Autor: Zygmunt Zeydler-Zborowski
Wydawnictwo: LTW
Cykl: Seria z Warszawą. Tom 34
Rok wydania: 2011
Lubię klasycznie skomponowane kryminały. Niewielka grupa podejrzanych a wśród nich jeden (albo i nie jeden) morderca oraz ta najważniejsza osoba – detektyw. Czy będzie to zawodowy policjant, czy człowiek, który z pracy detektywistycznej żyje, czy też zupełny amator, czasami tylko wspomagający organa ścigania w rozwiązywaniu tajemniczej zagadki, nie ma wielkiego znaczenia. Ważna jest osobowość postaci, tak by prowadzone przez nią śledztwo dało się odebrać jako wiarygodne a detektyw stał się autentyczny. Takim kryminałem jest jedna powieść Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego.
Akcja osadzona jest w Warszawie, w czasach wczesnego PRLu, w których okropieństwa wojny są wciąż żywe w pamięci ludzi. Tytułowy dr Orłowski jest psychiatrą i to właśnie w tym środowisku znajduje się ofiara oraz krąg podejrzanych. Na międzynarodową konferencję psychiatrów zjeżdżają się goście z całego świata, w tym również tacy, którzy emigrowali z Polski przed wojną, Dr Orłowski jako jeden z organizatorów zjazdu jest w samym centrum rozgrywających się wydarzeń. Gdy nad ranem w pokoju hotelowym odnalezione zostają zwłoki jednego z gości, sytuacja robi się poważna, tym bardziej, że zmarły był obywatelem innego kraju. Dla policji sprawą honoru jest wyjaśnienie zagadki, zanim trzeba będzie w jej rozwiązanie wmieszać ambasadę. Dr Orłowski, jako człowiek dobrze orientujący się w środowisku psychiatrów i posiadający doświadczenie w kryminalistyce, zostaje poproszony o pomoc w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, co właściwie się wydarzyło i dlaczego.
Nakreślona sceneria nie zawiera w sobie zbyt wielu cech szczególnych. Teoretycznie akcja toczy się gdzieś w powojennej Warszawie, w praktyce w tekście w zasadzie nie ma nic, co jednoznacznie określałoby czas akcji. I choć co rusz przewijają się tu nazwy różnych warszawskich ulic, czy dzielnic, to już zupełnie zabrakło podkreślenie czasów poprzez doprecyzowanie szczegółów otoczenia i przedmiotów. Tak więc, nie podano prawie nigdzie marek pojawiających się samochodów, zawsze jest to tylko ogólnie taksówka, lub samochód. Gdyby nie przytoczenie historii z czasów wojny z dość dokładnym określeniem wieku, trudno byłoby jednoznacznie osadzić akcję powieści w czasie. Z drugiej strony wykreowana przez Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego opowieść jest uniwersalna na tyle, że brak szczegółów scenografii traci na znaczeniu.
Tym, co jest kluczowe w powieści kryminalnej to sama intryga oraz sposób w jaki bohaterowie dochodzą do prawdy. Tu autor radzi sobie całkiem nieźle. Opowieść jest wiarygodna, a kolejno odkrywane tropy nie sprawiają wrażenie wrzucanych na siłę, byleby tylko uzasadnić takie, a nie inne rozwiązanie. I choć pod koniec tempo dedukcji nieco wzrasta a wszystkie przedstawione wątki się zazębiają, to rozwiązanie nie sprawia wrażenia wyjętego z rękawa, niczym piąty as u szulera.
Powieść czyta się nieźle, choć nie nazwałabym jej bardzo przystępną. Styl jest lekki i nieprzesadnie skomplikowany, zabrakło w nim jednak tego, nie do końca określonego, czegoś dzięki czemu byłby urzekający. To raczej książka z gatunku przyzwoicie napisanych, niż porywających i nie pozwalających się oderwać. I choć ani słownictwo, ani styl nie rażą nadmierną prostotą, to zabrakło mi w nim pewnej umiejętności takiego kreowanie wydarzeń i przedstawiania emocji bohaterów, by czytelnik mógł poczuć się ich częścią.
„Dr Orłowski prowadzi śledztwo” Zygmunta Zeydlera-Zborowskiegoto to niezły, dobrze skonstruowany i poprawnie napisany kryminał. Odrobinę zaskakujący, ale wciąż nie gwałcący praw logiki, rozwiązanie ma sens i nie sprawia wrażenie wrzuconego na siłę. Nie jest to może powieść, która urzeknie czytelnika, ale można się przy niej naprawdę nieźle bawić.
Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.