Autor: Dorota Kassjanowicz
Ilustracje: Paulina Daniluk
Wydawnictwo: Albus
Rok wydania: 2020
Do sięgnięcia po „30 znikających trampolin” Doroty Kassjanowicz skusiła mnie koncepcja książki. Jedno wydarzenie opowiedziane na trzydzieści różnych sposobów, pozwalających na zaprezentowanie rozmaitych stylów i perspektyw to coś czemu trudno mi było się oprzeć. Fakt, że jest to książka przeznaczona dla dzieci również był kuszący, ponieważ nadał jej dodatkowego znaczenia edukacyjnego i można ją wykorzystać do wielu ciekawych rozmów z dziećmi.
Autorka nie ukrywa, że inspiracją dla niej jest książka „Ćwiczenia stylistyczne” Raymonda Queneau, w której błahe wydarzenie zostało przedstawione na prawie sto sposobów. Dorota Kassjanowicz posłużyła się raptem trzydziestoma wersjami opowieści, ale to wciąż jest bardzo dużo i dało jej ogromne pole do zaprezentowanie tego samego w rozmaity sposób.
Gdy Zuzia i Łukasz – bliźniacy wracają z mamą do domu po intensywnie spędzonym dniu, w domu czeka na nich tata z pizzą oraz trampolina, którą dzieci dostały od rodziców na urodziny przed tygodniem. Jednak w domu okazuje się, że trampolina zniknęła i nie ma jej tam gdzie być powinna. Zguba dość szybko się odnajduje, a tata, który przebywał w domu, gdy młodzi z mamą oddawali się sobotnim rozrywkom, szybko wyjaśnia co się wydarzyło.
Wersje historii w „30 znikających trampolinach” możemy podzielić na kilka grup. W pierwszej znajdą się te, które opisują to samo wydarzenie prozą, ale różne są postaci narratora. Mamy więc historię z perspektywy Łukasza, Zuzi, mamy, taty, a także sąsiadki. To opowieści najmniej różniące się językowo, choć i tu wyraźnie zostały zaprezentowane różnice w sposobie myślenia i wyrażania się narratorów.
Kolejną grupą są opowieści prozą opisane w różny sposób – jest więc wersja optymistyczna, jest pesymistyczna. Znajdziemy tu również między innymi: historię futurystyczną, baśniową, straszną, zdrobniałą, czy byle jaką. Tu występują ogromne różnice w zastosowanych środkach stylistycznych oraz w wykorzystanym słownictwie. Często sposób opowiadania w jakimś sensie rzutuje też na samo wydarzenie, w wersji futurystycznej nie brakuje słowotwórstwa typowego dla prozy fantastyczno-naukowej. Wariant baśniowy zaś to przygody księcia Łukasza i księżniczki Zuzanny. Każda z tych wersji inaczej oddziałuje na odbiorcę, wprowadzając go w nieco inny nastrój.
W końcu, najciekawsza grupa, to ta, gdzie zabawa polega nie tylko na zmianie stylu opowieści, ale też na zmianie formy. Są tu więc limeryki, jest piosenka. Znajdziemy tu również scenariusz filmowy, news z gazety, czy wymianę SMSów między Łukaszem i kolegą, oraz między Zuzią i koleżanką. Rozmaitość form również wpływa na samą opowieść. Jest więc lakoniczna, pełna skrótowców rozmowa złożona z wiadomości między chłopcami. Jest też pełna sensacyjnych sformułowań relacja w prasie okraszona licznymi, coraz mniej widocznymi sprostowaniami. Jest tu kilka wersji, gdzie całą opowieść zamknięto w pięciu wersach limeryku lub ubrano rytmicznie w słowa piosenki.
„30 znikających trampolin” to książka nad wyraz interesująca, która może posłużyć do rozmowy o tym, jak ważny jest język jakim się posługujemy. Dzięki której wyraźnie widać jak bardzo różne mogą być relacje rozmaitych osób z tego samego wydarzenia, w którym każde z zainteresowanych wzięło przecież udział. Zaadresowanie tego typu pozycji do dzieci, uważam za strzał w dziesiątkę, gdyż te, jako z natury znacznie mniej empatyczne od dorosłych, mogą sobie uświadomić ogrom różnic w postrzeganiu świata przez różne osoby. To w końcu zachwycająca zabawa formą i stylem, która spodoba się nie tylko dzieciom, bo i dorosłym pozwala uświadomić, jak bardzo słowa rządzą relacją i jak kluczowy jest ich dobór, gdy chcemy coś przekazać w odpowiedni sposób.
Recenzja powstała na zlecenie portalu Sztukater.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.