piątek, 26 czerwca 2015

W krainie Czarnoksiężnika Oza

Autor: Lyman Frank Baum
Tytuł oryginału: The marvelous land of Oz
Cykl: Kraina Oz. Tom II
Tłumaczenie: Stefania Wortman
Ilustracje: Krzysztof Krawiec
Wydawnictwo: Bellona
Rok wydania: 2013
Stron: 190

   Jest to, po „Czarnoksiężniku ze Szmaragdowego Grodu”, drugie spotkanie z Krainą Oz i bohaterami ją zamieszkującymi. Wprawdzie Dorota wróciła do siebie, jednak pozostali bohaterowie, których mieliśmy okazję poznać w pierwszym tomie dalej przebywają w uniwersum z takim pietyzmem stworzonym przez autora.

   Lekturę rozpoczynamy poznając nowego bohatera- Tipa, chłopca mieszkającego w Krainie Gilinków, którym opiekuje się wiedźma- Stara Ognicha. Chłopiec nie jest zadowolony z opieki, gdyż czarownica wykorzystuje go do najcięższych prac. Gdy pewnego dnia wiedźma wybiera się do miasta, Tip postanawia zrobić jej kawał i tworzy z patyków, ubrań oraz dyni człekopodobną postać, następnie ustawia ją na drodze, jaką będzie wracać jego opiekunka. Czarownica napotkawszy przedziwną postać postanawia sprawdzić na niej działania zakupionego właśnie proszku ożywiającego nieożywione. I w ten sposób Kubuś Dyniogłowy zostaje powołany do życia.

   W tym samym czasie na Szmaragdowy Gród zarządzany przez Stracha na wróble maszeruje oddział złożony z dziewcząt uzbrojonych w szpilki do włosów. Przewodzi im generał Dendera, która ma zamiar zająć Szmaragdowy Gród i dobrać się do zgromadzonych w nim klejnotów. Strachowi na wróble udaje się umknąć przed żądną jego słomy Denderą. Wyrusza na zachód szukać wsparcia u swego przyjaciela- Blaszanego Drwala.

   Świat Krainy Oz, to w dalszym ciągu pełne niespodzianek i niesamowitych stworzeń dobrze wykreowane uniwersum. Przestrzeń, gdzie zwyczajność miesza się z niezwykłym a magia wkrada się w codzienność. Jednak to nie czarodziejskie zdolności są najważniejsze, znacznie większe znaczenia ma spryt i dobre serce. I choć w tej części możemy zwiedzić tylko niewielki fragment tego pasjonującego świata, jednak w dalszym ciągu nawet to wystarcza, by w pełni wyobrazić sobie, jak mogą wyglądać krainy, przez które przemieszczają się bohaterowie opowieści.

   W tym tomie spotkamy ponownie starych znajomych. Stracha na wróble obdarzonego rozumem, oraz Blaszanego Drwala z nowym sercem od Czarnoksiężnika Oza. Ponadto mamy okazję poznać zupełnie nowe postacie, niezbyt rozumnego Kubusia, którego wielkim zmartwieniem jest możliwość, że jego głowa z dyni może się zepsuć, drewnianego konia, o nieco sztywnym chodzie oraz Wszechstronnie Wykształconego i Wielce Powiększonego Pluskwiaka Wtyka. Każdy z bohaterów obdarzony został jakąś cechą charakterystyczną. Tip jest lekko niefrasobliwy, Kubuś szalenie przejęty własną osobą, koń bywa złośliwy, a Wtyk Straszny lubi się wymądrzać, czym drażni otoczenie. Relacje między tak różnorodnymi postaciami nie należą do najłatwiejszych, jednak bohaterowie zawsze potrafią się porozumieć i nie ma między nimi większych kłótni.

   Książka jest napisana bardzo przystępnym językiem i okraszona została pięknymi, barwnymi ilustracjami, które tym bardziej przyciągną uwagę i pobudzą wyobraźnię młodego czytelnika. Znajdziemy w niej również niejedną życiową mądrość, przemyconą w dość dyskretny sposób, bez zbędnego moralizatorstwa. Zdecydowanie polecam tę książkę wszystkim dzieciom oraz tym, którzy lubią wrócić do lat dziecinnych.

wtorek, 23 czerwca 2015

Na ustach grzechu

Autor: Magdalena Samozwaniec
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania:2012
Stron: 120

   Magdalena Samozwaniec, pierwsza dama polskiej satyry debiutowała właśnie tą powieścią. Po początkowych trudnościach, na jakie natrafiła, gdy nikt nie chciał wydać tej książki, znalazła wsparcie u rodziny, gdyż to ojciec sfinansował debiut córki. Powieść dość szybko podbiła rynek stając się literackim przebojem.

   Fabuła książki opiera się na opisaniu miłosnych perypetii przystojnego, lecz zubożałego hrabiego Kotowicza i młodej Steńki Doryckiej. Na przeszkodzie uczuciom dwojga młodych stają ich rodziny. Matka hrabiego postanawia ożenić go z bogatą baronówną Śwydrypałjo, natomiast Steńka wydana zostaje za hrabiego Dolarego Chłapskiego. Ale czy tak banalne trudności są w stanie ukrócić prawdziwą miłość?

   Postacie przedstawione przez autorkę są bardzo jednowymiarowe. Nie znajdziemy w nich głębi, wewnętrznych rozterek, często nawet na próżno szukać w nich jakichś myśli. Kierują się instynktem oraz bezrefleksyjnie poddają urokowi chwili. Dotyczy to zarówno dwójki głównych bohaterów, jak i ledwie zarysowanych postaci drugoplanowych, o których niewiele więcej można stwierdzić ponadto, że są.

   Cała opowieść dość luźno nawiązuje do książki Heleny Mniszkówny „Trędowata”, zresztą Magdalena Samozwaniec planowała zatytułować ją „Ospowata”, lecz za namową Tadeusza Boya – Żeleńskiego zmieniła swój zamiar. W ogólnym zamyśle jest wykwintną parodią romansowych powieści, jakie królowały wśród społeczeństwa dwudziestolecia międzywojennego i którymi namiętnie zaczytywały się współczesne autorce kobiety. Do bólu naiwna historia hrabiego i Steńki to dopiero przedsmak głębi satyry, jaka wyszła spod pióra młodszej córki Wojciecha Kossaka.

   Prawdziwą perłą w tej powieści jest język, bezlitośnie naśladujący napuszony styl, pełen rozwlekłych, często oderwanych od rzeczywistości metafor, jakim charakteryzują się dzieła Heleny Mniszkówny. Wiele zdań misternie skleconych przez Magdalenę Samozwaniec na stałe weszło do kanonu polskich aforyzmów. Często znaleźć możemy perełki, takie jak „ Stefania zapłoniła się aż po białka, a nawet żółtka swoich oczu”, które sprawiają, że lektura jest tym przyjemniejsza i nie sposób nie śmiać się w trakcie lektury.

   Jest to króciutka książka, ale niezmiernie esencjonalna, idealnie szydzi z banalnych romansów, które często charakteryzują się szalenie kwiecistym językiem. Czas natomiast pokazał, że taki styl pisania do dziś ma wielu naśladowców, a niskiej jakości literatura rozrywkowa ma się nad wyraz dobrze. Każdy, kto choć raz zetknął się z tego typu powieściami powinien sięgnąć również po „Na ustach grzechu”. Zresztą jest to pozycja, którą z czystym sercem mogę polecić każdemu miłośnikowi literatury, jeśli tylko ma poczucie humoru i potrafi docenić zabawę językiem.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Złota Ryba

Autor: Jose Freches
Tytuł oryginału: Le disque de jade II, poisson d'or
Cykl: Talizman z nefrytu: Tom II
Tłumaczenie: Wiktoria Melech
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2005
Stron: 432

   Gdy około pół roku temu sięgnęłam po pierwszy tom trylogii „Talizman z nefrytu”, nie spodziewałam się, że za lekturę kolejnej części zabiorę się aż tak późno. Tym bardziej, że początek historii był na tyle interesujący, iż z wielką chęcią spotkałam się ponownie z poznanymi w niej bohaterami i poczułam atmosferę Chin w trzecim wieku przed naszą erą.

   „Niebiańskie konie”, czyli pierwszy tom trylogii zakończył się śmiercią króla Qin- Anguo i wprowadzaniem na tron jego syna Yirena, z wielkim poświęceniem odbitego z roli zakładnika w państwie Zhao. Przy wprowadzeniu na tron Yirena ogromną rolę odegrał Lu Buwei, a jego kochanka Zhaoji została żoną nowego króla. Była tancerka wkrótce urodziła następcę tronu i tylko nieliczni wiedzieli, że nie jest on potomkiem królewskiego rodu. Lu Buwei miał zamiar odzyskać syna, podmieniając go na chłopca, którego kazał porwać w dalekich, południowych prowincjach, jednak przeszkodził mu w tym zbieg okoliczności i znamiona, jakimi obdarzeni byli obaj chłopcy. Rozczarowany kupiec wziął pod swoje skrzydła dziecko i nadał mu imię Złotej Ryby.

   Yiren okazał się nieudolnym władcą, a jego głównym zajęciem były polowania. Dzięki temu całość realnie sprawowanej władzy spoczywała w rękach pierwszego ministra- Lu Buweia. On jednak osiągnąwszy cel, do którego dążył, odkąd odnalazł nefrytowy talizman, nie potrafił się nim w pełni cieszyć. Za jego plecami swoje intrygi snuł Li Si, wicekanclerz o wielkich ambicjach i ogromnym zamiłowaniu do prawa. Nie mogąc pogodzić się z władzą, jaką posiada były handlarz końmi, prowadził kolejne działania, mające osłabić władzę pierwszego ministra.

   O ile w pierwszym tomie zdecydowanie wyróżniały się postacie kobiece, tak tu ich znaczenie znacznie spadło. Zarówno Huayang, jak i Zhaoji zeszły na drugi plan opowieści. Fabuła skupia się na postaci Zhenga- następcy tronu, wychowywanego wraz ze Złotą Rybą, drugą pierwszoplanowym bohaterem. Obaj chłopcy są diametralnie różni, pierwszy z nich podobnie, jak Li Si jest wielkim miłośnikiem rządów prawa, drugi wszechstronnie utalentowany, niejednokrotnie zdobywał przewagę nad swym królewskim towarzyszem zabaw, czym budził jego zawiść. Gdy wieku trzynastu lat Zheng przejął rządy po ojcu, na tronie państwa Qin pojawił się człowiek o nieograniczonych ambicjach, wynikających z kompleksów. Jego zamiłowanie do rządów silnej ręki, sprawiło, że Lu Buwei zaczął być przeszkodą, co skutecznie wykorzystał Li Si.

   Lektura tego tomu była równie przyjemna, jak poprzedniego. Ponownie mamy okazję zagłębić się w sieci pałacowych intryg, gdzie każdy ma ukryte motywy i każdy dąży, jeśli nie do zwiększenia swojego znaczenia, to chociażby do utrzymania się przy władzy. Ze względu na pewne odsunięcie z pierwszego planu postaci kobiecych mniej jest tu scen erotycznych, których w „Niebiańskich koniach” było znacznie więcej. W ich opisie ponownie mamy do czynienia z typowo dalekowschodnią terminologią i swobodnym podejściem do łóżkowych zabaw. W książce znajdziemy też sporo mistycyzmu, począwszy od magicznych właściwości nefrytowego, gwieździstego bi, poprzez taoistyczne praktyki, czy obrzędy odprawiane przez Głęboką Dolinę, babkę Wiosennej róży, córki Li Si.

   Złota Ryba” jest dobrą kontynuacją swojej poprzedniczki, skupienie się na innych, nowo wprowadzonych, postaciach dało wrażenie świeżości, tym większej, że akcja przestała ograniczać się do stolicy państwa Qin. Z czystym sercem mogę polecić ten tom, jak i poprzedni miłośnikom orientalnych klimatów i tym wszystkim, którzy cenią dworskie rozgrywki. Przede mną lektura ostatniego tomu i mam nadzieję, że nie przyjdzie mi czekać na nią aż tak długo, gdyż apetyt na poznanie dalszych losów bohaterów mam ogromny.

sobota, 20 czerwca 2015

Polgara czarodziejka

Autor: David Eddings, Leigh Eddings
Tytuł oryginału: Polgara the Sorceress
Tłumaczenie:Maria Duch
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 1999
Stron: 686

   To ostatnia z książek uzupełniających najsłynniejszy cykl Davida Eddingsa: „Belgariadę”. Obok pięciotomowej serii „Malloreon” i powieści „Belgarath czarodziej”, wydanej w Polsce w trzech częściach historię przedstawionego uniwersum dopełnia opowieść snuta przez Polgarę, córkę najstarszego człowieka w stworzonym przez autora świecie.

   Polgara wraz ze swą bliźniaczą siostrą urodziły się w momencie, gdy Belgarath wykradł Klejnot Aldura z Mallorei. Rozpoczął się czas proroctw, okres, w którym każda z przeciwstawnych Konieczności zamiast wprost przekazywać wskazówki odnośnie dalszego postępowania, jak miało to miejsce wcześniej, zaczęła przemawiać za pomocą obłąkanych szaleńców. Wszelkie zebrane przez obie strony konfliktu proroctwa wróżą kilka ważnych dla dziejów świata wydarzeń. Zgodnie z nimi, Torak nieraz spotka się z uczniami Aldura, a każda z konfrontacji przyniesie długotrwałe skutki.

   Ogólny zarys tego, co działo się przez siedem tysiącleci od stworzenia świata został bardzo dobrze przedstawiony w opowieści Belgaratha. Historia, jaką prezentuje nam Polgara jest uzupełnieniem wspomnień ojca. Poznajemy kulisy wydarzeń, w których bezpośrednio uczestniczyła umiłowana uczennica Aldura, jednocześnie znacznie lepiej zgłębiając jej charakter oraz motywy postępowania. Mamy okazję przyjrzeć się ogromnej roli, jaką odegrała w Arendii, dzięki której mianowano ją na księżną Erat. Swoje księstwo czarodziejka przez wieki przekształciła w Sendarię, jaką znamy z „Belgariady”. Jednak rola Polgary nie ograniczała się do Arednii i księstwa Erat, uczennica Aldura niejednokrotnie interweniowała również w innych rejonach świata, by w końcu, po wymordowaniu prawie całej królewskiej linii Rivy, skupić się na ochronie jego potomków. Podobnie jak opowieść snuta przez ojca, historia przedstawiona w książce kończy się wraz z przyjściem na świat Gariona, więc do samego końca wypełnia lukę w opowieści o losach Pogromcy Boga.

   Ta powieść to przede wszystkim pamiętnik Polgary, jej sposób prowadzenia narracji jest nieco bardziej frywolny od bardzo kronikarskiego stylu, w jakim przedstawiona jest historia Belgaratha. Często natrafimy na bezpośrednie zwroty do czytelników opowieści- jacy towarzyszyli Polgarze w jej wyprawach, a których zdążyliśmy poznać na kartach „Belgariady” i „Malloreonu”. Czarodziejka niejednokrotnie ujawnia motywy, jakie nią kierowały, mogliśmy się ich jedynie domyślać podczas lektury pozostałych powieści osadzonych w tym samym uniwersum. Dzięki temu księżna Erat przybiera nieco bardziej sympatyczne oblicze, choć nadal jej protekcjonalność oraz pewna doza arogancji może irytować.

   Jest to nie tyle kronika wydarzeń, co bardziej pamiętnik, czym znacząco różni się od tego, co Eddingsowie zaproponowali w książce „Belgarath czarodziej”, znajdziemy tu również znacznie więcej emocji, uczuć oraz prywatnych, niekiedy nawet bardzo, spraw narratorki. Polgara przez kolejne stulecia dojrzewa, by w końcu stać się tym, kogo mieliśmy okazję poznać na kartach „Pionka proroctwa”- powieści otwierającej Belgariadę.

   Była to dość przyjemna lektura, jednak zdecydowanie przeznaczona dla tych, którzy mają za sobą już wszystkie wcześniejsze opowieści dotyczące świata stworzonego przez Eddingsa za sobą. Powieść stanowi dobre uzupełnienie obu pięciotomowych cykli i powinna przypaść do gustu fanom autora. Nie polecam natomiast sięgania po tę książkę tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z pisarzem, będzie dla nich zbyt niejasna i ogólnikowa, a co więcej w znacznej mierze zdradzi najciekawsze wątki, z jakimi spotkać się można na kartach „Belgariady”, „Malloreonu” oraz „Belgaratha czarodzieja”.

środa, 17 czerwca 2015

Złota skóra

Autor: Carla Montero
Tytuł oryginału: La piel dorada
Tłumaczenie: Wojciech Charchalis
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2014
Stron: 372

   To trzecia powieść tej hiszpańskiej autorki, której pewien rozgłos przyniosła jej poprzednia książka „Szmaragdowa tablica”. Dla mnie było to pierwsze spotkanie z Carlą Montero i mimo początkowych wątpliwości, że będę mieć do czynienia z lekturą nieco nijaką, muszę zaliczyć je do udanych.

   Scenerią przedstawionych wydarzeń jest Wiedeń z początku XX wieku i w powieści znajdziemy bardzo dokładne opisy światka wiedeńskich artystów. Przez powieść przewijają się malarze, rzeźbiarze, mecenasi oraz co najważniejsze modelki, które mimo wątpliwej reputacji są chętnie witane w artystycznych kręgach. Na kartach książki mamy też okazję spotkać się z arystokracją, której głównym przedstawicielem jest Hugon von Ebenthal. A dzięki działalności głównej bohaterki, nieco tajemniczej Ines poznajemy również te mniej pociągające dzielnice, gdzie nędza walczy o lepsze z głodem.

   Historię poznajemy z perspektywy Karla Sehlackmana, detektywa, którego zadaniem jest przeprowadzenie śledztwa w sprawie brutalnego zamordowania jednej z modelek. Dla pochodzącego z mieszczańskich kręgów Karla, świat artystycznej bohemy jest czymś zupełnie nowym. Przepustką do niego staje się postać Hugona, z którym łączą detektywa więzy przyjaźni oraz typowo feudalna zależność, w jakiej pozostawali rodzice obojga. Na obu ogromne wrażenie wywarła Ines, modelka pasjonująca się fotografią, która dzięki swojemu życiowemu towarzyszowi, malarzowi Aldous stawia pierwsze kroki jako artystka.

   Sprawa brutalnych morderstw wstrząsa Wiedniem, dla Karla jest tym bardziej kłopotliwa, że wyraźnie wiąże się zarówno z Hugonem, jak i Ines. Detektyw jednak musi pozostać obojętnym wobec uroku, jaki wzbudziła w nim modelka oraz względem przyjaźni jaka łączy go z Hugo, gdyż tylko dzięki temu będzie w stanie odkryć, kto stoi za szeregiem brutalnych zabójstw, które zdają się mieć swoje korzenie w przeszłości.

   O ile rozwiązanie kryminalnej zagadki mnie zaskoczyło, o tyle zwieńczenie obyczajowych wątków powieści już nie. Czułam wręcz pewne zażenowanie, gdy po wyjaśnieniu, kto był sprawcą morderstw, losy pozostałych bohaterów ułożyły się najlepiej, jak tylko mogły. I nawet nie chodzi o to, że nie lubię szczęśliwych zakończeń, raczej o to, że rozwiązywanie wszystkich wątków w sposób najbardziej przewidywalny z możliwych uważam za lekkie pójście na łatwiznę.

   To co mnie nieco irytowało w książce, to wstawki pisane z perspektywy mordercy. Dokładnie ten sam zabieg zastosował Boris Akunin w powieści „Dekorator”, z którą od razu skojarzyłam tę lekturę, z powodu samego motywu zabójstw nawiązujących do postaci Kuby Rozpruwacza. W tych wstawkach mamy okazję przyjrzeć się zaburzonemu umysłowi mordercy i jego szalonemu sposobowi patrzenia na świat, jednak moim zdaniem książka nie straciłaby w ogóle, gdyby tych wtrąceń nie było.

   Zaskoczyło mnie, że jest to tak dobra powieść, spodziewałam się bardziej ckliwej lektury, z bohaterami bez wyrazu, a otrzymałam trzymającą w napięciu historię, na kartach której przewija się barwny korowód postaci z krwi i kości. Trudno też pominąć nieco feministyczny wątek, powiązany z tym, jak trudno artystkom było zdobyć sławę i być kimś więcej niż modelką, czy panią mecenas roztaczającą ochronne skrzydła nad początkującymi artystami.

   Zdecydowanie polecam tę książkę każdemu miłośnikowi historycznych kryminałów, bo chociaż wątek morderstw nie jest jedynym, który w niej znajdziemy, jednak stanowi główną oś fabularną powieści. Fani powieści historycznych również znajdą w niej coś dla siebie, podobnie jak wielbiciele romansów. Może nie jest to powieść wybitna, czy zmuszająca do myślenia, jednak jako lektura rozrywkowa sprawdza się idealnie.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Niespodzianka na 6 liter

Autor: Barbara Spychalska-Granica
Wydawnictwo: Zyska i S-ka
Rok wydania 2015
Stron: 376

   Niezbyt często sięgam po współczesne romanse, zdecydowanie wolę powieści, które lepiej pozwalają mi na oderwanie się od rzeczywistości, z jaką mam do czynienia na co dzień. Czasem jednak zdarza mi się sięgnąć po tego typu lekturę i w ten sposób trafiłam na debiutancką powieść Barbary Spychalskiej-Granicy.

   Bohaterką i jednocześnie narratorką opowieści jest Magda Zięba, około trzydziestoletnia rozwódka, ciężko pracująca w biurze projektowym swego starego znajomego. Jej jedynymi radościami w życiu, są spacery z suczką rasy bokser, okazjonalne zakupy oraz spotkania z przyjaciółmi. Gdy pewnego dnia przypadkiem spotyka Benedykta, nie podejrzewa nawet jak bardzo zmieni to jej codzienne, dość samotne życie.

   Książka charakteryzuję się typową dla romansu fabułą. Zwyczajna, szara codzienność zostaje zburzona przez spotkanie z kimś niezwykłym. Oczywiście w tym samym czasie da o sobie znać były mąż, który będzie próbował odnowić kontakty z bohaterką, co więcej jej przyjaciel i szef Andrzej, również nagle odkrywa, że Magda ma w jego życiu szczególne znaczenie. Zwrotów akcji znajdziemy tej powieści dość sporo, jednak nie mogę stwierdzić, by którykolwiek z nich mnie zaskoczył. Typowy schemat romansu jest tu wykorzystany w najdrobniejszych szczegółach, zburzona samotność, rozkwitająca nadzieja, rodzące się uczucie, trudność w podjęciu wyboru, zawiedzione zaufanie oraz rozterki wśród przyjaciół, to tylko część, tego co czeka czytelnika na kartach tej książki.

   Ponieważ to Magda opowiada swoją historię, jej charakterystykę poznajemy najlepiej, Jest kobietą skrzywdzoną przez nieudane małżeństwo, jednak wciąż nie wyzbytą nadziei i naiwności. Momentami zupełnie ślepa wobec tego co ją otacza, ma kłopoty by zrozumieć nawet to, co próbuje jej przekazać własny organizm. Teoretycznie bystra pracownica, bez której firmie ciężko byłoby się obejść w życiu osobistym i codziennych decyzjach cechuje ją krótkowzroczność i brak szerszej perspektywy, jest niedomyślna i ma problemy z oceną otaczających ją osób. Humor poprawia sobie kupując kolejne torebki, buty, apaszki, choć na dobrą sprawę wcale ich nie potrzebuje.

   Z pozostałych postaci z pewnością na wzmiankę zasługuje nieco tajemniczy Benedykt, który od początku historii przedstawiony jest w jak najlepszym świetle. Czytając między wierszami w domysłach Magdy, od razu możemy się domyślić czym się zajmuje, choć dla samej bohaterki do ostatnich chwil pozostało to tajemnicą. Kolejnym z mężczyzn pojawiających się wokół pani Zięby jest Andrzej, jej pracodawca i przyjaciel ze studiów, wraz z żoną Elżbietą stanowią paczkę dobrych znajomych, co nie przeszkadza mu po latach odkryć, że jednak Magda byłaby dla niego lepszą towarzyszką życia. Andrzej wydał mi się słabym człowiekiem, zdominowanym i uzależnionym finansowo od teścia, co wydało mi się absurdalne w świetle tego, że prowadzi biuro projektowe, współpracując z zagranicznymi kontrahentami. Jego żona Elżbieta jest typem wiernej i zawsze oddanej małżonki, której jedynym celem w życiu jest dbanie o siebie i pełny żołądek męża. Znudzona takim stanem rzeczy postanawia poszukać pracy, by ruszyć się z domu. Ostatnią z postaci, które przyjdzie nam spotkać jest Ewa, najlepsza przyjaciółka głównej bohaterki, szczęśliwa matka i żona, pozbawiona nadmiernych pretensji do świata, zawsze życzliwie służy pomocą, gdy tylko Magda jej potrzebuje.

   Językowo książka jest dość przeciętna, pomijając niezmiernie irytującą manierę narratorki, do nazywania swojej suczki „psią”. Narracja poprowadzona jest płynnie i dość wartko, nie znajdziemy tu jednak nic, co stylistycznie mogłoby zachwycić czytelnika. Bohaterowie zostali zarysowani powierzchownie a ich kreacja również nie jest nadzwyczajna. Wobec żadnego z nich nie poczułam nawet odrobiny sympatii, ciężko również powiedzieć, by ich charaktery zachwycały, o poszukiwaniu jakiejkolwiek głębi można zupełnie zapomnieć.

   Mimo wszystko spędziłam przy tej książki kilka przyjemnych chwil i chociaż mnie nie zachwyciła, to nie mogę stwierdzić, by budziła moją niechęć, bądź irytację. Jest typową przedstawicielką gatunku i choć można by jej zarzucić, że powinna bardziej wzruszyć, albo wzbudzić jakieś cieplejsze uczucia, jednak myślę, że miłośnikom tego typu lektur powinna sprawić sporą przyjemnością.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

niedziela, 14 czerwca 2015

Pepe i spółka. Znowu na tropie

Autor: Jean-Philippe Arrou-Vignod
Tytuł oryginału: Enquete au college. Integrale 2
Cykl: Pepe i spółka- Tom II
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2014
Stron: 354

   Książki dla młodzieży bywają rozmaite, jednak większość z nich skupia się na jednym, bądź kilkorgu charakterystycznych bohaterach, którzy zdominują całą opowieść. Tego typu powieścią, jest również „Pepe i spółka znowu na tropie”, w której rolę główną gra trio postaci, z tytułowym Pepe na czele. Co od pierwszej chwili mi się spodobało, nie jest to książka dedykowana którejkolwiek płci i podejrzewam, że równie chętnie sięgną po nią dziewczęta i chłopcy.

   Historię rozpoczyna wydarzenie cieszące większość uczniów- koniec roku szkolnego, jednak dla Matyldy, Remiego i Pepe nie jest to aż tak pasjonująca perspektywa. Wraz z wakacjami nadciąga nuda, a to stan, który ciężko znieść trójce żywiołowych nastolatków. Na szczęście dla Matyldy i Remiego jest wśród nich Pepe, który zawsze ma nadmiar pomysłów i to właśnie dzięki niemu paczka przyjaciół przeżyje niejedną pasjonującą historię.

   Trójka bohaterów to uczniowie piątej klasy, połączyło ich zamiłowanie do przygód oraz przyjaźń, dzięki której bez większych problemów radzą sobie z różnicami w charakterach. A te są dość wyraźne, wyważona i w miarę spokojna Matylda lubi czasem poczuć dreszczyk emocji a jako jedyna dziewczyna w grupie ma czasem typowo dziewczęce zachcianki. Remi, stonowany i nieco tchórzliwy chłopiec, stara się być ostrożny, jednak nie ma żadnych problemów by przełamać strach, gdy chodzi o przyjaciół. Pepe jest z nich wszystkich najbardziej wyrazistą postacią, młodszy od kolegów z klasy, prymus o ogromnym poczuciu własnej wartości i z przekonaniem o swej intelektualnej wyższości nad resztą. Z drugiej strony jest nieopanowanym żarłokiem, dla którego pokusy podniebienia są niezmiernie ważne. Wszyscy troje zostali tak dobrani, by każdy czytelnik znalazł swojego ulubieńca.

   W książce znajdziemy trzy opowieści, kolejne intrygi prowadzą nas po zamkach nad brzegami Loary, w ponurym grodzie nad jeziorem Loch Ness, aż w końcu bohaterowie znajdą się w równie malowniczej i nieco strasznej warowni nieopodal szkoły do której uczęszczają. Historie opowiedziane najpierw przez Matyldę, następnie przez Remiego są pełne nagłych zwrotów akcji i zaskakujących wydarzeń, choć, niestety, dość mocno oderwane od rzeczywistości. Tempo każdej z nich nie pozwala nudzić się w trakcie lektury, a fabuła odpowiednio trzyma w napięciu, by z niecierpliwością wypatrywać rozwiązania zagadki.

   Powieść czyta się bardzo dobrze, wystarczająco mocno przykuwa uwagę, nie pozwalając się oderwać, a liczne ilustracje sprawią, że młody czytelnik nie będzie czuł się przytłoczony jednorodną masą tekstu. Język książki jest niewymagający, ale bardzo płynny, co również ułatwia lekturę. Klimatem zaś przypomniała mi nieco moje ulubione pozycje z dzieciństwa, takie jak „Szatan z siódmej klasy”, czy „Wakacje z duchami”, choć w tej opowieści nieco przeszkadzał mi brak realizmu. Sprawił, że wiadomym było iż jest to tylko wyimaginowana historia i czytelnik nie ma najmniejszych szans na przeżycie takowej.

   Uważam tę powieść za naprawdę dobrą propozycję dla młodego czytelnika. Jest zabawna i wciągająca, a trójka niebanalnych bohaterów bez problemu zdobędzie sympatię. Okraszona tajemnicą fabuła powinna przyciągnąć czytelników obojga płci i dlatego polecam ją każdemu dziecku między dziesiątym a czternastym rokiem życia.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

sobota, 13 czerwca 2015

Dyskretny bohater

Autor: Mario Vargas Llosa
Tytuł oryginału: El heroe discreto
Tłumaczenie: Marzena Chrobak
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2014
Stron: 380

   To moje drugie spotkanie z tym peruwiańskim autorem i laureatem nagrody Nobla. Po niezbyt łatwej, ale i pasjonującej, lekturze powieści „Pantaleon i wizytantki”, która przede wszystkim zaskoczyła formą, postanowiłam dać pisarzowi drugą szansę i sięgnęłam po „Dyskretnego bohatera”. Zresztą literatura iberoamerykańska zawsze mnie pociągała swą egzotyką i specyficznym spojrzeniem na świat.

   W powieści przeplatają się dwa wątki, jeden zakorzeniony w Limie opowiedziany z perspektywy don Rigoberta, wiernego przyjaciela Ismaela Carrery, właściciela największej peruwiańskiej firmy ubezpieczeniowej. Drugi wątek osadzony jest w Piurze, niewielkim, otoczonym pustynią, mieście na północy kraju, a jego narratorem jest Felicito Yanaque, właściciel dobrze prosperującej firmy transportowej. Autor w bardzo barwny i sugestywny sposób opisuje oba miasta, choć zdecydowanie lepiej przyjdzie nam poznać prowincjonalną Piurę.

   Blisko osiemdziesięcioletni Ismael Carrera, który ma wszystko, z wyjątkiem godnych dziedziców majątku, postanawia się ożenić, z prawie czterdzieści lat młodszą służącą. Związek ten wywołał ogromny skandal, tym większy, że dwoje synów Ismaela nie ma zamiaru odpuścić ani grosza z majątku ojca. Don Rigoberto znalazł się w samym centrum tego wydarzenia, od momentu gdy zgodził się być świadkiem na ślubie przyjaciela. Felicito Yanaque, przedsiębiorca, który do wszystkiego doszedł ciężką pracą pewnego poranka znajduję list z propozycją „ochrony”. Jednak nie ma najmniejszego zamiaru dać się zastraszyć i jako jedyny mieszkaniec rozwijającej się Piury postanowił stawić szantażystom opór.

   W kryminalnym wątku z Piury możemy spodziewać się dość zaskakującego zakończenia, a rozwiązanie zagadki, kim są szantażyści wcale nie przynosi ulgi Felicitowi Yanaque. Sam przedsiębiorca jest niezwykłym przykładem człowieka, który będąc wiernym swoim ideałom oraz zawsze postępując w sposób ze wszech miar moralny i etyczny dorobił się sporego, jak na prowincjonalne możliwości majątku i stał się w Piurze ważną osobistością. Wysokie poczucie moralności nie przeszkadza mu w utrzymywaniu kochanki, z obecności której jego żona świetnie zdaje sobie sprawę. Don Rigoberto, pasjonat sztuki, żonaty ze znacznie młodszą od siebie Lukrecją poświęcają swój czas na planowanie podróży po Europie, którą ze względów na zachowanie Ismaeala i jego synów musieli odłożyć w czasie. Oboje wnikliwie komentują zachowanie bogacza oraz kulisy jego zaskakującego małżeństwa. Sen z powiek spędza im również nietypowe zachowanie Fonsita, syna Rigoberta.

   Oprócz szeregu interesujących postaci, mamy okazję przyjrzeć się mentalności oraz obyczajom, zupełnie innym od tych jakie znamy w Europie. Gdzie kobieta może być co najwyżej żoną albo kochanką, a jeśli już pracuje zawodowo, to na mało znaczących stanowiskach jak służąca, handlarka, czy sekretarka. Wyraźnie widać też różnice i podziały społeczne, wynikające wprost z różnic majątkowych. Zupełnie inaczej też prezentują się mieszkańcy stolicy oraz prowincjusze z Piury. I choć obraz peruwiańskiego społeczeństwa, jaki rysuje nam autor, nie jest pełny, jednak daje spore wyobrażenie o całości.

   Książkę czyta się bardzo dobrze, choć i tu natrafić można, na znany z „Pantaleona i wizytantek” zabieg przeplatających się dialogów, między różnymi bohaterami. Nie często spotkamy się z tego typu zapisem, w którym miast bezpośredniego przywołanie rozmowy, następuje jej przytoczenie i z pewnością nie jest aż tak kłopotliwe w odbiorze, jak we wspomnianej powieści. Płynna narracja i interesująca fabuła sprawiają, że od powieści ciężko się oderwać.

   Polecam tę książkę każdemu, przedstawia szereg ciekawych, świetnie zarysowanych, ludzkich charakterów. Dla miłośników iberoamerykańskiej literatury jest to pozycja obowiązkowa, jako typowy przedstawiciel takiej prozy. Nieco egzotyczna, emanuje południowym klimatem i kusi wnikliwością przedstawienia południowoamerykańskich realiów.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

piątek, 12 czerwca 2015

Gigantyczna broda, która była złem

Autor: Stephen Collins
Tytuł oryginału: The gigantic beard that was evil
Tłumaczenie: Grzegorz Ciecieląg
Wydawnictwo: Wydawnictwo Komiksowe
Rok wydania: 2015
Stron: 236

   Nie nazwałabym siebie miłośniczką komiksów, jednak po ten tytuł sięgnęłam z ogromną ciekawością. Czy kluczowe znaczenie miał niebanalny tytuł, a może kusząco czarno-biała grafika na okładce? Ciężko mi w tej chwili stwierdzić. Za to na pewno zainteresował mnie krótki opis z czym będę mieć do czynienia przez kolejne strony tej publikacji.

   „Tutaj” jest miejscem, w którym wszyscy wiedzą czego można się spodziewać, a każdy żyje własnym, ustalonym i niezmiennym rytmem. Wszystko jest przewidywalne, nie dzieje się nic nadzwyczajnego, a to zapewnia spokój i stabilizację. Gdzieś daleko, poza brzegami wyspy jest budzące grozę „Tam”. Zresztą już samo morze, ze względu na swą chaotyczność i zmienność jest wystarczająco niepokojące dla mieszkańców „Tutaj”.

   Pewnego dnia Dave odkrywa na swej twarzy coś bardzo niepokojącego i nadzwyczajnego. Powoli zaczyna rosnąć mu broda, jest to o tyle niezwykłe, że w „Tutaj” nikt nie ma zarostu. Co gorsze, wspomniany zarost nie poddaje się żadnym zabiegom pielęgnacyjnym i wciąż się rozrasta. Mężczyzna przestaje wyglądać estetycznie, dlatego musi pozostać w domu, wszak na ulicach „Tutaj” wszystko ma swój ustalony i niezmienny porządek. Jednak jego niezwykły przypadek zaczyna budzić niezdrowe zainteresowanie społeczeństwa, które postanawia rozwiązać zaistniały problem.

   Jest to typowa wręcz opowieść o utopii i o tym, jak łatwo wypaść z jej schematu. W doskonale funkcjonującym świecie nagle pojawia się niepasujący do niego element. Dave zaczyna być inny, dziwny, wyróżnia się i to rodzi niepokój, burząc idealny ład w społeczeństwie. Władze „Tutaj” podejmują wszelkie możliwe kroki, by nie dopuścić do zakłócenia porządku, do tego, by na wyspie „Tutaj” zagościła niebezpieczna i pełna zmienności atmosfera „Tam”.

   Komiks narysowany jest w bardzo przyjemny dla oka sposób. Dominująca czerń intensywnie przełamywana bielą idealnie oddaje zmieniające się nastroje towarzyszące głównemu bohaterowi opowieści. Niezbyt szczegółowa kreska nadaje specyficznych rysów całej społeczności „Tutaj” oraz tworzy mroczny i niepokojący obraz „Tam”. Broda Dave'a jest czarna, ponura i nieposkromiona, zupełnie jak szumiące morze, oddzielające bezpieczne „Tutaj”, od przerażającego swą wyjątkowością „Tam”.

   Była to bardzo przyjemna lektura zmuszająca do refleksji i trzymająca czytelnika w dość specyficznej atmosferze, nieco mrocznej, a z pewnością niepokojącej.. Nie sposób nie zadać sobie pytania jak na co dzień reagujemy na inność, która nas otacza, na to jak społeczeństwo zachowuje się, gdy widzi, że pojawia się coś, co może zburzyć ustalony dotąd porządek. I czy nie zareagowalibyśmy dokładnie tak, jak mieszkańcy „Tutaj”?

   Polecam ten komiks każdemu, kto nie boi się sięgnąć po taką formę literatury. Idee w nim zawarte są bardzo uniwersalne, a przykładowe „Tutaj” możemy znaleźć wszędzie. Nawet w najbliższym otoczeniu może trafić się nam jakaś broda po sąsiedzku, wprowadzając zamęt i zmuszając do działania. Jest to dość uniwersalna opowieść o tolerancji i o tym, jak niewiele wystarczy, by spokojni, zrównoważeni obywatele zmienili się w jednej chwili w niebezpieczny tłum.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

środa, 10 czerwca 2015

Kacper Niewypał. Total(na) porażka

Autor: Stephan Pastis
Cykl: Kacper Niewypał. Tom III
Tytuł oryginału: Timmy Failure. We meet again
Tłumaczenie: Maria Jaszczurowska
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2015
Stron: 272

   Często zdarza mi się sięgać po literaturę dziecięcą, z jednej strony powoduje mną ciekawość co nowego pojawiło się w tym sektorze rynku wydawniczego, z drugiej zaś z chęcią sprawdzam, jakie książki warto polecić dziecku. W ten sposób natrafiłam na trzecią część cyklu przygód detektywistycznych Kacpra Niewypała.

   Głównym bohaterem tej opowieści jest chłopiec, uczeń początkowych klas szkoły podstawowej, choć sam o sobie mówi, że jest detektywem. Jego pomocnikiem jest Total, wyimaginowany przyjaciel- niedźwiedź polarny, który zawsze służy Kacprowi pomocą, choć nie omieszka wystawić za nią faktury płatnej w przysmakach.

   Kacper warunkowo wraca do szkoły i żeby go z niej nie wydalili musi oddać projekt z przyrody, którym nie jest zainteresowany nawet w najmniejszym stopniu. Dopiero zlecenie od starszego kolegi na odnalezienie legendarnego Cud Projektu przyrodniczego wyzwala w Kacprze jakieś większe emocje związane z tym przedmiotem. Swą pomoc w znalezieniu tego mitycznego wręcz artefaktu zaoferowała Karina Corrida, wróg numer jeden Kacpra, co gorsze Niewypał właśnie z nią ma przygotować swój własny projekt przyrodniczy.

   Cała opowieść przedstawiona jest z perspektywy głównego bohatera, a wydanie książki przywodzi na myśl dziennik, notatnik, w którym Kacper zapisuje, co go spotkało. W związku z tym narracja miejscami jest dość chaotyczna idealnie oddając sposób myślenia tak młodego człowieka, co niestety niekorzystnie odbiło się na płynności lektury. Za to ciekawym urozmaiceniem są liczne ilustracje, również wyglądające, jakby wyszły spod ręki narratora.

   Fabuła powieści miejscami zaskakuje, chociaż z powodu specyficznie prowadzonej narracji dość ciężko się na niej skupić. Na brak akcji nie można narzekać, Kacper co rusz pakuje się, albo raczej to inni go pakują, w jakieś nowe przygody. Ponieważ to właśnie główny bohater jest narratorem opowieści, pozostałe postacie poznajemy z jego bardzo subiektywnej perspektywy. Oczywiście nie jest problemem, by między wierszami dopatrzeć się ich pełniejszej charakterystyki, nie zaburzonej przez uprzedzenia i odczucia Kacpra.

   Przez książkę przemknęłam dość obojętnie i to jest chyba jej największą wadą. Trudno byłoby mi znaleźć w niej cokolwiek, co wzbudziłoby moje zainteresowanie, a sam Kacper dość mocno mnie irytował. Sprawił wrażenie dość zagubionego i bardzo nieufnego dziecka, któremu trudno przyznać się do porażki.

   Powieść ma spore szanse spodobać się dzieciom, choć jej odbiorcami będą raczej chłopcy, niż dziewczęta. Powinna wzbudzić ciekawość młodego czytelnika a jej pamiętnikarska, naszpikowana szkicami forma z pewnością ułatwi lekturę, tym, którzy dopiero uczą się składać litery w zdania. Jednak patrząc na nią okiem rodzica, nie udało mi się znaleźć w niej nic wartościowego, a jedynie dość banalne przygody przeciętnych bohaterów, których trudno przedstawić dziecku jako wzór do naśladowania.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

wtorek, 9 czerwca 2015

Dzień gniewu

Autor: Arturo Perez-Reverte
Tytuł oryginału: Un dia de colera
Tłumaczenie: Weronika Ignas-Madej
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2015
Stron: 364

   Sięgając po tę książkę nie miałam tak naprawdę pojęcia na co się porywam. Do tej pory autor kojarzył mi się z powieściami, czasem nieco magicznymi, czasem zwyczajną sensacją, innym razem dobrze napisaną opowieścią historyczną. I właśnie tego ostatniego spodziewałam się po tym tytule, więc moje zdumienie było ogromne, gdy już rozpoczęłam lekturę i dowiedziałam się, czym jest ta publikacja.

   Aurturo Perez-Reverte przez wiele lat pracował jako korespondent wojenny i dziennikarz, swoje doświadczenia zebrał w bardzo ciekawej książce zatytułowanej „Terytorium Komanczów” Pozycji, którą recenzuję znacznie bliżej właśnie do tego reportażu niż do którejś z licznych powieści autora. Gdyż ta publikacja tym właśnie jest, szczegółową, opartą na wielu źródłach relacją z jednego z ważniejszych wydarzeń, które wstrząsnęły Hiszpanią.

   2 maja 1808 roku od samego poranka był dniem dość nerwowym. Madryt pełen wojsk napoleońskich, niejasna sytuacja polityczna, absolutnie niezrozumiała dla zwykłego człowieka, oraz niepewność tego co dzieje się prawowitym władcą Hiszpanii wystarczyły, by lud wybuchł. Zareagował w najprostszy dla siebie sposób- agresją skierowaną przeciwko obcym. Zwyczajni ludzie: biedacy, przestępcy, rzemieślnicy, spokojni na co dzień obywatele, chwycili noże by bronić swej godności i króla przed Francuzami. Do walk dołączyła raptem garstka żołnierzy, gdyż większość z nich aż za dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że walczą o sprawę beznadziejną, a ogrom wojsk zgromadzonych u bram Madrytu nie wróżył nic dobrego.

   Książka hiszpańskiego pisarza na ponad trzystu stronach skupia się na bohaterstwie mieszkańców Madrytu. Jest to swoisty hołd złożony powstańcom, którzy nie bacząc na represje i możliwe skutki ruszyli do walki o wolność i godność ojczyzny. Rozentuzjazmowany tłum nie bacząc na konsekwencje rzucił się na każdego Francuza, jakiego udało mu się dorwać. Po, często improwizowaną broń, sięgnęły również kobiety i dzieci. I choć nie cały Madryt powstał nie sposób odmówić powstańcom bohaterstwa. Przez kolejne strony śledzimy małe zwycięstwa, drobne starcia poszczególnych, wymienionych z nazwiska, postaci, możemy podziwiać ich odwagę i czuć wstręt do bestialstwa, jakiego dopuszczają się w imię wolności. Koniec zmagać jest łatwy do przewidzenia, a liczba ofiar olbrzymia. Można pytać o sens tego ludowego zrywu, można się zastanawiać, czy był on konieczny, jednak nie można jego uczestnikom odmówić ogromnego zaangażowania i heroizmu.

   Nie jest to łatwa lektura, zwłaszcza gdy ktoś, podobnie jak ja, spodziewał się płynnego powieściowego języka autora. Książka jest relacją, można stwierdzić, reportażem, a fakt, że wydarzenia w niej opisane miały miejsce ponad dwieście lat temu absolutnie tu nie przeszkadza. Mnogość źródeł do jakich odnosi się autor tylko potwierdza jej realizm, możemy się jedynie domyślać, co jest fikcją wplecioną w wydarzenia przez autora. Umiejętna narracja pisarza sprawia, że książkę przez cały czas czytamy w pełnym napięciu, słysząc wręcz salwy wystrzałów i krzyki przerażenia, czując słony zapach krwi i gryzący prochowy dym.

   Zaintrygowała mnie ta książka, przede wszystkim pozwoliła dowiedzieć się czegoś więcej o wydarzeniach, jakie miały miejsce w Madrycie za czasów wojen napoleońskich, w których polscy szwoleżerowie również mieli swój udział. Polecam tę historię każdemu dociekliwemu czytelnikowi i choć nie przemyka się przez nią błyskawicznie, zbyt wiele napięcia ze sobą niesie, jednak jest to pozycja zdecydowanie warta lektury.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Lubimy czytać.

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Kucyk Zefirek i jego przygody

Autor: Dora Csurkene Toth
Tytuł oryginału: Breezy, The little pony
Ilustracje: Peter Draviczki, Diana Nagybakay
Tłumaczenie: Marlena Dąbrowska
Wydawnictwo: Jedność
Rok wydania: 2015
Stron: 64

   Niektóre książki przeznaczone dla najmłodszych czytelników od razu narzucają konkretną grupę odbiorców. Tak jest też z Kucykiem Zefirkiem, którego, pełna różu i zwierzątek o wielkich oczach, szata graficzna od razu sugeruje, że mamy do czynienia z książeczką dla młodych czytelniczek.

   Główną ludzką bohaterką opowieści jest mała dziewczynka imieniem Basia, której marzy się by na rodzinnej farmie pośród innych zwierzątek pojawił się też kucyk. Zbieg okoliczności sprawia, że trafia do niej młodziutki, ale bardzo rezolutny konik imieniem Zefirek. To właśnie o jego przygodach przyjdzie nam poczytać. O tym, jak dzięki wielkiej dobroci zyskał przyjaźń i sympatię, a dzięki pomysłowości i odwadze szacunek wśród dotychczasowych mieszkańców farmy.

   Historia została okraszona przesłodzonymi i bardzo różowymi ilustracjami. Zwierzątka zawsze mają piękne uśmiechy na swoich mordkach i wielkie błyszczące oczy budzące ciepłe uczucia. Nawet gdy pojawia się na horyzoncie jakieś zagrożenie, to aż za dobrze wiadomo, że wszystko skończy się jak najlepiej, a żarłoczny tygrys, czy podstępna lisiczka zostaną z niczym.

   Opowieść czyta się dość przyjemnie, jest napisana prostym językiem,idealnym dla dzieci, które dopiero uczą się czytać. Kolorowe ilustracje pozwalają na chwilę oderwać oko od tekstu i pobudzają wyobraźnię. Jest to książeczka zdecydowanie przeznaczona dla dziewczynek, z których podejrzewam niewiele będzie w stanie oprzeć się słodkim oczętom bohaterów. Wolę bardziej uniwersalne opowieści, przeznaczone dla szerszego grona odbiorców, zwłaszcza że fabularnie przygody Zefirka wcale nie są tak czysto dziewczęce.

   Nie zachwyciła mnie ta książka, okazała się zbyt słodka dla mnie, a sam Zefirek był aż nazbyt idealny. Dobry, dzielny, piękny i mądry, to nieco za dużo jak na jedną zwierzęcą postać. Przyjemniejszy by był, gdyby miał jakąś niewielką wadę, coś co sprawiłoby, że stałby się bardziej realny.

   Ciężko mi polecić tę książkę, z jednej strony trudno jej coś zarzucić pod względem fabularnym, z drugiej zaś jak dla mnie jest zdecydowanie przesłodzona, zbyt dziewczęca. Z pewnością zachwyci kilkuletnie dziewczynki, jednak moim zdaniem lepiej jest poszerzyć dziecku horyzonty, zamiast zawężać je do tego, co i tak już zdążyłoby polubić.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

niedziela, 7 czerwca 2015

Edgar i jego świat. przygody małej myszki

Autor: Malvina Miklos
Tytuł oryginału: Edgar's life, The adventures of a little mouse
Ilustracje: Pattila Nagy
Tłumaczenie: Karolina Tudruj-Wrożyna
Wydawnictwo: Jedność
Rok wydania: 2015
Stron: 48

   W natłoku wydawanych co roku publikacji przeznaczonych dla dzieci, które dopiero co zaczynają swoją przygodę z książką warto poszukać czegoś, co przykuje uwagę młodego czytelnika na dłużej, rodząc w nim miłość do literatury. Sięgając po bardzo kolorową i pięknie ilustrowaną opowieść o małej myszce miałam nadzieję na właśnie taką lekturę.

   Edgar jest małą myszką, mieszkającą w domku z wielkiej, okrągłej dyni. Bardzo ceni sobie to swoje lokum, bo wie, że w okolicy każdy domek jest bardzo cenny. Pewnego dnia odkrywa w swojej torbie podejrzanie wyglądający klucz, z którym nawet nie wie, co zrobić. Na szczęście jego przyjaciel królik akurat dzisiaj obchodzi urodziny, a że chętnie zbiera rozmaite przedmioty, klucz wydał się Edgarowi idealnym prezentem. Gdy następnego ranka główny bohater historii odnajduje w ogrodzie tajemniczą, zamkniętą skrzynię uświadamia sobie, że klucz prawdopodobnie pasuje do jej zamka. Zabiera kuferek ze sobą i szybko udaje się w odwiedziny do królika, który zdążył już wybrać się na wielką wyprawę. Edgarowi nie pozostaje nic innego, jak udać się jego śladem, zabierając ze sobą skrzyneczkę. Po drodze przeżywa mnóstwo przygód i co chwilę musi wykazać się odwagą oraz bohaterstwem. Jednak żądza poznania tajemnicy zamkniętej w pudełku jest ogromna i Edgar w końcu odkrywa, czym ona jest.

   Mała myszka jest typowym bohaterem dziecięcej opowieści, ciekawy świata, dzielny i wytrwały prezentuje sobą wszystkie cechy, jakie każdy rodzic chciałby zaszczepić w swoim dziecku. Nie boi się stawić czoła niebezpieczeństwu, by pomóc innym w potrzebie, a trudy jego zmagań zostają należycie wynagrodzone. Zawsze chętnie pomaga przyjaciołom i nieznajomym, dzięki czemu otoczony jest życzliwą atmosferą i nigdy nie jest sam.

   Książka jest przepięknie ilustrowana, kolorowa i pełna uroku, co idealnie przyciąga uwagę młodego czytelnika. Tekst nie zalewa obrazków i nie ma problemu z odczytaniem żadnego fragmentu, co jest ważne dla dzieci, które uczą się samodzielnie czytać. Każda kolejna strona odsłania przed młodym czytelnikiem kolorowe widoki z bajkowego świata Edgara, pobudzając wyobraźnię i idealnie oddając sytuacje w jakich ten się znalazł.

   Lektura upłynęła mi przyjemnie, jednak nie mogę stwierdzić by mnie czymkolwiek zaskoczyła albo wzruszyła. Przez całą opowieść przeszłam dość obojętnie i choć z wielkim prawdopodobieństwem spodoba się dzieciom, to raczej nie urzeknie starszego czytelnika. Narracja poprowadzona jest w nieco monotonny sposób, bez rozbudzania emocji i wpływu na zmysły, czytamy o zagrożeniu, ale nie można poczuć jego atmosfery. Postacie też nie wyróżniają się niczym szczególnym, taki zwyczajny zbiór pospolitych charakterów.

   Myślę, że to dobra książka dla dzieci rozpoczynających naukę czytania, mało skomplikowane słownictwo nie sprawi młodemu czytelnikowi większych trudności. Nie jest to jednak książka, którą dziecko pokocha na długo i do której po kilku latach będzie wracać z sentymentem. Zwyczajna, ładna opowieść, niewiele więcej ale i niewiele mniej i jako taką mogę ją szczerze polecić dzieciom rozpoczynającym swoją przygodę z literaturą.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

piątek, 5 czerwca 2015

Pan Lodowego Ogrodu. Tom IV

Pan Lodowego Ogrodu. Tom IV
Autor: Jarosław Grzędowicz
Cykl: Pan Lodowego Ogrodu- Tom IV
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2012
Stron: 870

   To już ostatnia część, obszernej powieści Jarosława Grzędowicza o przygodach przybysza zza Morza Gwiazd na gościnne ziemie Midgaardu. Czy Vuko wypełni powierzoną mu misję oraz czy jeszcze mu na niej zależy? Z pewnością czeka go starcie z Wężowym Królem oraz Ogniem Pustyni, czyli dwójką ziemskich naukowców: Dykenem i Freihoff. Pomoże mu w tym Pan Lodowego Ogrodu, trzeci z ocalałych badaczy.

   Trzeci tom zakończył się próbą wykradzenia Passionarii Callo z jej samotni w Dolinie Pani Bolesnej i gdy misja już zbliżała się ku końcowi na drodze Vuko i jego Nocnych Wędrowców stanął oddział Węży, wykonujący identyczne zadanie dla van Dykena. Starcie do którego doszło jest tylko skromną zapowiedzią tego, co znajdziemy w dalszej części książki. Liczne potyczki, mniejsze i większe konfrontacje wrogich sił oraz finałowa wojna między tymi, którzy chcą podporządkować sobie Midgaard a tymi, którzy nie chcą w nim zbyt wielu zmian.

   W tej części nie jest nam dane spotkać nikogo nowego, otaczają nas wciąż te same postacie, z którymi można było się zżyć podczas lektury poprzednich trzech tomów. Nieco zabrakło mi możliwości spotkania kogoś innego, tym bardziej, że o wcześniej spotkanych postaciach, z nielicznymi wyjątkami, też nie dowiadujemy się zbyt wiele nowego. Swoistym dopełnieniem historii Filara było odnalezienie ostatniego z jego ludzi, Snopa zagubionego gdzieś w górach razem z ostatnimi ocalałymi Kirenenami.

   Czytelnik ma natomiast okazje poznać kulisy wykreowanego przez Grzędowicza uniwersum. Począwszy od zaskakującego Robaka z Żarłocznej Góry poprzez lepsze poznanie tajemnych sił rządzących całym Midgaardem, doprowadzających w końcu do opadów martwego śniegu. Wizja świata, który potrafi sam wybronić się przed zagładą ze strony własnych mieszkańców jest bardzo pociągająca, zwłaszcza gdy skonfrontować ją z naszą nieco już steraną przez ludzkość Ziemią. Z drugiej strony zjawisko martwego śniegu wstrzymuje rozwój midgaardzkich społeczności pozostawiając je gdzieś w mrokach alternatywnego średniowiecza.

   Vuko i Filar pozostają głównymi narratorami opowiadanej historii i chociaż połączyły ich wydarzenia, w jakich uczestniczą, to fabułę wzbogacają wspomnienia Księcia z czasów, gdy musiał sam oczekiwać na swoje przeznaczenie w Kawernach. Ponownie też fragmenty, których narratorem był młodszy z bohaterów nie przykuwają uwagi aż tak bardzo, jak te widziane z perspektywy Ulfa. Kulminacyjny moment starcia między wszystkimi przybyszami z Ziemi również poznajemy z kilku perspektyw, a samo zakończenie konfliktu może zaskoczyć.

   Lektura upłynęła mi dość przyjemnie, choć z drobnymi przestojami, nie znajdziemy tu atmosfery grozy, jaka oczarowała mnie w pierwszej części, ale zabrakło też tego lekkiego chaosu, który nieco zdominował sceny walk w poprzednich częściach. Liczne momenty batalistyczne tu opisane zostały znacznie lepiej, zdecydowanie łatwiej było się połapać kto z kim i dlaczego się starł. Sam moment oblężenia cechuje pewien chaos, jednak jedynie taki, jakiego można się spodziewać, gdy po dwóch stronach murów stają dwie armie.


   Zdecydowanie polecam finał opowieści o Lodowym Ogrodzie, jest on idealnym zamknięciem wciągającej i bardzo emocjonującej historii. Nie bez przesady można nazwać wielotomową powieść Jarosława Grzędowicza za jedno z ważniejszych dzieł polskiej fantastyki i każdy prawdziwy jej miłośnik powinien sięgnąć po cały cykl.

środa, 3 czerwca 2015

Podsumowanie kwietniowo-majowe

   Zgodnie z wczorajszą zapowiedzią pora na podsumowanie mojej dwumiesięcznej blogowej nieobecności. Z różnych przyczyn moje wyniki czytelnicze nie powalają i są zdecydowanie poniżej moich oczekiwań, ale mówi się trudno i jedyne co można zrobić, to nadrabiać, by kolejny miesiąc przyniósł lepsze rezultaty.
   A w liczbach wyglądało to następująco. W przeciągu tych dwóch miesięcy przeczytałam jedynie 10 książek co łącznie dało 3242 strony, czyli jedynie nieco ponad 53 strony dziennie. W tym okresie w mych gościnnych progach zawitało 18 nowych książek, więc znów znacznie więcej lektur mi przybyło, niż udało się przeczytać. Może w tym miesiącu uda mi się nieco odwrócić tę tendencję, ale zobaczymy. Pocieszające jest jedynie to, że każda z przeczytanych książek doczekała się recenzji i już niedługo wszystkie trafią na bloga. 
   A kolejno przeczytałam:

   Pan Lodowego Ogrodu. Tom IV Jarosław Grzędowicz

   To już zwieńczenie tego wciągającego cyklu. Długo za mną chodził i sporo czasu zabrało mi przekonanie się, by w końcu go przeczytać. I choć poszczególne tomy nieco się różnią między sobą, zwłaszcza, jeśli chodzi o wrażenia, jakie wywołują, to jednak lektura całości sprawiła mi ogromną przyjemność. Recenzja pojawi się już niedługo.

   Edgar i jego świat. Przygody małej myszki Malvina Miklos

   To jedna z wielu pozycji dla najmłodszych, jakie miałam okazję przeczytać w kwietniu. Barwna i sympatyczna opowieść o małej dzielnej myszce, która zawsze wie, co powinna zrobić.

   Kucyk Zefirek i jego przygody Dora Toth Csurkene

   To druga z bajecznie kolorowych książeczek, jakie miałam okazję przeczytać ostatnimi czasy. Jak dla mnie stanowczo zbyt różowa, za bardzo dziewczęca, tym bardziej, że nie lubię takiego generalizowania i przypisywania lektur określonej płci.
 
   Gigantyczna broda, która była złem Stephen Collins

   Ten komiks zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie. Jego monochromatyczność i piękne wydanie, szczerze spodziewałam się czegoś nieco mniejszego i z pewnością nie na kredowym papierze, Więcej o nim w recenzji, która już niedługo pojawi się na blogu

   Niespodzianka na 6 liter Barbara Spychalska- Granica

   Spodziewałam się typowej, słodkiej opowieści o uczuciach i dokładnie to otrzymałam. Nie zaskoczyła mnie niczym wyjątkowym, choć może sam tytuł jest nieco mylący. Recenzja również powinna pojawić się niedługo.

   Kacper Niewypał. Total(na) porażka Stephan Pastis

   Kolejna z pozycji dla najmłodszych, tym razem już typowa powieść dla dzieci. Nieco mnie rozczarowała, nie trafiła do mnie narracja z perspektywy dziesięcioletniego bohatera.

   Dzień gniewu Arturo Perez Reverte

   To książka, która mnie najbardziej zaskoczyła w tym zestawieniu. Spodziewałam się typowej dla tego autora powieści o wartkiej akcji i ciekawych bohaterach, a dostałam... reportaż z powstania ludowego w Madrycie z początku XIX wieku. Było to intrygujące wyzwanie, choć lektura nie należała do najłatwiejszych. Ponieważ książkę otrzymałam od Lubimy czytać, na recenzję przyjdzie nieco poczekać.

   Pepe i spółka. Znowu na tropie Jean Philippe Arrou-Vignod

   Ostatnia z pozycji dla dzieci, w dzisiejszym zestawieniu i ta wywarła na mnie zdecydowanie najlepsze wrażenie. Nie jest to książka pozbawiona wad i z pewnością daleko jej do klasyków młodzieżowej literatury, ale trzyma dość przyzwoity poziom.

   Admirałowie polskiej floty. Od Mieszka I po admirałów XXI wieku Henryk Mąka

   Jedyna popularnonaukowa pozycja w dzisiejszym zestawieniu. Była to dość interesująca lektura i choć początkowo wydała mi się nieco chaotyczna, to jednak dość szybko udało mi się odnaleźć wśród losów wybitnych morskich dowódców.

   Złota skóra Carla Montero

   Ze sporym zaskoczeniem muszę stwierdzić, że nie spodziewałam się aż tak dobrej i przyjemnej lektury. Obok miłosnej historii, nieco tylko zbyt słodkiej, znalazłam tu całkiem intrygujący wątek kryminalny i świetne przedstawienie Wiednia z początku XX wieku. Recenzja pojawi się niedługo na blogu.

   Jak widać lektury w przeciągu tych dwóch miesięcy były rozmaite, choć dominowała literatura dziecięca. Większych planów na kolejny miesiąc nie mam, więc pewnie odpocznę nieco od lektur dla dzieci.