poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Z całego świata

Autor: Andrzej Urbańczyk
Wydawnictwo: Nord
Rok wydania: 2012
Stron: 216

   Do sięgnięcia po tę książkę skłoniło mnie całkiem pozytywne wspomnienie, czytanej dość dawno temu książki: „Cisze i sztormy” tego autora. Barwny opis morskiej wyprawy pisarza, w towarzystwie kota Myszołowa, niejednokrotnie bawił, a czasem i wzruszał. Po opowiadaniach zawartych w tym tomie spodziewałam się podobnej gamy emocji i nie mogę stwierdzić, bym się zawiodła.

   Andrzej Urbańczyk, to przede wszystkim żeglarz, choć amator, bohater słynnej wyprawy tratwą przez Bałtyk, niejednokrotnie samotnie pokonywał oceany. Po drugie jest pisarzem, ze swoistym urokiem opisuje swoje, nie tylko, morskie przygody. Ponadto amator wspinaczki wysokogórskiej i inżynier chemii, człowiek, któremu żadne zajęcie niestraszne. Z jego opowieści wyłania się obraz prawdziwego człowieka renesansu, humanisty o ścisłym umyśle, osoby czasem twardej a nader często bardzo wrażliwej.

   Zawarte w książce opowiadania, to właściwie anegdoty z jego życia. Ciekawe epizody, czasem przemyślenia wywołane jakimś wydarzeniem, kiedy indziej zaś rozważania natury filozoficznej, czy teologicznej. Z niektórych opowiadań wieje grozą, inne są po prostu strasznie smutne i budzą poczucie bezsilnej złości na ludzkie okrucieństwo, czy nieuchronność losu. Te bardziej ponure historie przeplatają się z zabawnymi, czasem irracjonalnymi scenami, w których niefrasobliwość narratora sprowadza na niego kłopoty.

   Książka zawiera pełen przegląd tematów, od typowo marynistycznych, jak na przykład w opowieści: „Dusza ptaka”, czy „Śmierć statku”, po motywy związane ze wspinaczką, jak w historii: „Pyszne życie, czyli jak wykorkowałem w Mount Shasta” Zdecydowanie najwięcej jednak znajdziemy zwykłych, ludzkich historii. Czasem smutnych, niekiedy nieprawdopodobnych, gdzie indziej znów zabawnych, nieodmiennie jednak wciągających.

   Nie sposób napisać o każdym z trzydziestu sześciu opowiadań, więc skupię się tylko na tych, które najsilniej zapadły mi w pamięć. Pierwszym, jakie niezmiernie mnie rozbawiło, było to zatytułowane: „Moja śmierć wysokogórska”, wyłonił się z niego wniosek, że czasem ma się więcej szczęścia niż rozumu. Jedną ze smutniejszych anegdot jest: „Ślimak na krawędzi stali”, ukazująca, że śmierć często nie ma najmniejszego sensu. Złość wzbudziła we mnie historia pod tytułem: „Piękna dziewczyna z dzieckiem”, bo chociaż jej akcja ma miejsca dobre pół wieku temu, to niestety wciąż pozostaje świadomość, że nie aż tak wiele się od tamtych czasów zmieniło a ludzką mentalność odmienić najtrudniej.

   Lektura tej książki była dla mnie prawdziwą przyjemnością. Różnorodność, mocno poprzeplatanych ze sobą motywów i nastrojów sprawia, że nie sposób się nudzić. Czyta się ją bardzo przyjemnie, została napisana dość charakterystycznym, nieco gawędziarskim tonem, któremu można by zarzucić co nieco. Powtórzenia, niekiedy rozmywający się sens zdań, czy nagminność skrótów myślowych, są to cechy zdecydowanie łatwiej tolerowane w języku mówionym, niż pisanym. Jednak właśnie dzięki takiemu stylowi poczułam się jak na spotkaniu z tym niezwykłym człowiekiem.

   Polecam tę pozycję każdemu, gdyż uważam, że większość czytelników znajdzie tu coś dla siebie, przede wszystkim jednak będzie to okazja by poznać bardzo niebanalną postać. Książka zmusza do myślenia a jednocześnie bawi i wzrusza., dając czytelnikowi całą gamę emocji.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości portalu: Sztukater.

1 komentarz:

  1. Podoba mi się różnorodność historii, jakie występują w książce, zdecydowania opowiadania trafią do każdego, do tego mają cudowne tytuły, łatwe do zapamiętania.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.