poniedziałek, 15 września 2014

Belgarath czarodziej

Autor: David Eddings, Leigh Eddings
Tytuł oryginału Belgarath the sorcerer
Tłumaczenie: Maria Duch
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 1997
Stron: 304

   David Eddings wykreował ogromny i złożony świat, w którym umieścił akcję dwóch pięciotomowych cykli: Belgariadę i Malloreon. Oba zostały zaliczone przez Andrzeja Sapkowskiego do kanonu fantastyki i obydwa przeczytałam z wielką przyjemnością. Niniejsza powieść, będąca początkiem całej trylogii poświęconej Belgarathowi, opowiada o tym, co działo się w wykreowanym świecie zanim pojawił się na nim Garion.

   Autor przyzwyczaił swoich czytelników do pewnego schematu, podobnie, jak w poprzednich jego książkach osadzonych w tym samym uniwersum, tak i ta zaczyna się od prologu. Tym razem wstęp zazębia się z ostatnią księgą Malloreonu „Prorokinią z Kell”, historię otwierają narodziny dzieci Polgary i Durnika. W trakcie oczekiwania na to wielkie wydarzenia, padła sugestia, by Belgarath spisał swoje wspomnienia, które zdążył nazbierać przez kilka tysięcy lat.

   Poznajemy Belgaratha jako młodego, beztroskiego człowieka, sierotę pozbawionego życiowego celu. Na skutek własnej niefrasobliwości, został wygnany z rodzinnej wioski i wyruszył w świat, gdzie znalazł przytulny kąt u Aldura. Tam poznaje pozostałych uczniów boga, którzy docierają do niego na przestrzeni kolejnych wieków oraz po raz pierwszy widzi Glob, w pozostałych powieściach zwany Klejnotem.

   Belgarath opowiada nam szczegółową historię tego, co działo się na długo przed ostateczną konfrontacją. Poznajemy jego, bardzo subiektywną wersję wydarzeń, których był świadkiem. Każdy, kto wcześniej zapoznał się z Belgariadą i Malloreonem, może skupić się na śledzeniu, jak powstały mity i opowieści tego świata, gdzieniegdzie tylko przeplecione uwagami skierowanymi bezpośrednio do odbiorców, czyli przyjaciół i bliskich Belgaratha. Mamy okazję poznać ten fascynujący świat od podszewki, prawie od samych jego początków.

   Ponieważ przedział czasowy powieści jest ogromny, ciężko tu o galopującą akcję, pomimo że dzieje się bardzo wiele. Są lata przestojów, pomijane jedynie kilkoma słowami, są również wydarzenia przełomowe, wspomniane w Belgariadzie, czy Malloreonie, tu zaś opisane w najdrobniejszych, często interesujących szczegółach. Mimo wszystko książka sprawia wrażenie nieco leniwej i spokojnej, co idealnie pozwala się przy niej odprężyć.

   Tym razem oprócz samego Davida Eddingsa, wśród autorów wymieniona została również jego żona, która od samego początku wspomagała go w pracach nad powieściami. Nie odczułam różnicy w lekturze i jest to wciąż to samo dobre pióro. Książkę czyta się bardzo dobrze, a złożoność wykreowanego świata szczerze zachwyca. Można wprawdzie odnieść wrażenie, że ten cykl ma być tylko drążeniem już wyczerpanego tematu, jednak pomimo tego, że nie wniósł wiele nowego i nie zaskakuje na każdym kroku, pierwszy tom czytałam z prawdziwą przyjemnością. Jeżeli ktoś nie miał okazji przeczytać poprzednich książek, może czuć się nieco zagubiony, gdyż książka choć opowiada o początkach jest raczej podsumowaniem tego, co działo się przed wydarzeniami, w których uczestniczył Garion.

   Miłośnikom autora i samego Belgaratha szczerze tę powieść polecam, zaś tych, którzy jeszcze nie mieli okazji zanurzyć się w tym świecie zachęcam, by najpierw sięgnęli bo Belgariadę. Wcześniejsza lektura Malloreonu nie jest aż tak niezbędna do pełnego zrozumienia opisywanych wydarzeń, jednak z pewnością to ułatwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.