wtorek, 28 lutego 2017

Necrosis. Przebudzenie

Autor: Jacek Piekara
Cykl: Necrosis. Tom I
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2016

   Wydane niedawno po raz kolejny Necrosis. Przebudzenie Jacka Piekary miało swą premierę w 2005 roku, zapowiadając cykl, na którego dalsze tomy fani autora nadal niecierpliwie czekają. Ciężko spekulować, ile jeszcze przyjdzie im poczekać, póki co można co najwyżej sięgnąć po książkę, by do nich dołączyć. I choć oczekiwania nigdy nie należą do przyjemności, to jednak mimo wszystko warto poznać tę powieść twórcy cyklu inkwizytorskiego.

   Autor w podziękowaniach dla Damiana Kucharskiego, zamieszczonych na samym początku, określa tę książkę mianem powieści. Już w trakcie lektury można mieć wątpliwości odnośnie tej nazwy, gdyż dostajemy dzieło złożone z pięciu zupełnie niepowiązanych ze sobą fabularnie opowiadań, a jedynym, co je łączy, jest świat, w jakim rozgrywają się przedstawione wydarzenia. Wszystkie utwory dotyczą jednak tego samego – faktu przebudzenia się po wielu wiekach milczenia mrocznych mocy: wiedźm, czarnoksiężników i nekromantów.

   O uniwersum, będącym sceną, na której spotykamy kolejne postacie, nie dowiadujemy się zbyt wiele, w kolejnych rozdziałach poznajemy jedynie fragmenty scenerii. Znacznie ważniejszą informacją, przewijającą się we wszystkich tekstach, jest historia wygasłego przed wiekami pogromu zwanego Oczyszczeniem. Czarodziejki z Jasnego Klasztoru połączyły siły z Inkwizytorami, żeby zwalczyć mroczne siły raz na zawsze. Jak dowiadujemy się z opowiadań, nie dość skutecznie, by zagrożenie, jakie ze sobą niosą, nie powróciło.

   W książce spotykamy wielu bohaterów i tylko niektórych z nich mamy okazję poznać nieco lepiej. Jednak czy jest to szalbierz podszywający się pod egzorcystę, niewidoma księżniczka, wiejski chłopak, młody szlachcic czy złodziejka plądrująca groby, wszyscy zdają się być tylko pionkami w rozgrywkach sił potężniejszych od nich. Część postaci uczestniczy w nich z pełnym entuzjazmem, inne nieświadomie, jeszcze inne zaś wbrew własnej woli. O każdym pierwszoplanowym bohaterze opowiadań dowiadujemy się wystarczająco wiele, by w pełni go sobie wyobrazić i spodziewać się konkretnych zachowań, trudno natomiast doszukiwać się w jakiejś głębi. I choć autor nie rozdrabnia się jeśli chodzi o charakterystyki, to jednak jest w ich kreacji konsekwentny. 

   Znacznie bardziej intryguje piątka przebudzonych, władających potężną magią. O nich jednak informacje są nad wyraz skąpe, ponadto są to postacie niejednoznaczne, przybierające różne twarze w zależności od tego, w jakich okolicznościach się znalazły. Cała piątka mrocznych dąży do powrotu do świata żywych, jednak dalsze ich motywy są osnute mgłą tajemnicy i na jej rozwiązanie przyjdzie czytelnikowi czekać na ukazanie się kolejnego tomu.

   Jacek Piekara przyzwyczaił swoich czytelników do stosunkowo prostego i łatwego w odbiorze języka. Niezbyt bogate słownictwo nie przeszkadza jednak w odbiorze książki, gdyż w połączeniu z  nieskomplikowaną składnią robi dobre wrażenie i pozwala na bardzo płynną lekturę. Autor nie stroni od wulgaryzmów, jednak ich nie nadużywa i pojawiają się jedynie wtedy, kiedy jest to uzasadnione fabularnie. Wyraźnie widać też rozróżnienie w języku, jakim posługują się poszczególni bohaterowie, co uwiarygadnia ich kreacje. Prości ludzie budują krótkie zdania i korzystają z ograniczonego słownictwa, w przeciwieństwie do tych wykształconych, których język różni się również od tego, jakim posługują się szlachta.

   Necrosis. Przebudzenie budzi ogromny apetyt na więcej. Poszczególne opowiadania intrygują głównie za sprawą tajemniczych mrocznych wracających do życia. Trudno nie rozmyślać o tym, jaki w tym wszystkim jest sens i jak ta historia mogłaby dalej wyglądać. Jednak nawet traktując tę pozycję jako samodzielny utwór, warto po nią sięgnąć. Jest to lekkostrawna, przyjemna lektura, która wprawdzie nie zdąży zachwycić ani bohaterami, ani przedstawionym światem, ale sprawi czytelnikowi wiele przyjemności i z pewnością zainteresuje.

Recenzja powstała dla portalu Insimilion.

sobota, 25 lutego 2017

Przyszła na Sarnath zagłada. Opowieści niesamowite i fantastyczne

Autor: Howard Phillips Lovecraft
Wybór i tłumaczenie: Maciej Płaza
Wydawnictwo: Vesper
Rok wydania: 2016

   Groza od zawsze towarzyszyła człowiekowi a lęk przed nieznanym siedzi gdzieś w każdym z nas niezależnie od czasów w jakich żyjemy. Jednym z mistrzów opowieści grozy był Howard Phillips Lovecraft, którego budzący nieokreśloną grozę, tajemniczy i niesamowici Starsi Bogowie z Chtulhu na czele na zawsze wpisali się w popkulturę, znajdując odbicie w literaturze, muzyce i grach. W opracowanym przez Macieja Płazę tomie "Przyszła na Sarnath zagłada" zebrane zostały zarówno typowe opowieści grozy, z jakich zasłynął autor jak i opowiadania fantastyczne, w których możemy podziwiać ogromny kunszt autora w kreowaniu niesamowitych światów.

W skład drugiego tomu tekstów H. P. Lovecrafta wydanych nakładem wydawnictwa Vesper wchodzą dwadzieścia trzy opowiadania oraz esej autora zatytułowany "Nadprzyrodzona groza w literaturze". Większość opowiadań to bardzo krótkie formy, wyjątkiem jest "Ku nieznanemu Kadath śniąca się wędrówka". Jednakże niezależnie od długości, w każdej opowieści natrafimy na prawdziwą maestrię w tworzeniu atmosfery i oddaniu nierzeczywistego, budzącego niepokój klimatu. 

   Zebrane teksty możemy podzielić na dwie grupy. W pierwszej znajdą się opowiadania, w których kluczowa jest groza. Czasem bliżej nieokreślona, snująca się gdzieś na drugim planie, czasem wyraziście dominująca i zdefiniowana. Niekiedy strach silnie połączony jest z obrzydzeniem, jak między innymi w tekście "Coś na progu", gdzie przełamane zostaje sacrum śmierci. Niekiedy lęk sięga czegoś zupełnie pierwotnego i niewysłowionego, tak przerażającego, że trudno to sobie wyobrazić, jak ma to miejsce choćby w tekście "Pod piramidami". Większość tych opowieści grozy umiejscowiona jest w czasach współczesnych autorowi i w znanych mu rzeczywistych miejscach. To tylko podkreśla ich siłę przekazu, gdyż w trakcie lektury odnosimy wrażenie, że to niewysłowione zło czai się tuż za rogiem, staje się namacalne, aż w końcu wydaje się być realne.

   Zupełnie innej natury są opowiadania fantastyczne, jak na przykład "Polaris", czy "Biały statek". Akcja wszystkich tego typu tekstów umiejscowiona jest w tajemniczej i niesamowitej Krainie Snów, pełnej miejsc pięknych i strasznych. Wspaniałe miasta, nieludzkie stworzenia oraz panteon budzących grozę bóstw przewijają się przez większość opowiadań. Bohaterowie podróżującą przez Krainę Snów poszukując tajemnych, cudownych miast albo prawdy o bogach, jednak ich poszukiwania nawet gdy zakończone zostają sukcesem nigdy nie przynoszą im tego, co oczekiwali. Bohaterowie miotają się na obrzeżach jawy i snu, normalności i obłędu. Wizja Krainy Snów zachwyca czytelnika swą głębią i spójnością oraz ogromną wyobraźnią autora, który z wyjątkowym kunsztem kreuje kolejne miejsca nadając im niesamowite rysy.

   Tym co najsilniej oddziałuje na czytelnika jest klimat w jakim utrzymane są opowiadania. Zawsze mroczne, osadzone albo na skraju realizmu, albo zupełnie od niego oderwane. Na próżno szukać tu jasnych barw, nawet opowiadania niezdominowane przez grozę, są skażone obcością na tyle odległą od wszystkiego co znamy, że budzi ona niepokój. Nie znajdziemy tu beztroski ani czystego piękna, gdyż Kraina Snów choć zachwycająca i cudowna, pozostaje tajemnicza i niesamowita, nie pozwalając czytelnikowi na swobodne zanurzenie się w wykreowanej rzeczywistości, za to cały czas trzymająca go w napięciu, w oczekiwaniu na coś przerażającego czy groteskowo nieludzkiego.

   Zdecydowanie najsłabszym ogniwem opowiadań Lovecrafta zawartych w tym zbiorze jest kreacja postaci. O ile areny ich zmagań zawsze są przedstawione bardzo wyraziście i sugestywnie, o tyle bohaterowie są jedynie zarysowani. Pierwszoosobowa narracja idealnie przekazuje co widzą i w czym uczestniczą nie dając jednak wglądu w ich myśli i charaktery. Czasem są to postacie zagubione, kiedy indziej dokładnie wiedzą czego chcą. Poznajemy ich motywy i emocje jakie nimi kierują, niekiedy zaglądając w najmroczniejsze zakamarki dusz, ale trudno stwierdzić by byli pełni i kompletni. Zdają się być nieznaczącymi aktorami służącymi do przedstawienia mrocznej, budzącej grozę opowieści, całkowicie stłamszeni przez zadanie jakie wyznaczył im autor.

   Fabuła poszczególnych opowiadań nie jest zbyt oryginalna, co jednak nie stanowi żadnej przeszkody by w pełni cieszyć się lekturą. Mamy tu do czynienia z motywami wędrówki, śmierci i szaleństwa. Akcja pozbawiona nagłych zwrotów powoli dąży do finału, który rzadko kiedy wyjaśnia tajemnice jakie pojawiły się w tekście. Zakończenia dają ogromne pole do popisu dla wyobraźni a to, że nie odkrywamy wszystkich szczegółów poznawanych historii tylko potęguję mroczną i niesamowitą atmosferę opowiadań.

   Książka zachwyca warstwą językową. Bardzo bogate słownictwo, liczne środki stylistyczne oraz długie wielokrotnie złożone zdania może nie ułatwiają czytania, ale za to idealnie budują klimat, który mógłby się rozmyć, przy stylu płynniejszym w lekturze. Lovecraft nieśpiesznie prowadzi czytelników przez kolejne budzące niepokój obrazy i sceny z mistrzostwem oddając grozę i kreując niesamowitość. Nie natrafimy tu na zbyt wiele dialogów, co wprost wynika z kompozycji tekstów, przywodzących na myśl opowieści snute przy kominku, takie wrażenie podkreśla również pierwszoosobowa narracja w jakiej utrzymana jest większość opowiadań.

   Zupełnie innym tekstem jest esej "Nadprzyrodzona groza w literaturze", w którym Howard Phillips Lovecraft podjął się analizy ewolucji opowieści grozy. Począwszy od czasów starożytnych, gdzie nadprzyrodzone wątki pojawiały się dość często w każdej znanej mitologii, mając wyjątkowo silną reprezentację w legendach nordyckich, poprzez średniowieczne utwory aż do pojawienia się pierwszych powieści gotyckich i dalej aż do opowieści niesamowitych znanych autorowi. Wzbogacony o bibliografię tekst jest ogromną kopalnią źródeł dla każdego, kto ma chęć zgłębić różne odmiany grozy w literaturze. Autor największy nacisk kładzie na budowanie atmosfery i umiejętność budzenia w czytelniku odpowiednich emocji. Z eseju wyłania się również przegląd autorów szczególnie bliskich Lovecraftowi i tekstów, którymi inspirował się przy pisaniu własnych niesamowitych opowieści. Nadprzyrodzona groza w literaturze napisana jest zupełnie innym, znacznie przystępniejszym językiem, co jest oczywiste, gdyż tu nie chodzi o budowanie napięcia a jedynie przekazanie przemyśleń i wiedzy autora.

   "Przyszła na Sarnath zagłada" to pięknie wydana, okraszona sugestywnymi ilustracjami książka, która wprowadza czytelnika w niezwykły, mroczny nastrój. Doskonale wybrane opowiadania wciągają czytelnika dzięki wspaniale wykreowanym sceneriom oraz nieziemskiemu klimatowi grozy i niesamowitości. Zbiór porywa czytelnika w nierealne światy oraz prezentuje trudne do zrozumienia zdarzenia, które wydają się być wcale nie tak bardzo oddalone od rzeczywistości, jak można by sobie życzyć.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Insimilion.

czwartek, 23 lutego 2017

Stosik na zakończenie zimy

   Śniegi topnieją, słoneczko grzeje coraz przyjemniej, aż chce się wychodzić z domu. A jak już człowiek wróci zmęczony ze spaceru, nie ma to jak zasiąść z kawą, dziś obowiązkowym, domowym pączkiem i książką. A tych ostatnich zjawiło się u mnie, od początku roku licząc niemało. Część jest owocem wznowionej współpracy ze Sztukaterem, część skutkiem wymian przeprowadzonych przez LubimyCzytać, a reszta to zakupy. Okazjonalne i WOŚPowe, gdyż postanowiłam nieco uzupełnić biblioteczkę, jak tylko znalazłam na aukcjach coś, czego mi brakowało. Ponadto, ponieważ sama pozbyłam się sporej ilości książek, właśnie za pośrednictwem WOŚP (udało się zebrać ze wszystkich aukcji ponad 1700 zł!!!), więc i miejsce na nowe tytuły się zrobiło. Stąd też krótka sesja na Allegro i dalsze uzupełnianie biblioteczki.

   Ale niech zdjęcia przemówią same za siebie.


   Od dołu licząc:
   Komu mruczy kot Katarzyna Georgiou - Na dobry początek od Sztukatera niewielki tomik poezji i nie tylko. Książka już przeczytana i zrecenzowana.
   Marek Trela. Moje konie, moje życie Ewa Bagłaj - To również od Sztukatera, biografia wieloletniego dyrektora stadniny arabów w Janowie Podlaskim. Z chęcią poznam losy człowieka, który przyczynił się do tego, że Polska stała się jednym z ważniejszych punktów na mapach hodowców koni.
   Poradnik górski. Polskie Sudety Jakub Jagiełło - Ponieważ morze mam niedaleko, ciągnie mnie w góry, postanowiłam zerknąć jakie trasy po Sudetach proponuje ten przewodnik. Książka już przeczytana, nieco mnie rozczarowała. Recenzja wkrótce u mnie i na Sztukaterze.
   Trilby. Iluzja miłości George du Maurier - Wzięta od Sztukatera zupełnie w ciemno, za wyznacznik posłużyła moja słabość do dziewiętnastowiecznych powieści. 
   Jest ser Piotr Adamczewski - Ponieważ należę do tych osób, które uważają, że jak w lodówce jest ser, to znaczy, że jest co jeść, postanowiłam poczytać co nieco o tychże produktach. Książka zawiera w sobie szereg przepisów, które wydają się być ciekawe, trzeba będzie przetestować. Przeczytana już, recenzja wkrótce.
   Armandale Wilkie Collins - Mam za sobą kilka książek tego autora i nieposkromiony apetyt na więcej. To, jedyny chyba w dzisiejszej notce, prezent.
   Ivanhoe Walter Scott - A tu znów moja miłość do klasyków dała o sobie znać. Wydanie może nie najpiękniejsze, ale jakoś Scotta nikt wznawiać nie chce niestety. Zakupiona na WOŚPowej aukcji.
   Baśnie i legendy Henryk Sienkiewicz - Uwielbiam tego "pierwszorzędnego pisarza drugiego rzędu", nie wiedziałam natomiast, że spisał on legendy i baśnie, Jestem szalenie ciekawa, jak wyszły. Też WOŚPowy nabytek.
   Noc zapada nad Babilonem Klauss Hermann - Kolejny WOŚPowy zakup, tym razem zupełnie w ciemno. Kierowałam się intuicją, mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie.
   Opowiadania z Doliny Muminków Tove Jansson - Też WOŚPowo, pierwsze Muminki u mnie, w planach mam zakup całości, ale od czegoś trzeba było zacząć.
   Alicja w Krainie Czarów Lewis Carroll - Ostatni w tym stosie WOŚPowy nabytek, klasyk, którego nie znać nie wypada.


   Historia trucizny Adela Munoz Paez - Spontaniczny zakup w moim ulubionym książkowym dyskoncie, przeczytana i nieco mnie rozczarowała. Recenzja wkrótce.
   Odkurzacz czarownicy Terry Pratchett - Tu również całkowicie spontaniczny zakup, uzupełniający moją kolekcję książek tego autora.
   Korsarze Lewantu Arturo Perez Reverte - W ramach uzupełniania biblioteczki, brakujący tom Przygód kapitana Alatriste. Teraz spokojnie będę mogła zacząć lekturę.
   Dwie królowe Józef Ignacy Kraszewski - WOŚPowy nabytek, który zaplątał się w tym stosie, to w ramach uzupełnienia posiadanych książek tego autora.
   Japoński kochanek Isabell Allende - Pierwsza w tym zestawieniu książka z wymiany i kolejna u mnie pozycja tej autorki.
   Rozmowa w katedrze, Pantaleon i wizytantki, Zielony dom Mario Vargas Llosa - W ramach uzupełniania półki iberoamerykańskiej, przygarnięte na wymianie. Środkową już kiedyś czytałam, po lekturze Dyskretnego bohatera nabrałam ochoty na więcej powieści tego autora i tak skusiłam się na te trzy.
   Święta księga cholernego Proutto Roland Topor - To już chyba ostania książka tego autora, której jeszcze nie miałam. Czytałam ją dość dawno temu w formie e-booka, ale zawsze miło gościć papierową wersję na półce.
   Nowicjusz diabła Ellis Peters - Ostatni z allegrowych zakupów i uzupełnienie serii o jeden z czterech brakujących mi tomów. Kupiony we w miarę rozsądnej cenie, gdyż z nieznanych mi względów tomy, których nie mam kosztują majątek.

   Jak widać jest co czytać, a i różnorodność spora. Na pierwszy ogień na pewno pójdą książki sztukaterowe, a reszta... "reszta jest milczeniem", że tak zacytuję, gdyż naprawdę ciężko mi teraz stwierdzić, co będzie kolejną moją lekturą. Następny stos pojawi się pewnie z końcem marca, zwłaszcza, że cztery książki już czekają na swoją kolej.


poniedziałek, 20 lutego 2017

Parch

Autor: Piotr Patykiewicz
Cykl: Dopóki nie zgasną gwiazdy
Wydawnictwo: Sine Qua Non. Imaginatio
Rok wydania: 2016

   Opowiadanie Piotra Patykiewicza zatytułowane "Parch" po raz pierwszy zostało opublikowane w "Nowej Fantastyce" (06/2015). Rok później za zgodą czasopisma i autora ukazało się ono w formie darmowego ebooka, przygotowanego przez wydawnictwo Sine Qua Non. Imaginatio.

   "Parch" to niezależna historia dopełniająca uniwersum przedstawione w powieści "Dopóki nie zgasną gwiazdy". Postapokaliptyczny świat skuty lodem i śniegiem, w którym ludzkość przetrwała w izolowanych górskich enklawach, stanowi tło opowieści. Jej przedmiotem zaś jest parch, tajemnicza choroba wykańczająca tych, którym udało się przetrwać zagładę. Zarażeni zmuszeni są unikać światła, gdyż pod jego wpływem ich ciała ulegają rozkładowi. Brak lekarstwa, zaraźliwość i strach sprawiają, że każdy, u którego pojawią się objawy parcha, jest skazany na wygnanie do Cienistej Kotliny, gdzie zakażeni powoli dogorywają. Choroba toczy jednak nie tylko ciało, u części zarażonych pojawia się pęd do najmniejszych drobin światła, które znacznie przyspiesza zgniliznę ogarniającą ich fizyczne powłoki.

   Bohaterami opowieści jest troje zarażonych: Anatol, Kata oraz Frano. Każde z nich zupełnie inaczej podchodzi do toczącej ich ciała choroby. Pierwszy z nich przed zarażeniem był wiejskim piekarzem; gdy tylko pojawiły się u niego pierwsze objawy parcha, zgodnie z wolą wszystkich pozbył się wszelkich dóbr materialnych, wziął w garść kołatkę i pokornie udał się na poszukiwanie Cienistej Kotliny. Jego bierność i rezygnacja z życia są przytłaczające, jednak zostają zachwiane, gdy mężczyzna spotyka Katę. Młoda dziewczyna jest jedną z tych, które usłyszały śpiew anioła, parch bowiem spowodował silne zmiany w jej umyśle, a nie tylko ciele. Podążając za sobie tylko wiadomym głosem, nie zważa na ból i rozkład toczący jej ciało, chłonie każdy, najmniejszy nawet błysk światła i szuka anioła, który dla niej śpiewa. Jeszcze inną postawę prezentuje Frano. Cwaniaczek i oszust, nie ma najmniejszego zamiaru godzić się z wygnaniem, na jakie został skazany. Wędrując od osady do osady, postanawia jak najlepiej wykorzystać resztę życia, która mu została. Spotkanie z Katą odmienia również jego, choć nadal pozostaje egoistą myślącym jedynie o własnych przyjemnościach.

   To właśnie różne podejście do śmierci i tego, co może być po niej, jest jednym z dominujących wątków w tym opowiadaniu. Czy biernie poddać się toczącej ciało chorobie czy może spróbować realizować marzenie albo udawać, że nic się nie zmieniło? Trudno nie zadać sobie takich pytań w trakcie lektury i choć postępowanie bohaterów nie musi się podobać, to jednak nie sposób ich potępić. Jak my byśmy się zachowali w obliczu nieuniknionej, bolesnej śmierci? Jak przyjęlibyśmy perspektywę wygnania i powolnego konania w samotności? Mnogość niełatwych pytań, jakie przychodzą do głowy w trakcie lektury sprawia, że o tekście myśli się nawet po ostatniej kropce. I choć bohaterowie nie budzą specjalnie ciepłych uczuć, a fabuła nie porywa, zmuszając do jak najszybszego poznania finału przedstawionej historii, trudno pozostać obojętnym po lekturze Parcha.

   Pomimo wielu refleksji, jakie pojawiają się w trakcie lektury, opowiadanie czyta się sprawnie, co jest zasługą stosunkowo prostego języka jakim posługuje się autor. Styl jest dość swobodny i naturalny, a zdania nie należą do zbyt skomplikowanych. Pozwala to w pełni skupić się nad przekazem ukrytym między wierszami.

   Parch to pod wieloma względami ciekawe opowiadanie i powinno zainteresować również tych czytelników, którzy jeszcze nie mieli okazji poznać uniwersum z "Dopóki nie zgasną gwiazdy". Z jednej strony, podobnie jak w powieści pojawiają się pytania w trakcie lektury, zmuszając czytelników do refleksji, z drugiej zaś opowiadanie wspaniale uzupełnia przedstawiony świat. Tempo akcji nie jest oszałamiające, zabrakło również nagłych jej zwrotów, ale niekoniecznie jest to wadą. Powoli rozwijająca się fabuła mimo wszystko przyciąga uwagę, pozostając narzędziem do poruszenia kwestii podejścia do własnej śmierci.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Insimilion.

czwartek, 16 lutego 2017

Komu mruczy kot

Autor: Katarzyna Georgiou
Rok wydania: 2016
Wydawnictwo: Eurosystem

   To moje drugie, po „Światach dwóch” spotkanie z twórczością Katarzyny Georgiou. W poprzednim tomie wrocławska poetka urzekła mnie swym mądrym i pełnym bliskiej mi wrażliwości spojrzeniem na świat. Jej wiersze obfitujące w, nieco może tylko infantylny, liryzm całkowicie mnie przekonały i uwiodły poruszaną tematyką, w której autorka umiejętnie miesza własne uczucia i emocje z okolicznościami przyrody. Podobnych wrażeń spodziewałam się po „Komu mruczy kot”, a tytułowy zwierzak również podziałał jak magnes, kusząc do sięgnięcia po ten niewielki tomik.

   Książka mocno przywodzi na myśl internetowego bloga. Znajdziemy ty liczne wiersze oraz niezbyt długie fragmenty prozy, do złudzenia przypominająca blogowe notki. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że podmiot liryczny w wierszach i narratorka w pozostałych fragmentach, to postać wielce autobiograficzna i utożsamienie jej z poetką narzuca się samo. Zarówno wiersze, jak i prozę zawarte w tym tomie cechuje ogromna dawka liryzmu, z jakim spotkałam się już wcześniej w twórczości tej autorki. Znajdziemy tu liczne odwołania do przyrody, jak choćby zachwyt bałtycką plażą, tak różną od innych plaż na świecie i przez to wyjątkową. Równie ważne są emocje i uczucia, nie tyle te gwałtowne, burzące zmysły i wprowadzające zamęt, co raczej, te spokojne, dojrzewające przez dłuższy czas, będące w znacznej mierze skutkiem przemyśleń i analizy sytuacji w jakich znalazła się pisarka.

   Wszystkie teksty podzielona na trzy okresy: „świtanie”, „południenie” i „zmierzchanie” wprost odpowiadające okresom w życiu człowieka. Począwszy od naiwnego, dziecięcego wręcz spojrzenia na świat, przechodzimy kolejne etapy dojrzewania. Nie poznajemy zdarzeń rodzących doświadczenie, spotykamy się natomiast z ich skutkiem, ze zmianą sposobu myślenia i patrzenia na świat, z emocjonalnym dojrzewaniem. Zmianom wewnętrznym przypisane są zmiany pór roku i dnia, jak późnoletnie babie lato snujące się po omglonych łąkach, ulotne i nieuchwytne, niczym rozmywające się z wiekiem marzenia.

   Lektura przynosi spokój i refleksję. Nie sposób nie dostrzec zawartego w niej przekazu – by nie rezygnować z marzeń, bo póki marzymy, póty żyjemy pełnią życia. Nie dajemy się zagrzebać szarej codzienności. Kolejną przemyconą między stronami myślą, jest odnalezienie swego domu – miejsca, w którym zawsze czuć będziemy się sobą. Gdzie czas płynie nieco wolniej, pozwalając zachwycić się najdrobniejszymi detalami wokół nas. Gdzie mruczący kot przynosi spokój i pozwala oderwać się od mało istotnych przyziemnych zmartwień.

   Pisarka posługuje się bogatym językiem, pełnym synonimów i określeń nie używanych zbyt często w mowie potocznej. Znajdziemy tu również nieliczne neologizmy, jak choćby wspomniane wyżej „południenie”, będące w przeciwieństwie do południa procesem a nie tylko określoną porą dnia. W wierszach tylko okazjonalnie znajdziemy rymy, większość z nich to wiersze białe, niepozbawione jednak wyraźnego rytmu.

   Jak w przypadku każdej poezji, bądź utworów wysoce lirycznych równie ważnym co sam utwór jest osoba jego odbiorcy i jego wrażliwość. Utwory Katarzyny Georgiou niektórym mogą wydać się miałkie i zbyt sentymentalne, jednak gdy zasiądzie do nich czytelnik o podobnym spojrzeniu na świat, bez trudu odnajdzie w nich siebie i oprócz prawdziwej przyjemności z lektury znajdzie wiele powodów do zastanowienia się chwilę nad sobą oraz swoimi celami w życiu. Jest to jedna z tych książek, które wprowadzają odbiorcę w wyjątkowy, refleksyjny nastrój. I każdy czytelnik, który znajdzie w niej i w sobie choć odrobinę tej samej wrażliwości, nie pozostanie obojętny po jej lekturze.

Książka zrecenzowana dla portalu Sztukater.

poniedziałek, 13 lutego 2017

Mechaniczny

Autor: Ian Tregillis
Tytuł oryginału: The Mechanical
Cykl: Wojny alchemiczne. Tom I
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawnictwo: Sine Qua Non. Imaginatio
Rok wydania: 2016

   Powieść Iana Tregillisa zatytułowana "Mechaniczny" jest pierwszym tomem cyklu "Wojny alchemiczne" i spełnia wszystkie wymogi, jakie można postawić przed książką otwierającą serię. Przedstawia czytelnikowi dobrze dopracowane uniwersum, prezentuje grupę ciekawych postaci, a zakończenie intryguje na tyle, że pobudza do niecierpliwego oczekiwania na następny tom.

   Zdecydowanie najmocniejszym punktem książki jest ciekawe i oryginalne uniwersum stworzone przez autora. Akcja powieści rozgrywa się na początku XIX wieku w alternatywnej rzeczywistości, w której ludzie nauczyli się produkować mechaniczne golemy napędzane alchemiczną magią. Ośrodkiem tworzenia takich doskonałych, zawsze gotowych do pracy sług jest Gildia znajdująca się w imperium Holenderskim, które jest dominującą siłą na świecie. W opozycji do potężnych Niderlandów pozostaje królestwo francuskie. Wśród nich znajdują się genialni chemicy i tylko dzięki temu są w stanie stawiać opór mechanicznej armii. Wieloletnie wojny między jednymi a drugimi wynikają między innymi z przyczyn religijnych i skonfrontowania katolicyzmu z protestantyzmem. Jednak ideologia jest jedynie przykrywką, gdyż prawdziwym podłożem konfliktu jest próba przełamania holenderskiego monopolu w produkcji mechanicznych sług, czyli klakierów.

   Przy tak przedstawionym świecie nie dziwi, że wśród trójki głównych postaci znajduje się jeden golem. Jax, gdyż to właśnie o nim mowa, jest typową maszyną służącą. Spętany licznymi geasa (klątwami nakładającymi mechanicznym priorytety i przymus w wykonywaniu obowiązków), podobnie jak jego pobratymcy snuje nierealne wizje o wolności i zerwaniu więzów. Drugą postacią jest francuska szpiegmistrzyni Berenice. Całe swoje życie poświęciła poznawaniu strzępków wiedzy na temat struktury klakierów. By zdobyć niezbędne informacje, nie cofnie się przed niczym, a liczne umiejętności pomagają jej w osiągnięciu celu. Ostatnim z pierwszoplanowych bohaterów jest ojciec Visser, jeden z agentów Berenice, umieszczony wysoko w hierarchii haskiego kościoła. Pełny wątpliwości, ale i wiary, duchowny znajduje w sobie ogromne pokłady odwagi, dzięki czemu decyduje się porzucić względne bezpieczeństwo własnego kamuflażu, by dokonać tego, co uważa za słuszne.

   Głównym motywem powieści jest wolność jednostki. Niezwykle skomplikowane struktury mechanicznych ożywione alchemią kryją w sobie pozory duszy, co wprost prowadzi do tęsknoty za całkowitą wolnością i pragnienia, by zerwać wiążące ich geasa. Niejednokrotnie w trakcie lektury padają pytania o to, czym naprawdę jest dusza i czy każda myśląca istota jest nią obdarzona. A jeśli jest obdarzona, to czy powinna być wolna? Czy można niewolić golemy, skoro przejawiają pozory życia i czują pęd do niezależności?

   W książce nie brakuje również tajemnic państwowych, a co za tym idzie - wątków szpiegowskich, gdy Holendrzy i Francuzi próbują nawzajem poznać swe sekrety. Francuzi gotowi są poświęcić bardzo wiele, by odkryć, jak tworzyć mechanicznych. Holendrzy zaś dążą do przejęcia tajemnych chemicznych formuł, dzięki którym francuscy naukowcy tworzą coraz to nowe rodzaje żywic epoksydowych – jedynej skutecznej broni przeciwko mechanicznym żołnierzom.

   Największą trudnością w odbiorze książki - i jednocześnie jej najsłabszym punktem - jest język, jakim została napisana. Wprawdzie słownictwo nie jest skomplikowane ani przesadnie bogate, jednak lektura wymaga wiele skupienia. Przyczyną są między innymi liczne wielokrotnie złożone zdania, których składnia zmusza do zastanowienia się, co autor chciał przekazać. W dysonans wprowadzają też użyte w niej wulgaryzmy, zwłaszcza wyjątkowo soczysty język, jakim posługuje się wicehrabina Berenice. Z jednej strony taki dobór słownictwa jest elementem kreacji postaci, jednak ich użycie wydaje się nienaturalne.

   Pomimo niesprzyjającego lekturze języka, książka wciąga bardzo mocno. Świat został zaprezentowany dość dokładnie, ale bez niepotrzebnego rozdrabniania się, którego skutkiem mogłaby być nuda. Fabuła, łącząca w sobie liczne tajemnice oraz szybką akcję, przyciąga uwagę i sprawia, że trudno oderwać się od lektury. Zakończenie powieści, które zamyka poruszone wątki w taki sposób, by stworzyć szereg nowych niewiadomych, z jednej strony nieco frustruje, z drugiej zaś daje nadzieję na kontynuację "Wojen alchemicznych".

Recenzja powstała dla portalu Insimilion.

wtorek, 7 lutego 2017

Ilustrowana teoria wszystkiego. Powstanie i losy wszechświata

Autor: Stephen William Hawking
Tytuł oryginału: The Theory of Everything. The Origin and Fate of the Universe
Tłumaczenie: Piotr Amsterdamski
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2016

   Pierwsze powieści science fiction pojawiły się wraz z gwałtownym rozwojem nauki, w tym fizyki i kosmologii. Czarne dziury, białe karły, gwiazdy neutronowe czy horyzonty zdarzeń niejednokrotnie pojawiają się na kartach książek. Nie umniejszając roli wyobraźni autorów, trudno wyobrazić sobie, by takie opowieści mogły powstać bez rosnącej wiedzy. Jednym z naukowców, który od wielu lat skupia się na połączeniu teorii grawitacyjnej z fizyką kwantową, jest Stephen Hawking. ''Ilustrowana teoria wszystkiego" zawiera w sobie siedem wykładów przybliżających te rozważania zwyczajnemu człowiekowi.

   W pięknie wydanej i okraszonej licznymi ilustracjami książce znajdziemy siedem rozdziałów o rosnącym stopniu trudności poruszanych zagadnień. W pierwszym z nich mamy okazję zapoznać się z tym, jak rozwijała się wiedza i poglądy na temat budowy wszechświata od czasów, gdy człowiek zaczął spoglądać poza własną planetę. Począwszy od teorii geocentrycznych, poprzez poglądy Kopernika i Galileusza aż do Einsteina i jego słynnego równania E=mc2. Jest to zdecydowanie najłatwiejszy w odbiorze rozdział i nie wymaga od czytelnika znajomości fizyki. 

   W dalszej części publikacji zaznajomimy się kolejno z ideą rozszerzającego się wszechświata, gdzie zaprezentowany został dowód, że kosmos po prostu nie może być statyczny. Następnym krokiem są czarne dziury, które, jak dowiemy się z czwartego wykładu, wcale nie są zupełnie czarne. Piąty rozdział to pierwsza wzmianka o mechanice kwantowej i zastosowaniu jej w badaniach kosmosu. Dalej, w oparciu o drugą zasadę termodynamiki, postawione jest bardzo interesujące pytanie: czy kierunek upływu czasu jaki znamy jest jedynym słusznym i właściwym? Wreszcie w podsumowującym wykładzie Stephen Hawking tłumaczy z jakimi trudnościami wiąże się opracowanie teorii wszystkiego, która łączyłaby mechanikę kwantową, termodynamikę i grawitację. 

   Druga, znacznie większa cześć książki, wymaga od czytelnika sporo zaangażowania i chociaż elementarnej wiedzy z fizyki. Wprawdzie Stephen Hawking bardzo dokładnie tłumaczy wszystkie użyte pojęcia i przedstawia w niezbędnym zakresie wszelkie zaprezentowane teorie oraz prawa, jednak jeżeli nie jest to pierwsze spotkanie czytelnika z poruszanymi kwestiami, znacznie łatwiej jest zrozumieć tok myślenia autora. Mimo wszystko każda osoba zainteresowana budową oraz historią wszechświata, niezależnie od własnej wiedzy, ma szansę prześledzić tok rozumowania niepełnosprawnego, genialnego naukowca, gdyż jest on świetnym wykładowcą i potrafi tak przedstawić swoje wywody, że trafią nawet do laika. Jedyne, czego autor wymaga od swoich czytelników, to otwarty i chłonny umysł.

   Z pewnością nie jest to pozycja, którą czyta się błyskawicznie, gdyż niejednokrotnie wymaga zastanowienia się oraz zawrócenia do wcześniej poruszonych zagadnień. Z drugiej strony jest napisana bardzo przystępnym językiem, dzięki czemu nawet mechanika kwantowa nie wydaje się zbyt skomplikowana. Przerwanie wywodów rzuconą od czasu do czasu dygresją czy zabawnym porównaniem (jak na przykład: „poszukiwanie czarnej dziury przypomina nieco szukanie czarnego kota w piwnicy z węglem”) sprawia, że można na chwilę odpocząć od niełatwych zagadnień naukowych. Styl autora jest bardzo zrozumiały, co jest niezwykle ważne przy tego typu publikacji.

   ,,Ilustrowana teoria wszystkiego" to wspaniała pozycja, która powinna być obowiązkowa dla każdego, kto choć odrobinę interesuje się tym, jak zbudowany jest kosmos. Nie sposób nie docenić geniuszu Stephena Hawkinga, gdyż nie dość, że sam jest autorem wielu teorii, z których część udało się potwierdzić doświadczalnie już po jego matematycznych dowodach, to jeszcze potrafi przekazać tę niezwykle skomplikowaną wiedzę w taki sposób, by każdy miał szansę ją zrozumieć. To sprawia, że recenzowana książka jest niezwykle uniwersalna, przeznaczona dla wszystkich zastanawiających się, jaki naprawdę jest wszechświat, a nie tylko dla skromnej grupy naukowców od lat zgłębiających poruszane zagadnienia.

Recenzja powstała dla portalu Insimilion.

poniedziałek, 6 lutego 2017

Pomnik Cesarzowej Achai. Tom V

Autor: Andrzej Ziemiański
Cykl: Pomnik Cesarzowej Achai. Tom V
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2016
ISBN: 978-83-7964-163-5

   Sięganiu po ostatni tom cyklu zawsze towarzyszą podobne emocje. Z jednej strony niecierpliwość, jak zakończą się losy bohaterów, z którymi zdążyliśmy nawiązać bliższą więź w poprzednich częściach, z drugiej zaś nieco smutku, że to już koniec i nie będzie nic więcej. Podobnie było też z Pomnikiem Cesarzowej Achai i jego finałową, piątą odsłoną.

   Wydarzenia przedstawione w poprzednich tomach powoli dążą do wielkiej kumulacji, co wymusiło znaczne rozstrzelenie akcji jeśli chodzi o miejsca. Z jednej strony mamy prowincję Kong, a następnie samo Negger Bank i wątek partyzanckiego powstania pod wodzą Shen. Z drugiej misję wywiadowczą Kai i Nuk w królestwie Neyer. Z kolejnej wyłania się Tomaszewski, który pomaga w ewakuacji Tor Avahen, by ponownie wrócić do Negger Bank i knowań Randa, zdobywającego coraz większy wpływ na Cesarzową.

   W piątej części Pomnika Cesarzowej Achai natrafimy raptem na dwie nowe bohaterki, są to weteranki z walk na pograniczu cesarstwa: Naan i jej siostra Foe. Pierwsza z nich miewa wizje, które niejednokrotnie pomagały jej wyjść z najgorszych opresji, a czasem zwyczajnie ustawić się w jak najlepszej pozycji. To właśnie ona staje się kluczową postacią w wielkim wyścigu do Bieguna, w jakim biorą udział wojska Rzeczpospolitej wspieranej przez Cesarstwo oraz Królestwo Neyer wspomagane przez potomków Zakonu o anglosaskich korzeniach.

   W ostatnim tomie po raz kolejny spotkamy wszystkich bohaterów znanych z czterech poprzednich tomów. Oczywiście najwięcej uwagi poświęcono Tomaszewskiemu, Kai, Inie, Randowi oraz Shen. Postacie dojrzewają, niektóre uświadamiają sobie do czego tak naprawdę dążą i odkrywają cel w życiu, inne stają przed odpowiedzialnością, jaką zrzuciły na nie dziejowa konieczność i splot okoliczności oraz skutki dotychczasowych działań. We wszystkich przypadkach kreacja postaci pozostaje spójna, a ich postępowanie w tym tomie nie odbiega w niczym od tego, którego moglibyśmy się po nich spodziewać. Każdej z postaci do ideału jest bardzo daleko, dzięki czemu sprawiają realistyczne wrażenie.

   Powieść jest napisana typowym dla Andrzeja Ziemiańskiego językiem. Stosunkowo proste słownictwo, niepozbawione wulgaryzmów, przeplatane z ideami oraz filozoficznymi rozważaniami - to wszystko znajdziemy w Pomniku Cesarzowej Achai. Nie zabrakło też życiowych mądrości i pewnych banalnych wręcz prawd podanych czytelnikowi na tacy. To wszystko sprawia, że jest to niewymagająca lektura, którą czyta się przyjemnie i dość szybko.

   Pomnik Cesarzowej Achai to pięć obszernych tomów i to niestety daje się zauważyć w trakcie lektury. Przedstawione wydarzenia są logiczne i okraszone pełnym wytłumaczeniem, dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Nie zabrakło tu również intryg oraz pytań, na które odpowiedź czeka nas dopiero na ostatnich stronach. Jednak z drugiej strony ogrom i rozmach opisywanej historii może przytłaczać. Skutkuje to tym, że nie sposób przeczytać kolejnych tomów za jednym podejściem, co z czasem zniechęca do lektury. Wprawdzie jak już uda się zwalczyć niechęć i sięgnąć po książkę, to ani człowiek się obejrzy mija kilkaset stron. Problemem jednak jest samo zebranie się do lektury. 

   Na szczęście zakończenie powieści nie rozczarowuje. Epilog prognozuje dalsze losy bohaterów, będąc swoistą odmianą słów: „i żyli długo i szczęśliwie”. I choć pozostawia kilka pytań, a także otwiera przed autorem furtkę, by mógł kontynuować wydarzenia, umiejscowione w uniwersum Achai, to opowieść ewidentnie jest zakończona. Co znacznie różni ten cykl od Achai, w finale której zabrakło wyjaśnienia części poruszonych wątków. Ich bezpośrednia kontynuacja w Pomniku Cesarzowej Achai sprawia, że ciężko rozpatrywać najnowsze dzieło Andrzeja Ziemiańskiego w oderwaniu napisanej wcześniej trylogii.

Recenzja powstała dla portalu Insimilion.