sobota, 1 lutego 2014

Sprzysiężenie czerwonego wilka

Autor: Robert V.S. Redick
Tytuł oryginału: The red wolf conspiracy
Tłumaczenie: Małgorzata Strzelec
Cykl: Rejs Chathranda- Tom I
Rok wydania: 2008
Wydawnictwo: MAG
Stron: 472

   Z debiutami bywa różnie, niektóre zachwycają świeżością, inne nużą powielanym schematem. Czasem wydawnictwa zarzucają czytelników przeciętnymi powieściami, wokół których wrze różnie pojęta reklama, gdy inne powieści przechodzą zupełnie bez echa. Ten drugi los spotkał, niestety, rewelacyjną, debiutancką powieść „Sprzysiężenie czerwonego wilka”. Wydana w 2008 roku, pogrążyła się w niebycie i aż trzy lata czekała kiedy pojawi się w Polsce tom drugi. Sama sięgnęłam po nią dopiero teraz, mimo, że kilka ładnych lat zbierała kurz na regale. Mam szczerą nadzieję, że informacje o planowanej na drugie półrocze tego roku premierze tomu trzeciego okażą się prawdziwe, gdyż recenzowana powieść mocno pobudziła mój apetyt na więcej.

   Autor stworzył pasjonujący świat- Alifros, gdzie większość życia skupia się na morzu. Niewielkie połacie, niezbyt gościnnych lądów i mnogość wysepek rozsianych po trzech oceanach sprawia, że nie sposób uniknąć marynistycznego języka pojawiającego się w powieści. Uniwersum ma swoją, spójną historię, która wiąże się z wydarzeniami, jakich jesteśmy świadkami. Autor stworzył szereg ciekawych i oryginalnych ras, które oprócz ludzi zamieszkują morza i krainy Alifros. Są tu przebudzone zwierzęta, które pewnego dnia odkryły w sobie świadomość. Niewielkie, cieszące się złą sławą zatapiaczy okrętów, ixchele, zwane przez ludzi pełzaczami. Tajemnicza rasa murgh, żyjących w morskich głębinach, czy migarzy, zajmujący się głównie handlem niewolnikami. Ważne miejsce w powieści zajmuje polityka i konflikt między wchodem- Arqualem, a zachodem- Mzithrinem. U źródła konfliktu leży wiara, lecz to imperialistyczne marzenia władców sprawiają, że wojna nigdy na dobre się nie skończyła a oba narody darzą się niesłabnącą nienawiścią.

   W celu zaprowadzenia pokoju między cesarstwami w rejs wypływa Chathrand- ostatni z Wielkich Żaglowców, zbudowany przed wiekami, gdy ludzkość zamieszkująca Arqual potrafiła jeszcze budować tak wspaniałe okręty. To właśnie na nim skupia się większość kluczowych dla powieści zdarzeń. Akcja rozkręca się dość wolna, gdyż pośród przygotowań do rejsu po kawałku poznajemy tło opowieści i jesteśmy wprowadzani w meandry historii oraz szczegóły i prawa rządzące Alifros. Spotykamy pasażerów statku, wokół których upleciona została wielopoziomowa intryga, za którą skrywa się prawdziwy cel przedsięwziętej wyprawy.

   Wśród bohaterów książki na pierwszy plan wysnuwa się małoletni Pazel Pathkendle, smołownik, pomocnik okrętowy, który dziwnym trafem znalazł się na pokładzie Chathranda. Chłopiec skrywa w sobie niespotykany talent do języków, wzmocniony jeszcze czarem, rzuconym niegdyś przez matkę. Jest odważny i nieco brawurowy, zaskakująco dojrzały, jak na swój wiek. Los, a może zacieśniająca się powoli intryga sprawia, że wkrótce zaznajamia się z Tashą Isiq, nastoletnią córką ambasadora Arqualu, przeznaczoną na żonę Mzithrińskiego księcia. Tasha jest inteligentną dziewczyną, która może nie wie, czego chce, ale z pewnością wie, czego nie chce. Wśród pobocznych bohaterów zaintrygował mnie Hercól, szpieg i wojownik a także stróż i przyjaciel Tashy. Zaciekawiła mnie Dradielu, królowa ixcheli, które również mają swój cel związany z wielkim żaglowcem. Wszystkie postacie są ciekawie nakreślone, nieschematyczne i posiadające w sobie indywidualne cechy charakteru. Do końca książki nie można mieć pewności, kto stoi po jakiej stronie, komu Pazel i Tasha mogą zaufać, a kogo unikać.

Powieść jest napisana bardzo dobrze. Podoba mi się spokojnie rozkręcająca się akcja, gdyż pozwala poczuć się częścią stworzonego świata. Autor nie zarzuca nas szeregiem gwałtownie następujących po sobie wydarzeń, gubiąc gdzieś ich sens, jak czasem się to zdarza debiutantom. Wprost przeciwnie, stworzył pełny obraz przeplatających się zdarzeń, które razem odkrywają powoli kolejne karty intryg i tajnych planów bohaterów. Wyraźnie widać spójność w kreacji świata oraz w koncepcji fabuły, co nie każdemu początkującemu pisarzowi się udaje. Połączenie powieści fantastycznej z marynistyczną było świetnym i wciąż dość świeżym rozwiązaniem, widać, że autor jest obeznany w temacie i żeglarski żargon użyty jest w naturalny i nienachalny sposób. W książce przeoczono kilka literówek, z czym nie po raz pierwszy stykam się w przypadku książek wydanych przez MAGa.


Ciężko mi cokolwiek zarzucić tej powieści, jedyne czego mi nieco zabrakło, to możliwość lepszego poznania fascynujących ras stworzonych przez autora. Zirytował mnie jeszcze fakt, że od początku wiemy iż Chathrand zaginie, co moim zdaniem było zupełnie niepotrzebne. Jest to kawał świetnie napisanej fantastyki, od której ciężko oderwać, niejednokrotnie zaskakuje czytelnika nagłym zwrotem akcji. Zdecydowanie polecam miłośnikom dobrze skonstruowanej intrygi w powieściach fantastycznych. Z przyjemnością sięgnę po tom drugi i niecierpliwie wypatruję zakończenia cyklu.

3 komentarze:

  1. Nie ma to jak dobra fantastyka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A u mnie z debiutami jest tak, że drażnią pretensjonalnym językiem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie widzę związku :) Może być dobrze napisany debiut, może być kiepsko napisany. Każdy kiedyś zaczynał, jednym wyszło lepiej innym gorzej, grunt by wyłapać tych, którym jednak poszło lepiej.

      Usuń

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.