sobota, 8 lutego 2014

Kłamca. Viva l'arte

Autor: Jakub Ćwiek
Ilustrował: Dawid Pochopień
Kolory: Grzegorz Nita
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Rok wydania: 2012
Stron: 68

   Postać Lokiego, pochodząca z nordyckiej mitologii jest jedną z ciekawszych kreacji boga o jakiej zdarzyło mi się czytać. Świat wierzeń Wikingów jest niezmiernie interesujący, a fakt, że wielu twórców po niego sięga świadczy, iż jest on również szalenie inspirujący. Jednym z pisarzy, który pochylił się nad skandynawskim mitem o przebiegłym bogu kłamców, jest Jakub Ćwiek, autor dwóch zbiorów opowiadań, dwóch powieści oraz komiksu o Lokim. Po zapoznaniu się z trzema pierwszymi częściami opowieści o Kłamcy, przyszła pora by sięgnąć po historię, w której obrazy są równie ważne, co słowa.

   Realia w jakie Jakub Ćwiek wplótł Lokiego znam bardzo dobrze. Uratowany z wiecznej męki przez aniołów, zawarł pakt z Gabrielem i wykonuje zadania, którymi siły niebieskie się brzydzą. Pełni rolę pośrednią między szpiegiem, płatnym zabójcą, a detektywem, niejednokrotnie pomagając anielskim zastępom w trudnych przypadkach. Komiks osadzony jest w identycznym świecie, współczesności, nawiedzanej przez boskie i anielskie istoty.

   Kłamca zostaje zaangażowany do wyjaśnienia tajemnicy zaginięcia jednego ze śmiertelników, którego anioł stóż został brutalnie zamordowany. Śledztwo prowadzi go w świat nowojorskiej biedoty, żebraków i bezdomnych. Rozwiązując zagadkę natrafia na tajemniczych kultystów, wyznawców Quetzalcoatla, ale czy to wśród nich znajdzie chociaż wskazówki odnośnie losu zaginionego żebraka?

   Jak na komiks przystało ogromną rolę w opowiadaniu historii odgrywają obrazy. Ilustracje są dość mroczne, utrzymane w ponurych barwach idealnie oddają przedstawiony świat. Odniosłam jednak wrażenie dużego chaosu, a może raczej pewnych niedopowiedzeń, zmuszających do chwili refleksji i dogłębnego przeanalizowania ilustracji. Zwłaszcza sceny walki niejednokrotnie sprawiły mi problemy w interpretacjii zrozumieniu tego, co dokładnie przedstawiają. Zapewne był to zabieg celowy, jednak minimalnie zepsuł mi przyjemność płynącą z lektury.

   Bardzo interesujące jest oddanie postaci, choć i wobec nich mam mieszane uczucia. Podobała mi się postać Gabriela, zniewieściały elegancik z nieodłączna lilią w dłoniach. Pozostałe anioły sprawiały wrażenie nieco zdegenerowanych, wychudzeni, przygarbieni o niepięknych twarzach, na których próżno by szukać anielskiej dobroci. Nieco natomiast zawiodłam się na samym Lokim. Po lekturze książek miałam swoje wyobrażenie Kłamcy, odbiegające mocno od tego wykreowanego przez Dawida Pochopienia. Przede wszystkim przeszkadzała mi niezmienna mina malująca się na jego twarzy i taka postawa twardziela, u którego rzadkie przebłyski humoru wyglądają na objaw szaleństwa. Tytułowego bohatera wyobrażałam sobie trochę inaczej, widząc w nim przede wszystkim większą płynność w zmianie wyrazu twarzy. Wszak Loki był Kłamcą doskonałym, operującym twarzą niczym maską, jaką przybierał zależnie od okoliczności, a tego właśnie mi zabrakło.

   Komiks mi się podobał, miał swój specyficzny, nieco duszny, mroczny klimat. Zabrakło w nim natomiast poczucia humoru, za które tak bardzo polubiłam książki o Lokim. Jednak z czystym sercem mogę polecić ten komiks każdemu fanowi Kłamcy, gdyż z pewnością pozwoli spojrzeć na niego nieco inaczej. Nie mogę też nie wspomnieć, o genialnym zakończeniu komiksu, zwłaszcza, że w nim, w końcu doczekałam się swojej porcji humoru.

Komiks przeczytałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater.

3 komentarze:

  1. Autor wciąż przede mną, ale sięgnę do niego, gdyż jest bardzo chwalony :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam okazje przeczytac, bardzo lubie komiksy i powrót do nich był dla mnie czymś dobrym :)

    OdpowiedzUsuń

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.