czwartek, 11 stycznia 2018

Spóźnione podsumowania i plany

   Jakoś nie wiadomo kiedy minął sobie ten 2017 rok. Był czytelniczo dla mnie przeciętny, bo choć liczba przeczytanych książek może być imponująca: 112 to jednak blisko połowa to były niewielkie książki dla dzieci, bądź inne, równie krótkie publikacje, takie jak komiksy ("Bezdomne wampiry" Baranowskiego" albo dwa tomy Asteriksa i Obeliksa), pojedyncze opowiadania ("Gianca" Jacka Łukawskiego, czy "Barnim. Kamienie" Bernarda Berga), bądź tomiki poezji {"Komu mruczy kot" Katarzyny Georgiou, czy "Pęk ostów" i "Czas kąkoli" Janusza Sipkowskiego).

Jeśli chodzi o czytane gatunki, to było dość różnorodnie. Nieco powieści współczesnych, czasem coś historycznego, jak zawsze klasyka i fantastyka, odrobina kryminału i kilka publikacji popularnonaukowych. Czyli wciąż pozostaje głównie w kręgu swoich zainteresowań i jakoś nie czuję potrzeby opuszczania tej strefy komfortu. 

Wśród książek, które wspominam szczególnie dobrze z ubiegłego roku na wysokim miejscu znajdują się książki dla dzieci. Zwłaszcza przecudne "Mapy" Daniela i Aleksandry Mizielińskich oraz książki o jakże uroczych tytułach "Kupa" i "Robale" Nicoli Davis i Neala Laytona. Kolejną publikacją w podobnym klimacie są "Pupy, ogonki i kuperki" Mikołaja Gołachowskiego ilustrowane przez Marię Bulikowską. Wszystkie cztery, to przykłada świetnych książek edukacyjnych, "Mapy" zachwyacają wizualnie i są zdecydowanie bardziej do oglądania, niż czytania. Pozostałe to świetne przykłady tego, jak należy tworzyć książkę dla głodnych wiedzy dzieci. To poprawne merytorycznie i najeżone ciekawostkami książki, do których nie tylko moje dziecko chętnie wróci.

Spośród książek dla dorosłych mocno emocjonalnie zadziałała na mnie opowieść o Marku Treli autorstwa Ewy Bagłaj "Moje konie, moje życie". Bardzo dobre wrażenie zrobił też na mnie przewodnik "Skandynawia. Parki narodowe i rezerwaty przyrody" Pawła i Andrzeja Garskich, widać, że panowie doskonale wiedzą o czym piszą. Z literatury pięknej zachwycił mnie "Dziennik paniczny" Rolanda Topora, kopalnia genialnych myśli i wyjątkowej urody cytatów, jak na przykład: "Kretyn to istota zabawna, malownicza. Obcując z nim, człowiek zyskuje na pewności siebie, słowem - kretyn wprawia w dobry humor i zapewnia zdrowie.". Z fantastyki czytanej w tym roku, najlepiej wspominam "Kolekcję pośmiertnych portretów" Maćka Jakubskiego. Nie mogę pominąć milczeniem również "Wyspy Doktora Morou" Herberta Georgsa Wellsa Znacznie trudniej wybrać mi faworyta spośród przeczytanej klasyki, nie zawiodłam się na lubianych przeze mnie autorach i zarówno "Tajemnica Mirtowego pokoju" Wilkie Collinsa, jak i "Echo" Henry'ego Jamesa dało mi dokładnie to, czego oczekiwałabym od tego typu lektur. Z autorów, z którymi wcześniej nie miałam przyjemności, dobrze wspominam Edith Wharton i jej "Lśnienie księżyca". Bardzo chwalę sobie również rozpoczęcie przygody z twórczością Jakuba Małeckiego (zaczęłam od "Dygotu") i Łukasza Orbtowskiego (tu pierwsza była "Szczęśliwa ziemia"), obaj panowie dołączają do grona autorów, których książek będę poszukiwać.

Oczywiście nie obyło się, niestety, też bez lektur słabszych, czy zwyczajnie złych. Wśród nich wyróżnia się, obdarzona niezwykłą okładką "Węgierska wiosna" Krzysztofa Jagielskiego, w której całkiem fajny temat zniknął gdzieś w sposobie wykonania. "Dolina Białej Wody" Piotra Narwańca, to z kolei książka, której sensu powstania nie byłam w stanie do końca zrozumieć. Z książek dla dzieci, zdecydowanie najbiedniej wypadło "Stąd do płotu" Anny Kacy, która to pozycja nie może pochwalić się ani ilustracjami ani warstwą językową.

Pod koniec tego roku mojej biblioteczce stuknęło 2000 książek. I choć jestem już na takim etapie, że znaczną część tego, co chciałam mieć, już mam, to jednak i tak wciąż odkrywam nowe rzeczy i co jakiś czas robię sobie książkowe prezenty. Nowych książek pojawiło się u mnie 167 i choć część z nich zdążyła już wyemigrować do nowych domów, część dopiero szuka dla siebie kąta, to jednak i tak, znacznie więcej książek mi przybyło, niż dałam radę przeczytać. Ponieważ regały nie są z gumy, więc jak zawsze o tej porze roku, korzystając z okazji i aukcji charytatywnych Allegro, wystawiłam sporo pakietów, z których sprzedaży pieniądze w całości pójdą na WOŚP - gorąco zachęcam do licytowania. Dość dużo książek mnie opuści, więc pewnie w 2018 roku znów przekroczę barierę 2000.

Strasznie mi się rozwlekło to podsumowanie, a chciałam jeszcze wspomnieć o planach na nadchodzący rok. Po pierwsze - regularniej pisać na blogu, bo z tym jest problem. Mam sporo tekstów, które jakoś nie mogą wyjść z dysku na bloga, co nie wymaga już ode mnie zbyt wiele zachodu. Po drugie, czytać więcej z tego co już mam, by Poczekalnia w końcu zaczęła się kurczyć!. Po trzecie, chyba zacznę zamieszczać recenzje planszówek, kilka napisałam jeszcze w ramach współpracy z, zaoranym już na amen, Insimilionem, szkoda by teksty przepadły zupełnie, a myślę, że mogą być dobrym odświeżeniem bloga. A poza tym, pewnie w dalszym ciągu oprócz recenzji pojawiać się będzie trochę twórczości własnej, więc jest się czego bać.

3 komentarze:

  1. Moje jedno z wielu postanowień noworocznych własnie realizuję, czyli aktywnie biorę udział w czytaniu i komentowaniu blogów. Napiszę o tym osobny post na blogu, ponieważ jak komuś piszę, że "mam go zapisane na poniedziałek" to nie wie o co chodzi :D a ja po prostu mam tyle blogów, że sobie zrobiłam listę (póki co) dziesięciu blogów na każdy dzień, które czytam. Akurat Ty jesteś w poniedziałku :D 112 książek!!! brawo! U mnie 42 i do tego dwa tysiące ogółem? To już totalne szaleństwo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Coś miłego w poniedziałek :D W sumie dobra motywacja, by jednak ruszyć swój leniwy zadek i częściej wrzucać teksty :D

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.