Marzec był dla mnie całkiem udanym miesiącem jeśli chodzi o lektury. Przede wszystkim sięgnęłam w końcu po "Pana Lodowego Ogrodu", do którego powymierzałam się już od bardzo dawna. Ponadto przeczytałam kilka innych książek, również pochodzących z moich zbiorów i chociaż Poczekalni nie udało mi się odchudzić, zbyt wiele nabytków przywitałam w marcu, jednak i tak jestem zadowolona z wyników.
A w liczbach wygląda to tak: Przeczytałam tylko 6 książek, więc ilość nie jest jakaś porywająca, jednak ponieważ wiele z nich było dość opasłych, to ogólny wynik przeczytanych stron był już na całkiem przyzwoitym poziomie 2130 stron co dało ponad 69 stron dziennie. Jeśli zaś chodzi o lektury, które pojawiły się u mnie w tym miesiącu, to było ich aż 10, co przy 5 pozycjach przeczytanych, które od dłuższego czasu grzały miejsce w Poczekalni, znów dało wynik niekorzystny. Cóż... nałogowe uzupełnianie bibliografii niektórych autorów ma swoje wady.
A kolejno w moje ręce wpadły:
Połamany ludzik Roland i Nicolas Topor
To dość nietypowa książeczka, pełna ilustracji wykonanych przez pięcioletniego Nicolasa i obdarzona komentarzami pisarza. Czytało mi się ją dość przyjemnie, zaś rzeczywistość widziana oczami pięciolatka niejednokrotnie potrafi zaskoczyć. Jest to pozycja zdecydowanie przeznaczona dla fanów autora i koneserów jego twórczości.
Naszło mnie w tym miesiącu na kolejną z komedii mojego ulubionego polskiego komediopisarza. Jest to opowieść o manipulowaniu innymi, w celu osiągnięcia rozmaitych, nie zawsze wymiernych, korzyści. Jak zawsze u autora możemy spodziewać się zarówno humoru sytuacyjnego, jak i związanego z charakterami bohaterów. Zabawnie i nieco refleksyjnie, czyli Fredro jakiego najbardziej lubię.
Pan Lodowego Ogrodu Jarosław Grzędowicz
Po wielu zachętach z różnych stron, w końcu postanowiłam zaspokoić swoją ciekawość i pomimo nieco przerażającej objętości całego cyklu udało mi się po niego sięgnąć. A wrażenia mam wyborne, o czym mogliście się przekonać po lekturze którejś z recenzji, od lekkiego znużenia, poprzez wciągnięcie się w fabułę aż do pełnego zachwytu. Zdecydowanie jest to seria godna polecenia każdemu miłośnikowi fantastyki.
Jest to szósty tom cyklu, którego bohater jest charakterystyczny i charyzmatyczny Erast Fandorin. Nie miałam okazji poznać jego wcześniejszych przygód, jednak nie przeszkodziło mi to zupełnie w czerpaniu przyjemności z lektury tej kryminalnej opowieści. Zagadka, jaką musi rozwiązać detektyw mnie zaintrygowała, a tropy skutecznie wprowadziły w błąd. Książka idealnie nadaje się jako lekki przerywnik i spokojnie polecam ją miłośnikom klasycznych kryminałów. Przeczytana dzięki uprzejmości portalu Lubimy czytać, zrecenzowana już, choć z publikacją muszę się na razie wstrzymać.
I pod takim znakiem upłynął mi ubiegły miesiąc. Objętościowo i ilościowo dominuje fantastyka, w postaci trzech tomów tetralogii Jarosława Grzędowicza. W planach na kwiecień znalazło się między innymi zakończenie tego cyklu oraz sporo lektur zamówionych, tak dla odmiany w porównaniu z marcem.
Drugą i trzecią mam w planach :-)
OdpowiedzUsuńO, Akunin brzmi ciekawie.
OdpowiedzUsuńAkunin świetny, i chociaż czytałem tylko 8 pierwszych tomów cyklu (późniejsze ciężko dostępne w źródłach alternatywnych), to ośmielę się polecić całość. Większych wahań formy pisarza nie stwierdzono.
OdpowiedzUsuńCo jest ciekawe? Ano, Akunin stwierdził, że jest ileśtam (bodajże 16) typów kryminału i każdy tom będzie powstawał w... innym stylu, powiedzmy. Wiadomo, o co chodzi.
I chociaż z taką a nie inną przyjętą terminologią średnio się zgadzam (aczkolwiek nigdzie nie ma jej opublikowanej, o ile się nie mylę, można się jeno domyślać po lekturze), to różnice w prowadzeniu postaci i akcji we wszystkich książkach jest bardzo zróżnicowana. A przy tem wszędzie jest ta dawna Rosja, ten klimat i ten sznyt.