czwartek, 28 listopada 2019

Trucizna. Czyli jak się pozbyć wrogów po królewsku

Autor: Eleanore Herman
Tytuł oryginału: The royal art of poison
Tłumaczenie: Violetta Dobosz
Wydawnictwo: Znak Horyzont
Rok wydania: 2019

   Książki popularnonaukowe poruszające tematy historyczne czasem trafiają na moją listę czytelniczą, a jeżeli ich tematyka dotyczy dziedzin, które nie są mi obce tym chętniej po nie sięgam. Stąd nie miałam żadnych wątpliwości, że sięgnę po wydaną nakładem wydawnictwa Znak książkę: „Trucizna” Eleanore Herman. Już dawno żadna lektura nie wzbudziła we mnie tak silnych emocji, niestety nie były to dobre wrażenia.

   Książka podzielona jest na trzy części. Z pierwszej dowiadujemy się o tym jak truto się w średniowieczu i renesansie. Były to czasy brudne i niebezpieczne. Autorka wyraźnie pisze o tym, że  bycie otrutym przez kogoś mogło się zdarzyć, ale ludzie znacznie częściej ginęli trując się sami (kosmetyki na bazie metali ciężkich), bądź ginęli w wyniku interwencji ówczesnych lekarzy (puszczenie krwi i wywoływanie wymiotów oraz biegunki jako pomoc na wszystkie dolegliwości). Równie zabójcze były choroby i pasożyty, przed pierwszymi ciężko się było bronić z braku wiedzy – stąd między innymi ogromna śmiertelność niemowląt i położnic – drugie zaś były wszechobecne.

   Cześć druga „Trucizny” to swoista kronika kryminalna zawierająca szczegółową analizę kilkunastu przypadków zgonów, przy których podejrzewano otrucie. Chronologicznie ułożona lista zawiera postacie głównie z dworów angielskiego i francuskiego, z nielicznymi wyjątkami takimi jak car Iwan Groźny. To również mocno ograniczony czasowo przegląd znanych osób. Pierwsza z wymienionych zmarła na początku czternastego wieku ostatnią zaś jest Napoleon Bonaparte. Nie znajdziemy tu ani słowa o przypadkach zatrucia w starożytności, czy tych udokumentowanych na innych kontynentach.

   Ostatnia część to już dość powierzchowna analiza przypadków bardzo świeżych a wśród ofiar dominują przeciwnicy rządu Władimira Putina. To też zbiór informacji o nowoczesnych truciznach przy których znany i lubiany w renesansie arszenik wypada dość blado. Współczesność to czasy trucizn opartych o materiały radioaktywne czy tych będących produktami chemicznej syntezy.

   Oprócz trzech wspomnianych rozdziałów na końcu książki znajdziemy niewielkie podsumowanie dotyczące trujących substancji i właśnie tu natrafiłam na zdanie, które niezmiernie mnie wzburzyło psując dobre wrażenia z lektury. W ramach przeglądu powszechnych trucizn wspomniane zostały trujące grzyby (jakże lubiane i doceniane w starożytności), niestety Eleanore Herman rzuciła na ich temat jedynie jednym zdaniem, które nie tylko wykazało ogromny brak wiedzy w tym temacie, ale i nie broni się w żaden logiczny sposób. Trudno nawet wytłumaczyć to zdanie pochodzeniem autorki, gdyż Amerykanie nie są narodem grzyboentuzjastów. Nieszczęsna fraza jest obrazą dla rzetelności badacza, który zanim cokolwiek napisze zweryfikuje informację, jaką ma zamiar opublikować. Już pominięcie trujących grzybów byłoby lepszym rozwiązaniem, tym bardziej, że książka skupia się wokół czasów, gdy by kogoś uśmiercić sięgano najczęściej po preparaty oparte o metale ciężkie, takiej jak arsen, rtęć, czy ołów.

   Książkę czyta się dobrze. Nawet krótkie biograficzne notki nie nudzą. Język jest przystępny, choć miejscami zbyt skupiony wokół nazw stricte naukowych. I choć cenię sobie nazwy naukowe w tego typu publikacjach, to jednak ich popularyzatorski charakter nie wyklucza użycia równie poprawnych i jednoznacznych, a znacznie mniej hermetycznych nazw. I tak, gdy wspomniano o eklampsji można było spokojnie dopisać, że chodzi o rzucawkę ciążową, a gdy wśród opisywanych roślin trujących pojawił się szczwół plamisty, warto było dodać, że wchodził on w skład cykuty, tym bardziej, że przytoczona została śmierć Sokratesa.

   Bardzo bym chciała móc ocenić tę książkę lepiej i gdyby nie to jedno jakże niezgrabne i nietrafione zdanie zapewne tak by było. Jest to przede wszystkim niezmiernie ciekawa opowieść o tym jak wielkim niebezpieczeństwem było żyć na dworach Europy, gdzie ryzyko, że zostanie się otrutym było, ale śmierć zbierała znacznie większe żniwo na skutek chorób i ich leczenia. To również bardzo dobra analiza dostępnych dowodów dotyczących kilkunastu historycznych postaci, które zasłynęły, między innymi podejrzeniami o śmierć spowodowaną trucizną. Pozytywną jest też niezmiernie bogata bibliografia, która pozwala dociekliwemu czytelnikowi na dalsze zgłębianie tematu. Podsumowując nie jest to zła książka, choć nie potrafię jej polecić z pełnym przekonaniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.