piątek, 15 marca 2013

Kryminalnej opowiastki prolog

   Już wcześniej myślałam, by mą kryminalną opowiastkę jakoś rozwinąć, w tym celu postanowiłam nakreślić tło akcji oraz wykreować głównego bohatera. Pracy przede mną jeszcze sporo, by całość nadawała się do jakiejkolwiek publikacji. Póki co liczę gorąco na wszelkie uwagi i opinie, które pozwolą mi dopracować całą opowiastkę, której zarys gdzieś mi się majaczy.

Koń wdrapał się na szczyt wzgórza. Jeździec zatrzymał się na chwilę i podziwiał okolicę. Był wysoki i szczupły, spod mocno już używanego kapelusza wychylały się kosmyki pszenicznej barwy włosów. Był młody, na twarzy nie widać było jeszcze zarostu. Odziany był skromnie, w zniszczony podróżny płaszcz nieokreślonej barwy oraz w mocno już wysłużone nogawice. Jego buty, choć dobrej jakości pokryła patyna kurzu. Wyraźnie było widać, że jego przyodziewek choć dobrej jakości, lata świetności miał już dawno za sobą. Do siodła miał przytroczoną sakwę, z której wystawała rękojeść miecza. Musiał być więc szlachcicem, albo rzezimieszkiem. Choć ci drudzy nie włóczyli by się w środku dnia po głównym gościńcu.
 Przed jego szarymi oczami młodzieńca roztoczyła się panorama Canteloup. Od strony wschodniej Wewnętrzne Morze roztaczało swe sino bure wody, łącząc się z mulistą deltą rzeki Loup. Nawet z tak wielkiej odległości widać było, że dzielnica portowa tętniła życiem. W porcie stało kilkanaście wielkich dalekomorskich okrętów oraz kilkadziesiąt mniejszych jednostek.  Nad portem górowała olbrzymia cytadela, szaro siny gmach rzucał cień na całe podgrodzie. Dalej widać było wieżę, musiała być to słynna wieża magów, gdyż tylko oni byli zdolni zbudować budynek sięgający chmur. Podobno na nauki przybywali tu młodzi magowie z całego cesarstwa. Dalej w kierunku zachodnim rozciągały się lepsze dzielnice, wśród których nawet z tej odległości wyraźnie odznaczał się pałac książęcy. Canteloup było wyjątkowe w całym cesarstwie. Miasto razem z okolicznymi polami, łąkami i lasami tworzyło księstwo, najmniejsze w całym cesarstwie. Wielki Książę tych ziem był, co było wyjątkowe, wybierany przez zgromadzenie, w którego skład wchodziła miejscowa arystokracja i magowie.
Jeździec pogonił konia ostrogami i zjechał na połać spalonej ziemi, rozciągającą się od winnic na północnych wzgórzach, aż po wschodnie wybrzeże. Nie rosło tu nic od ponad trzystu lat, przypominała klepisko w chłopskiej chacie. Magowie stoczyli tu ogromną bitwę, ogień strumieniami lał się nieba a błyskawice szalały. Mało kto pamiętał, o co im poszło, zapewne o władzę. Faktem pozostaje to, że od tamtej pory tylko wieża z Canteloup przyjmuje uczniów. Niegdyś istniały ponoć inne szkoły magii, lecz ich nazwy dawno zostały zapomniane. Magia była jedną z potęg Canteloup.
Przy bramie przybysza zatrzymał go strażnik żądający myta.
- Cztery pensy za wjazd!
- A czemuż tak drogo? - zapytał przyjezdny.
- Jak drogo? Jak zwykle trzy za zbrojnego i jeden za konia-  odrzekł strażnik bramy wskazując na głownię miecza. – gdybyś nie miał miecza, to co innego, ale rozkaz, to rozkaz.
- Dobrze, dobrze, masz tu piątkę. Powiedz mi jeszcze dobry człowieku, gdzie znajdę głównego śledczego?
- Widzisz cytadelę w porcie, to jest biuro morskie, pomiędzy nim, a wieżą magów znajdziesz niewielki budynek z czerwonej cegły, tam jest główny inspektorat Canteloup. Wiedz jednak, że główny inspektor Szarmaff, jest już bardzo stary, jego obowiązki przejął Tromdir, naczelnik straży.
-  A możesz polecić mi jakąś gospodę?
- Może Pod ryczącym bykiem, w północnej części dzielnicy portowej, tania i przyzwoita. Nikt cię nie obrabuje w nocy, pluskiew dosyć mało, a piwo przednie.
- Dzięki ci dobry człowieku. Niech bogowie ci sprzyjają.
- I tobie podróżniku.
 
            Obdrapany szyld, z czymś co miało wyglądać na byka, wisiał na jednym z dwóch łańcuchów. Drugi łańcuch oderwany od szyldu stukał w ścianę gospody. Woń ryb z portu mieszała się z odorem starej i świeżej krwi z niedalekiej rzeźni. Młodzieniec wszedł przez rozchybotane drzwi. W nozdrza uderzył go zapach zatęchłego potu, piwa i gulaszu. Gdy wzrok przyzwyczaił się do panującego półmroku zobaczył kilka porządnych ław i stołów, podłogę przysypaną dość świeżą słomą i karczmarza stojącego za ladą. Jego wygląd zdecydowanie kłócił się z funkcją, którą sprawował, był chudy, wręcz żylasty, przygarbiony i niski. Zupełnie nie przypominał znanych młodzieńcowi oberżystów. Karczma o tej porze była pusta, tylko w kącie siedział drobny staruszek w bardzo nieświeżej sukmanie, zajmujący się dłubaniem w misce z kaszą.
            - Znajdzie się pokój i miejsce w stajni dla konia? – zapytał
           - Może – rzekł garbus mierząc przybysza surowym spojrzeniem – ale płatne z góry, pół pensa za ciebie i dziesięć miedziaków za konia. - zastrzegł widząc jego sponiewierany przyodziewek.
            - Dobra, niech będzie, dostaniesz dwa pensy, tylko przyszykuj mi jeszcze balię z gorącą wodą, a póki co podaj mi tego gulaszu, który tak aromatycznie pachnie.
           - Spocznij więc panie, a żonka zaraz poda strawę – zmienił front oberżysta, widząc, że przybysz nie zamierza oszczędzać. – Kalia! Podaj gościowi posiłek i pogoń Marcię, niech przyszykuje mu kąpiel. – Z kuchni wyłoniła się potężna kobieta wycierając ręce w zaskakująco czysty fartuch. Za nią przemknęła młoda dziewczyna,  o pięknych kształtach i dość pospolitym obliczu.
            - Panie, jak już nasycisz głód zapraszam na górę, do twojego pokoju, już idę grzać wodę na kąpiel – rzekła dziewka, mrugając znacząco na widok przystojnego młodzieńca.
- Kalia! Podaj panu posiłek, ale wiesz, z tego lepszego kociołka- zaordynował karczmarz. Jego żona z zaskakującą przy jej tuszy gracją zniknęła w kuchni, by po chwili wyłonić się z parującą miską w jednej i bochenkiem chleba w drugiej dłoni. Oberżysta tym czasem przyniósł dzban z piwem, za który przybysz łapczywie się zabrał, spłukując posmak kurzu w ustach. Zastanawiając się przy okazji, że nie ważne, czy to wieś czy miasto, zawsze jest jakiś lepszy kociołek.
- To złe miasto – wysyczał staruszek, który na widok piwa nie wiadomo kiedy zbliżył się do młodzieńca. – Tu umierają dzieci, a miasto, gdzie dzieci giną, a władza umywa ręce jest złym miastem.
- Zamilcz Kanstei! Nie strasz gościa- obrugał go oberżysta i odprowadził z powrotem do ciemnego kąta - Wybacz panie, nie będzie ci już przeszkadzał.
            - Nie szkodzi, powiedz mi tylko, o jakich dzieciach on mówił?
            - Ot widzisz panie, od jakiegoś roku giną dzieci, dokładniej dziewuszki, takie, którym niewiele brakuje do bycia panną. Czasem mają jedenaście, czasem więcej lat, znajdują je potem okaleczone.
- A straż co na to? – zapytał podróżny przeżuwając kawałki mięsa.
- Powiesili już trzech morderców, ale dzieci giną nadal. Ot, wczoraj zaginęła najstarsza córka mistrza drzewnego cechu. Jak go znam nie popuści, dopóki nie pomści córki. Cóż, takie czasy, że lepiej córek nie mieć.
- A książę? Zrobił cos w tej sprawie?
- Ech widać panie, żeś z daleka, toć u nas dopiero co mianowano księcia. Po śmierci starego Anfiego trzy lata temu, różni chcieli wdrapać się na jego pozłacany stolec. Co chwilę wybuchały jakieś zamieszki, na szczęście to tylko arystokraci mordowali się nawzajem, a jeśli o mnie chodzi, to im ich mniej, tym lepiej. W końcu jakieś dwa tygodnie temu wybrali na Wielkiego Księcia Argona, z rodu Nathaniel, widocznie on opłacił większość miejskiej rady, ponadto jego stryj jest arcymagiem więc i Wieża go poparła.
- A powiedz mi coś o głównym inspektorze Szarmaffie? Mam sprawę do niego.
- Nie wiem, czy coś zdziałasz. Szarmaff, ledwo żyje, zapadł w jakiś letarg, jak już odzyska  przytomność, to ma problem by poznać własną żonę i dziatki. Mawiają, że oszalał. Medycy co i rusz upuszczają mu krwi, czy poją jakimiś wywarami, ale nic nie pomaga. Aż trudno uwierzyć, że tak zmarniał, bo pamiętam, że był kiedyś wielkim człowiekiem. Ale cóż, taki nasz los, śmierć nikogo nie minie, mam tylko nadzieję, że jak moja kolej przyjdzie, to nie będę tak leżał we własnym gównie, krzycząc na wszystkich, którzy chcą mi pomóc.
- Dzięki za wieści karczmarzu. – rzekł młodzieniec wstając od stołu – przyślij mi jeszcze dzban tego piwa na górę, jest naprawdę wyborne.
            - Już się robi, panie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.