piątek, 27 marca 2020

Zabawki diabła

Autor: Anna Kańtoch
Cykl: Domenic Jordan. Tom II
Wydawnictwo: Powergraph
Rok wydania: 2019

   Zachwycona „Diabłem w maszynie” Anny Kańtoch szybko postanowiłam nadrobić zaległości w postaci dwóch pierwszych tomów. W „Diable na wieży” poznajemy Domenica Jordana oraz jego sposób działania, jednak wciąż nad jego przeszłością wisi tajemnica w postaci licznych blizn na plecach i niechęcią do rodzinnego Mandragora. Rozwiązanie tej zagadki znaleźć można w drugim tomie cyklu zatytułowanym „Zabawki diabła”.

   W książce znajdziemy kolejnych sześć opowiadań, których akcja osadzona jest zarówno w Alestrze, jak i w okolicznych, prowincjonalnych miejscowościach. Tu jednak w kreacji świata pojawia się znacznie więcej elementów nadprzyrodzonych. Kult licznych świętych został rozebrany na czynniki pierwsze a ich nieludzka moc została zarysowana w całym swym nadludzkim wymiarze. Ponadto pojawia się sporo stworzeń, o których ciężko powiedzieć, by pochodziły ze znanego świata. Istoty przedostające się przez pęknięcia w okowach rzeczywistości mają swoje cele i konsekwentnie do nich dążą. Niektóre z nich są zbliżone do tych, jakie znamy z literatury inne zaś zupełnie różne. Nie dowiadujemy się o nich zbyt wiele, pozostają obce, groźne, odległe i nieludzkie, przez co niezrozumiałe.

   Tym, co jest najciekawsze w tej części to przybliżenie wydarzeń w Mandracourt, które sprawiły, że Domenic Jordan stał się tym, kim jest. Zaprezentowana została cała jego tragiczna przeszłość, która ukształtowała jego oraz Linusa i Alais – starszego brata i kuzynkę obdarzoną bożą łaską. Niełatwe rodzinne relacje przewijają się przez kilka opowiadań aż do finału, którego pełne wyjaśnienie znaleźć można w „Diable w maszynie”. Poznajemy szereg wydarzeń, które wpłynęły i ukształtowały bohatera, potęgując jego przyrodzone zdolności i emocjonalną ułomność. Ponownie w pobliżu Domenica pojawiają się kobiety, w tym takie, które ceni i szanuje, jednak z żadną nie łączy go bliższa więź i po raz kolejny widać całą jego ułomność w tworzeniu normalnie funkcjonujących relacji. 

   Jest to zdecydowanie najmroczniejszy z wszystkich trzech tomów. Podobnie, jak w pozostałych dwóch, tak i w tym mamy do czynienia ze zbrodnią, jednak w tym jest ona najbardziej niepokojąca i najmniej ludzka. Sceneria większości opowiadań wiążę się z ponurymi listopadowymi wieczorami, i nawet te osadzone latem nie mają w sobie nic z beztroski. W każdej historii, gdzieś podskórnie czai się zło i choć Domenic twierdzi, że jest absolutnie odporny na przeczucia, to jednak niejednokrotnie w ich wyniku podejmuje całkowicie zracjonalizowane decyzje.

   „Zabawki diabła” czyta się równie dobrze jak pozostałe dwie części przygód Domenica. Jednak tym razem mrok i nastrój grozy został tak umiejętnie wpleciony w opowieści, że nie sposób się od niego uwolnić. Jest on dawkowany dyskretnie, ale konsekwentnie i w każdym z tekstów następuje punkt zwrotny. Kumulacja podczas której wyjaśnia się prawie wszystko i przychodzi czas by zmierzyć się z mrokiem.

   Drugi tom serii o Domenicu Jordanie Anny Kańtoch wydał mi się najciekawszy z całej trylogii. Jest najbardziej mroczny, najwięcej w nim fantastyki, ale wciąż pozostaje zbiorem sześciu niezwykłych kryminalnych historii, w których możemy podziwiać geniusz protagonisty. To w końcu kwintesencja budowania osobowości Domenica, zaprezentowana za pomocą wydarzeń z przeszłości i teraźniejszości, jego kontaktów z rodziną i ludźmi oraz nieludźmi, których spotyka na swojej drodze.

poniedziałek, 16 marca 2020

Czerwona nitka


Autor: Zygmunt Zeydler-Zborowski
Cykl: Franciszek Kociuba
Wydawnictwo: LTW
Rok wydania: 2019

  „Czerwona nitka” to drugi po „Dr Orłowski prowadzi śledztwo” kryminał Zygmunta Zeydler-Zborowskiego jaki trafił w moje ręce. Dość dobre wspomnienia po pierwszym z nich sprawiły, że oczekiwałam nieprzesadnie skomplikowanej opowieści, w której sprawiedliwość znów zatriumfuje w najbardziej nieoczekiwany sposób. Nie zawiodłam się w swoich oczekiwaniach i „Czerwona nitka” idealnie wywiązuje się z roli niezobowiązującego kryminału, który czyta się szybko, ale i pewnie równie szybko umyka z pamięci.

   Głównym bohaterem jest Franciszek Kociuba, młody policjant z niewielkiej miejscowości który znajdując w rzece zwłoki kobiety widzi w nich wielką szansę rozwoju kariery. Mimo tego pod względem uczciwości i czystości intencji niewiele można mu zarzucić. Oprócz Franka na kartach książki pojawia się również major Downar znany z innych książek tego autora. Znajdziemy tu również kapitana Grabickiego, człowieka niezwykle ambitnego i aroganckiego, który jednak w niezły sposób wykorzystuje swoje zalety. Jednak kreacje bohaterów stworzone zostały nieco schematycznie i pozbawione są tego czegoś, co od razu wzbudziłoby sympatię czytelnika. Postacie wydają się zwyczajne i odrobinę nudne, pozbawione są nawet drobnych dziwactw, czy charakterystycznych wad, dzięki którym byłyby rozpoznawalne.

   Intryga kryminalna z początku wydaje się mocno dziurawa. Milicjantom początkowo brak punktu zaczepienia, który pozwoliłby skierować śledztwo na właściwe tory. Jednak żaden z nich się nie poddaje, ale to dzięki prawidłowej dedukcji Franka Kociuby udaje im się w końcu znaleźć się na właściwiej ścieżce prowadzącej do rozwiązania zagadki. Zaszczytną rolę doprowadzenia sprawy do końca wziął na siebie major Downar, który w widowiskowym wręcz stylu rozwiązał, pozornie beznadziejną, sprawę. Wątek kryminalny wydaje się być nieco przekombinowany i zbierając porozrzucane po książce poszlaki, ciężko byłoby znaleźć rozwiązanie zgodne tym ujętym w fabule.

   W pewnym sensie najciekawsze w tej książce było odwzorowanie realiów PRLu. Począwszy od języka – w książce roi się od słów, wydawać by się mogło całkiem zwyczajnych, jednak nie używanych w takich kontekstach już dzisiaj. Za przykład mogą służyć chociażby „stosunki” na określenie romansu między dwojgiem osób. Analogiczna sytuacja jest z nadużyciem słowa „babka” w odniesieniu do ofiary. Dziś budzi to pewien niesmak, jednak fraza tak zgrabnie została wpleciona w fabułę, że bez problemu odnosimy wrażenie, że tak się po prostu wtedy mówiło i nie ma w tym nic nadzwyczajnego.

   „Czerwoną nitkę” czyta się nieźle. Nie przesadnie skomplikowana składnia i język prawie zupełnie pozbawiony specjalistycznego słownictwa (o ile daktyloskopia nie liczy się jako specjalistyczne słownictwo) sprawiają, że kolejne strony do rozwiązania intrygi mijają błyskawicznie. Niestety zabrakło trochę budowania napięcia i następujące po sobie wydarzenia przyjmuje się bez większych emocji. Nawet zagadka: „kto zabił?” nie jest przesadnie intrygująca.

   „Czerwona nitka” to przyzwoity kryminał, którego lektura upływa błyskawicznie i całkiem przyjemnie. Nie jest to książka budząca burzliwe emocje, jesteśmy raczej dość obojętnymi świadkami rozgrywających się wydarzeń. I o ile kuszące może być dobre odwzorowanie wczesnego PRLu, które wypadło naprawdę nieźle, to ciężko w „Czerwonej nitce” znaleźć postać, z którą można by szczerze sympatyzować. Książką Zygmunt Zeydlera-Zborowskiego to w gruncie rzeczy całkiem niezły kryminał i choć samodzielne rozwiązanie zagadki jest prawie niemożliwe, to jednak można poczuć pewien podziw dla zmyślności zapętlenia intrygi.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.

czwartek, 12 marca 2020

Diabeł na wieży

Autor: Anna Kańtoch
Cykl: Domenic Jordan. Tom I
Wydawnictwo: Powergraph
Rok wydania: 2018

   Gdy sięgałam jakiś czas temu po książkę „Diabeł w maszynie” Anny Kańtoch, będącą trzecią częścią opowiadań o Domenicu Jordanie nie spodziewałam się, że aż tak bardzo mi się spodoba. I choć mam spore zaufanie do wydawnictwa Powergraph, jeśli chodzi o prezentowaną przez nich fantastykę oraz moje epizodyczne kontakty z twórczością Anny Kańtoch również napawały optymizmem, to sądziłam, że będzie to raczej lektura z gatunku: przeczytać, zrecenzować, zapomnieć. Tym milej mnie zaskoczyła jakością i zachwyciła całkowicie. Nie trzeba było więc zbyt wiele czasu, bym uzupełniła swoją biblioteczkę o dwa poprzednie tomy i tak sięgnęłam po „Diabła na wieży”.

   Anna Kańtoch umieściła swojego bohatera w realiach przywodzących na myśl barokową Europę, szczególnie Włochy, wzbogacone o silny pierwiastek magiczny, demony i anioły realnie wpływająca na życie ludzi oraz liczące się na świecie Chrześcijaństwo jako dominującą religię. I choć wspomina się o herezjach i demonologii jako zakazanej wiedzy, to jednak mieszkańcy tego świata nie drżą przed inkwizycją.  Technologia stoi na poziomie szesnastowiecznej Europy, znajdziemy tu nieco broni palnej, trochę zabawek mechanicznych, ale wciąż życie oparte jest o pracę ludzkich rąk i nie ma mowy o szeroko zorganizowanym  przemyśle. Akcja osadzona została  w bogatym i ludnym mieście Alestrze, będącym stolicą bliżej nieokreślonego Państwa, siedzibą biskupów oraz uniwersytetu. Jest to siedziba Domenica Jordana i jedyne miejsce, do którego wraca jak do domu. Większość opowiadań jednak osadzona jest jednak na prowincjach, w  niewielkich majątkach położonych w wysokich górach, czy nadmorskich miasteczkach. Przedstawiona rzeczywistość jest spójna i bardzo dobrze wyrysowana. Autorka dobrze oddaje społeczeństwo, czy to wielkomiejskie, czy to wiejskie.

   „Diabeł na wieży” to pierwsze opowiadania o Domenicu Jordanie. Na kartach sześciu opowieści poznajemy człowieka wyjątkowego. Inteligentny, wyrachowany i wręcz nieludzko rozsądny. Z wykształcenia jest medykiem, z zamiłowania studentem (czysto naukowo) magii i demonologii. Posiadając protekcję biskupa zajmuje się rozwiązywaniem zagadek, w których swój udział mają siły nieczyste. Domenic potrafi świetnie analizować ludzkie charaktery i wyciągać z nich najskrytsze tajemnice, nawet te, które ukrywają sami przed sobą. Z drugiej strony zaś, jest wręcz nieludzko pozbawiony emocji, od najmłodszych lat nauczony ukrywania ich przed światem, nauczył się jak interpretować je u innych. Tym, co nim kieruje jest ciekawość, niezdrowa wręcz, pozbawiona empatii dociekliwość badacza, dla którego każda sytuacja to tylko kolejny przypadek. To wszystko sprawia, że jest on nie tyle sympatyczny czy miły, co pociągający w swoim autystycznym wręcz umyśle logika.

   Taki obraz Domenica Jordana poznajemy z sześciu pierwszych opowiadań mu poświęconych. Nie znajdziemy tu przyczyn tego, dlaczego Domenic jest taki a nie inny ani co zadecydowało, że opuścił rodzinne, położone w górach Mandracourt by studiować medycynę. Nad przeszłością Domenica wisi tajemnica i nikomu nie pozwala się do niej zbliżyć. Gdy wśród jednej ze spraw poznaje dziewczynę, którą szanuję i o której możemy myśleć, że byłaby dla niego równorzędną partnerką, słuch o niej ginie dość szybko.

   Sprawy rozwiązywane przez Domenica to w znacznej mierze kwintesencja ludzkich słabości i pragnień, czasem tylko wspomożona siłą nieczystą. Jednak kluczem do rozwiązania zagadki zawsze jest zrozumienie drugiego człowieka, dzięki temu opowiadaniom bliżej do kryminału, prowadzonego w dość klasyczny sposób, niż do typowej fantastyki. Każda opowieść to historia zmagania się wybitnego umysłu Domenica ze zbrodnią, szukanie śladów i analizowanie przyczyn. Kryminalne zagadki stoją na wysokim poziomie, są logiczne (w obrębie logiki przedstawionego świata) a ich rozwiązania możemy próbować się domyśleć na podstawie odkrywanych kolejno śladów.

   Książkę czyta się wyśmienicie, została napisana pięknym, plastycznym językiem idealnie oddającym miejsca i towarzyszące im nastroje. Napięcie jest bardzo umiejętnie dawkowane i ciężko jest się oderwać od opowiadań przed poznaniem rozwiązania tajemnicy. Słownictwo jest bogate, związane z epoką i miejscami w jakich osadzona jest akcja opowiadań.

   „Diabeł na wieży” to świetnie napisany tom intrygujących opowiadań kryminalnych osadzonych w fantastycznych realiach. To książka od której nie sposób się oderwać, a dochodzenie Domenica do rozwiązania zagadki śledzi się z prawdziwą przyjemnością. Z bohaterem trudno sympatyzować, jednak jest on na tyle charakterystyczny i charyzmatyczny, że można go podziwiać, pomimo jego emocjonalnej ułomności. To w końcu książka, która budzi ogromny apetyt na więcej, na dowiedzenie się, jaka była przeszłość Domenica i co sprawiło, że jest on tak wyjątkowy.

poniedziałek, 9 marca 2020

Dr Orłowski prowadzi śledztwo

Autor: Zygmunt Zeydler-Zborowski
Wydawnictwo: LTW
Cykl: Seria z Warszawą. Tom 34
Rok wydania: 2011

   Lubię klasycznie skomponowane kryminały. Niewielka grupa podejrzanych a wśród nich jeden (albo i nie jeden) morderca oraz ta najważniejsza osoba – detektyw. Czy będzie to zawodowy policjant, czy człowiek, który z pracy detektywistycznej żyje, czy też zupełny amator, czasami tylko wspomagający organa ścigania w rozwiązywaniu tajemniczej zagadki, nie ma wielkiego znaczenia. Ważna jest osobowość postaci, tak by prowadzone przez nią śledztwo dało się odebrać jako wiarygodne a detektyw stał się autentyczny. Takim kryminałem jest jedna powieść Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego.

   Akcja osadzona jest w Warszawie, w czasach wczesnego PRLu, w których okropieństwa wojny są wciąż żywe w pamięci ludzi. Tytułowy dr Orłowski jest psychiatrą i to właśnie w tym środowisku znajduje się ofiara oraz krąg podejrzanych. Na międzynarodową konferencję psychiatrów zjeżdżają się goście z całego świata, w tym również tacy, którzy emigrowali z Polski przed wojną, Dr Orłowski jako jeden z organizatorów zjazdu jest w samym centrum rozgrywających się wydarzeń. Gdy nad ranem w pokoju hotelowym odnalezione zostają zwłoki jednego z gości, sytuacja robi się poważna, tym bardziej, że zmarły był obywatelem innego kraju. Dla policji sprawą honoru jest wyjaśnienie zagadki, zanim trzeba będzie w jej rozwiązanie wmieszać ambasadę. Dr Orłowski, jako człowiek dobrze orientujący się w środowisku psychiatrów i posiadający doświadczenie w kryminalistyce, zostaje poproszony o pomoc w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, co właściwie się wydarzyło i dlaczego.

   Nakreślona sceneria nie zawiera w sobie zbyt wielu cech szczególnych. Teoretycznie akcja toczy się gdzieś w powojennej Warszawie, w praktyce w tekście w zasadzie nie ma nic, co jednoznacznie określałoby czas akcji. I choć co rusz przewijają się tu nazwy różnych warszawskich ulic, czy dzielnic, to już zupełnie zabrakło podkreślenie czasów poprzez doprecyzowanie szczegółów otoczenia i przedmiotów. Tak więc, nie podano prawie nigdzie marek pojawiających się samochodów, zawsze jest to tylko ogólnie taksówka, lub samochód. Gdyby nie przytoczenie historii z czasów wojny z dość dokładnym określeniem wieku, trudno byłoby jednoznacznie osadzić akcję powieści w czasie. Z drugiej strony wykreowana przez  Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego opowieść jest uniwersalna na tyle, że brak szczegółów scenografii traci na znaczeniu.

   Tym, co jest kluczowe w powieści kryminalnej to sama intryga oraz sposób w jaki bohaterowie dochodzą do prawdy. Tu autor radzi sobie całkiem nieźle. Opowieść jest wiarygodna, a kolejno odkrywane tropy nie sprawiają wrażenie wrzucanych na siłę, byleby tylko uzasadnić takie, a nie inne rozwiązanie. I choć pod koniec tempo dedukcji nieco wzrasta a wszystkie przedstawione wątki się zazębiają, to rozwiązanie nie sprawia wrażenia wyjętego z rękawa, niczym piąty as u szulera.

   Powieść czyta się nieźle, choć nie nazwałabym jej bardzo przystępną. Styl jest lekki i nieprzesadnie skomplikowany, zabrakło w nim jednak tego, nie do końca określonego, czegoś dzięki czemu byłby urzekający. To raczej książka z gatunku przyzwoicie napisanych, niż porywających i nie pozwalających się oderwać. I choć ani słownictwo, ani styl nie rażą nadmierną prostotą, to zabrakło mi w nim pewnej umiejętności takiego kreowanie wydarzeń i przedstawiania emocji bohaterów, by czytelnik mógł poczuć się ich częścią.

   „Dr Orłowski prowadzi śledztwo” Zygmunta Zeydlera-Zborowskiegoto to niezły, dobrze skonstruowany i poprawnie napisany kryminał. Odrobinę zaskakujący, ale wciąż nie gwałcący praw logiki, rozwiązanie ma sens i nie sprawia wrażenie wrzuconego na siłę. Nie jest to może powieść, która urzeknie czytelnika, ale można się przy niej naprawdę nieźle bawić.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.

czwartek, 5 marca 2020

Podsumowanie lutego

   Luty się skończył i przyszedł czas podsumować co tam udało mi się przeczytać. Wynik całkiem przyzwoity. W sumie trzynaście tytułów, w czym ładny powrót do nieczytanej już od jakiegoś czasu fantastyki oraz wciągnięcie się w książki o grzybach zakupione ostatnio. Ponadto, jak zwykle u mnie dość różnorodnie, cieszy zaś, że całkiem sporo to książki z mojej półki, recenzentki w odwodzie.



   Z lewej dumnie stoi sobie album: Konie Mariana Gadzalskiego, to książka przede wszystkim pełna przepięknych zdjęć, czytania w niej wiele nie było, gdyż poza wrzuconymi gdzieniegdzie cytatami z literatury dotyczącymi koni, jedynym tekstem jest tu też przybliżenie sylwetki samego fotografa i opowieść o tym, jak związał się z końmi, przede wszystkim z janowską stadniną.
   Zbrodnie robali Amy Stewart To akurat książka, która mnie nieco rozczarowała, głównie dość wąską perspektywą poruszonej tematyki.
   Grzechy imperium Brian McClellan Bardzo przyjemny powrót do fantastyki w postaci pierwszego tomu nowej trylogii autora. Czytało się świetnie.
   Ostre cięcia Joe Abercrombie A to powrót do świata Pierwszego prawa w postaci kilkunastu opowiadań, z których część była powiązana ze sobą.
   Fałszywy pieśniarz Magdalena Raduchowska Zwieńczenie serii o Demonie luster, również przyjemny kawałek fantastyki.
   Rzeczy mówią do rzeczy a nie od rzeczy Wiesław Błach Przyjemny tomik całkiem zabawnych wierszyków i pierwsza z recenzentek w styczniu.
   Koniec świata a Makowicach Jan Mazur To również recenzentka i nieco egzotycznie-prowincjonalny komiks o apokalipsie.
   Tajemnica Kanału La Manche Marek Romański Niewielki przedwojenny kryminał, w którym roi się od przedwojennych samolotów.
   Wybór nowel Guy Maupassant Kolejny zbiór niewielkich tekstów, zaskakująco współczesnych w wymowie i tematyce.
   Pamiętniki Adama i Ewy Mark Twain Do tej książeczki przymierzałam się od jakiegoś czasu, wrażenia jak najbardziej pozytywne, świetnie pokazane różnice męskiego i kobiecego spojrzenia na świat.
   Grzyb jadalny czy trujący Zbigniew Domański To niewielka broszurka (nie weszła na zdjęcie nie wiedzieć czemu) będąca poradnikiem do rozpoznawania grzybów. Nieco błędów, sporo uproszczeń i niewielkie spektrum gatunków nie czynią z niej zbyt wartościowej publikacji.
   Grzybownik Justyn Kołek, Ewa Furtak Funkcja tej książki jest bardzo podobna do wspomnianej przed chwilą broszury,  jest ona jednak znacznie bogatsza, pełniejsza i współczesna. Nieścisłości niestety również można trafić.
   Kieszonkowy atlas grzybów Vladimir Antonin, Frantisek Kotlaba To akurat typowy mini przewodnik do rozpoznawania gatunków. Dość skromny, ale ładny dla oka.

   Ot i tyle, z czasem pewnie jakieś recenzje się na blogu pojawią. W najbliższych czytelniczych planach z pewnością jest rozprawienie się choćby z częścią recenzentek oraz dorzucenie do przeczytanych kolejnych książek o grzybach.