piątek, 12 czerwca 2020

Spadać można równie dobrze w poziomie

Autor: Martyna Piotrowska
Wydawnictwo: Mamiko
Rok wydania: 2019

   Tym co zadecydowało o sięgnięciu przeze mnie po tomik poezji Martyny Piotrowskiej, było przeczytanie w krótkiej notatki na temat autorki. Jej kariera zawodowa łączy w sobie pracę piórem z mikrobiologią, czyli w pewnym sensie jest mi pokrewna. Biorąc do ręki „Spadać można równie dobrze w poziomie” liczyłam na pewne echo tego pokrewieństwa w utworach literackich i niestety się rozczarowałam.

   W zbiorze wierszy Martyny Piotrowskiej znajdziemy tematy bardzo osobiste, ale i bardzo uniwersalne. Rozstania i spadającą jak grom z jasnego nieba samotność. Opowieść o tworzeniu relacji z innymi, również tą najważniejszą z ukochaną osobą, z którą chcielibyśmy mierzyć się ze światem. To tematyka jednocześnie uniwersalna ale i osobista. Z jednej strony praktycznie każdy prędzej, czy później musi mierzyć się z emocjami jakie wywołują w nas inni, ważni dla nas ludzie. Z drugiej zaś, każdy przeżywa je zupełnie inaczej i słowa, które idealnie opisują je jednej osobie, będą zupełnie chybione w przypadku innej.

   Tym co jest kluczowe w odbiorze poezji jest zgodność wrażliwości poety i czytelnika. Tym bardziej, gdy wiersze poruszają tak intymne tematy, gdy oddają trudne uczucia, z którymi mierzy się poeta. Gdy tej współwrażliwości zabraknie, lub gdy jest ona niepełna, utwory po prostu nie trafiają do czytelnika. Brakuje z nich tego nieuchwytnego czegoś, co sprawia, że czyjeś słowa stają się zapisem naszych myśli. W trakcie lektury wkrada się wtedy poczucie jakiejś infantylności, bagatelizowania niektórych rzeczy i rozdmuchania do granic przesady innych. Trudno jest wtedy zachwycić się twórczością poety i choć można ją potraktować czysto technicznie subiektywnie oceniając jej jakość, to jednak w przypadku poezji ocena techniczna jest minimalną składową całości wrażeń.

   Taki problem mam z utworami Martyny Piotrowskiej, gdyż jej spojrzenie na wewnętrzny świat emocji rozmija się zupełnie z moim sposobem ich pojmowania. Gdyby przy okazji te utwory były dla mnie w jakikolwiek sposób odkrywcze lub pozwalały na uświadomienie sobie pewnych rzeczy, których nie do końca pojmowałam, to miały by pewne szanse. Niestety z wrażliwością poetki jest mi tak dalece nie po drodze, że nie potrafiłam znaleźć w jej utworach niczego, co mogłabym wynieść z ich lektury.

   Zarówno pod względem językowym jak i kompozycyjnym nie mogę zbyt wiele zarzucić utworom Martyny Piotrowskiej. Większość z nich napisana została wierszem białym, bez banalnie rymowanych fraz, ale z bardzo przyjemną w odbiorze rytmiką. Wiersze są płynne i czyta się je lekko. Słownictwo również sprawia dobre wrażenie, choć ciężko powiedzieć, by było szczególnie piękne, czy wyróżniające się. 

   Tym czego najbardziej zabrakło mi w „Spadać można równie dobrze w poziomie” jest możliwość pełnego zrozumienia transkrypcji emocji autorki. I choć z jednej strony wyraźnie widać, że poruszyła te siedzące w niej dogłębnie, to jednak nie byłam w stanie ich współodczuć. Utożsamić się z nimi na tyle, by były dla mnie prawdziwe. Nie oznacza to, że wiersze Martyny Piotrowskiej są złe, będąc całkiem poprawnymi pod względem językowym i kompozycyjnym z pewnością bez problemu znajdą się osoby, którym wrażliwość poetki będzie bliższą. Pozbawione zbędnej infantylności, prostoty i egzaltacji mają na to bardzo duże szanse.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.