Tytuł oryginału: Ruth
Tłumaczenie: Katarzyna Melecha
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 544
To już moje drugie
spotkanie z tą autorką, a ponieważ „Żony i córki” wspominam
bardzo dobrze, kwestią czasu było, kiedy sięgnę po jej kolejną
powieść. Książka przypomina mi nieco swą fabułą „Mansfield
Park” Jane Austen, choć zakończenie jest zupełnie różne, a i
styl narracji jest odmienny. Zauważyłam natomiast niewielkie
podobieństwo postaci Ruth, do Fanny, a także zbieżność w tym, jak różnica
pozycji społecznej może wpłynąć na to, jak się jest
postrzeganym.
Akcją powieści toczy
się na malowniczych angielskich i walijskich prowincjach. Autorka
niezmiernie malowniczo opisała uroki krajobrazów, w pełni oddając
zachwyt nad cudami natury. Barwne i pełne pięknych słów opisy,
budują tło do niespiesznie następujących po sobie wydarzeń, a
zmiany pogody, czy otoczenia idealnie harmonizują ze zmianami
nastrojów bohaterów. Wystarczy odrobina wyobraźni by przenieść
się w miejscu i czasie, towarzysząc Ruth w zbieraniu poziomek na
leśnej polanie, albo w podziwianiu uroków nadmorskiego deszczu.
Tytułowa Ruth, to
szesnastoletnia sierota, terminująca u krawcowej, niewinna i naiwna
dziewczyna nawet nie podejrzewa, jakie niebezpieczeństwo czyha na
nią, gdy zacieśnia więzi z panem Bellinghamem. Przez okoliczności
zmuszona do hańbiącej ucieczki przez długi czas nie zdaje sobie
sprawy, z tego, w jaki pełen pogardy sposób, patrzą na nią
przyzwoici ludzie. Porzucona i opuszczona znajduję ratunek i opiekę
u życzliwego pana Bensona, który jako jedyny człowiek czuje do
niej głównie współczucie. Jak dalej potoczą się losy dziewczyny
i czy czeka ją choć odrobina szczęścia?
Z początku żal mi było
Ruth, która padła ofiarą ludzkiej podłości a przede wszystkim
braku zrozumienia oraz pruderyjnego podejścia, że o pewnych sprawach się nie mówi.
Irytowała mnie świadomość, że gdyby tylko, ktoś życzliwy
porozmawiał z nią, zamiast od razu potępiać, sprawy potoczyć
mogły się zupełnie inaczej. Dziewczyna od początku ma dość
spore poczucie moralności, jednak nieświadomość sprawiła, że
nie podejrzewał nawet, iż coś, co daje jej tyle szczęścia może
być nieprzyzwoite. Z czasem dojrzała, zrozumiała swój błąd i
pogrążyła się w pokucie. Chyba od tego miejsca przestałam ją
lubić. Dręczące ją poczucie winy, sprawiło, że postanowiła
pracować nad sobą, by zmazać hańbę. Mnie jednak cały czas
denerwował fakt, że na dobrą sprawę, winy w jej postępowaniu nie
było zbyt wiele, a na pewno znacznie mniej niż odczuwała. Wiedzieli o
tym Bensonowie, którzy gdy tylko poznali jej prostolinijną naturę,
zrozumieli, że padła ofiarą człowieka, myślącego tylko o sobie i otoczyli opieką, nie bacząc na to, jak to się może dla nich skończyć.
Największą chyba
wartością tej powieści jest obraz purytańskiego społeczeństwa
angielskiej prowincji. Ludzi, gotowych potępić, bez dania racji,
każdego kto mógłby się dopuścić niegodziwości. Żaden z nich
nie szukał usprawiedliwienia, dla biednej dziewczyny, patrząc tylko
na jeden błąd, który popełniła w życiu. Zdarzenie z wczesnej
młodości na długi okres wyłączyło ją ze społeczeństwa
nadając jej piętno hańby i miano kobiety upadłej. Ciężką pracą
i poświęceniem Ruth, po wielu latach zaskarbiła sobie szacunek
części społeczeństwa, jednak wiele drzwi pozostało dla niej na
zawsze zamkniętych. W tej nieżyczliwej i niewybaczającej gromadzie
znalazło się kilkoro życzliwych osób, które potrafiły
zrozumieć, że popełnienie w młodości błędu nie skreśla
człowieka na całe życie. To dzięki nim Ruth znalazła w sobie
siłę oraz wolę walki i chociaż nie myślała o poprawie swojego
wizerunku, to jednak dążyła do bycia jak najlepszą osobą, by
móc, gdy będzie trzeba, stanąć przed Bogiem, prosząc by jej nie
opuszczał.
Język książki urzeka i
czaruje. Gaskell wspaniale opisuje emocje targające bohaterami, w
pisząc o czynach nie ocenia i nie wartościuje. Narratorka
uczestniczy niczym bierny obserwator, niejednokrotnie pisząc, o tym
co widziała i słyszała, sprawiając wrażenia naocznego świadka i
uczestniczki zachodzących wydarzeń. Przedstawia rozmaite poglądy
na te same spawy wkładając je w usta, bądź myśli bohaterów,
jednak w żadnym miejscu nie określa, które z nich są słuszne.
Pokazuje szeroki obraz, ocenę pozostawiając czytelnikowi.
Bardzo miło wspominam tę
lekturę, choć niejednokrotnie nachodziła mnie złość na
bohaterów. Na Ruth, która dała wzbudzić w sobie poczucie winny
niewspółmierne do popełnionych czynów. Na krótkowzroczność
społeczeństwa, wydającego wyroki, bez żadnych okoliczności
łagodzących. Na specyfikę tych bezdusznych czasów, w których
pokorna postawa Ruth była jedyną dopuszczalną. Książka mi się
podobała i z chęcią do niej jeszcze wrócę, polecam ją wszystkim
miłośnikom XIX wiecznej Anglii. Odradzam zaś, tym, kórzy oczekują typowego romansu historycznego, który nie zmusza do myślenia.
Kurczę - już od dawna mam ochotę na przeczytanie tej książki, tylko póki co nie mogę jej znaleźć w bibliotece:/, ale całkiem możliwe, że w końcu na nią trafię, bo mamy całkiem dobrze wyposażoną bibliotekę;].
OdpowiedzUsuńJa ją dorwałam w formie e-booka, wciąż czekam, aż papierowa zawita w moje progi :D
UsuńUwielbiam angielskie klimaty, więc czemu nie? :-))
OdpowiedzUsuńZ wielką chęcią, bym ją przeczytała :D
OdpowiedzUsuńKsiążka nie do końca dla mnie, ale okładka genialna:)
OdpowiedzUsuń