Autor:
Jarosław Grzędowicz
Cykl:
Pan Lodowego ogrodu: Tom II
Wydawnictwo:
Fabryka słów
Rok
wydania: 2011
Stron:
626
Zachwycona
pierwszym tomem i oczarowana jego zakończeniem z ogromną
ciekawością sięgnęłam po kolejną odsłonę wydarzeń
rozgrywających się w Midgaardzie. Ta część nieco ostudziła mój
zapał do całego cyklu, mimo iż wypadła tylko nieznacznie gorzej
od poprzedniej. W dalszym ciągu jestem szalenie ciekawa tego, jak
cała opowieść się zakończy.
Ta
część jest zdecydowanie inna od poprzedniej, ulotnił się z niej
ten klimat dojmującej grozy, który tak silnie był odczuwalny w
wątku poświęconym Vuko. W zamian za to autor oferuje czytelnikom
lepsze poznanie stworzonego przez siebie świata. Mamy okazję z
bliska przyjrzeć się rzeczywistości po krwawym przewrocie w
Armitraju oraz lepiej poznać jego mieszkańców. Więcej też
znajdziemy tu opisów samego uniwersum, począwszy od krain
przemierzanych przez bohaterów, poprzez zamieszkujące je
stworzenia, aż do specyfiki ludzi różnych plemion, które
przewinęły się przez karty książki.
Oba
wątki poruszone w pierwszym tomie znalazły tu swoją kontynuację,
w motyw księcia z dynastii Tendżaruk stanął na równi z tym,
który poświęcony został Vuko. Po dość nieoczekiwanym
zakończeniu ciekawa byłam, jak dalej potoczą się losy
Drrakeinena. Przeszedł on całkowitą przemianę i choć pod pewnymi
względami nadal pozostał tym samym wysłańcem, dla którego
najważniejsze jest wypełnienie misji, jednak los, jaki w
poprzedniej części zgotował mu van Dyken sprawił, że Ulf musiał
się zupełnie zmienić oraz zweryfikować swoje myślenie o obcym
świecie, w którym się znalazł. Młody książę wraz z wiernym
Brusem przy boku próbuje opuścić armitrajską ziemię, przemyka
się chyłkiem pośród wyznawców Matki Podziemnego Łona, po drodze
poznając cały ogrom tragedii, jaką dla wolnego państwa stał się
powrót dawnych zasad i wierzeń.
Spotykamy
w tym tomie kilkoro nowych postaci, jednak nie mamy okazji zbliżyć
się zbytnio do żadnej z nich, większość pojawia się jedynie
epizodycznie i tylko z grupą kireneńskich tropicieli,
towarzyszących księciu mamy okazję pobyć nieco dłużej.
Najlepiej możemy poznać Vuko, zwłaszcza, że część fabuły
poznajemy z jego perspektywy. Możemy zupełnie zagłębić się w
jego wewnętrznych rozterkach i bitwie którą prowadzi z samym sobą,
próbując na nowo się odnaleźć. Jego nadrzędnym celem jest
pokonanie van Dykena i gotów jest na wszystko, by tego dokonać.
Dokładnie też poznajemy księcia, drugiego z narratorów, na
którego zwalił się ogrom nieszczęść, sprawiając, że zetknął
się bezpośrednio z okrucieństwem o jakim do tej pory jedynie
czytał. Dotychczasowy świat runął w gruzach a ilość nowych
doświadczeń tylko przyspieszyła dojrzewanie młodego następny
tygrysiego tronu.
Tempo
akcji w tym tomie jest nieco wolniejsze niż w poprzednim i choć tu
również dzieje się dużo, jednak w zdecydowanie bardziej leniwym
tempie. Więcej uwagi poświęcono wewnętrznym przemianom bohaterów,
ich dojrzewaniu i samodoskonaleniu. Fabuła książki jest
niezmiernie interesująca, zarówno jeśli chodzi o wątek Vuko,
poszukującego w sobie moce Pieśni Bogów, jak i motyw księcia
wypełniającego ostatnią wolę ojca.
Ten
tom niestety nie sprostał moim, nieco może wygórowanym,
oczekiwaniom, jakie zrodziła we mnie pierwsza odsłona cyklu.
Zdecydowanie brakowało mi tego silnie oddziałującego na zmysły
klimatu grozy, jednak nawet pomimo tego, lektura upłynęła mi
bardzo przyjemnie. Nie mogę również stwierdzić, by ta część
była słabsza od poprzedniej i uważam, że jest to jeden z lepszych
cykli fantasy, jakie miałam okazję przeczytać.
Na pewno przeczytam, choćby z ciekawości. Tyle dobrze, że w każdej chwili mogę pożyczyć ten jak i poprzedni tom od brata ;)
OdpowiedzUsuń