sobota, 12 września 2020

Salamandra

 

Autor: Stefan Grabiński

Wydawnictwo: CM Klasyka

Seria: Polska fantastyka

Rok wydania: 2019


Sięgając w krótkim czasie, po kolejną powieść Stefana Grabińskiego miałam już jakieś pojęcie o tym, czego mogę się spodziewać. Lektura „Wyspy Itongo” dobrze przygotowała mnie na kwiecisty styl autora oraz na jego nakierowanie na wątki nadprzyrodzone. „Salamandra” to książka o tyle ciekawa, że gdyby powstała dzisiaj, z pewnością zostałaby zaliczona do nurtu urban fantasy. Ponieważ swą premierę miała w latach dwudziestych dwudziestego wieku, znalazła się wśród książek, które kształtowały i nadawały początek polskiej fantastyce.

Fabuła książki skupia się wokół postaci Jerzego, młodego przystojnego mężczyzny, który planuje w najbliższym czasie się ożenić. Będący jednocześnie narratorem Jur (jak zwie go narzeczona) opisuje szereg niepojętych zdarzeń, jakie spotkał na swojej drodze. W dość nietypowych okolicznościach poznaje on Kamę – ognistowłosą i namiętną kobietę, która zaplanowała sobie uwiedzenie Jerzego. Równie tajemniczą otoczkę miało spotkanie bohatera z Wieruszem, człowiekiem pozornie tylko mniej tajemniczym niż namiętna Kama. Losy całej trójki splatają się by osiągnąć apogeum, a Jerzy z czasem traci orientację między tym, co realne, a tym nierzeczywistym.

„Salamandra” to powieść z lat dwudziestych i w trakcie lektury jest to wyraźnie odczuwalne. Były to czasy, gdy nauka mieszała się z ciągotami w stronę magii, w których tę drugą starano się okiełznać w teoretycznych wyjaśnieniach. Ponieważ język nauki coraz bardziej oddalał się od zwyczajnego człowieka, a przedmioty badań częstokroć wydawały się abstrakcyjne, wielu ludzi skłaniało się ku prostszym – nadprzyrodzonym zjawiskom. Ponadto magia, była zwyczajnie modna. Książka napisana jest z pełną powagą, na próżno szukać tu zmyślnej satyry, jak u Oscara Wilde’a w jego „Zbrodni lorda Artura Saville”. W powieści Grabińskiego magia jest czymś jak najbardziej realnym i zagrażającym poszczególnym ludziom, którzy nawet jeśli początkowo są mocno sceptyczni, muszą uznać jej prawdziwość.

W książce pojawiają się również wątpliwości i to z gatunku takich, które burzą zupełnie wizję narratora, podając w wątpliwość, czy to co przeżył faktycznie miało miejsce. Zakończenie wyraźnie sugeruje, że Jerzy gubi się w tym, co tak naprawdę się wydarzyło i czy spotkane przez niego osoby faktycznie istniały. Z drugiej strony wydarzenia, jakie się rozegrały, mają dość konkretne i realne skutki, wzbudzając tym większy mętlik w głowie bohatera.

Książkę czyta się dobrze. Jest napisana niezwykle kwiecistym językiem, pełnym przestarzałych już dzisiaj słów oraz wtrąceń z innych języków. Nie przeszkadza to jednak zupełnie w lekturze, gdyż powieść wzbogacona jest o słusznych rozmiarów słowniczek, wyjaśniający co trudniejsze słowa. Stylistyka zdań może sprawiać problem, są one rozbudowane, wielokrotnie złożone i pełne wymyślnych epitetów. Z drugiej strony nie brak w nich też dialogów, a tempu akcji niewiele można zarzucić.

Tym, co czyni „Salamandrę” lekturą, po którą warto sięgnąć jest jej klimat. Normalne miasto zderza się z okultystycznymi rytuałami i magią, które na pierwszy rzut oka w ogóle tu nie pasują. Nie sposób jednak nie wciągnąć się w tę tajemniczą opowieść, w której poświęcenie jest równie ważne co miłość, a słabość w równym stopniu, co odwaga determinuje to, co się wydarzy. To w końcu jedna z pierwszych w Polsce powieści, oscylujących gatunkiem gdzieś pomiędzy horrorem a fantastyką, pozostając mroczną historią o sile złej i dobrej magii.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.