Tytuł oryginału: Demon, Lord of
Karanda
Cykl: Malloreon- Tom III
Tłumaczenie:
Paweł Czajczyński
Wydawnictwo:
Amber
Rok wydania:
1996
Stron: 398
Napisanie środkowego tomu danego cyklu może sprawiać problem. Książka
musi zachęcić do dalszej lektury, jednocześnie nie nużąc. Autor musi znaleźć
złoty środek, by nie odbiegając od tego, co było wcześniej, dać czytelnikowi
coś świeżego, co sprawi by z przyjemnością kontynuował przygodę z serią. David
Eddings po raz kolejny pokazał wyśmienity warsztat i „Demon, władca Karandy” ma
wszystko, co mieć powinien, by świetnie wywiązać się ze swojej roli.
Jak można było przywyknąć w innych książkach autora, tę również
rozpoczyna prolog. Można się z niego dowiedzieć, co nieco, o burzliwej historii
mieszkańców Mallorei i dzięki temu lepiej ich zrozumieć. W tej odsłonie przygód Belgariona mamy okazję odwiedzić
największe miasto wykreowanego świata- Mal Zeth, niestety poznajemy je przez
pryzmat cesarskiego pałacu i nieco zabrakło mi okazji, by towarzyszyć bohaterom
w przemierzaniu jego ulic. Drużyna, w pogoni za Zandramas, odwiedza też
północną cześć kontynentu, choć tytułową Karandę przemierza w przyspieszonym tempie. Czytelnik ma okazję przekonać się, że
różnice między mieszkańcami wschodu, a zachodu nie są aż tak wielkie, jak można
się było spodziewać.
Akcja nieco spowolniła, gdy Belgarion wraz z przyjaciółmi zostali przymusowymi
gośćmi Zakatha, ma to swoje plusy, dając czytelnikowi chwilę wytchnienia, wśród
ciągle zmieniających się scenerii. Fabuła w dużej mierze skupia się na
relacjach pomiędzy poszczególnymi członkami drużyny oraz na tym, jak radzą
sobie z wydarzeniami, jakie ich dotychczas spotkały. Gdy bohaterowie, w niezbyt
miły sposób podziękowali Zakathowi za gościnę w Mal Zeth, akcja nabiera tempa i
znów czujemy popędzającą ich w pościgu przepowiednię. Cyradis niejednokrotnie
przypomina Garionowi, że czas ma znaczenie i do decydującego spotkania musi
dojść w ściśle sprecyzowanym momencie i w dokładnie określonym miejscu.
W tym tomie nie ma zbyt wielu nowych bohaterów, za to starzy znajomi
niejednokrotnie ukazują swoje różne oblicza. Durnik zaskakuje przyjaciół
talentem muzycznym, a Garion ma okazję odkryć w sobie skłonność do szału
bojowego, której absolutnie u siebie nie podejrzewał. Sadi, Silk oraz Velvet,
podczas nudnych dni spędzanych w Mal Zeth korzystają ze swoich nieprzeciętnych
talentów w snuciu intrygi i bogaceniu się niewielkim kosztem. Wśród nowo
poznanych postaci najbardziej wyróżnia się sam cesarz- Zakath, będący postacią
nieprzeciętną. Między nim, a Garionem nawiązuję się dość chwiejne porozumienie
i choć do przyjaźni między nimi daleko, jednak przestają być wrogami. W końcu
też mamy okazję spotkać Zandramas, o której wcześniej jedynie wspominano.
Pojawiła się również Poledra, wzbudzając wśród wszystkich ogromne poruszenie.
Lektura tej części upłynęła mi przyjemnie i bezproblemowo.
Spowolnienie akcji, dało nieco wytchnienia i pozwoliło m przypomnieć sobie, za
co lubię wykreowanych bohaterów. Eddings uraczył czytelnika sporą dawką
pałacowej polityki, co książce wyszło tylko na dobre. Dialogi wciąż pozostają na
bardzo wysokim poziomie, a wypowiedzi bohaterów w dalszym ciągu niejednokrotnie
budzą uśmiech. Tom trzeci Malloreonu nie odbiega od poprzedników i jest równie godny
polecenia co one.
Napiszę tak: to są moje klimaty :-)
OdpowiedzUsuńbardzo zachęcająca recenzja - choć myślę, że sama książka się broni - ja zacznę od pierwszego tomu i z tego co czytam na pewno przeczytam kolejne;) pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńAch Ty kusicielko!
OdpowiedzUsuń