Rok wydania: 2008, 2009 i 2010
Wydawnictwo: Fabryka słów
Stron: 469, 400 i 444
Marcin Mortka nazwał ten cykl dziełem swego życia. I faktycznie miłość do Ziemi Świętej oraz ery krucjat widać na każdej stronie powieści. Jednak, co ważne i co zdecydowanie ułatwia odbiór cyklu nie jest przeładowany faktami historycznymi. Tło Trzeciej krucjaty zarysowane jest subtelnie, ale z wielkim uczuciem, co można zaliczyć do plusów powieści. Outremer pełne jest postaci, które myślą tylko o własnych korzyściach. O bogactwie, sławie i władzy, ale nawet pośród nich znajdą się tacy, dla których Grób Pański jeszcze coś znaczy i którzy są wierni swym ideałom aż do końca.
Kolejną zaletą całego cyklu są z pewnością kreacje postaci. Pełnokrwiści bohaterowie, pełni rozterek i dylematów. Gatson de Baideaux, który początkowo jest tylko pyłem na wietrze unoszonym przez kolejne wydarzenia, z czasem coraz lepiej wie czego chce i znajduje cel, do którego warto dążyć. Dojrzewa i to Ziemia Święta go zmienia. Zresztą nie tylko jego. Prawie każdy z bohaterów przechodzi taką czy inną przemianę wewnętrzną. Adalbert, początkowo szukający tylko ucieczki od kłopotów, które sprowadził sobie na głowę w ojczyźnie, odnajduje swoje powołanie. Vittorio Scozzi, dla którego krucjata wydawała się idealną okazją do zarobku, dowiaduje się o wartości prawdziwej przyjaźni. Nawet Vivienne de Grenier, która pojawia się jako intrygantka, z czasem nieco zmienia swoje oblicze.
Bardzo ciekawie zostały ukazane siły nadprzyrodzone, zwłaszcza w dwóch pierwszych tomach. Mają ogromny wpływ na losy bohaterów, jednak wywierają go w sposób dyskretny i niejawny. Takie subtelne sterowanie postaciami zza ich pleców bardzo przypadło mi do gustu. Dlatego, też z wielkim żalem powitałam tom trzeci, gdzie nagle Asmodeusz, który dotąd szukał różnych sztuczek by opętać ludzi nagle bez żadnego słowa wyjaśnienia przemienia Gastona w bezwolnego golema. Ta zmiana wydała mi się zupełnie nie na miejscu i jakby sprzecza, z tym, jak Asmodeusz został wykreowany w poprzednich tomach. Pomysł diabłów w Watykanie, który również pojawił się w trzecim tomie akurat mi się spodobał. Na uwagę zasługują również nawiązania do bliskowschodnich wierzeń. Magii nie ma w powieści zbyt wiele, jednak jak już się pojawia to z rozmachem.
Kolejną rzeczą, która przeszkadzała mi w delektowaniu się klimatem Ziemi Świętej z pewnością było tempo akcji. Stanowczo zbyt wielkie! Ciągłe bitwy, pościgi, ucieczki, starcia, oblężenia, rejterady i pogonie sprawiły, że gdzieś w tym wszystkim rozmyła się fabuła powieści. Ponadto ciągle spotykamy te same postacie, odniosłam wrażenie, że całe Outremer jest nie większe niż średnie województwo. Gdziekolwiek by nie udali się bohaterowie zawsze spotkają jakieś znajome twarze. W drugim i trzecim tomie pojawia się raptem kilku nowych bohaterów. Było to irytujące, podobnie jak fakt, że Gaston zawsze wychodził cało z każdej opresji. Gdy już innych sposobów zabrakło to i do boskiej interwencji doszło.
Język powieści jest jak najbardziej poprawny, ale nie wybitny. Książka momentami jest nużąca i stanowczo zbyt monotonna. Całość czytało się dość dobrze, ale momentami miałam jej powyżej uszu i gotowa byłam rzucić ją w kąt. Wszak ciągle czytałam o tym samym. Moim zdaniem książkę można by skrócić do jednego tomu i nie straciłaby na tym zbyt wiele. Nie jest to jednak zła pozycja, ale do bycia dobrą też nieco jej zabrakło. Co gorsza zupełnie nie zapada w pamięć. Dwa pierwsze tomy czytałam już kiedyś, lecz nie pamiętałam z nich absolutnie nic!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.