poniedziałek, 31 marca 2014

Dzieci planety Ziemia

Autor: Luiza Dobrzyńska
Rok wydania: 2013
Wydawnictwo: Białe Pióro
Stron: 314

   Nie jestem wielką fanką literatury fantastyczno-naukowej, na swoim koncie mam w zasadzie tylko „Diunę” Franka Herberta i wiele powieści Orsona Scotta Carda. Ta pierwsza mnie nie porwała, proza drugiego pisarza, z „Grą Endera” na czele, całkowicie mnie urzekła. Po książkę Luizy Dobrzyńskiej sięgnęłam ze sporymi oczekiwaniami i ogromną ciekawością, niestety nieco się zawiodłam.

   Grupa kolonistów ląduje na planecie Patris, na której mają zamiar stworzyć od zera zupełnie nową cywilizację, nie popełniając błędów, jakie miały miejsce na Ziemi. Zaopatrzeni w najnowsze zdobycze technologiczne, powoli aklimatyzują się w nowym świecie. Pionierzy buduje specjalne osiedle, gdzie mieszkać będzie starannie wyselekcjonowana genetycznie populacja ludzi. Jednak pozornie gościnna planeta niejednokrotnie zaskakuje przybyszy i sprawia im nie lada kłopoty.

   Świat Patris jest bardzo intrygujący, widać, że autorka miała pomysł na stworzenie flory i fauny zupełnie odmiennej od ziemskiej, jednak na tyle bliskiej, że nie czuło się zbytniego oderwania od znanej nam fizyki, czy chemii. Natomiast bardzo poważną, w moim mniemaniu wadą, była przebijająca się gdzieniegdzie ignorancja autorki w kwestii nauk ścisłych. Z jednej strony wykreowała nowe materiały i zaznaczyła rozwój technologiczny, jaki miał miejsce na Ziemi, jednak po drugiej stronie wychodziły absurdalne błędy rzeczowe w samych podstawach. Strasznie mnie to irytowało i zepsuło nieco przyjemność obcowania z książką.

   Przerażająca wizją było społeczeństwo idealnie dobierane pod względem genetycznym. Na Ziemi zarodki,  które nie wykazywały odpowiednich cech genotypowych, poddawano eutanazji, a ludziom, którzy mogli być w jakikolwiek sposób nosicielami nieodpowiednich genów zakazywano się rozmnażać. Taka wizja mocno mną wstrząsnęła, zdawała się być totalnie wyprana z humanizmu, wszystko zostało ubrane w ideały czystości i doskonałości istoty ludzkiej. Na Patris koloniści musieli nieco zmienić swoje spojrzenie na eugenikę, jednak tego, jakie wnioski wyciągnęli możemy się jedynie domyślać.

   Opowieść poznajemy z perspektywy kronikarki wyprawy Estrelli Solis. Młodej kobiety, której podstawowym zadaniem, po za nauczaniem, jest spisywanie losów kolonizacji. Dzięki temu jest zawsze w centrum wydarzeń i przedstawia czytelnikowi pełny obraz tego, co się dzieje na Patris. Jest wrażliwą kobietą, tak zwaną „zerówką” z blokadą rozrodczą, przez co nie stanowi dla nikogo materiału na partnerkę i szuka pocieszenie u Towarzysza, androida całkowicie oddanego swej Dominie. Etta tęskni za miłością i mimo ciągłej obecności Raula czuje się samotna oraz spragniona ludzkiego przyjaciela i kochanka. Wydała mi się całkiem zwyczajną osobą, na tyle nijaką, że ciężko było mi się do niej przywiązać. Pozostali bohaterowie książki też mnie nie oczarowali, choć podobało mi się, że w większości przypadków były to zwyczajne osoby, które każdy z nas na co dzień może spotkać.

   Książkę czyta się przyjemnie, chociaż nie porywa. Fabuła toczy się leniwie, a poznawanie nowego świata pozbawione jest, jakże zrozumiałego w takim wypadku, dreszczyku emocji i niecierpliwości. Odniosłam też wrażenie, dość nieumiejętnego budowania nastroju grozy, zabrakło mi klimatu, pewności zagrożenia, choć z drugiej strony wiedziałam, że akcja właśnie ku temu zmierza. Opowieść nie zaskoczyła mnie prawie niczym,wszystko działo się zgodnie z góry wytyczonym schematem, ta powieść po prostu musiała tak wyglądać. Gdyby chociaż miejscami budziła emocje, lektura byłaby dużo przyjemniejsza.

   Nie mogę stwierdzić, by była to zła książka, przewija się w niej trochę moralnych dylematów, które nieraz zmuszają do pomyślenia. Jednak stanowczo zabrakło mi w niej czegoś porywającego, co sprawiłoby, że od lektury nie można by się oderwać, by każdej nowej strony wypatrywałabym z niecierpliwością. Powieść można przeczytać, choćby po to, by zobaczyć, jak w literaturze Sci-Fi radzi sobie polska pisarka, wszak w nie ma na tym polu zbyt wielkiej konkurencji.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

2 komentarze:

  1. Polecam Zajdla i "Całą prawdę o planecie Ksi", zresztą każde inne jego dzieło też... Tematyka jest nawet na jakiś sposób podobna, ale też, wnioskuję po tej recenzji, wyraźnie inna. I na ile moja anaukowość mi mówi, raczej niesprzeczna z nauką. No, pominąwszy kosmopodróże :)

    Co do powyższej książki - nie czytałam, choć jestem ciekawa. Ta recenzja trochę osłabia tą ciekawość... Jakich to błędów z nauk ścisłych się nie ustrzegła autorka?

    Ania (ta-od-Magnusa)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałabym poszukać konkretów, ale odniosłam wrażenia, że z jednej strony starała się poszukać informacji, z drugiej poległa na rzeczach bardziej oczywistych. Czy chodziło o fale elektromagnetyczne, czy o syntezę nitrogliceryny, zdarzyły się takie "perełki" :)

      Usuń

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.