wtorek, 15 października 2013

Demon, Władca Karandy

Autor: David Eddings
Tytuł oryginału: Demon, Lord of Karanda
Cykl: Malloreon- Tom III
Tłumaczenie: Paweł Czajczyński
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 1996
Stron: 398

   Napisanie środkowego tomu danego cyklu może sprawiać problem. Książka musi zachęcić do dalszej lektury, jednocześnie nie nużąc. Autor musi znaleźć złoty środek, by nie odbiegając od tego, co było wcześniej, dać czytelnikowi coś świeżego, co sprawi by z przyjemnością kontynuował przygodę z serią. David Eddings po raz kolejny pokazał wyśmienity warsztat i „Demon, władca Karandy” ma wszystko, co mieć powinien, by świetnie wywiązać się ze swojej roli.

   Jak można było przywyknąć w innych książkach autora, tę również rozpoczyna prolog. Można się z niego dowiedzieć, co nieco, o burzliwej historii mieszkańców Mallorei i dzięki temu lepiej ich zrozumieć. W tej odsłonie przygód Belgariona mamy okazję odwiedzić największe miasto wykreowanego świata- Mal Zeth, niestety poznajemy je przez pryzmat cesarskiego pałacu i nieco zabrakło mi okazji, by towarzyszyć bohaterom w przemierzaniu jego ulic. Drużyna, w pogoni za Zandramas, odwiedza też północną cześć kontynentu, choć tytułową Karandę przemierza w przyspieszonym tempie. Czytelnik ma okazję przekonać się, że różnice między mieszkańcami wschodu, a zachodu nie są aż tak wielkie, jak można się było spodziewać. 

    Akcja nieco spowolniła, gdy Belgarion wraz z przyjaciółmi zostali przymusowymi gośćmi Zakatha, ma to swoje plusy, dając czytelnikowi chwilę wytchnienia, wśród ciągle zmieniających się scenerii. Fabuła w dużej mierze skupia się na relacjach pomiędzy poszczególnymi członkami drużyny oraz na tym, jak radzą sobie z wydarzeniami, jakie ich dotychczas spotkały. Gdy bohaterowie, w niezbyt miły sposób podziękowali Zakathowi za gościnę w Mal Zeth, akcja nabiera tempa i znów czujemy popędzającą ich w pościgu przepowiednię. Cyradis niejednokrotnie przypomina Garionowi, że czas ma znaczenie i do decydującego spotkania musi dojść w ściśle sprecyzowanym momencie i w dokładnie określonym miejscu.

    W tym tomie nie ma zbyt wielu nowych bohaterów, za to starzy znajomi niejednokrotnie ukazują swoje różne oblicza. Durnik zaskakuje przyjaciół talentem muzycznym, a Garion ma okazję odkryć w sobie skłonność do szału bojowego, której absolutnie u siebie nie podejrzewał. Sadi, Silk oraz Velvet, podczas nudnych dni spędzanych w Mal Zeth korzystają ze swoich nieprzeciętnych talentów w snuciu intrygi i bogaceniu się niewielkim kosztem. Wśród nowo poznanych postaci najbardziej wyróżnia się sam cesarz- Zakath, będący postacią nieprzeciętną. Między nim, a Garionem nawiązuję się dość chwiejne porozumienie i choć do przyjaźni między nimi daleko, jednak przestają być wrogami. W końcu też mamy okazję spotkać Zandramas, o której wcześniej jedynie wspominano. Pojawiła się również Poledra, wzbudzając wśród wszystkich ogromne poruszenie.

   Lektura tej części upłynęła mi przyjemnie i bezproblemowo. Spowolnienie akcji, dało nieco wytchnienia i pozwoliło m przypomnieć sobie, za co lubię wykreowanych bohaterów. Eddings uraczył czytelnika sporą dawką pałacowej polityki, co książce wyszło tylko na dobre. Dialogi wciąż pozostają na bardzo wysokim poziomie, a wypowiedzi bohaterów w dalszym ciągu niejednokrotnie budzą uśmiech. Tom trzeci Malloreonu nie odbiega od poprzedników i jest równie godny polecenia co one.

3 komentarze:

  1. Napiszę tak: to są moje klimaty :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo zachęcająca recenzja - choć myślę, że sama książka się broni - ja zacznę od pierwszego tomu i z tego co czytam na pewno przeczytam kolejne;) pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.