Autor:
Wit Szostak
Wydawnictwo:
Powergraph
Rok
wydania: 2014
Stron:
284
Zupełnie
nie wiedziałam czego się spodziewać po tej książce, skusiło
mnie jednak nazwisko autora, którego miałam okazję poznać, dość
dawno temu, przy okazji lektury książki „Poszarpane granie”. Ta
powieść jest zupełnie inna, bardziej przyziemna, codzienna, pełna
jednak subtelnej, niewysłowionej magii.
Opowieść
rozpoczynamy z początkiem dwudziestego wieku, na prowincji, gdzieś
w ziemi radomskiej. Trudy codziennego życia na wsi rozpraszają
dźwięki skrzypiec, zapraszające na wieczorne zabawy i wpisujące
się w tradycję obchodzenia ważnych uroczystości. Jednym ze
skrzypków jest Józef Wicher, a gra na instrumentach zawsze w
rodzinie Wichrów była najważniejsza. Grał każdy, najpierw na
bębenku wystukując rytm, później poznając tajniki wichorwych oberków.
Oberki,
mazurki i poleczki towarzyszą Wichrom na każdym kroku, są dla nich
źródłem utrzymania i sposobem na życie, od czasów pierwszego
Wichra, który zawitał Rokicin. W tych skocznych melodiach zaklęte
jest nieco więcej niż tylko dźwięki. Muzyka ma kluczowe
znaczenie, oddalając od Rokicin szarości codziennego dnia i koszmar
drugiej wojny światowej. Jednak po wielu latach świat zewnętrzny
dotarł nawet na tak odległą prowincję. Czas przemija, ludzie się
zmieniają i tradycyjne oberki przestają być potrzebne. Synów
Józefa urzekło miasto, wybyli więc z prowincji zostawiając całą swoją wiejską przeszłość za sobą.
Wśród
dźwięków muzyki toczy się zwyczajne życie Józefa Wichra.
Problemy codzienności zagłusza grą na skrzypcach, które pomagają
mu poradzić sobie z zawodem miłosnym, nagłym odejściem brata i
tym, jak wojna brutalnie wdarła się do jego domu, podrzucając mu
do piwnicy niemieckiego oficera. Radość z narodzin dzieci i
rozczarowanie gdy nie garną się do muzyki, śmierć bliskich i
spory z przyjaciółmi, typowe, codzienne problemy, które ubrane w
nuty oberków nabierają zupełnie innego wymiaru.
W
książce znajdziemy swoistą mieszankę realizmu i magii, z jednej
strony muzyka kształtująca rzeczywistość i łącząca grających
z zaświatami, z drugiej zaś szara codzienność przepleciona
ważnymi dla kraju wydarzeniami. Wojna, komunizm, aż w końcu
odzyskana wolność, to wszystko czai się gdzieś z boku, na
ostatnim planie, nie wchodząc z butami w życie rokicińskiej
społeczności. Tu bowiem rządzi muzyka, czasem diabelska, czasem
boska, posiada moc sprawczą, oddala troski codzienności. Jednak z
czasem nawet muzyka przestaje wystarczać. Idzie nowe, nikt już nie
potrzebuje starodawnych oberków i wiejskiej muzyki. Nowoczesność
wdziera się dyskretnie, lecz zdecydowanie w społeczność, a Józef
Wicher i jego oberki pozostają pieśnią przeszłości. Nawet
rokiciński diabeł w wierzbowej dziupli jakoś się skurczył i
odchodzi w zapomnienie.
Jest
to opowieść o muzyce i przemijaniu, o świecie jakiego na próżno
dziś już szukać. Refleksyjna i pełna czaru historia w rytmie
oberków, mazurków i polek. Każdy z rozdziałów zagrany został na
inną nutę, czasem zabawną, czasem smutną. Dawne zwyczaje
odchodzą, nie ma ich kto pielęgnować, nie ma komu zasiąść do
skrzypiec, by wykrzesać z ich zmęczonych strun najprostsze chociaż
dźwięki. Czytelnik znajdzie tu piękny i dokładny obraz wsi i
tego, jak zmieniała się ona z biegiem lat.
Bardzo
spodobała mi się ta opowieść, wzruszając niejednokrotnie,
pogrążyła mnie w refleksyjnym, przyjemnym nastroju, z delikatnym
poczuciem żalu za światem, który odszedł i nie wróci. Lektura
upłynęła mi bardzo przyjemnie i z pewnością szybko nie zapomnę
tej książki. Polecam ją każdemu, kto lubi się czasem zagłębić
w inny, jednak wcale nie odległy świat.
Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater i przypominam, że znajduje się ona w puli nagród blogowego konkursu.
piękna książka o przemijaniu,smutki,kruche radości,magiczny świat kręcący się w rytmie oberków z oberkami i dla oberków.
OdpowiedzUsuń