Patrzę na otaczające mnie morze zieleni, ostrożnie stawiam stopy. Wiem że tak żywy odcień to zasługa wilgoci, podmokłego gruntu, i mchów, które wytrzymują nawet największe upały. Nad zwartym kobiercem torfowca wynurzają się włochate białe kępki wełnianki. Miejscami, niczym obrośnięta drobnymi liśćmi żmijka snuje się cienka nitka żurawiny, na której kołyszą się, zielone jeszcze owoce. Torfowisko otacza cichy las, majestatyczne stare olchy i rachityczne brzozy o bladych pniach. Gdzieniegdzie tylko żywą zieleń podkreśla ciemna barwa świerków o smętnie zwieszonych gałęziach. Na brzegu panuje przytulny półmrok, promienie zachodzącego słońca rysują na brunatnej tafli pachnącej rozkładem wody złote refleksy. Obraz przed moimi oczami jest wręcz doskonały. Zachwyca i kusi leniwym spokojem.
Ostrożnie stawiam pierwszy krok. Gruby dywan ugina się delikatnie pod moimi stopami, jednak nie czuję by przenikała przez niego woda. Złocąca się tafla znajduje się prawie w zasięgu ręki. Wyraźnie widzę niezbyt odległe brunatne dno, brązowa woda jest przejrzysta, choć przekłamuje barwy. Robię kolejny krok. Tym razem zapadam się głębiej. W równym szeregu przytulonych do siebie torfowców otwiera się rana, w której zapada się moja stopa. Czuję przyjemny chłód gdy noga zagłębia się z bagnie z cichym mlaśnięciem. Nie panikuję, nie robię nic, by ją wyciągnąć. Daję się porwać grzęzawisku. Bez problemu robię kolejny krok odrywając stopę, która do tej pory asekurowała mnie z suchego brzegu. Im dalej od niego, tym podłożę robi się mniej stabilne. Woda dociera do kolan powoli sunąc wzdłuż uda niczym pieszczota wyrafinowanego kochanka. Czuję jak coraz bardziej zapadam się w oparzelisku, a jednak jakaś tajemnicza siła nie pozwala mi się poruszyć. Stoję nieruchomo i zapadam się w bagnie. Nie czuję zagrożenia. Wciąż zachwycam się nieruchomością otaczającej mnie przyrody. Woda podchodzi coraz wyżej, jej delikatny dotyk podnieca mnie i koi jednocześnie. Czuję się integralną częścią mokradła, które bierze mnie w swoje władanie. Oddaję mu się bez żadnych wątpliwości. Pogrążam coraz bardziej z błogością na rozchylonych ustach. Chcę tu być, zostać na zawsze, zapomnieć o wszystkim innym. Gdzieś na granicy podświadomości resztki rozsądku wyją niczym syrena alarmowa. Ignoruję ją, Jak można zwracać uwagę na coś tak przyziemnego? Wizja pełnego oddania się oparzelisku jest tak szalenie kusząca. Oddaję się więc w całości, nie zostawiając na suchym brzegu niczego, co mogłoby mnie zawrócić z obranej już drogi. Czerpię perwersyjną przyjemność z tego oddania. Brunatna woda zalewa mi płuca, jednak nie myślę o tym. Nie czuje bólu, nie odzywa się strach. Jestem spokojna i szczęśliwa, gdy nad moją głową zasklepia się rozdarty kobierzec torfowca. Jestem cała twoja!
Czy to Twoja twórczość? Jeżeli tak to czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńMoja. Jak wszystko oznakowana tą etykietą ;)
Usuń