środa, 2 lipca 2014

Arte

Autor: Halina Grudziecka
Wydawnictwo: Nowy Świat
Rok wydania: 2014
Stron: 472

   Gdy sięgamy po książkę, o której nie mamy zielonego pojęcia możemy trafić na pozycję, która nas oczaruje. Dzięki takim spontanicznym decyzjom poznałam kilkoro wyśmienitych autorów. Z drugiej zaś strony zawsze istnieje ryzyko, że dostaniemy w nasze ręce rzecz absolutnie nie wartą przeczytania, książkę, której szkoda poświęcać czas, gdyż można by go znacznie lepiej spożytkować przy dobrej lekturze. Gdy możemy z czystym sercem takie, wątpliwej jakości, literackie dzieło cisnąć w kąt, nie ma problemu, gorzej, jeżeli zobowiązaliśmy się do recenzji, wtedy pozostaje zacisnąć zęby i czytać dalej.

   Powieść Haliny Grudzieckiej skusiła mnie miłą dla oka okładką oraz smoczą tematyką. Jedno trzeba autorce przyznać, przyłożyła się do wykreowania świata. Na końcu książki znajdziemy opisy krain, wierzeń, obyczajów i wszelkich innych podstaw stworzonego przez nią uniwersum, które choć nie jest bardzo oryginalne, ma swój urok. W książkę zostały wplecione elementy narracyjne, mające symulować, że całość jest opowieścią bajarza, prezentują one zasady, złote myśli i inne „prawdy objawione”, niestety ujęte zostały w taki sposób, że tylko mnie irytowały.

   Fabuła powieści nie zaskakuje i nie porywa. Szesarz, smok, który w wyniku przypadku stał się wyrzutkiem zostaje wyznaczony przez króla smoków, do spełnienia misji, nagrodą za wykonanie zadania ma być powrót do smoczego społeczeństwa. By osiągnąć cel musi zrobić najbardziej upokarzającą rzecz z możliwych, zmienić się w człowieka i podróżować w towarzystwie ludzi. Poznaje Czarnego Orła, człowieka z orlą głową, nawróconego rabusia Karola, oraz Dschaka wzorowego najemnika, którzy staja się jego towarzyszami. W tle rozgrywa się dynastyczny spór na tronie Punrawihru, jednak jest to wątek, który umiera śmiercią naturalną i nie ma swojego zakończenia.

   Bohaterowie powieści są dość jednoznaczni i płytcy, ciężko znaleźć w nich jakąś głębię, a gdy już mamy okazję poczytać wtrącenia dotyczące ich wewnętrznych rozterek, to są one sformułowane w identyczny sposób, niezależnie z kim mamy w danej chwili do czynienia. Ponadto znalazłam tu pewien brak konsekwencji w kreacji Artego, czyli przemienionego Szesarza. Zaraz po zmianie kształtu był obolały i półprzytomny, co nie przeszkodziło mu w wymyśleniu dość rozbudowanego kłamstwa bez najmniejszego zastanowienia. Smoczy geniusz, czy raczej wymóg chwili?

   Jednak urwane wątki i nijacy bohaterowie to nie jedyne wady tej powieści. Kolejną z nich jest nadmierne rozbudowanie, rozwleczenie akcji w czasie. Przeplecenie wydarzeń pseudofilozoficznymi wstawkami i rozważaniami z pogranicza wykreowanej teologii. Lubię rozbudowane powieści, ale muszą być naprawdę dobrze napisane, by nie nudzić czytelnika. Zakończenie głównego wątku, jest moim zdaniem, stanowczo zbyt przekombinowane, niepotrzebnie rozbudowane, tak jakby zabrakło pomysłu na epilog w dobrym stylu. Książka mogłaby być spokojnie o połowę krótsza, nie straciłaby na tym zbyt wiele.

   Zdecydowanie najgorsze w tej książce jest przede wszystkim to, że została koszmarnie napisana. Styl przywodzi na myśl wypracowania pisane przez uczniów podstawówki. Króciutkie zdania, wiele z nich zakończonych na „się”, oraz częste błędy w odmianie zaimków, łącznie z błędnym określeniem osoby, której dotyczą, sprawiają, że każda kolejna strona to droga przez mękę. Stylistyka dłuższych zdań połączona z dość luźnym podejściem do interpunkcji sprawia, że wiele wypowiedzi jest zupełnie niezrozumiała. Odniosłam wrażenie, że książkę szeroki łukiem ominęła korekta, a nawet jakakolwiek autokorekta. Czytając tę powieść czułam się, jakbym dostała w ręce bardzo surowy maszynopis.

   Na okrasę w książkę wplecione zostały ilustracje, nazwane szumnie minimalistycznymi. Są one po prostu brzydkie, sprawiają wrażenie rysowanych na szybko w paintcie. Niekształtne postacie i zaburzone proporcje sprawiały, że zamiast odprężyć się przy rysunkach, czułam tylko jeszcze większe zniechęcenie do książki, gdy trafiłam na któryś z nich.

   Ciężko mi znaleźć w tej książce cokolwiek na jej obronę. Była to zdecydowanie najgorsza rzecz, jaką kiedykolwiek zdarzyło mi się czytać i żeby być szczerą muszę ostrzec każdego, kto kiedykolwiek rozważał sięgnięcie po nią. Może gdyby doczekała się gruntownej korekty, to wtedy można by się cieszyć lekturą, gdyż jakiś potencjał w sobie ma, póki co jednak jest to po prostu niestrawne i żałuję każdej minuty, którą jej poświęciłam.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

2 komentarze:

  1. W takim razie będę omijał. Zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też bym chciała omijać "Artego" szerokim łukiem, ale niestety nie mam takiego wyboru. Dziękuję za tak pracochłonną, rzetelną i wnikliwą recenzję :) Co prawda jest miażdżąca, ale nie mogę nie docenić jej szczerości i wartości krytycznych uwag. Dla masochistów dalsza część "Próba słońca" na https://faemne.blogspot.com. Nie publikuję już w wydawnictwach. Spamuję więc wszędzie, gdzie znajdę coś o "Artem". Zwłaszcza, gdy widzę, że ktoś zadał sobie trud i go uważnie przeczytał.
    W "Próbie słońca" powinno być mniej literówek. Przynajmniej mam taką nadzieję :) Publikuję w odcinkach więc jeszcze nie wrzuciłam ilustracji, ale są kolorowe i bardziej dopracowane graficznie. Poprzednie zajmowały mi 8 godzin, bo rysowałam je piórem na szybie po konturze i skanowałam. Teraz trwa to dwa razy dłużej, bo maluję je akwarelami i obrabiam na komputerze. Jakości innych elementów książki oczywiście nie jestem w stanie ocenić. Subiektywnie mogę powiedzieć, że od ponad czterech lat jestem uzależniona od tej historii i nie mogę się powstrzymać, by nie rozbudowywać jeszcze bardziej jej wątków. Autorka.

    OdpowiedzUsuń

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.