Autor: Robert V.S. Redick
Tytuł oryginału: The red wolf
conspiracy
Tłumaczenie: Małgorzata Strzelec
Cykl: Rejs Chathranda- Tom I
Rok wydania: 2008
Wydawnictwo: MAG
Stron: 472
Z debiutami bywa różnie,
niektóre zachwycają świeżością, inne nużą powielanym
schematem. Czasem wydawnictwa zarzucają czytelników przeciętnymi
powieściami, wokół których wrze różnie pojęta reklama, gdy
inne powieści przechodzą zupełnie bez echa. Ten drugi los spotkał,
niestety, rewelacyjną, debiutancką powieść „Sprzysiężenie czerwonego
wilka”. Wydana w 2008 roku, pogrążyła się w niebycie i aż trzy
lata czekała kiedy pojawi się w Polsce tom drugi. Sama sięgnęłam po nią
dopiero teraz, mimo, że kilka ładnych lat zbierała kurz na regale. Mam szczerą nadzieję, że informacje o planowanej na drugie
półrocze tego roku premierze tomu trzeciego okażą się prawdziwe,
gdyż recenzowana powieść mocno pobudziła mój apetyt na więcej.
Autor stworzył
pasjonujący świat- Alifros, gdzie większość życia skupia się
na morzu. Niewielkie połacie, niezbyt gościnnych lądów i mnogość
wysepek rozsianych po trzech oceanach sprawia, że nie sposób
uniknąć marynistycznego języka pojawiającego się w powieści.
Uniwersum ma swoją, spójną historię, która wiąże się z wydarzeniami, jakich jesteśmy świadkami. Autor stworzył szereg
ciekawych i oryginalnych ras, które oprócz ludzi zamieszkują morza
i krainy Alifros. Są tu przebudzone zwierzęta, które pewnego dnia
odkryły w sobie świadomość. Niewielkie, cieszące się złą
sławą zatapiaczy okrętów, ixchele, zwane przez ludzi pełzaczami.
Tajemnicza rasa murgh, żyjących w morskich głębinach, czy migarzy, zajmujący się głównie handlem niewolnikami. Ważne
miejsce w powieści zajmuje polityka i konflikt między wchodem-
Arqualem, a zachodem- Mzithrinem. U źródła konfliktu leży wiara,
lecz to imperialistyczne marzenia władców sprawiają, że wojna
nigdy na dobre się nie skończyła a oba narody darzą się
niesłabnącą nienawiścią.
W celu zaprowadzenia
pokoju między cesarstwami w rejs wypływa Chathrand- ostatni z
Wielkich Żaglowców, zbudowany przed wiekami, gdy ludzkość
zamieszkująca Arqual potrafiła jeszcze budować tak wspaniałe
okręty. To właśnie na nim skupia się większość kluczowych dla
powieści zdarzeń. Akcja rozkręca się dość wolna, gdyż pośród
przygotowań do rejsu po kawałku poznajemy tło opowieści i
jesteśmy wprowadzani w meandry historii oraz szczegóły i prawa
rządzące Alifros. Spotykamy pasażerów statku, wokół których
upleciona została wielopoziomowa intryga, za którą skrywa się
prawdziwy cel przedsięwziętej wyprawy.
Wśród bohaterów
książki na pierwszy plan wysnuwa się małoletni Pazel Pathkendle,
smołownik, pomocnik okrętowy, który dziwnym trafem znalazł się
na pokładzie Chathranda. Chłopiec skrywa w sobie niespotykany
talent do języków, wzmocniony jeszcze czarem, rzuconym niegdyś
przez matkę. Jest odważny i nieco brawurowy, zaskakująco dojrzały,
jak na swój wiek. Los, a może zacieśniająca się powoli intryga
sprawia, że wkrótce zaznajamia się z Tashą Isiq, nastoletnią
córką ambasadora Arqualu, przeznaczoną na żonę Mzithrińskiego
księcia. Tasha jest inteligentną dziewczyną, która może nie wie,
czego chce, ale z pewnością wie, czego nie chce. Wśród pobocznych
bohaterów zaintrygował mnie Hercól, szpieg i wojownik a także
stróż i przyjaciel Tashy. Zaciekawiła mnie Dradielu, królowa
ixcheli, które również mają swój cel związany z wielkim
żaglowcem. Wszystkie postacie są ciekawie nakreślone,
nieschematyczne i posiadające w sobie indywidualne cechy charakteru.
Do końca książki nie można mieć pewności, kto stoi po jakiej
stronie, komu Pazel i Tasha mogą zaufać, a kogo unikać.
Powieść jest napisana
bardzo dobrze. Podoba mi się spokojnie rozkręcająca się akcja,
gdyż pozwala poczuć się częścią stworzonego świata. Autor nie
zarzuca nas szeregiem gwałtownie następujących po sobie wydarzeń,
gubiąc gdzieś ich sens, jak czasem się to zdarza debiutantom. Wprost przeciwnie, stworzył pełny obraz
przeplatających się zdarzeń, które razem odkrywają powoli
kolejne karty intryg i tajnych planów bohaterów. Wyraźnie widać
spójność w kreacji świata oraz w koncepcji fabuły, co nie
każdemu początkującemu pisarzowi się udaje. Połączenie powieści
fantastycznej z marynistyczną było świetnym i wciąż dość
świeżym rozwiązaniem, widać, że autor jest obeznany w temacie i
żeglarski żargon użyty jest w naturalny i nienachalny sposób. W
książce przeoczono kilka literówek, z czym nie po raz pierwszy
stykam się w przypadku książek wydanych przez MAGa.
Ciężko mi cokolwiek
zarzucić tej powieści, jedyne czego mi nieco zabrakło, to
możliwość lepszego poznania fascynujących ras stworzonych przez
autora. Zirytował mnie jeszcze fakt, że od początku wiemy iż Chathrand zaginie, co moim zdaniem było zupełnie niepotrzebne. Jest to kawał świetnie napisanej fantastyki, od której ciężko oderwać, niejednokrotnie zaskakuje czytelnika nagłym zwrotem akcji. Zdecydowanie polecam miłośnikom dobrze
skonstruowanej intrygi w powieściach fantastycznych. Z przyjemnością sięgnę
po tom drugi i niecierpliwie wypatruję zakończenia cyklu.
Nie ma to jak dobra fantastyka :)
OdpowiedzUsuńA u mnie z debiutami jest tak, że drażnią pretensjonalnym językiem :-)
OdpowiedzUsuńA ja nie widzę związku :) Może być dobrze napisany debiut, może być kiepsko napisany. Każdy kiedyś zaczynał, jednym wyszło lepiej innym gorzej, grunt by wyłapać tych, którym jednak poszło lepiej.
Usuń