czwartek, 14 stycznia 2021

Tropy



Autor: Franciszek Mirandola

Seria: Polska fantastyka

Wydawnictwo: CM Klasyka

Rok wydania: 2020


„Tropy” Franciszka Mirandoli to piąta, po trzech książkach Stefana Grabińskiego i „W czwartym wymiarze” Antoniego Lange pozycja w serii Polskiej fantastyki wydawanej przez oficynę CM. Szesnaście opowiadań zawartych w książce powstało na początku dwudziestego wieku i ich lektura nie zawsze jest łatwa. Niemniej jednak jest to niezwykła podróż w początki polskiej fantastyki i literaturę grozy, po którą warto sięgnąć.

Tematyka opowiadań jest bardzo rozmaita, poruszająca to, czym żyło społeczeństwo na początku dwudziestego wieku. Zderzenie nauki z niewytłumaczalnym przeplatane swoistą filozofią i próbą zrozumienia znaczenia istoty ludzkiej w świecie. Opowiadania są króciutkie, zawierają jedynie zamknięte niewielkie epizody, pobudzające wyobraźnię i skłaniające do zamyślenia się nad słusznością spostrzeżeń. 

Opowiadania Franciszka Mirandoli przywodzą na myśl utwory Elana Edgara Poe’go lub Howarda Phillipsa Lovecrafta, głównie pod względem bardzo opisowego języka, kreślącego obrazy i wrażenia w większym stopniu, niż budującego fabułę. Jednak tematyka również jest w pewnym sensie zbliżona, jest tu sporo niedopowiedzeń i niezwykłości, małość człowieka względem sił znacznie potężniejszych, sterujących jego życiem. Pewien szczególny fatalizm, sprawiający, że bohaterowie choć uczestniczą w przedstawionych wydarzeniach, to zdają się nie mieć na nie żadnego wpływu, biernie poddając się temu, co siła wyższa dla nich przewidziała. Niektóre z opowiadań zachwycają niebanalnym ujęciem tematu, silnie rozbudowaną metaforą, służącą nadaniu innej perspektywy otaczającej nas rzeczywistości. To stanowi o ich niezwykłości i oryginalności.

Opowiadania są krótkie, najdłuższe z nich ma niewiele ponad trzydzieści stron, większość zaś ma ich raptem po kilkanaście. To zaledwie drobne epizody, fragmenty światów, czasem zupełnie bliskich naszemu, czasem zaś całkowicie obcych. Jednak każde z nich to zamknięta opowieść, dokończony wątek, dlatego niewielka objętość utworów nie jest wadą. Zawierają w sobie na tyle dużo, że po lekturze nie odczuwa się braków, nie ma wrażenie, że nie zostały dokończone, lub że można by jeszcze coś dodać. 

„Tropy” mocno się zestarzały, zwłaszcza pod względem językowym. Nie tyle w kwestii użytych słów i licznych anarchizmów, czy wtrąceń z francuskiego. Jednym z pierwszych słów, jakie przychodzą na myśl by określić książkę Franciszka Mirandoli jest niedzisiejsza. Główną tego przyczyną jest składnia zdań tworzących poszczególne opowieści. Rozbudowane i wielokrotnie złożone, opisujące wydarzenia i miejsca są wręcz emblematycznym przykładem tego, jak współcześnie się nie pisze. To sprawia, że książka może być nieco trudna w odbiorze, ale jednocześnie nadaje niezwykłego uroku opowiadaniom.

Największą siłą opowiadań Franciszka Mirandoli jest ich klimat, skrupulatnie budowany niedzisiejszym językiem. Autor przenosi nas w zupełnie inne światy, w których możemy się zatopić i w pełni poczuć fatalizm losów przedstawionych postaci. Nieuchronność tego, co ich spotyka w połączeniu z biernością, która nawet jak wymusza działania, to są one raczej nakierowaniem łodzi na prąd rzeki, niż pociągnięciem za wiosła, by się mu przeciwstawić.

„Tropy” Franciszka Mirandoli to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto choćby w najmniejszym stopniu interesuje się tym, jak raczkowała polska fantastyka. Obok Stefana Grabińskiego, Jerzego Żuławskiego i Antoniego Lange to jeden z nielicznych prekursorów tego gatunku w Polsce. To niekoniecznie łatwa, ale niezwykle inspirująca wyprawa w światy stworzone tylko po to, by przekazać pewną myśl, podkreślić małość ludzkiej jednostki w starciu z tym, co rządzi naszym życie. Ich niedzisiejszość jest zaletą, dla wszystkich, którzy cenią sobie takie sentymentalne podróże.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.