niedziela, 25 sierpnia 2019

Artemizja

Autor: Natalie Ferlut
Rysunki: Tamia Baudonin
Tytuł oryginału: Artemisia
Tłumaczenie: Olga Mysłowska
Wydawnictwo: Marginesy
Rok wydania: 2019

   Nie jestem wielką miłośniczką sztuki, wręcz przeciwnie i choć pochlebiam sobie, że nie jestem też zupełną ignorantką, to jednak zdaję sobie sprawę z ogromnych braków wiedzy. Pomimo tego, że sztuka, w tym malarstwo, nigdy nie była mi specjalnie bliska to jednak nigdy też od niej nie stroniłam, a gdy jakiś artysta przykuje moją uwagę, chętnie zapoznaję się nie tylko z jego twórczością, ale też i z okolicznościami, jakie towarzyszyły tworzeniu. Gdy więc wśród majowych premier pojawiła się dość szeroko promowana „Artemizja” z chęcią po nią sięgnęłam, choć o samej barokowej malarce, jak i o jej obrazach nie wiedziałam właściwie nic.

   Główną bohaterką tej powieści graficznej jest Artemizja Gentileschi, córka, może niekoniecznie bardzo sławnego, ale przynajmniej przyzwoicie zarabiającego malarza, będącego uczniem Caravagia – Orazio Gentileschiego. Dla ojca jedyną życiową miłością zawsze było malarstwo, co przełożyło się na jego niełatwą i nie do końca zdrową relację z córką. Tymczasem to właśnie ona, jako jedyna z rodzeństwa, odziedziczyła po ojcu talent i robi wszystko by móc malować oraz malarstwem zarabiać na siebie. We Włoszech na początku siedemnastego wieku była to myśl nie tyle śmiała, co wręcz szalona.

   Komiks opowiada o trudnej drodze, jaką musiała przejść malarka, by osiągnąć upragniony cel. To również ogromny feministyczny manifest, przedstawienie wyzwolenia się kobiety z jej społecznie narzuconej roli. Przemiana z kogoś, kto nie ma dla nikogo żadnego znaczenia, kto cały swój majątek i życiową drogę musi uzależnić od mężczyzny w kobietę silną, która wywalczyła sobie pozycję, pozwalającą jej na samodzielne decydowanie o sobie. Ogromną zasługę w tej przemianie ma wielki talent Artemizji, która malując kipiące emocjami obrazy zachwyciła swoich odbiorców. Jednak równie ważny jak talent, był silny charakter kobiety, która nie posiadając wsparcia w najbliższych musiała nauczyć się stawiać na swoim.

   Wydana przez Marginesy „Artemizja” jest powieścią graficzną w pełnym tego określenia znaczeniu. Kolejne kadry komiksu przedstawiają niełatwą historię tytułowej malarki jako historię poznawaną przez jej córkę. Rysunki są dynamiczne, utrzymane w matowej i dość stonowanej kolorystyce. Twarze bohaterów wyraźnie oddają silne emocje targające bohaterami, tła są raczej mroczne i pozbawione szczegółów. To sprawia, że w odniesieniu do tematyki i czasów przedstawionych w książce można odczuć pewien dysonans, ponieważ ilustracje swym całokształtem nie mają nic wspólnego z barokowym malarstwem.

   Warstwa językowa „Artemizji” nie zachwyca, w żaden też sposób nie buduje realiów przedstawionego świata. Tę rolę pozostawiono w całości oprawie graficznej. Nie natrafimy tu ani na słownictwo typowe dla danych czasów, ani na to związane z malarstwem. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jest to opowieść nie tyle o siedemnastowiecznej malarce i jej trudnej drodze do sławy, co całkiem współczesna historia o feminizmie, opowiedziana jak najbardziej współczesnym językiem.

   Jednak pomimo niuansów wykonania „Artemizja” spełnia jedną bardzo ważną rolę. Komiks ożywił postać malarki, sprawił, że z chęcią zaczęłam szukać o niej czegoś więcej i przeglądać reprodukcje jej obrazów, próbując odkryć w nich jej gniew i determinację zrodzone w drodze do samodzielności. Niewątpliwą zaletą jest też zamieszona na końcu informacja, nie tylko o Artemizji Gentileschi, ale i o innych przewijających się w opowieści osobach. Jest to taki niezbędny skrót  przybliżający realną historię malarki, której pragnienie stanowienia o sobie okazało się silniejsze niż lata tradycji i uprzedzenia.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.