Dziś lirycznie i dla odmiany nie epitafkowo
Zwiesz mnie ostoją spokoju, oazą
ukojenia,
ostatnim cichym portem,
na wzburzonym oceanie codzienności.
Cenisz go, jak nic na świecie,
podziwiasz,
znajdujesz wyciszenie,
koisz nerwy rozchwiane rzeczywistością.
A potem burzysz go z impetem,
tratujesz,
wzbudzasz zamęt,
wprawiając moje serce w nierówny dygot.
Zostają mi jedynie pozory normalności,
złudzenia,
a w duszy gonitwa
myśli, rozpętana jednym twoim słowem.
W ciszy czekam, aż rozproszysz ten chaos,
szaleństwo
zmysłów i wrażeń,
i wiem aż za dobrze, że to nie nastąpi.
Lecz proszę nie milknij! Nie zamykaj się,
nie odchodź,
niepokój częściej,
poruszaj mnie zawsze gdy tego potrzebujesz.
Bo ten spokój, choć tak mi potrzebny,
bezcenny,
niezbędny czasem,
zbyt często przypomina martwą ciszę grobu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.