poniedziałek, 23 grudnia 2013

Zosia z ulicy Kociej

Autor: Agnieszka Tyszka
Ilustrowała: Agata Raczyńska
Cykl: Zosia
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2013
Stron: 224

   Lubię, od czasu do czasu, odnaleźć w sobie dziecko i w takich momentach sięgam po literaturę dla najmłodszych czytelników. A ponieważ w najbliższej rodzinie dzieci nie brak, więc poza przyjemnością z lektury zyskuję również wiedzę, o tym co polecić, a co odradzić małym książkowym molom. Jeśli chodzi o tę konkretną książkę, to ani nie podbiła mego serca, ani nie budziła we mnie irytacji, pozostała mi zupełnie obojętna.

   Tytułowa Zosia Wierzbowska to dziewięcioletnia, przeciętna dziewczynka obdarzona poczuciem humoru i bujną wyobraźnią. To ona wprowadza czytelnika na ulicę Kocią w podwarszawskich Łomiankach, choć sama dopiero co się tam wprowadziła. Z początku czuje się niepewnie, jednak z czasem zaczyna oswajać okolicę i powoli odkrywa pozytywne strony wyprowadzki z Warszawy.

   Zosię łatwo można polubić. Jest sympatycznym, dość inteligentnym dzieckiem, życzliwie podchodzi do otaczającego ja świata. Nie podobały mi się jej delikatne uprzedzenia względem sąsiadek zza płotu, czy kuzyna Misia, co jednak nie przeszkadzało Zosi w próbach nawiązania z nimi bliższego kontaktu. Interesującą postacią z pewnością jest ciocia Malina, matka Misia i Krzysia, kobieta o artystycznej duszy i bardzo ekstrawertyczna. To właśnie ona ułatwia swej siostrzenicy pogodzenie się ze zmianami w jej życiu. Towarzystwa tytułowej bohaterce dotrzymuje prawie nierozłączna siostra Mania, z którą Zosia wymyśla rozmaite zabawy oraz dwoje kuzynów: Misio i Krzyś, najmłodszy z całej gromadki.

   W powieści sporo się dzieje. Siostry Wierzbowskie przeżywają szereg zwyczajnych, codziennych przygód, które opatrzone komentarzem Zosi zdają się być dużo bardziej niesamowite. Ulicą Kocią rządzą koty, powoli wkradające się pod numer piąty. Sporo miejsca poświęcono też ogrodowi, niewielkiemu skrawkowi zieleni otaczającemu świeżo kupiony dom. Jednak odniosłam wrażenie, że fabuła prowadzona jest w nieco chaotyczny sposób, taki zlepek nie do końca powiązanych ze sobą wydarzeń, szereg stosunkowo krótkich opowieści zamkniętych w poszczególnych rozdziałach.

   Taka kompozycja utworu z pewnością jest przystępniejsza dla młodych czytelników, którzy dopiero zaczynają czytać powieści. Nie za długie rozdziały gęsto okraszone zabawnymi ilustracjami na pewno ułatwią lekturę młodym miłośnikom książek. Ilustracji w powieści jest sporo, czarno białe rysunki, dość chaotycznie porozrzucane po stronach mogą nieco rozpraszać w trakcie lektury, jednak na pewno przyciągają uwagę.


   Ogólnie jest to dość dobra książka, pełna ciepła i humoru, na pewno sprawi przyjemność dzieciom w wieku wczesnoszkolnym. Bardziej aktualna, niż powieści Astrid Lindgren, pełna jest nawiązań do klasycznych utworów prozy dziecięcej, co może skłonić czytelników do sięgnięcia po nie. Miło spędziłam przy niej czas i z czystym sercem mogę ją polecić każdej dziewięciolatce. Zabrakło mi w niej niestety, czegoś wyjątkowego, co sprawiłoby, że ta książka nie byłaby tylko jedną z wielu pozycji, które znaleźć można na rynku wydawniczym.

2 komentarze:

  1. Hm, ale wydaje mi się, że to dobrze, że w Polsce ktoś stara się pisać powieści dla młodszych dzieci i to w miarę na poziomie. Szczególnie przekonują mnie te odniesienia do innych dzieł, niech dziecko wie, gdzie żyje, a co kurczę blade!

    OdpowiedzUsuń

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.