Autor: David Eddings, Leigh Eddings
Tytuł oryginału Belgarath the
sorcerer
Tłumaczenie: Maria Duch
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 1997
Stron: 304
David Eddings wykreował
ogromny i złożony świat, w którym umieścił akcję dwóch
pięciotomowych cykli: Belgariadę i Malloreon. Oba zostały
zaliczone przez Andrzeja Sapkowskiego do kanonu fantastyki i obydwa
przeczytałam z wielką przyjemnością. Niniejsza powieść, będąca
początkiem całej trylogii poświęconej Belgarathowi, opowiada o
tym, co działo się w wykreowanym świecie zanim pojawił się na
nim Garion.
Autor przyzwyczaił
swoich czytelników do pewnego schematu, podobnie, jak w poprzednich
jego książkach osadzonych w tym samym uniwersum, tak i ta zaczyna
się od prologu. Tym razem wstęp zazębia się z ostatnią księgą
Malloreonu „Prorokinią z Kell”, historię otwierają narodziny
dzieci Polgary i Durnika. W trakcie oczekiwania na to wielkie
wydarzenia, padła sugestia, by Belgarath spisał swoje wspomnienia,
które zdążył nazbierać przez kilka tysięcy lat.
Poznajemy Belgaratha jako
młodego, beztroskiego człowieka, sierotę pozbawionego życiowego
celu. Na skutek własnej niefrasobliwości, został wygnany z
rodzinnej wioski i wyruszył w świat, gdzie znalazł przytulny kąt
u Aldura. Tam poznaje pozostałych uczniów boga, którzy docierają
do niego na przestrzeni kolejnych wieków oraz po raz pierwszy widzi
Glob, w pozostałych powieściach zwany Klejnotem.
Belgarath opowiada nam
szczegółową historię tego, co działo się na długo przed
ostateczną konfrontacją. Poznajemy jego, bardzo subiektywną wersję
wydarzeń, których był świadkiem. Każdy, kto wcześniej zapoznał
się z Belgariadą i Malloreonem, może skupić się na śledzeniu,
jak powstały mity i opowieści tego świata, gdzieniegdzie tylko
przeplecione uwagami skierowanymi bezpośrednio do odbiorców, czyli
przyjaciół i bliskich Belgaratha. Mamy okazję poznać ten
fascynujący świat od podszewki, prawie od samych jego początków.
Ponieważ przedział
czasowy powieści jest ogromny, ciężko tu o galopującą akcję,
pomimo że dzieje się bardzo wiele. Są lata przestojów, pomijane
jedynie kilkoma słowami, są również wydarzenia przełomowe,
wspomniane w Belgariadzie, czy Malloreonie, tu zaś opisane w
najdrobniejszych, często interesujących szczegółach. Mimo
wszystko książka sprawia wrażenie nieco leniwej i spokojnej, co
idealnie pozwala się przy niej odprężyć.
Tym razem oprócz samego
Davida Eddingsa, wśród autorów wymieniona została również jego
żona, która od samego początku wspomagała go w pracach nad
powieściami. Nie odczułam różnicy w lekturze i jest to wciąż to
samo dobre pióro. Książkę czyta się bardzo dobrze, a złożoność
wykreowanego świata szczerze zachwyca. Można wprawdzie odnieść
wrażenie, że ten cykl ma być tylko drążeniem już wyczerpanego
tematu, jednak pomimo tego, że nie wniósł wiele nowego i nie
zaskakuje na każdym kroku, pierwszy tom czytałam z prawdziwą
przyjemnością. Jeżeli ktoś nie miał okazji przeczytać
poprzednich książek, może czuć się nieco zagubiony, gdyż
książka choć opowiada o początkach jest raczej podsumowaniem
tego, co działo się przed wydarzeniami, w których uczestniczył
Garion.
Miłośnikom autora i
samego Belgaratha szczerze tę powieść polecam, zaś tych, którzy
jeszcze nie mieli okazji zanurzyć się w tym świecie zachęcam, by
najpierw sięgnęli bo Belgariadę. Wcześniejsza lektura Malloreonu
nie jest aż tak niezbędna do pełnego zrozumienia opisywanych
wydarzeń, jednak z pewnością to ułatwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.