niedziela, 20 grudnia 2015

Kłamca 2,5. Machinomachia

Autor: Jakub Ćwiek
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Rok wydania: 2014
Stron: 188

   „Kłamca 2,5. Machinomachia” to zbiór składający się z dwóch opowiadań i jednej mikropowieści, które uzupełniają cykl o Lokim autorstwa Jakuba Ćwieka. Akcja  krótszych teksów umiejscowiona jest gdzieś pomiędzy dwoma pierwszymi tomami, w czasie gdy Loki dopiero rozpoczynał współpracę z aniołami. Natomiast wydarzenia opisane w „Machinomachii” mają miejsce już po zakończeniu „Kłamcy 2. Boga marnotrawnego”, kiedy to drużyna złożona z Kłamcy, Bachusa i Erosa  dopiero zaczyna się docierać.

   Zbiór rozpoczyna opowiadanie „Handlarz snów” i jest to najmniej interesujący tekst w książce.  Loki wypełnia jedno z licznych zleceń dla anielskich zastępów, a intryga doprowadzająca do ujęcia indiańskiego bóstwa nie jest zbyt wyrafinowana. Kłamca prezentuje nieco swojego uroku, jednak nie mamy co liczyć na wgląd w jego motywy, choć znając postać z wcześniejszych opowiadań możemy być niemal pewni, że za jego działaniami kryje się coś więcej niż chęć zdobycia kilku anielskich piór.

   „Swat” to historia zupełnie innego typu, gdyż w niej mamy okazję poznać Kłamcę w jednej z krótkich chwil, w których nie wykonuje żadnego zlecenia, a skupia się na własnych przyjemnościach. Gdy trafia mu się okazja do zdobycia pary anielskich skrzydeł, nie omieszka z niej skorzystać, tym bardziej, że zadanie wydaje mu się banalnie proste. Tu Loki to już nie tylko cyngiel anielskich zastępów, a postać, dla której najważniejszy jest zysk. I choć w pierwszej chwili można odnieść wrażenie, że cechuje go współczucie oraz chęć uszczęśliwienia zainteresowanych stron, to dość szybko musimy je zweryfikować.

   Najpełniejszy obraz Kłamcy znajdziemy w tytułowej „Machinomachii”, jest tu wszystko za co miłośnicy Lokiego polubili prozę Jakuba Ćwieka: szybkie tempo, spora dawka humoru, nagłe zwroty akcji i wielopoziomowa intryga. Mamy okazję z bliska przyjrzeć się motywom Kłamcy i podziwiać jego zdolność do planowania akcji o bardzo szerokim zasięgu. Jego umiejętność manipulowania wszystkimi wokół robi spore wrażenie, a zdolność do narzucania innym własnej interpretacji rozgrywających się wydarzeń imponuje. 

   Kreacja Lokiego we wszystkich trzech opowiadaniach ewoluuje. Najpierw widzimy w nim zmyślnego wykonawcę rozkazów i dobrze opłacanego agenta, następnie dowiadujemy się, że Kłamca równie często skupia się na realizacji własnych celów, by w końcu poznać pełnię jego charakteru . Loki, by osiągnąć własny cel nie obawia się narazić na gniew mocom, które bez problemu mogłyby go unicestwić. Udowadnia tym, że jego arogancja i wiara we własne siły jest ogromna, nie jest jednak bezpodstawna, gdyż pokonując pojawiające się trudności zawsze osiąga swój cel.

W równie interesujący sposób zostali przedstawieni Eros i Bachus, dwaj greccy bogowie, którym Loki ocalił życie, by wykorzystać ich do własnych celów. Początkowo sprawiają wrażenie niezbyt ogarniętych wykonawców rozkazów, jednak z czasem udowadniają czytelnikowi, że w przeciwieństwie do skrzydlatych zdają sobie sprawę z prywatnych interesów Kłamcy. Pracodawcom Lokiego nie mamy okazji przyjrzeć się zbyt dobrze, zarówno archanioł Michał, jak i Gabriel prezentują dumną postawę i przekonanie o własnej wyższości; nie zagłębiają się w motywy jakimi kieruje się Kłamca, zakładając, iż w relacjach między nimi, jest on jedynie wykonawcą i narzędziem niezbędnym w pewnych okolicznościach.

   Książkę czyta się błyskawicznie, między innymi dzięki bardzo przystępnemu językowi.  Znajdziemy tu znacznie więcej dialogów niż opisów. Te pierwsze są barwne i żywe, idealnie oddają emocje bohaterów, drugie zaś tak znakomicie tworzą tło przedstawianych wydarzeń, że bez problemu możemy poczuć się ich świadkiem. Liczne nawiązania do wszelkich znanych mitologii, religii i wierzeń nie wprawiają czytelników w zakłopotanie, za to stanowią prawdziwie smakowity kąsek dla wszystkich, którzy są w stanie je wyłapać.

   Ten niewielki zbiór jest dobrym uzupełnieniem serii o Kłamcy i spokojnie można go polecić nawet tym, którzy wcześniej nie mieli styczności z Lokim wykreowanym przez Jakuba Ćwieka. Czytelnik bez problemu odnajdzie się w realiach przedstawionego uniwersum, a wartka akcja i ciekawie zapętlona intryga tytułowej „Machinomachii” nie pozwolą na ani chwilę nudy. Znajomość dwóch pierwszych „Kłamców” sprawi, że odbiór tego zbioru będzie pełniejszy, gdyż Jakub Ćwiek konsekwentnie trzyma się przyjętej przez siebie wizji bohaterów.

piątek, 18 grudnia 2015

W drodze. Dorastanie w ośmiu podróżach

Autor: Rochard Hammond
Tytuł oryginału: On the road
Tłumaczenie: Szymon Fokt
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2015
Stron: 278

   Znany głównie z programu „Top Gear” Richard Hammond nie jest może tak rozpoznawalny jako jego  kolega z wyżej wspominanej produkcji, Jeremy Clarkson, jednak i on skupił wokół siebie grupę wiernych fanów, którym nieco wulgarny humor jego redakcyjnego kolegi nie odpowiadał. Książka „W drodze” to swoista podróż w świat dzieciństwa i młodości autora.

   Osiem opowieści i tyleż podróży, odbywanych za pomocą różnych środków transportu. Czy to była wycieczka na rodzinne wczasy, oglądana z perspektywy tylnej kanapy samochodu, czy wymarzony rower, motocykl, a w końcu ukochany samochód. Każda z opisanych podróży miała dla autora szczególny wydźwięk, była etapem kształtującym jego osobowość i kolejnym krokiem ku dorosłości.

   Z opowieści wyłania się obraz niezbyt pewnego siebie chłopca, pełnego młodzieńczych marzeń i silnej potrzeby przeżywania mocnych doznań. Dzięki tym historiom odnajdujemy w Richardzie Hammondzie cechy, których byśmy się nie spodziewali, jak choćby nieco mroczny romantyzm, jaki cechował go w młodości. Jednak zdecydowanie najciekawszym w tej książce jest możliwość przyjrzenia się z bliska procesowi dorastania chłopca z Yorkshire. Razem z nim przeżywamy motoryzacyjne przygody, w których środek transportu jest tylko pretekstem do snucia wspomnień i próby powrócenia do całego wachlarze uczuć, z jakimi autor zmagał się w młodości.

   Z historii ujętych w ośmiu podróżach wyłania się najważniejsza z wypraw, przez którą każdy musi przejść – dorastanie i stopniowe wchodzenie w dojrzałość. Zmierzenie się z własnymi lękami, obawami, pierwsze rozczarowania i powoli zbierane doświadczenia. Hammondowi idealnie udało się oddać wszystkie wrażenia i przeżycia, jakich doświadczał, wyrysowując, może niepełny, ale z pewnością dokładny obraz własnego dorastania.

   Język książki jest dość prosty i przyjemny w odbiorze, zaskoczył mnie wielopoziomowymi plastycznymi i pełnymi rozbudowanych metafor, opisami, czy to poświęconymi okolicznościom przyrody, czy maszynom. Taka ich konstrukcja idealnie odpowiada młodzieńczemu, rozegzaltowanemu sposobowi myślenia oraz skłonności do przesadzania i nadmiernego przeżywania wrażeń. Książka sprawia wrażenie bardzo naturalnej, jakbyśmy czytali pamiętnik pisany na bieżąco, a nie z perspektywy ponad trzydziestu lat.

   Jest to ciekawa pozycja, ujęcie trudnego procesu dorastania w podróżach dało interesujący efekt, pozwalający wraz z autorem przeżywać kolejne kroki na drodze ku dorosłości. Jest to książka, a której każdy znajdzie coś z siebie, gdyż wszyscy zmagaliśmy się kiedyś z szeroką gamą podobnych uczuć. Zdecydowanie polecam nie tylko fanom motoryzacji, ale każdemu, kto ma chęć by z refleksją powrócić do własnej młodości.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

...

Dryfuję po arktycznym oceanie Twojego milczenia.
Wokół tylko ciemnoszare wody,
ołowiane niebo,
ponura głębia.

Płynie do mnie lodowa góra Twojego słowa
Rozpada się na zimne drzazgi,
wchodzące w serce,
mrożące duszę.

Wciąż pamiętam ile było ciepła w Twoim słowie
Dziś niczym lodowy harpun
przeszywa mnie na
wskroś aż do bólu.

Jednak czekam na kolejne słowo od Ciebie, choć
przeczuwam jego chłód
A może tym razem
złamie lód ciszy?

Samotnie tonę w arktycznym oceanie Twojego milczenia.

czwartek, 17 grudnia 2015

Kasia i tajemnice Srebrnego Globu

Autor: Andrzej Ziemowit Zimowski
Rok wydania: 2015
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Stron: 160


   „Kasia i tajemnice Srebrnego Globy” Andrzeja Ziemowita Zimowskiego to już trzecia po „Kasi i Okrutnym Czarowniku” oraz „Kasi w Lochach Ogrodzieńca” opowieść o rezolutnej dziewczynce i jej niesamowitych przygodach. Każda z książek niesie ze sobą walory edukacyjne, w tej odsłonie czytelnikom przybliżony zostaje kosmos.

   Dziesięcioletnia Kasia i jej nieco młodsza kuzynka Weronika postanawiają skorzystać z zaproszenia jakie dostały od Pana Twardowskiego i udać się w podróż na księżyc. Cała przygoda z założenia zająć im miała niecałą noc, jednak szereg niespodziewanych wydarzeń sprawił, że dziewczęta spędziły poza domem na tyle dużo czasu, że zostało to zauważone przez ich rodziców. To z kolei doprowadziło do jeszcze większego zamieszania.

   Obie dziewczynki zostały przedstawione jako śmiałe, rozsądne i rezolutne panny, które nie boją się nieznanego i z chęcią wkraczają tam, gdzie spotkać mogą nowe przygody. W przypadku zagrożenia znajdują w sobie odwagę, by się z nim zmierzyć. Jak na tak młode osoby przystało nie myślą za wiele o konsekwencjach własnych działań i choć grzecznie powiadomiły rodziców o swej planowanej nieobecności, jednak nie przemyślały, jakie wrażenie może wywrzeć fakt, że w środku nocy udały się na tak tajemniczą i ekscentryczną eskapadę.

   Jako zupełne przeciwieństwo dla młodych bohaterek o otwartych umysłach autor przedstawił wszystkich dorosłych, z wyjątkiem Pana Twardowskiego. Ten legendarny alchemik został przedstawiony jako genialny naukowiec i wynalazca, niewiele odbiegając od pierwowzoru pochodzącego z podania o Mistrzu Twardowskim. Z jego opowieści o tym, skąd się wziął na księżycu zniknął zupełnie cały nadprzyrodzony motyw związany z diabłem. Pozostali dorośli, jakich możemy spotkać w tej książce, to osoby bardzo prozaiczne, niepotrafiące wyłamać się poza ograne schematy myślenia. Do tego stopnia ufają własnym przekonaniom, że wręcz negują świadectwo swoich oczu. Dotyczy to zarówno rodziców dziewczynek, jak i wmieszanych w całą sprawę policjantów.

   Zdecydowanie najciekawsze w tej opowieści jest przedstawienie Księżyca i jego ciemnej strony. Autor, nawiązując do klasyków science-fiction stworzył cały, niezmiernie interesujący świat mieszczący się na nieoświetlonej słońcem części Srebrnego Globu. Wszelkie motywy związane z kosmosem zostały dość dobrze wyjaśnione, a co trudniejsze kwestie zostały wyjaśnione w załączonym na końcu książki słowniczku. Znalazłam tu jeden znaczny błąd rzeczowy, Księżyc z uporem nazywany był planetą, co ze względu na obecność tekstu wyjaśniających astronomiczne zawiłości, było tym bardziej irytujące.

   Przeciętny język powieści z trudem buduje w niej napięcie, zupełnie nie oddając stanów emocjonalnych bohaterów rzuconych w wir niesamowitych, szybko zmieniających się wydarzeń. Gdy dodać do tego, niezbyt porywającą i mało oryginalną fabułę oraz nieco sztampowych bohaterów otrzymujemy dzieło dość przeciętne. I choć sam pomysł wydał mi się dość interesujący, połączenie astronomii z legendą mocno rozbudziło moje oczekiwania, to jednak wykonanie nie przypadło mi do gustu. 

   Nie zachwyciła mnie ta pozycja, jednak podejrzewam, że może być dobrym początkiem dla młodego czytelnika, który stawia dopiero pierwsze kroki w świecie literatury science-fiction. I jako taką mogę ją szczerze polecić, gdyż przygoda jaką przeżywają młode bohaterki, choć może wydawać się nieco infantylna, jednak jest wystarczająco interesująca i bajkowa by skusić dziecko.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

środa, 16 grudnia 2015

Starość aksolotla

Autor: Jacek Dukaj
Wydawnictwo: Allegro
Ilustracje barwne: Marcin Panasiuk, 
Szkice: Grzegorz Wróblewski, Marcin Karolewski, Paweł Walczak, Alex Jaeger
Rok wydania: 2015
Stron: 298

   Sięgając po najnowszą książkę Jacka Dukaja byłam przygotowana, że będzie to niezbyt łatwa, ale za to bardzo interesująca lektura. Mimo tego, że zdawałam sobie sprawę, czego można oczekiwać po tym autorze e-book z jednej strony zaskoczył mnie  łatwością odbioru, z drugiej zaś ogromną ilością myśli i emocji, które narastały we mnie wraz z każdą przewróconą stroną.

Motyw zagłady życia na Ziemi i kiełkujących na nowo cywilizacji w postapokaliptycznej rzeczywistości jest szeroko rozpowszechniony zarówno w filmie, jak i w literaturze. Ów schemat wygląda podobnie: w wyniku katastrofy ginie prawie cała ludzkość, a nieliczni którzy przetrwali próbują odnaleźć się w nowych warunkach, mierząc się z tym, co przyniosła ze sobą zagłada. Jacek Dukaj w „Starości aksolotla” postanowił uśmiercić całe ziemskie życie, dezintegrując nawet najdrobniejsze fragmenty DNA i białek. Świat pozbawiony biologicznego życia jest pusty i niestabilny, klimat się zmienia, a lądów ubywa, gdy stopniowo zalewają je topniejące lodowce. Przetrwało tylko to, co nieorganiczne - maszyny i elektronika. W pełni zautomatyzowane systemy dystrybucji energii wciąż pracują, zapewniając zasilanie i dając pozór życia.

   Tuż przed zagładą niewielkiej grupie ludzi udało się wyeksportować część własnych osobowości do wirtualnej rzeczywistości za pomocą kodu specjalistycznego oprogramowania, zapisując nagromadzone za życia doświadczenia. Pozbawione ludzkich ciał istoty (a właściwie tylko fragmenty ich  umysłów) ożywają za pomocą procesorów i przyjmują fizyczną formę robotów, okrojoną z wszelkich ludzkich cech. Jedną z takich osób jest Grześ, specjalista od hardware'u i główna postać książki. Przemiany zachodzące w postapokaliptycznym świecie poznajemy z jego perspektywy. Podobnie jak u innych „tranformersów” odzywa się w nim dojmująca tęsknota za biologicznymi znamionami życia i potrzebami organizmu. Nowa forma jest niczym aksolotl, teoretycznie pełna i zdolna do rozmnażania się, jednak ułomna i niedojrzała, pozbawiona umiejętności pozwalających na dalszy rozwój, a przez co  skazana na stanie w miejscu.

   Interesująca fabuła jest jedynie pretekstem, bodźcem zmuszającym czytelnika do przemyśleń. Odwrócenie ról wprowadzone przez autora poprzez wizję maszyn próbujących odtworzyć ludzkość każe się zastanowić czy to zadanie ma w ogóle szanse powodzenia. Czym tak naprawdę jest człowieczeństwo? Czy istoty powstałe w wyniku starań transformersów są ludźmi, czy może tylko ich niedoskonałą projekcją, zamkniętą w konstrukcji z białek i kwasów nukleinowych? Czy ułomny twórca będzie w stanie przekazać swemu dziełu cechy, których sam nie posiada? Pisarz nie udziela nam odpowiedzi na te pytania, możemy jedynie próbować znaleźć je samodzielnie, zakładając, że w ogóle istnieją.

   Nie jest to książka, przez którą mknie się błyskawicznie, nie pozwala na to między innymi naszpikowany specjalistycznymi terminami i pełny niedopowiedzeń język, jakim posługuje się autor. Określenia związane z branżą informatyczną, fizyką, czy biologią oraz te ściśle powiązane z wykreowanym uniwersum zostały wyjaśnione w przypisach, dzięki czemu od razu możemy znaleźć wyjaśnienie niejasnych terminów. Historia zmusza do myślenia, a tragizm przedstawionej wizji wprowadza w dość przygnębiający nastrój.  I  chociaż książka sprawia wrażenie pełnej i skończonej, to niedopowiedzenia i pytania pozostają nawet po przewróceniu ostatniej strony.

   Trudno było mi się oderwać od tej książki, gdyż sposób przedstawienia rzeczywistości po zagładzie wszelkiego życia oraz powolne próby sprowadzenia go na nowo na Ziemię okazały się niezmiernie wciągające. Lektura wprowadziła mnie w smutny, refleksyjny i nieco przytłaczający nastrój, z którego ciężko było się uwolnić. To właśnie te wrażenia sprawiły, że opowieść urzekła mnie pełnym tragizmu klimatem. Z niecierpliwością oczekiwałam zakończenia przedstawionej historii, które okazało się idealnym dopełnieniem poprowadzonej fabuły i zarysowanych w powieści pytań.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Dwie siostry i wiedźma

Autor: Agnieszka Budzicz-Marchlewska
Ilustracje: Olga Inglot
Rok wydania: 2015
Wydawnictwo: Skrzat
Stron: 164

   Ta niewielka książeczka do razu kusi czytelnika wyrazistą, żółtą okładką i dość charakterystyczną kreską ilustracji. Równie intrygujący jest tytuł: „Dwie siostry i wiedźma”, który sprawia, że trudno przejść obok niej obojętnie.

   Jest to opowieść o dwóch siostrach mieszkających na krańcu miasta, a za ich domem rozciąga się las, który choć relatywnie rzecz biorąc jest dość niewielki, młodym bohaterkom wydaje się wyjątkowo rozległy. Dziewczęta większość wolnego czasu spędzają przechadzając się między drzewami razem ze swoim czworonogim pupilem – psem Miłkiem. Jak się okazuje zagajnik jest niezwykły, gdyż stanowi przyczółek dla rozmaitych legendarnych stworzeń, począwszy od tytułowej wiedźmy, na rusałkach skończywszy. Patrycja i Dominika mają niezwykłą okazję poznać niesamowitych leśnych mieszkańców, gdy przestraszony Miłek urywa się mamie dziewczynek ze smyczy.

   Fabuła powieści sprowadza się do poszukiwań zagubionego psa i poznawania coraz to innych stworzeń i postaci znanych ze słowiańskiej mitologii. Autorka umieszczając takie istoty jak skrzaty, Dziewanna, czy Chmurnik przybliża młodym czytelnikom wierzenia naszych przodków, których echo wybrzmiewa w nielicznych tradycjach obecnych współcześnie (na przykład topienie marzanny). Drugą istotną kwestią poruszoną w tej opowieści jest jej delikatny proekologiczny wydźwięk, sprowadzony do wyjaśnienia, jak ważne jest poszanowanie natury i dbałość o przyrodę.

   Książka napisana jest stosunkowo prostym i zrozumiałym językiem, nawet jeśli natrafimy tu niekiedy na rzadziej używane słowa, to kontekst w jakich występują sprawia, że nie powinny stanowić problemu młodemu czytelnikowi. Dzięki temu dzieci wzbogacają słownictwo w prosty i przyjemny sposób, bez trudu poznając nowe wyrażenia. 

   Lektura upłynęła mi przyjemnie, przygody dziewczynek są interesujące, a fabuła wciąga. Podobały mi się, że przemycono w niej zarówno nawiązania do tradycji, jak i pewne ekologiczne wartości. Tym bardziej, że zostały one przemycone w bardzo subtelny sposób, na solidnych fabularnych fundamentach. Zdecydowanie polecam tę pozycję młodym czytelnikom, raczej ze wskazaniem na dziewczęta, gdyż im łatwiej będzie się utożsamić z głównymi bohaterkami.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

czwartek, 10 grudnia 2015

Legendy polskie

Autorzy: Jakub Małecki, Elżbieta Cherezińska, Radosław Rak, Rafał Kosik, Robert Wegner, Łukasz Orbitowski
Wydawnictwo: Powergraph
Rok wydania: 2015
Stron: 193

   Największy polski internetowy serwis aukcyjny Grupa Allegro starannie dba o jak najlepszy, niekojarzący się jedynie z konsumpcjonizmem wizerunek. Od kilku miesięcy możemy podziwiać reklamy serwisu, w których wartości rodzinne są znacznie ważniejsze niż cokolwiek, co można nabyć za pieniądze. Natomiast z końcem listopada pojawił się projekt „Legendy polskie”. Tym razem specjaliści od marketingu przy współpracy Platige Image oraz Fish Ladder stworzyli projekt łączący w sobie literaturę i film. „Legendy polskie” to póki co dwa krótkometrażowe filmy wyreżyserowane przez Tomasza Bagińskiego oraz sześć opowiadań zebranych w antologii pod tym samym tytułem..

   „Legendy polskie” to zbiór znanych prawie każdemu starych opowieści, uwspółcześnionych i przekazanych w niestandardowych odsłonach. Z ogromnej ilości rodzimych podań nowych wersji doczekało się sześć z nich. Są to historie pana Twardowskiego, Bazyliszka, Kwiatu paproci, śpiących pod Giewontem rycerzy, Smoka Wawelskiego i żywej wody. Wszystkie wymienione legendy zostały osadzone w zupełnie innych realiach z zachowaniem tego, co w każdej z nich jest najważniejsze – jasnego przekazu i zawsze aktualnych wartości.

   Zbiór otwiera opowiadanie Jakuba Małeckiego „Zwyczajny gigant”, będące wariacją na temat przygód najbardziej rozpoznawalnego polskiego alchemika i naukowca – Jana Twardowskiego. Jest to opowieść snuta przez panią Twardowską, a jej uczucia i wrażenia spychają na drugi plan postać męża. Pamiętnikarska narracja sprawia, że tekst jest bardzo emocjonalny i to stanowi jego ogromną zaletę, gdyż autor bardzo umiejętnie przedstawił stan duszy Lidki Twardowskiej. Jest to piękna opowieść, która wzrusza i wprawia w zadumę, a jej zakończenie wyciska łzy z oczu.

   Kolejnym tekstem jest „Spójrz mi w oczy” Elżbiety Cherezińskiej, czyli przeniesiona w alternatywną rzeczywistość legenda o Bazyliszku. W tym opowiadaniu najbardziej zachwyca pomysł i kreacja świata. Wprawdzie na tych kilkudziesięciu stronach nie mamy okazji przyjrzeć mu się zbyt dobrze, mimo tego wizja Polski, będącej mocarstwem budzi zainteresowanie. W przeciwieństwie do poprzedniego utworu znajdziemy tu wielu bohaterów, przewijających się przez wszystkie plany opowieści. Na pierwszy z nich wysuwa się między innymi pan Li, chiński medyk i dyplomata oraz młody Tomasz Nałęcz, uczeń Szkoły Paziów, którego ciekawość popchnęła wprost do rozwiązaniu kryminalnej zagadki. To opowiadanie, choć stanowi zamkniętą całość, zdecydowanie budzi apetyt na więcej, gdyż przedstawiona przez autorkę monarchistyczna Rzeczpospolita kusi i zachęca do lepszego poznania.

   Trzecim utworem jest nowela „Kwiaty paproci” Radosława Raka, inspirowana legendą o Głupim Jasiu poszukującym kwiatu kwitnącego jedynie w Noc Świętojańską. Scenerią wydarzeń jest współczesny Lublin; dwudziestokilkuletni Jan pracuje opiekując się zwierzętami w folwarku lubelskiego skansenu. Głupi Jaś to w tym opowiadaniu postać bardzo alegoryczna, obrazująca psychiczne przemiany związane z wejściem w dorosłe, pełne odpowiedzialności życie. Zupełnie jak w legendarnym pierwowzorze, Jan gubi to co najważniejsze, w pogoni za realizacją nie tyle własnych pragnień, ile wszystkiego, czego można by oczekiwać od dojrzałego mężczyzny. Jest to bardzo urokliwa opowieść, z wyraźnym i czytelnym morałem.

   Następne opowiadanie – „Śnięci rycerze” Rafała Kosika, to jedno z dwóch, które najbardziej zachwyciły mnie językiem. Oczarowało mnie oryginalne połączenie podhalańskiej gwary ze współczesnym, często specjalistycznym językiem informatycznym. Jest to opowieść o śpiących pod Giewontem rycerzach, którzy dokładnie tak jak w legendzie czekają, by wspomóc Rzeczpospolitą w potrzebie. Spodobał mi się pomysł przedstawienia rycerzy, gnuśniejących przez stulecia w kompleksie górskich jaskiń. Autor w zabawny sposób wyjaśnia, gdzie się zapodziali, gdy ojczyzna była w potrzebie. Spośród wszystkich opowiadań to rozbawiło mnie najbardziej, niezwykle cenny jest też przemycony w nim patriotyzm, zarówno ten lokalny – w postaci miłości Jędrka do gór, jak i umiłowanie ojczyzny jakim wykazuje się król spod Giewontu.

   „Milczenie owcy” Roberta Wegnera to historia, która powstała jako uzupełnienie „Smoka” Tomasza Bagińskiego. Pomimo początkowych obaw, że po obejrzeniu filmu przyjemność z lektury będzie znacznie mniejsza, dość szybko przekonałam się, że taka, a nie inna kolejność poznania opowieści o współczesnym Smoku Wawelskim jest jak najbardziej wskazana. Opowiadanie może sprawiać nieco chaotyczne wrażenie, ponieważ od początku mamy do czynienia z kilkoma różnymi czasami akcji,jednak gdy bardziej się w nie zagłębimy i zrozumiemy kim jest jeden z narratorów, wszystko, łącznie z tytułem, staje się jasne. Jest to smutna historia o poświęceniu, wiążącym się z tak ogromną stratą, że aż trudno się nie zastanawiać czy naprawdę było tego warte.

   Tę niewielką antologię zamyka opowiadanie Łukasza Orbitowskiego zainspirowane legendą o żywej wodzie - „Niewidzialne”. To tekst będący narracją dwunastolatka prowadzącego vloga i marzącego o internetowej sławie. Spomiędzy żargonu znanego z mediów społecznościowych wychyla się tragiczny obraz samotnego ojca, artysty opiekującego się dwójką nastoletnich synów. Narrator przekazuje nam swoje wrażenia w typowo dziecięcy, bezkrytyczny sposób. Janek nie docieka, nie doszukuje się przyczyn, przyjmuje świat takim jakim go zastał i w taki sposób relacjonuje go swoim widzom. Ta nowela wzbudziła we mnie pewien dysonans, gdyż uczucia jakie towarzyszyły mi podczas lektury w pewnym momencie zostały całkowicie odwrócone. Jest to też historia, której zakończenie najmniej przypadło mi do gustu.

   Każdy z autorów w piękny sposób wplótł motywy legend w zawarte w antologii opowiadania. We wszystkich fabuła oscyluje wokół tego, co znamy z podań, czasem w dość jasny sposób nawiązując do dawnych opowieści, jak w „Niewidzialnym” czy „Kwiatach paproci”, kiedy indziej jedynie ocierając się o pierwotny tekst, jak w przypadku „Milczenia owcy” czy „Spójrz mi w oczy”. Teksty zawarte w tym zbiorze są bardzo rozmaite, niektóre są utrzymane w klimatach science-fiction, w innych dominuje realizm magiczny, zaś w ostatnim z nich nie znajdziemy żadnych wątków fantastycznych.

   Pod względem językowym zbiór jest bardzo urozmaicony, jednak wszystkie teksty utrzymane są na wysokim poziomie. Taka różnorodność sprawia, że nie sposób rozpatrywać tej antologii jako całości, pomimo wyraźnie zaznaczonego wspólnego mianownika w każdej historii. Znajdziemy tu tekst prawie pozbawiony dialogów, za to kipiący emocjami ukazanymi w sposób silnie oddziałujący na czytelnika („Zwyczajny gigant”) oraz opowieść, w której dialogi są niezmiernie ważne i na równi z opisami przedstawiają rozgrywające się wydarzenia („Spójrz mi w oczy”). Są tu ciekawe zabiegi stylistyczne, jak łączenie dwóch, zdawać by się mogło, zupełnie odmiennych żargonów („Śnięci rycerze”) oraz zrobienie narratorem zdominowanego przez internetowe słownictwo dwunastolatka („Niewidzialne”). Przemieszanie miejsc i czasów akcji w „Milczeniu owcy” idealnie wprowadza w nastrój związany z kulminacyjnym wydarzeniem opowieści. W „Kwiatach paproci” natomiast język urzeka swoim alegorycznym charakterem i subtelnością w przedstawianiu wydarzeń.

   Lektura tej stosunkowo krótkiej antologii zajęła mi relatywnie dość dużo czasu, co wprost wynikło z silnych emocji, jakie budziły poszczególne teksty. Nie sposób było sięgnąć po kolejne opowiadanie, zanim nie udało mi się uporządkować myśli i uczuć, jakie pojawiły się po zakończeniu poprzedniego. Najsilniej odczułam to po „Zwyczajnym gigancie” i „Milczeniu owcy”, najsłabiej zaś po „Spójrz mi w oczy”. Opowiadania były tak różne, że trudno mi wskazać to, które najbardziej przypadło mi do gustu. Zdecydowanie spodobała mi się idea uwspółcześnienia polskich legend, tym bardziej, że zostało to wykonane w przemyślany i intrygujący sposób, z zachowaniem znanych z podań motywów.

   Jest to zbiór, który zmusza do myślenia i budzi wiele rozmaitych uczuć: smutek, wzruszenie, śmiech, czy zdumienie to tylko skrócony przegląd tego, z czym ma się do czynienia podczas lektury kolejnych opowiadań. Antologia stanowi również świetną zachętę do lepszego zgłębienia twórczości poszczególnych autorów. Darmowy dostęp do e-booka jest rewelacyjnym pomysłem w kraju, w którym tak wiele osób nie czyta w ogóle i można tylko pochwalić Grupę Allegro za podjęcie takiej inicjatywy oraz mieć nadzieję, że nie będzie ona ich ostatnią.

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Smoki na Zamku Ukruszon i inne opowiadania

Autor: Terry Pratchett
Ilustracje: Mark Beech
Tytuł oryginalny: Dragons on Crumbing Castle: and other stories
Tłumaczenie: Maciej Szymański
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2014
Stron: 386

   Na wiele lat przed swoim debiutem młody Terry Pratchett zwykł opowiadać kolegom rozmaite historie, które dość szybko  zaczął spisywać. Po latach pisarz powrócił do tych historii i zebrał je w tomie „Smoki na zamku Ukruszon”, jedynie odrobinę poprawiając ich nieco surowy język i charakter. . 

   W zbiorze znajdziemy czternaście, utrzymanych na dość wysokim poziomie, opowiadań dla dzieci. W każdym z nich natrafimy na typowy dla  autora humor oraz niebanalne pomysły sprawiające, że teksty są wyjątkowe. Tytuły jednoznacznie wskazują o czym jest dana historia, jednak wiele z nich kończy się zaskakującą puentą, całkowicie negując to, czego można by się spodziewać podczas lektury.

   Do opowiadań, które nie przypadły mi do gustu należą dwie „Klechdy o Ludzie Dywanu”, ponieważ były najmniej zaskakujące spośród wszystkich zebranych w tym zbiorze. Odniosłam wrażenie, jakby zabrakło w nich koncepcji tworzącej zamkniętą fabułę. W obu przedstawiono mieszkańców Dywanu, poszukujących nowego domu., jednak obydwa wydały mi się  nieco oderwane od większej całości. Autor zresztą wrócił do pomysłu w debiutanckiej powieści „Dywan”, w której rozwinął ideę maleńkich mieszkańców ogromnego dywanu. 

   Tytułowe opowiadanie to jedno z tych, jakie spodobały mi się najbardziej, podobnie jak zamykający zbiór „Święty Mikołaj idzie do pracy”. W „Smokach na zamku Ukruszon” spotkamy się z ciekawym rozwinięciem motywu potwora terroryzującego miasto. Drugi tekst jest interesującą odpowiedzią na to, co może porabiać Święty Mikołaj w pozostałych dniach roku. Obydwa urzekają nieco przewrotnym charakterem oraz zaskakująco mądrym spojrzeniem na tendencje ludzkich zachowań.

   Przedstawione historie są dość krótkie, jednak w każdej natrafimy na wyrazistych bohaterów. Kreacje postaci przełamują stereotypy - czy jest to ekscentryczny milioner, czy też okrutny smok, większość cechują zachowania jakich byśmy się po nich nie spodziewali. Mimo niewielkiej objętości we wszystkich tekstach natrafimy na ciekawie przedstawione światy, będące arenami opisywanych wydarzeń,. niekiedy jest to malutka brytyjska mieścina, innym razem zaś tropikalna dżungla czy górski szczyt. Każda ze scenerii jest wyrysowana w bardzo sugestywny sposób, co jest niezwykle cenne w książce przeznaczonej dla młodego czytelnika.

   Książkę uatrakcyjniają również liczne, czarno-białe ilustracje. Narysowane w prosty sposób są dość czytelne, idealnie oddając lekki i zabawny klimat opowiadań. Pod względem graficznym na uwagę zasługuje również wyróżnienie niektórych słów(zwłaszcza wykrzyknień i onomatopei) zmianą wielkości bądź użyciem innej czcionki. Na przykład przy słowie „brzdęk” znaki są rozedrgane, zaś przy „wyciu” rozciągnięte.

   Autor za pomocą prostych opowiastek, z ogromnym wyczuciem, prezentuje cały szereg ludzkich zachowań, obnażając ich słabości i luki w rozumowaniu. Gdy uświadomimy sobie, jak młody był Terry Pratchett, kiedy powstawały te teksty, możemy tym bardziej podziwiać, że już wtedy wykazywał się dobrym zrozumieniem ludzkiej natury i otaczającego go świata.

   Książka napisana jest typowym dla autora językiem, czyli lekko i z humorem. Plastyczne opisy sprawiają, że bez problemu możemy wyobrazić sobie przedstawione wydarzenia i poczuć się ich częścią. Ilość dialogów jest dobrze wyważona, a poszczególne kwestie idealnie oddają emocje bohaterów. Natrafimy tu również na bardzo charakterystyczne dla Twórcy Świata Dysku przypisy uzupełniające fabułę opowieści o drobne, pozornie nic nie znaczące szczegóły, dzięki którym jego opowiadania nabierają bardzo wyjątkowego charakteru.

   Dla fanów sir Terry'ego Pratchetta ten zbiór będzie niezwykle cenny dzięki pewnej surowości tekstów i świeżości pomysłów młodego autora. Daje idealne wyobrażenie jak kształtował się umysł wielkiego pisarza. Równie wiele przyjemności z lektury książki mogą uzyskać dzieci, odkrywające dopiero geniusz tego wybitnego twórcy, gdyż świetnie się sprawdza jako preludium do jego powieści.

sobota, 21 listopada 2015

Krwawa kampania

Autor: Brian McClellan
Tytuł oryginału: The Powder Mage Trilogy: Crimson Campaign
Cykl: Trylogia Magów Prochowych
Tłumaczenie: Domika Repeczko
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2015
Stron: 698

  Pierwszy tom „Trylogii Magów Prochowych” zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Oczarował drobiazgowością w przedstawieniu świata i bardzo dobrym tempem skrupulatnie zaplanowanej akcji, więc po lekturze „Obietnicy krwi” miałam ogromne oczekiwania odnośnie „Krwawej kampanii”. Czy kolejny tom trylogii utrzymała poziom poprzedniczki?

    W drugiej części autor kontynuuje trzy główne wątki, poruszone w tomie pierwszym.. Po udanym zamachu stanu próżno szukać w Adro spokoju, zaś wewnętrzne niepokoje wykorzystuje południowy sąsiad planując inwazję. Marszałek polny Tamas, po zgładzeniu królewskiego rodu będący najważniejszą osoba w Adro, rusza wraz z całą armią na południową granicę, by powstrzymać najeźdźców z Kezu. W tym samym czasie jego syn Taniel Dwa Strzały dochodzi do siebie po wstrząsie związanym ze strzeleniem do boga - Kresimira. W Adopeście zaś, trzecia z głównych postaci, detektyw Adamat poszukuje swojej żony i dzieci.

   Wojenna atmosfera wyczuwalna jest w każdym z poruszonych wątków, zarówno w tych, których akcja dzieje się na froncie, jak i tych dziejących się w Adopeście, . Takie nagromadzenie scen militarnych jednak nie nuży i co ważne nie sprawia wrażenia chaotycznych, gdyż zarówno akcje podejmowane przez sztab, jak i indywidualne działania bohaterów są dokładnie przemyślane. Realizacja planów niejednokrotnie jednak wiąże się z  zamieszaniem, zupełnie logicznym w ferworze walki. Jedynie wątek poświęcony Adamatowi utrzymany jest z dala od frontu, jednak i on pełen jest potyczek i starć, gdy detektyw próbuje wyrwać rodzinę z rąk lorda Vetasa. Na drugim planie  przewija się intryga polityczna, związana z upadkiem monarchii i przekształceniem Adro w republikę. W pierwszej części ważną role odgrywał wątek kryminalny (tu również się pojawił) choć został jedynie zaznaczony i nie mamy okazji z bliska przyjrzeć się kulisom prowadzonego śledztwa. Nie zabrakło również motywów miłosnych: powiązanego z zemstą uczucia Tamasa do dawno zamordowanej przez Kezan żony, dojrzałej miłości Adamata do małżonki i kiełkującego dopiero afektu między Tanielem a Ka-poel.

   Podobnie jak w „Obietnicy krwi”, w „Krwawej kampanii”  mamy do czynienia z trójką   wiodących narratorów. Przedstawiane wydarzenia poznajemy głównie z perspektyw Tamasa, Taniela i Adamata. Ostatnim z narratorów, którego udział jest jednak znacznie mniejszy niż pierwszej trójki, jest Nila, dawniej służąca w szlacheckim domu, teraz obrończyni Jakoba – pięcioletniego dziedzica tronu. 

   Każdego z głównych bohaterów zdążyliśmy dość dobrze poznać już w poprzednim tomie i jedynie w przypadku Dwóch Strzałów zyskujemy nowe informacje, powiązane z tym, kim stał się po próbie zastrzelenia boga. Z postaci drugoplanowych wyróżnia się Ricard Tumblar, przewodniczący Wojowników Pracy, społecznego ruchu pracowników zorganizowanych w związki zawodowe. Będący przyjacielem Adamata mężczyzna silnie wikła się w polityczne rozgrywki w Adopeście. Na uwagę czytelnika zasługuje również Ka-poel, młoda dzikuska z dalekiej Fantrasty, która tylko na pozór jest niewinną dziewczyną, w rzeczywistości skrywając potężną moc związaną z nieznaną w całych Dziewięciu magią Kościanego Oka.

Wydarzenia poruszone w powieści dzieją się bardzo szybko, a liczne zwroty akcji co rusz zaskakują czytelnika. Co ważne, zostały dobrze umiejscowione w fabule, dzięki czemu nie sprawiają wrażenia wrzuconych na siłę, a stają się naturalną konsekwencją działań bohaterów i ich przeciwników. Stopniowo odkrywamy kolejne szczegóły dokładnie przemyślanych intryg, które uzupełniają obraz militarno-politycznej sytuacji zarówno w samym Adro, jak i w pozostałych państwach Dziewięciu.

   Powieść napisana jest barwnym i bogatym językiem idealnie oddającym dynamikę przedstawianych wydarzeń. Dialogi są bardzo naturalne i  dopasowane do tempa akcji i gdy potrzeba działań, bohaterowie nie tracą czasu na niepotrzebne dyskusje. Trzy linie narracyjne przeplatają się wzajemnie, często urywając się wraz ze zwrotem akcji, co choć może być irytujące, jednak sprawia, że książkę czyta się bardzo dobrze i ciężko się od niej oderwać.

   Drugi tom „Trylogii Magów Prochowych” jest równie godny uwagi, co „Obietnica krwi”. Wydarzenia przedstawione w poprzedniej części znajdują tu swoją kontynuację. Zabrakło mi nieco możliwości spotkania kolejnych postaci, które wysunęłyby się na pierwszy plan opowieści. Na szczęście, o  pozostających w tle historii dowiadujemy się więcej, poznając kierujące nimi motywy, co idealnie uzupełnia dynamicznie zmieniającą się akcję. Świat przedstawiony w powieści zachwyca drobiazgowym przedstawieniem i dobrze przemyślaną sytuacją polityczną, a poszczególne wątki przyciągają uwagę czytelnika.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Insimilion.

środa, 18 listopada 2015

Przesilenie

Autor: Orson Scott Card, Aarn Johnston
Tytuł oryginału: Earth Awakens
Cykl: Pierwsza wojna z Formidami- Tom III
Tłumaczenie: Agnieszka Sylwanowicz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2015
Stron: 460

   „Przesilenie” to trzecia część cyklu opisującego pierwsze starcie Ziemian z mrówkopodobnymi kosmitami. Formidzi to obcy wykreowanymi przez Orsona Scotta Carda w „Grze Endera”, powieści, którą zaliczyć można do kanonu science fiction. Poprzedni tom zakończył się pierwszym drobnym zwycięstwem ludzi nad robalami, zapowiadając pomyślny przebieg wojny.

   Akcja książki zasadniczo rozgrywa się w dwóch miejscach: na Ziemi oraz na księżycu. Autorzy praktycznie porzucili wątek matki Victora - Reny, przebywającej, wraz zresztą kobiet z El Cavadora, na somalijskim statku w Pasie Kuipera. Południowo-wschodnie Chiny, jako pierwsze padły ofiarą inwazji kosmitów. Po wieńczącym poprzedni tom udanym ataku na jeden z obcych lądowników, Mazer Rackham oraz Wit O'Toole wspomagają chińskie wojsko w ofensywie przeciwko robalom. W tym samym czasie na Lunie, Lem Jukes wraz z zespołem doktor Benyawe starają się wspomóc Victora i Imalę w samobójczej misji zaatakowania statku bazy. Jednocześnie Ukko Jukes skupia się na polityce międzynarodowej, dążąc do zjednoczenia ludzkości przeciwko robalom. Prezes Juke Limited jako jedyny wybiega myślami znacznie dalej niż pokonanie Formidów.

   Tempo akcji w rozdziałach poświęconych starciom żołnierzy z robalami jest bardzo szybkie, co idealnie oddaje realia walk. Dzieje się dużo, a zmieniająca się sytuacja wymusza na bohaterach błyskawiczne dostosowanie się do nowych okoliczności. Zupełnie inna dynamika charakteryzuje fragmenty poświęcone politycznym rozgrywkom i planom stworzenia międzynarodowej linii obrony przeciw zagrożeniom z kosmosu. Miejsce błyskawicznie następujących po sobie wydarzeń zajmują długie rozmowy i dyplomacja niezbędne dla osiągnięcia wspólnego frontu.

   W trzecim tomie „Pierwszej wojny z Formidami” nie spotkamy żadnych nowych postaci, a te poznane wcześniej nie zaskakują niczym nowym. Moją uwagę jako jedyny zwrócił Ukko Jukes, ujawniając swój polityczny talent i zdolność długofalowego działania. By osiągnąć zamierzony cel gotów jest poświęcić wszystko, łącznie z własnym synem. O pozostałych bohaterach nie dowiemy się niczego nowego i prezentują się dokładnie tak samo, jak w poprzednich dwóch częściach. Tocząca się wojna odciska na nich swoje piętno i zmusza do zweryfikowanie tego, co jest dla nich istotne. 

   Książka jest napisana przystępnym językiem; znajdziemy tu nieliczne i dość dobrze wytłumaczone neologizmy związane z wysoce rozwiniętą techniką. Obce technologie opisane są na zasadzie skojarzeń oraz poprzez analogię do znanych bohaterom przedmiotów. Dialogi są płynne i dobrze oddają emocje z jakimi zmagają się bohaterowie, co sprawia, że nawet w sytuacjach kryzysowych ich kwestie brzmią naturalnie. 

   Lektura upłynęła mi błyskawicznie i odpowiednio utrzymywała w napięciu. Bardzo ciekawy był polityczny aspekt wojny z Formidami, gdyż nietrudno nie podejrzewać, że w takiej sytuacji ludzkość zachowałaby się identycznie, jak zostało to przedstawione w „Przesileniu”. Zabrakło mi tu nieco pewnej niewiadomej, gdyż dobrze znając „Grę Endera”, do której nawiązuje „Pierwsza wojna z formidami” spodziewałam się zakończenia. W pewnym momencie odczułam znaczną nieścisłość w porównaniu z pierwszą powieścią o robalach, na szczęście epilog recenzowanej książki ją rozwiązał. 

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Insimilion.

wtorek, 17 listopada 2015

Spokój

Dziś lirycznie i dla odmiany nie epitafkowo

Zwiesz mnie ostoją spokoju, oazą
ukojenia, 
ostatnim cichym portem,
na wzburzonym oceanie codzienności.

Cenisz go, jak nic na świecie, 
podziwiasz, 
znajdujesz wyciszenie,
koisz nerwy rozchwiane rzeczywistością.

A  potem burzysz go z impetem,
tratujesz,
wzbudzasz zamęt,
wprawiając moje serce w nierówny dygot.

Zostają mi jedynie pozory normalności,
złudzenia,
a w duszy gonitwa
myśli, rozpętana jednym twoim słowem.

W ciszy czekam, aż rozproszysz ten chaos,
szaleństwo
zmysłów i wrażeń,
i wiem aż za dobrze, że to nie nastąpi.

Lecz proszę nie milknij! Nie zamykaj się,
nie odchodź,
niepokój częściej, 
poruszaj mnie zawsze gdy tego potrzebujesz.

Bo ten spokój, choć tak mi potrzebny,
bezcenny,
niezbędny czasem,
zbyt często przypomina martwą ciszę grobu.




Folklor Świata Dysku

Autorzy: Terry Pratchett, Jacqueline Simpson
Tytuł oryginału: The Folklore of Discworld
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2015
Stron: 358

   Miłośników Świata Dysku z pewnością ucieszyła informacja o kolejnej okołodyskowej publikacji. Tym razem, wspomagany przez Jacqeline Simpson, sir Terry Pratchett postanowił rozprawić się z podaniami, legendami, zwyczajami i tradycjami  najsłynniejszego z płaskich światów.    W „Folklorze Świata Dysku” znajdziemy wyjaśnienia i inspiracje, jakie kryją się za twórczością Pratchetta.

   Autorzy skupili się na wyszukaniu podobieństw między historiami znanymi w Świecie Dysku, a tymi znanymi na Ziemi, wykazując, że pewne wzorce są wspólne. Zgodnie z koncepcją książki opowieści, napędzane narrativum swobodnie przenikają przez multiwersum, co  tłumaczy występujące zbieżności. Mit o stworzeniu świata, kreacje bóstw, potwory, licznie występujące humanoidy, a także szereg zwyczajów, tradycji i zachowań; wszystkie mają swoje odpowiedniki w naszej rzeczywistości. Sir Terry Pratchett czerpał garściami z rozmaitych dostępnych mu opowieści,  modyfikując poznane historie tak, by lepiej wpasowywały się w rzeczywistość świata niesionego na grzbietach czterech słoni. Dzięki tej książce czytelnik może  uświadomić sobie jak rozległe i różnorodne były źródła, z których Pratchett czerpał pomysły, począwszy od mitologii wielu kultur, aż do lokalnych opowieści, mających swe, mniej lub bardziej, zmodyfikowane warianty w innych zakątkach świata. 

   Interesującym aspektem tej książki jest możliwość lepszego zrozumienia i głębszego poznania złożoności Świata Dysku. Po lekturze „Folkloru Świata Dysku” czytelnik zaczyna zauważać znacznie więcej na kartach poszczególnych powieści wchodzących w skład cyklu; dostrzega niuanse, które wcześniej mogły mu umknąć. Dzięki temu tym lepiej można ocenić geniusz Pratchetta, jego umiejętność zaimplementowania znanych opowieści w stworzone przez siebie uniwersum. Świadomość jak głęboko niektóre historie przeniknęły do Świata Dysku sprawia, że odbiera się go jako jeszcze pełniejszy, bardziej spójny i drobiazgowo dopracowany.

   Książka stanowi też dobre źródło informacji na temat pewnych zwyczajów i opowieści oczywistych dla Brytyjczyków, a dla nas zupełnie obcych. Załączona bogata bibliografia stanowi świetne uzupełnienie poruszonych tematów i wskazuje dociekliwym czytelnikom, gdzie szukać kolejnych informacji na temat folkloru i przytoczonych historii, do których niejednokrotnie nawiązano w Świecie Dysku.

   Jest to przyjemna lektura, choć wymaga nieco skupienia od czytelnika. Napisana w formie rozprawki, zawiera liczne cytaty pochodzące zarówno z powieści ze Świata Dysku, jak i z licznych,  należących do klasyki, utworów literackich. W książce znajdziemy odniesienie do mitologii, legend i opowieści, jednak nie powinny one sprawić problemu żadnemu oczytanemu czytelnikowi. Zabrakło mi natomiast przypisów, tak charakterystycznych dla innych dzieł sir Terry'ego Pratchetta.

   Dla wielbicieli Świata Dysku jest to pozycja obowiązkowa. Ta niezmiernie interesująca i pełna ciekawostek książka stanowi ogromne źródło wiedzy o płaskim świecie. Pozwala również na lepsze poznanie mechanizmu tworzenia Pratchetta, który z niepozornego podania potrafił stworzyć często przewrotną, a zawsze intrygującą historię. Utwór w znacznej mierze przybliża też czytelnikowi samego autora, stanowiąc swoisty spis lektur, które ukształtowały umysł, w jakim narodził się Wielki A'Tuin oraz cztery ogromne słonie, dźwigające dysk na swych grzbietach.


Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Insimilion.

niedziela, 15 listopada 2015

Maks uczy się na błędach

Autor: Katarzyna Zychla
Ilustracje: Agnieszka Filipowska
Cykl: Świat Maksa i Zuzi- Tom XII
Wydawnictwo: Skrzat
Rok wydania: 2015
Stron: 40

   Książki przeznaczone dla najmłodszych czytelników można podzielić na dwie zasadnicze grupy: takie, których głównym celem jest jedynie dostarczenie przyjemności i wzbudzenie w dziecku miłości do słowa pisanego oraz te, które niosą ze sobą jakiś przekaz, mają wartość dydaktyczną i edukacyjną. Opowieści o Maksie i Zuzi, zdecydowanie należą do drugiej grupy, a przesłanie w nich zawarte podane jest bardzo bezpośrednio.

   To już dwunasta książeczka z cieszącej się popularnością serii o przygodach małego hipopotama Maksa i jego młodszej siostry Zuzi. Tym razem zwierzątka poznają ważną życiową lekcję i uczą się wyciągać wnioski z własnego postępowania. Niektóre z przygód są dla nich bezbolesne i w miarę bezpieczne, a jedyną ich konsekwencją jest nieco nieprzyjemności, inne zaś wiążą się z realnym niebezpieczeństwem, będącym skutkiem nieposłuszeństwa.

   Maks, Zuzia oraz ich przyjaciele: zebra Monika, żółw Ponurak i krokodyl Gracjan stanowią zgraną grupę przyjaciół. Z przyjemnością spędzają ze sobą czas, pomimo dzielących ich różnic.  Ich zachowanie idealnie odzwierciedla postępowanie kilkulatków, dzięki czemu książeczka bardzo dobrze trafia do małych czytelników.

   Jest to opowieść przeznaczona dla dzieci, rozpoczynających swą przygodę z książką. Lekturę z pewnością ułatwi duża, czytelna obrazkami o rysunkowej kresce powinna sprawić dużo przyjemności każdemu dziecku. Ilustracje nie zachodzą na tekst, co nie rozprasza czytelnika i sprawia, że niniejsza publikacja jest bardzo czytelna.

   Język książki jest prosty i przystępny a wykorzystane słownictwo nie jest zbyt bogate. Gdzieniegdzie tylko pojawiają się trudniejsze sformułowania, których sens wprost wynika z kontekstu w jakim zostały użyte. Dzięki temu książeczka pomoże rozwinąć zasób słów, jakim posługuje się młody czytelnik, nie wprawiając go przy okazji w konsternację, budząc wątpliwości, czy wie i rozumie, co jest przedmiotem opowiadania.

   Ważną cechą serii „Świat Maksa i Zuzi” jest jej dydaktyczny charakter i ta opowieść również niesie ze sobą naukę. Jest to lekcja przekazana bardzo czytelnie i bezpośrednio, nie pozostawiając dziecku ani odrobiny miejsca na samodzielne wysnucie wniosków, gdyż te są jasno sformułowane. 

  Jest to dość przyjemna lektura, chociaż nie mogę powiedzieć, by zachwyciła. Postępowanie zwierzęcych bohaterów jest przewidywalne, a przeżywane przez nich przygody są mało inspirujące. Pozostaje jeszcze kwestia dydaktycznej natury tej książki. Zdecydowanie wolę bardziej subtelny sposób uświadamiania najmłodszych, wychodząc z założenia, że jeśli dziecko samodzielnie wyciągnie jakieś wnioski, to te pozostaną z nim na dłużej.

   Nie wątpię, że seria przygód Maksa i Zuzi ma swoich oddanych fanów, mnie pierwsze spotkanie z tymi bohaterami nie oczarowało. Jest to ładna, przyjemna lektura, jednak prostota i nachalność przekazu nieco mnie odrzuciła. Preferuję lektury bardziej pobudzające wyobraźnię i zmuszające do myślenia.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

czwartek, 12 listopada 2015

Forumowych epitafek powrót, czyli część 4

   Przypomniałam sobie, że zdarzało mi się już wcześniej wrzucać na bloga epitafki dla współforumowiczów. Ponieważ dawno żadnych nie wrzucałam, nieco ich się nazbierało. Tym razem dominują epitafy z forum Insi, ale i dwie się trafiły z forum pratchettowego.

   Dwie pierwsze dla Nevinyrrala, twórcy obszernego autorskiego pbfa, i jednego z lepszych forumowych kfiatków.
  
Smutny to dzień był: listopadowy, zimny, ponury
Deszczem niebo płakało, tłoczyły się czarne chmury.
Lecz w sercach naszych czarniejszy mrok zapadł
Opuścił nas Nevinyrral i zgasł wszelki zapał.
Rozeszli się gracze, opustoszało Enigmaium
Echo rozpaczy poniosło się po kraju.

Ktoś może zbyt ciekawski- Jak to się stało?- zapyta
Lecz wątpliwym bardzo, by prawda została odkryta.
Graczy było wielu, a mistrz ich nie oszczędzał
Teraz już robakom nie straszna głodu nędza!
A gdy podgryzać go zaczną te łakome czerwie
On im przygodę wymyśli i jeszcze je rozerwie.

***

Megaksylon na grobie, całkiem słońcem rozgrzany.
Nevinyrral tu spoczywa, Nevinem czasem zwany
Stworzył coś wielkiego, lecz zasłynął czym innym
A potem nawet nie czuł się winnym!

Dziś tylko robak pieści jego martwe ciało
Gdyż oparcia dla duszy już mu w nim nie stało
Odszedł, rozmył się w niebycie
kontaktu nie złapał- stracił życie 

A tu Kalevatar, której marzyło się morze.

Czarna noc, smutny fali śpiew
Niebo deszczem płakało
Po pięknej Olsztyniance wspomnienie zostało
Gdy poczuła mroczny morza zew.

Chciała poczuć na sobie słonej fali pieszczotę
W żałoby kir czarny cała twierdza odziana
Tragedia straszna, tak niespodziewana!
Bo morze okrutne nie oddało jej z powrotem

Żegnaj niewiasto nadobna
Żal gardło dusi
Rymów dłużej składać 
Już niepodobna…

Wathgurrth na stałe mieszkający w Norwegii.
***
Kości zmrożone, sinoblada cera
Wathgurthowi zdecydowanie coś mocno doskwiera.
Czyżby zima przerosła jego piękną duszę?
-O zamarzniętą ziemię łopatę wnet ukruszę.
Nie pochowam go dzisiaj!- grabaż się zbuntował.
- Wrzućmy go w przerębel!- krzyknął ktoś, lecz tłum zaprotestował.
Stos rozpalmy, ułóżmy trofea, niech jak Wiking skończy
Ogrzejmy się nieco, nim ten pogrzeb nas wszystkich wykończy!

***

Umarłeś Wathgurthcie
A szczątki Twe od miesiąca na grób oczekują
Czy ktoś Cię zakopie w końcu?
Nie wiem czy ludzie się nad ciałem zlitują.

Luke, górnik
- Zimno tu jakoś. 
Węgla wykopać nie ma komu
Luke'a zabrakło
Oprócz pustki w sercu, wiatr hula po domu

VedVid- archeolog
Żegnaj VedVidiuszu
Tego grobu już nie rozkopiesz!

Soanseth, miłośnik kobiecego piękna

Pociągały go rude włosy i zakolanówki
Stracił dla nich głowę
... dosłownie

Dreadnougth, czekał na swoją epitafkę prawie pół roku

W mrocznej przedświtu godzinie
Rozległ się krzyk rozpaczliwy
Dreadnoughta szczątki sine
Roznoszą smród straszliwy

Trzeba by go w końcu zakopać
Rzekł ktoś bardzo przytomnie
Leży już od miesiąca
Nic dziwnego, że pachnie nieskromnie

Urządźmy też stypę
Ktoś inny głośno wtóruje
A Dreadnought podstępnie
Botuliną wszystkich wytruje…

A skoro nikt mnie nie chciał zakopać, trzeba było samej sobie epitaf napisać

Leżę i leżę
zakopać mnie nikt nie chce
O! przyszło zwierzę
I kości moje łechce

SzaryMary15 wsławił się wątpliwym talentem literackim

Wpadł na forum SzaryMary
Piętnasty już tego rodu
Ze słowami wyczyniał czary
Szybko dość przeniósł się do grobu…

Silharr z sobie tylko znanych przyczyn opuścił forum na stałe

Tu spoczywa Silharr
Choć odszedł już dawno temu
Do dziś go wspominamy
Dał forum z siebie bardzo wiele
może nieco zbyt wiele…

Wilku7306, najstarszy z forumowiczów

Tu spoczywa Wilku
Niejednego zaskoczył...
...Faktycznie był tak stary, jak twierdził

Keleborn, epitafka nawiązuje do zlotu, na którym znalazło się aż dwóch rudowłosych dżentelmenów.

Dwóch ich było o włosach jak ogień
To wisiało w powietrzu
Któryś z nich musiał odejść
Epickiego starcia zabrakło
czyjaś dłoń skrytobójcza
poderżnęła Keleborna gardło

Armanth tu aż się prosiło o zabawę słowem

Amarantowe niebo, krwią zachodzące słońce
Armanacie, świat nie mógł Cię piękniej pożegnać

Idiomah, podobnie jak tutaj

Dziś odszedł od nas Idiom Ah
chciałbym wam to przetłumaczyć…

Cudo_Tyłeczek, to już niejednokrotnie zakopywana pratchettowa forumowiczka

Cmentarną alejką Cudo się przechadza
W listopadowym zmroku, myśli o tych co odeszli
Ponure grobowce wokół. Patrzy a tu leży Bacha
- Wróć- rzekła Cudo i nagle! Cuda!

Płytą zatrzęsło, gwieździste pęknięcie się rozeszło
Ręka bladosina, wzniosła się z głębiny
Za ręką wyłoniła się cała reszta i tylko Cudo
z tego wszystkiego ze strachu na zawał zeszła.

Abigail, kolejna osoba z forum pratchettowego

Zatrzymaj się na chwilę przechodniu, w tym listopadowym mroku
Czyjaś smutna dusza się tu błąka, zatrzymana w pół kroku
W drodze do zaświatów. Nie dotarła tam, zabrakło weny
Temu kto dla Abigail napisać miał treny
Teraz jej dusza nieszczęsna błąka się wśród żywych
Czekając na natchnienie u osób właściwych
A jak go zabraknie? Co wtedy?- spytacie?
Abigail zostanie z nami, a tchórzliwi posikają się w gacie!

  Jak zbiorę następne, to nie omieszkam wrzucić.

środa, 11 listopada 2015

Obietnica krwi

Autor: Brian McClellan
Tytul oryginału: The Powder Trilogy: Promise of Blood
Tłumaczenie: Maciej Nowak-Kreyer, Dominika Repeczko
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2015
Stron: 676

   „Obietnica krwi” to pierwszy tom „Trylogii Magów Prochowych” autorstwa Briana McClellana, debiutanckiego cyklu łączącego w sobie klasyczny świat magii i miecza z klimatem znanym z powieści płaszcza i szpady, gdzie szermiercze pojedynki są równie ważne, co walki przy pomocy broni palnej.

   Powoli poznajemy jego elementy bardzo dopracowanego uniwersum, począwszy od sytuacji politycznej, poprzez geografię, na mitologii i mistycyzmie skończywszy. Każdy z nich jest drobiazgowo dopracowany i, co ważne, spójny. Jest to świat, którego zgłębianie staje się ogromną przyjemnością, potrafi porwać czytelnika, tak że ten nie czuje nawet, kiedy to się stało. Nie spotkamy tu fantastycznych stworzeń czy nieludzkich ras, a jedynymi nadprzyrodzonymi pierwiastkami są Uprzywilejowani, Naznaczeni oraz Zdolni, czyli ludzie posiadający talent magiczny, prochowy, bądź wyjątkowo rozwiniętą umiejętność czyniącą z nich osoby ponadprzeciętne. W gronie Uprzywilejowanych znajdują się czarodzieje, klasycznie operujący mocami żywiołów za pomocą gestów i woli. Drugą grupę stanowią Prochowi Magowie, ludzie, którzy zyskują nadnaturalną moc dzięki prochowi strzelniczemu. Z tej przyczyny Naznaczeni stoją w opozycji do Uprzywilejowanych, budząc w nich niepokój, gdyż jest to jedyna substancja nie mająca swojej emanacji w Nieświecie, do którego zajrzeć mogą czarodzieje i magowie przy pomocy trzeciego oka. Ostatnią grupa jest najbardziej obszerna, gdyż Zdolni charakteryzują się rozmaitymi talentami, czasem jest to idealna pamięć, kiedy indziej brak potrzeby snu.

   Oprócz drobiazgowej kreacji świata, w powieści uwagę zwracają też dobrze przedstawieni bohaterowie. Nie znajdziemy tu czarnych i białych charakterów; wszystkie pierwszoplanowe postacie mają wady, a cele do jakich dążą ciężko nazwać w pełni szlachetnymi. Najważniejszym z nich wydaje się być Tamas, Marszałek Polny, którego poznajemy, gdy przeprowadza zamach stanu, obalając monarchię Adro. Jest Prochowym Magiem, więc wymordowanie wspierających króla Uprzywilejowanych ma dla niego również personalne znaczenie. Z jednej strony jest mężczyzną bezwzględnym, ponieważ nie okazuje uczuć nawet własnemu synowi, z drugiej strony, nie jest okrutnikiem, a każda z podjętych przez niego decyzji jest dokładnie przemyślana i stanowi wynik rachunku zysków i strat. Drugą postacią, której mamy okazję przyjrzeć się z bliska jest Adamat,  dawny śledczy, obecnie przyjmujący prywatne, detektywistyczne zlecania. Marszałek Tamas zatrudnia go do wyjaśnienia tajemnicy jaka otacza śmierć królewskiej kamaryli - grupy Uprzywilejowanych, towarzyszących zamordowanemu królowi. Detektyw jest konsekwentny w działaniach i lojalny wobec pracodawcy, choć jego wierność zostaje wystawiona na próbę, gdy docierają do niego wrogowie Adro. Ostatnią z postaci, której losy poznajemy nieco bliżej jest Taniel, syn i podwładny Tamasa, również należący do Prochowych Magów. Jego stosunki z ojcem nie należą do najłatwiejszych i młodzieniec na każdym kroku próbuje udowodnić, że wart jest ojcowskiego szacunku, wypatrując u niego choćby śladu uczucia.

   Fabuła książki skupiona jest głównie wokół stolicy Adro – Adopestu. To właśnie tutaj dochodzi do zamachu stanu, którego skutkiem jest między innymi masowa egzekucja szlachty. Autor bardzo dobrze oddał panującą w mieście atmosferę powiązaną z rewolucją. Uliczne zamieszki i tłum, niewiedzący co tak na dobrą sprawę się stało, za to zawsze dający się prowadzić temu, kto potrafi do niego przemówić, idealnie pasują do chaosu jaki nastąpił, gdy Tamas zburzył stary porządek świata znanego mieszkańcom Adopestu. Wydarzenia przestawione w powieści opisują skutki z jakimi musi się mierzyć nowa władza w Adro, gdzie uspokojenie nastrojów w stolicy jest tylko jednym z wielu problemów. Konflikt między Prochowymi Magami, a Uprzywilejowanymi, nadciągająca wojna z Kezem oraz tajemnica o wyraźnie mistycznym rodowodzie tylko potęgują problemy z jakimi zmierzyć musi się Marszałek Polny.

   Tempo akcji jest naprawdę dobre, w powieści dzieje się bardzo dużo, a mnogość poruszonych wątków sprawia, że od książki trudno się oderwać. Najciekawszym z nich jest skomplikowana sytuacja polityczna wymagająca umiejętnych rządów, zarówno w kontaktach z tłumem, jak i z wrogami i sojusznikami. Znajdziemy tu również dobrze przedstawione sceny walki, związane z oblężeniem Wierchowieńca – górskiej strażnicy na granicy Adro i Kezu. Nie natrafimy tu natomiast na wątki miłosne, bohaterowie wprawdzie przeżywają mniejsze, lub większe miłostki, jednak nie można powiedzieć, by temu uczuciu autor poświęcił wiele uwagi. Co ważne, szybkie tempo akcji i mnogość wydarzeń nie przytłacza, pozwalając cieszyć się poznawaniem przedstawionego świata.

   Książkę czyta się znakomicie, a bardzo przystępny, choć bogaty język sprawia, że trudno się od niej oderwać. Dialogi są żywe i barwne, a idealnie dobrane proporcje między nimi, a opisy sprawiają, że opowieść nie nuży i w pełni pozwala nacieszyć się kreacją uniwersum. Nie musimy się domyślać, co autor chciał czytelnikowi przekazać, ponieważ gdy jak tylko pojawiają się jakieś neologizmy, bądź specyficzne dla przedstawionego świata określenia od razu zostają wyjaśnione. Podobnie jest z przedstawieniem kolejnych szczegółów poznawanego uniwersów, a wszelkie niedopowiedzenia, na jakie natrafia czytelnik wynikają wprost z fabuły powieści i odkrywanych powoli intryg.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Insimilion.

wtorek, 10 listopada 2015

Listopad

   Dopada cię znienacka... 
   Nie masz pojęcia skąd się wziął, na próżno próbujesz dociec jego przyczyn. Przyszedł do ciebie, wraz z niebem zasnutym ołowianymi chmurami, z ostatnim liściem drgającym spazmatycznie na ogołoconej przez wiatr gałęzi. Czujesz go w zapachu deszczu, wilgoci przenikającej wszystko wokół. Słyszysz jego niemy krzyk w martwej ciszy zamglonego powietrza. Otacza cię zewsząd, przenika na wskroś. Czujesz jego zimne palce, błądzące po twoim ciele, w poszukiwaniu drogi dostępu do najskrytszych zakamarków duszy. Za nic ma sporadyczne przebłyski słońca, radosny uśmiech ostatniej kwitnącej stokrotki. Przytłacza, dobija, męczy. Gasi cały twój entuzjazm, wypala wszelkie chęci, niweczy twój optymizm. 

   A jednak jakaś część ciebie pragnie się w nim pogrążyć, oddać mu się we władanie.To takie proste! Nie myśleć o niczym, zaszyć się w ponurym półmroku, patrzeć na bezlistne konary na tle ciemnoszarego nieba. I nagle czujesz, że nie ma już nic więcej.Tylko ten wszechogarniający mrok, dźwięk spadających kropel deszczu. Wiatr przetacza wokół brunatne liście, po ich barwnym korowodzie zostało jedynie odległe, wyblakłe wspomnienie. Zatarły się w pamięci ich żywe kolory, całe ich piękno.

   Kolejna, ciemna, bezsenna noc, szum opadających za oknem kropel, nie koi jak zawsze, nie tuli do snu, choć tak bardzo pragniesz zasnąć. Na zawsze? Na horyzoncie widzisz krwistą tarczę wschodzącego słońca, jednak nawet ta czerwień nie budzi niepokoju. Zdaje się, że zatracasz w sobie wszelką zdolność odczuwania, obojętniejesz.

   A przecież dobrze wiesz, że on minie! Nie będzie z tobą na wieki. Odejdzie. Jest tylko krótką chwilą, nie powinien przysłaniać ci całego świata! A jednak to robi. Tłamsi cię jak zbyt gruby koc, spod którego nie potrafisz się wygrzebać. Zabiera całe ciepło, mrozi wszelkie życie. Wypala wszystkie chęci. Pogrążasz się w apatii, to takie proste. Nie czujesz już nic. Jest tylko on.

   Listopadowy smutek

Nie taki smok straszny

Autor: Agnieszka Urbańska
Ilustracje: Karina Jaźwińska
Wydawnictwo: Skrzat
Rok wydania: 2015
Stron: 60

   Zachęcenie początkującego czytelnika do książki jest bardzo trudno. Nie ma tu efektów dźwiękowych, czy dynamicznie zmieniających się obrazów, są litery, które mozolnie trzeba składać w słowa, a słowa w pełne zdania. By ułatwić dziecku nabycie biegłości w sztuce czytania, powstała cała seria książeczek, przeznaczonych właśnie dla tych, którzy dopiero odkrywają magię zaklętą w słowach.

   Grześ pewnego poranka znalazł na balkonie smoka, zwierzątko dopiero co się wykluło a, że wyglądało na głodne i niepocieszone, postanowił je przygarnąć. Mały Cudok wywarł ogromny wpływ na chłopca oraz otaczających go ludzi. Smoczątko jest dla nich pretekstem do wprowadzenia pozytywnych zmian w życiu, to dzięki niemu Grześ postanawia jeść nieco zdrowiem, a starsza pani z sąsiedzka przygarnia psa i kota, by pokonać samotność.

   Chłopiec jest typowym kilkulatkiem, z ogromnym zasobem szalonych pomysłów, które realizuje przy pomocy dwóch najlepszych kolegów. Posiada również sporo empatii, rozumie tęsknotę smoka za rodzicami i choć jego przyjaźń jest dla niego cenna, nie czuje żalu, gdy Cudok go opuszcza. Grześ potrafi wyciągać wnioski i gdy zdarza mu się postąpić głupio, wyciąga z tego nauczkę.

   Ciekawie została zaprezentowana różnica w postrzeganiu świata przez dzieci i dorosłych. Z pośród tych drugich, jedna tylko sąsiadka, starsza samotna pani widziała w Cudoku smoka, a nie super nowoczesną zabawkę. Zajęci i zapracowani rodzice chłopca do końca nie podejrzewali, że pod ich dachem mieszka smoczątko.

   Książka została napisana bardzo przystępnym językiem, z użyciem prostych, pospolitych słów, dzięki czemu bez problemu zrozumieją ją mali czytelnicy. Dobrze wyważone proporcje między dialogami a opisami przygód chłopca sprawiają, że opowieść o ich przygodach czyta się płynnie. Poszczególne historyjki przyciągają uwagę i wywołują emocje u dziecka, tym samym ucząc je empatii.

   Strona graficzna książeczki jest dość przeciętna, choć przyjemna dla oka. Kolorowych i dość prostych ilustracji jest niewiele i w większości wypadków nie zajmują zbyt dużo miejsca. Co ważne, nie przesłaniają tekstu i nie rozpraszają czytającego. Duża, czytelna czcionka pozbawiona zbędnych ozdobników sprawia, że dziecko bez problemu może przeczytać tę opowieść.

   Jest to warta uwagi pozycja przeznaczona dla małego czytelnika. Historia krótkiej przyjaźni między smokiem a chłopcem wciąga, a umiejętnie dobrane słowa sprawiają, iż dziecko bez większego problemu wyobrazi sobie, że na jego balkonie też może wylądować smok. Co niezmiernie ważne, książeczka ta nie tylko zachęca młodego czytelnika do samodzielnej lektury, ale również wzbudza w nim odpowiednie emocje, zmuszając je do myślenia i rozmowy o przeczytanej historii.


Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

piątek, 6 listopada 2015

Ogłoszenie!

  Moi drodzy Czytelnicy i Czytelniczki, a także Wy wszyscy przechodnie, co zawitaliście tu tylko na chwilę. Śpieszę do Was z ważnym ogłoszeniem.

   Portal Insimilion poszukuje recenzentów i redaktorów chętnych do współpracy!

   Insimilion to przede wszystkim miejsce zrzeszające miłośników fantastyki i gier, zarówno tych komputerowych jak i tych bez prądu. Tworzymy grupę pasjonatów, którzy lubią dzielić się  swoimi wrażeniami z innymi. Nie poszukujemy profesjonalistów, a jedynie osoby, które z przyjemnością pomogą nam tworzyć coś pięknego,  nasze miejsce w sieci, zrzeszające osoby o podobnych zainteresowaniach.

  Jeśli więc masz ochotę być jednym z nas, zapraszam do kontaktu pod adresem: b.sulkowska@insi.pl

czwartek, 5 listopada 2015

Moje ciało należy do mnie!

Autorzy: Gurdun Ditrich, Ursula Hagedorn, Martina Neukirch-Selbert
Tytuł oryginału: Mein Kopper gehort mir!
Tłumaczenie: Mirosława Sobolewska
Ilustracje: Dagmar Geisler
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2015
Stron: 32

   Niektóre książki pisane są z myślą o przekazaniu szerszemu gronu odbiorców konkretnej myśli, ściśle sprecyzowanej idei. Gdy są to publikacje przeznaczone dla najmłodszych a głównym ich celem jest przedstawienie trudnych zagadnień, ciężko przejść obok takiej pozycji obojętnie. „Moje ciało należy do mnie” to właśnie jedna z takich zaangażowanych książek, której głównym celem jest przekazanie dzieciom kto i kiedy może je dotykać.

   Bohaterką książki jest Klara. Kilkuletnia dziewczynka opowiada nam o swoim ciele i o tym, w jakich okolicznościach inni je dotykają. Czasem dotyk jest przyjemny, kiedy indziej wręcz przeciwnie. Klara wprost daje wyraz temu, kiedy wyraża na to zgodę, a kiedy jej się to nie podoba, tłumaczy, że gdy nie ma ochoty, by ktoś ją dotykał, to wszyscy powinni to uszanować.

   Publikację urozmaicają kolorowe, czytelne w przekazie ilustracje, które z pewnością przyciągną uwagę dziecka. Nie znajdziemy tu żadnych drastycznych scen, przekaz skupiony jest na ukazaniu, że nawet tam, gdzie na pozór nie widać problemu, on może się pojawić. Celem tej książki jest przede wszystkim uświadomienie dziecku, że są granice, w których może ono pozwolić się dotykać. Te granice powinny być nieprzekraczalne, a gdy ktoś je naruszy, młody człowiek nie powinien mieć oporów, by porozmawiać o tym z najbliższą osobą.

   Językowo książeczka nie zachwyca, uwagi o dotykaniu przekazane przez Klarę mają postać kilku prostych zdań. Można uznać to za wadę publikacji, jednak znacznie ważniejsza od formy jest przekazana w niej treść, a ta zyskuje na czytelności, gdy przekazana zostaje w prosty i nieskomplikowany sposób.

   Podsumowując, jest to ważna pozycja wśród literatury dziecięcej i uważam, że takie książki są potrzebne, nawet jeśli nie zachwycają formą. Treść w niej zawarta jest na tyle ważna, że można przymknąć oko na niedoskonałość warstwy literackiej. Ta publikacja może być bardzo dobrym początkiem do trudne rozmowy z dzieckiem, o tym jak daleko inni mogą się wobec niego posunąć. Z pewnością stanowić będzie ułatwienie dla rodziców, którym często brakuje pomysłu, jak poruszyć ważny temat poszanowania dla własnej osoby. Dlatego gorąco polecam ją zarówno rodzicom, jak i wychowawcom wczesnoszkolnym.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Pieśń kwarkostwora

Autor: Jasper Fforde
Tytuł oryginału: The song of the Quarkbeast
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Rok wydania: 2015
Stron: 320

   Jasper Fforde jest jednym z autorów, na których twórczość sir Terry'ego Pratchetta  odcisnęła silne piętno i on sam się z tym nie kryje. Wyraźnie widać to w cyklu poświęconym Jennifer Strange, a  jego drugim tomem jest „Pieśń kwarkostwora”. Po wydarzeniach, jakie miały miejsce w „Ostatnim smokobójcy” panna Strange zmuszona jest porzucić okazyjnie przyjętą rolę łowcy smoków i powrócić do codziennych zajęć menadżera magicznej braci domu Kazam.

   Przedstawione w powieści uniwersum mocno przypomina Wyspy Brytyjskie. Zjednoczone Królestwa to szereg niewielkich państewek, z których najważniejszym w powieści jest to rządzone przez króla Snodda. Fantastyczny element przedstawionego uniwersum znajdziemy w postaciach magów i ich czarach oraz w opisywanych stworzeniach, będących skutkiem niegdysiejszych zabaw czarodziejów. Jednym z gatunków takich bestii są kwarkostwory, nieco przerażające zwierzęta przypominające małe, krępe dinozaury o ogromnych tytanowych zębach, wielkich pazurach i nieposkromionym apetycie na metal. Są to stworzenia, których na świecie zawsze jest ściśle ograniczona ilość, a powstają za pomocą magii na skutek wydzielenia z jednego kwarkostwora osobnika odwrotnego. Jest to proces o tyle niebezpieczny, że jeżeli oba zwierzęta nie zostaną odseparowane w przeciągu tysiąca sekund, dojdzie do ich ponownego połączenia, któremu towarzyszyć będzie uwolnienie ogromnych zasobów energii. To właśnie wtedy można usłyszeć pieśń kwarkostworów, jednak mało kto ma okazję przeżyć jej wysłuchanie.

   W państwie króla Snodda znajduje się dom magiczny Kazam oraz konkurencyjna spółka iMagia. Oba przedsiębiorstwa przeżywają renesans, ponieważ po zgładzeniu smoka magia znów zaczyna się pojawiać w większych ilościach. Czarodzieje dostają coraz bardziej prestiżowe zlecenia, choć nadal daleko im do wielkich czynów znanych z przeszłości. Tak jest do czasu, aż oba domy magii stają w pojedynku, którego stawką jest odbudowa starego, dawno zburzonego mostu. Na pozór zadanie wydaje się dość łatwe dla podopiecznych Jennifer, gdyż nie dość, że mają przewagę liczebną nad konkurencją, to jeszcze zdecydowanie przewyższają ich umiejętnościami, jednak świeżo mianowany Nadwornym Mistykiem Blix Wszechmogący, przewodniczący iMagii, nie zamierza się poddać.

   Główną bohaterką opowieści jest Jennifer Strange, szesnastoletnia dziewczyna, na której barkach spoczywa odpowiedzialność za grupę emerytowanych magów zamieszkujących Wieże Zambiniego. Ponadto, musi organizować zatrudnienie aktualnie pracującym dla Kazam magom, gdyż tak prozaiczne czynności jak szukanie zleceń zdecydowanie ich przerastają. Do pomocy ma jedynie dwunastoletniego Tygrysa, który w przyszłości ma przejąć obowiązki. Gdy Jennifer zmuszona jest przyjąć wyzwanie, na jej barkach zaczyna ciążyć również odpowiedzialność za to, czym magia będzie w przyszłości. Czy pozostanie niezależną siłą, czy będzie służyć władzy i pieniądzom. Z powodu tak wielu obowiązków panna Strange nie ma czasu na to, by być zwyczajną szesnastolatką, a kolejno następujące wydarzenia tylko wzmagają presję, jakiej jest poddana. Dziewczyna jednak twardo stawia czoła napotkanym trudnościom i znajduje w sobie siłę, by nie złamać zasad, które wpoił jej Wielki Zambini zanim zniknął w nieskończonej pętli teleportacji.

   Antagonista przedstawiony w powieści to  nieco śliski i bardzo nieprzyjemny typ. Pozbawiony zasad i żądny władzy Blix Wszechmogący, nie zważając na konwenanse rządzące społecznością magów, zrobi wszystko, by osiągnąć swój cel. Z trudem maskując prawdziwe emocje, sukcesywnie dąży do realizacji własnych zamierzeń za nic mają walkę fair play. Z czasem okazuje się, że motywy nim kierujące są nieco bardziej skomplikowane niż może się wydawać na pierwszy rzut oka, a jego plany okazują się prawdziwie diaboliczne.

   Na uwagę zasługuje język, jakim napisana jest powieść, tu najlepiej widać, że sir Terry Pratchett inspiruje Jaspera Fforde. Autor często w zabawny sposób porusza nawet najbardziej poważne czy nieprzyjemne tematy. Swoim postaciom daje zaskakujące, ale i jednoznacznie ich definiujące przydomki, jak np. Bezużyteczny Brat Króla. Nie natrafimy tu na wulgaryzmy, seks czy epatowanie przemocą, jednak z wielu wydarzeń wyłania się okrucieństwo bohaterów oraz brutalność przedstawionego świata. Poprowadzenie narracji z perspektywy Jennifer sprawia, że na wydarzenia patrzymy jej oczami i są one okraszone jej, często ironicznym, komentarzem. Nie można nie wspomnieć również o przypisach, które jeszcze dokładniej definiują przedstawione uniwersum, gdyż zawarto w nim dodatkowe uwagi dotyczące jego historii i wierzeń. W książce idealnie wyważono szybko postępującą akcję z opisami ciekawego świata, w jakim rozgrywają się wydarzenia, dzięki czemu powieść ani nie nudzi, ani nie sprawia wrażenia, że bohaterowie zawieszeni są w próżni, a tło ich poczynań nie ma znaczenia.

   Bardzo przyjemnie spędziłam czas na lekturze tej powieści; dynamicznie rozwijająca się akcja nie pozwoliła na nudę, a sposób przedstawienia świata niejednokrotnie wywoływał uśmiech. Niebanalni bohaterowie przyciągają uwagę, a intryga w jaką są uwikłani zaskakuje zakończeniem. Wprawdzie z założenia jest to literatura młodzieżowa o czym świadczy choćby młody wiek bohaterki stawiającej czoła dorosłemu antagoniście, jednak w niczym nie umniejsza to przyjemności jaką nieco starszy czytelnik może znaleźć w tej lekturze.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Insimilion.