czwartek, 21 stycznia 2021

Latający słoń/Dzieci księżyca

Autor: Boris Akunin
Cykl: Bruderszaft ze śmiercią. Tomy III i IV
Tytuł oryginału: Лeтaющий cлoн. Дeти Лyны
Tłumaczenie: Piotr Fast
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2016

Po bardzo dobrych wrażeniach z lektury pierwszego tomu cyklu „Bruderszaft ze śmiercią” nie zwlekałam ani chwili i sięgnęłam po kolejną dwutomową odsłonę serii. „Latający słoń” oraz „Dzieci księżyca” to kolejna okazja by zanurzyć się w świat działań niemieckich służby wywiadowczych i rosyjskiego kontrwywiadu, w osobach Josefa von Teofelsa oraz majora Kozłowskiego i Aloszy Romanowa.

„Latający słoń” to sensacyjna opowieść o pierwszej poważnej wojnie toczonej w powietrzu. Pierwsze samoloty, początki jakichkolwiek działań przeciwlotniczych oraz dążenie do uzyskania jak największej przewagi na froncie powietrznym przez każdą z zaangażowanych w konflikt stron, przede wszystkim zaś Rosjan i Niemców. Tytułowy słoń, to największy samolot jaki kiedykolwiek zbudowano, a jego wymiary sprawiają, że staje się niezwykle niebezpieczny na linii frontu. Josef von Teofels został oddelegowany, by unieszkodliwić kolosa i dzięki temu umożliwić Niemcom skonstruowanie czegoś równie monumentalnego.

W „Dzieciach księżyca” przenosimy się z frontu niemiecko-rosyjskiego z powrotem do Saint Petersburga i do zamkniętego świata dekadenckiej młodzieży. Wstępujemy w związku z tym w zupełnie inny świat, gdzie tocząca się w odległości setek kilometrów wojna jest tylko nic nieznaczącą uciążliwością skutkującą brakami w dostawach prądu, czy zaopatrzenia. Wraz z Aloszą Romanowem poznajemy młodzież desperacko szukającą ucieczki od rzeczywistości, czy to w oparach alkoholu, czy w narkotykach, czy po prostu w towarzystwie ludzi, równie jak oni znudzonych życiem.

Jak w pierwszych dwóch częściach serii, te również trzymają się przyjętej konwencji powieści – filmu, dzięki temu wyobraźnia zostaje mocno wsparta rycinami i zdjęciami. O ile jednak w pierwszych dwóch częściach zarysowane zostały jedynie główne postacie, tak tu możemy im się przyjrzeć znacznie lepiej. Zarówno Josefowi von Teofelsowi, jak i młodemu Aloszy. W pierwszym podziwiać możemy biegłość i zmyślność w wykonaniu zadania, drugiemu zaś przyglądamy się jak powoli dorasta i odnajduje się w kontrwywiadzie. Powoli też zaczynamy się spodziewać, że konfrontacja między tą dwójką zbliża się wielkimi krokami.

O ile „Dzieci księżyca” upłynęły mi z wielką przyjemnością, o tyle miałam pewien problem w lekturze „Latającego słonia”. Ta opowieść została najeżona technicznymi szczegółami, przybliżającymi wojskowe wykorzystanie lotnictwa. Jest to samo w sobie niezmiernie ciekawe i naprawdę interesujące, chyba jednak po prostu nie spodziewałam się tego, licząc na większy nacisk na wykorzystanie relacji międzyludzkich do osiągnięcia celu. Z tych Teofels korzysta bardzo chętnie i świetnie wyczuwając z jakimi ludźmi ma do czynienia nie cofa się przed niczym, by tylko uzyskać to, czego chce.

Lektura jest równie przyjemna co poprzednia. Świat przedstawiony nie tylko za pomocą słów, ale i przy wykorzystaniu wstawek graficznych, komentarzy i podkładów muzycznych jest wciąż niezmiernie fascynujący i niezwykle plastyczny. Świetnej kreacji świata dodaje to tylko dodatkowego koloru (choć zdjęcia i ryciny są czarno białe, jak przystało na niemy film) i smaku. Lekkie pióro, spora dawka humoru oraz świetnie przemyślane szpiegowskie intrygi sprawiają, że trudno się oderwać od lektury.

„Latający słoń” oraz „Dzieci księżyca” to kolejne dwie odsłony „Bruderszaftu ze śmiercią”. Pierwsza wojna światowa, w której ścierają się dwa mocarstwa, w pewnym sensie zostaje sprowadzona do rywalizacji i starcia między dwójką, coraz pełniej kreowanych postaci. Od książki bardzo ciężko się oderwać, a załączone (jak w poprzednim tomie), na koniec każdej opowieści autentyczne zdjęcia z lat w jakich osadzono akcję powieści są ciekawostką, dzięki której tym bardziej można się zanurzyć w świat przedstawiony w książce.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.