy.

   Utwory zostały podzielone na dziewięć kategorii tematycznych, wszystkie dotyczą życia we współczesnym świecie, w którym znajomości i własne starania oraz ambicje są odpowiedzialne za powodzenie w życiu. Z fraszek wyłania się obraz społeczeństwa, w którym życiowe cwaniactwo i upór są podwalinami sukcesu. Artyści, politycy, czy zwykli karierowicze to najczęstsze postacie fraszek

   Nie znajdziemy tu pochwał dla przymiotów osobowości, fraszki są nastawione na  wykpienie wad i słabości ludzkiego charakteru. Myślą przewodnią wielu zawartych w tomiku fraszek jest zabieganie o własną pozycję w społeczeństwie i skupienie na sobie uwagi. Przyjemności jawią się jako coś należnego i o co nie powinniśmy się nadmiernie starać, a jeśli już to raczej kombinować, by je osiągnąć, niż cierpliwie na nie poczekać, czy zapracować.

   Janusz Sipkowski używa potocznego, współczesnego języka, co dodaje fraszkom aktualności. Nie znajdziemy tu anachronizmów, ani bardzo wyrafinowanych metafor, dzięki czemu utwory są bardzo przystępne i łatwe do zrozumienia w szerokim gronie odbiorców. Nie są ani przeintelektualizowane, ani skupione na hermetycznych społecznościach, przez co mogły by być trudne do zrozumienia. Zabrakło mi tu nieco zabawy słowami i ich wieloznacznością, których oczekiwałam, gdyż fraszki są formą, w której przynosi to bardzo dobre efekty, podnosząc walory artystyczne utworów.

   „Czar kąkoli” mnie nie rozczarował i choć utworom Janusza Sipkowskiego daleko do tych pisanych przez Jana Sztaudyngera, czy choćby przewrotnego charakteru fraszek Andrzeja Urbańczyka, to jednak czyta się je z ogromną przyjemnością i z uśmiechem na twarzy. Do fraszek zagląda się i wraca z wielką chęcią,co rusz trafiając na trafny i zabawny komentarz do otaczającego nas świata. „Czar kąkoli” udowadnia, że nawet w dzisiejszych czasach warto pisać i wydawać fraszki, gdyż bez problemu znajdą grono odbiorców. A znacznie łatwiej ponownie sięgnąć po książkę, niż przeszukać i internet w poszukiwaniu wersów, które wydały nam się wyjątkowo trafne.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.