poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Pani Walewska

Autor: Wacław Gąsiorowskiego
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2018

   W polskiej historii postać Napoleona Bonaparte ma swoje mniej, lub bardziej zaszczytne miejsce. Trudno jednak mówiąc o roli jaką spełnił na ziemiach polskich na początku dziewiętnastego wieku pominąć zupełnie postać jego kochanki Marii Walewskiej. Barwna historia ich romansu jest podstawą na jakiej Wacław Gąsiorowski zbudował fabułę powieści „Pani Walewska”.

   Maria jest nastoletnią dziewczyną, która zgodnie z wolą rodziny została poślubiona ponad osiemdziesięcioletniemu, majętnemu magnatowi – Walewskiemu. Dla młodej dziewczyny małżeństwo jest uciążliwą rutyną, Maria, zamknięta w prowincjonalnych Walewicach, oddaliła się od świata. Gdy podczas wyjazdu do Warszawy, w ramach nieco szalonej eskapady udało jej się pokłonić cesarzowi, zwróciła na siebie jego uwagę i wbrew sobie, musiała zacząć prowadzić dworskie życie. 

Nie sposób pominąć postaci pana Walewskiego, gdyż to w skutek jego decyzji, kształtowało się życie Marii. To on, początkowo zrezygnowany i zdecydowany na rychły powrót do Walewic, całkowicie zmienia zdanie, gdy spotyka go zainteresowania ze strony dworu. Wspominając dawną świetność, kiedy to biesiadował u boku królów, jest zupełnie ślepy na fakt, że wszelkie względy skierowane w jego stronę, są tak naprawdę skierowane w stronę jego uroczej małżonki. Własna duma zaślepia go na tyle, że nawet, gdy Maria zwraca mu uwagę, że może istnieć taka możliwość, wyśmiewa jej obawy i tym usilniej namawia, by aktywnie brała udział w dworskim życiu.

   Małżeństwo Walewskich zostało przedstawione bardzo dobrze. Wyraźnie zarysowana została ogromna przepaść lat, dzieląca małżonków oraz związane z tym zupełnie inne spojrzenie na świat. Gąsiorowski pokazał, co stało się przyczyną, takiego a nie innego postępowania Marii, ukazał ją zaplątaną w sieci konwenansów i zależności. Państwo Walewscy zestawieni zostali na zasadzie kontrastu: stary, obyty, ale od dawna nieaktywny dworzanin, dla którego dworskie życie i intrygi, swego czasu, nie miały żadnych tajemnic oraz młodziutka i niedoświadczona, pani Walewska, która z zaskakującym wyczuciem wbrew sobie stawia swoje pierwsze kroki na dworze.

   Postacie z dalszych planów również przedstawione zostały z dużym pietyzmem i konsekwencją w kreacji charakterów. Są to bohaterowie z krwi i kości, posiadający swoje mocne i słabe strony, gotowi do rzeczy wielkich, czasem zapalczywi i lekkomyślni. Związani z życiem dworskim, ciągłym pilnowaniem tego, by utrzymywać się łaskach, łasi na profity jakie mogą wyciągnąć, pilnie śledzą zmieniające się sympatie i antypatie, by tylko nie wypaść z dworskiego obiegu.

   W powieści warszawski dwór został przedstawiony bardzo dokładnie, szczegóły dotyczące obowiązujących strojów, wystroju pomieszczeń oraz obyczajów zostały zarysowane wyraźnie a liczne malownicze opisy sprawiają, że bez większych trudności możemy poczuć atmosferę na nim panującą. Od razu też widać różnice, gdy zestawić przedstawione scenerie, ze znanymi nam z literatury i filmów dworami angielskimi, lub francuskimi.

   Językowo nie można powieści nic zarzucić. Bogactwo słownictwa, z licznymi wtrąceniami z francuskiego – bardzo typowymi dla tego okresu, idealnie oddają ducha przedstawionych czasów i panujących zwyczajów. Składnia nie sprawia problemów i książkę czyta się bardzo lekko, podobnie jak inne utwory Wacława Gąsiorowskiego.

   Bardzo dobre przedstawienie dworskiego życia w dziewiętnastowiecznej Warszawie oraz świetnie zarysowane charaktery bohaterów to podstawowe zalety książki. Dodając do tego umiejętnie poprowadzoną fabułę, znakomicie ubraną w słowa, otrzymujemy bardzo dobrą powieść historyczną, która pozwala na chwilę zanurzyć się w świat, którego od dawna już nie ma.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.

czwartek, 25 kwietnia 2019

Smok z czekoladowym sercem

Autor: Stephanie Burgis
Tytuł oryginału: A dragon with a chocolate heart
Tłumacznie: Anna Nowak
Ilustrajce: Freya Hartas
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2018

   „Smok z czekoladowym sercem” to debiutancka powieść amerykańskiej pisarki fantastycznej literatury młodzieżowej Stephanie Burgis. Jest to książka przeznaczona dla starszych dzieci i młodszych nastolatków, jednak jej lektura przyniesie wiele pozytywnych wrażeń również dorosłemu czytelnikowi.

   „Smok z czekoladowym sercem” to, jak nietrudno się domyśleć na podstawie tytułu, opowieść o smokach i czekoladzie. Główną bohaterką jest młoda smoczyca Aventurine. Najmłodsza w rodzie, posiadająca dwójkę rodzeństwa, oczytanego i zafascynowanego ludźmi brata oraz przemądrzałą i wszechstronnie uzdolnioną starszą siostrę. Na ich tle Aventurine czuje się dość zwyczajnie, co skutkuje jej ogromną wolą odkrycia swojej pasji. Również ochota sprawdzenia własnych możliwości budzi w niej chęć do buntu, skutkującą samotną wyprawą na zewnątrz rodzimej jaskini. Dość szybko okazuje się, że świat niesie ze sobą sporo niespodzianek, zarówno tych miłych, jak i tych bardzo niemiłych. Pierwszą z nich jest odkrycie czekolady, której niesamowity zapach zupełnie oczarował młodą smoczycę. Drugą zaś jest niespodziewana przemiana w człowieka, co dla silnego i dużego smoka jest poważnym szokiem. Nie bacząc na wszystko, Aventurine uwięziona w ciele dwunastoletniej dziewczynki wyrusza do miasta, by znaleźć kogoś, kto przywróci jej prawdziwy kształt, oraz, co ważniejsze, by ponownie skosztować czekolady.

   Postać Aventurine to idealny przykład młodziutkiej nastolatki. Dziewczynka/smoczyca z jednej strony bardzo potrzebuje bliskości rodziny, z drugiej zaś za wszelką cenę, chce pokazać najbliższym na co ją stać. Pokonując własne słabości, próbuje udowodnić wszystkim wokół oraz samej sobie, że potrafi sobie poradzić w każdych warunkach. Oczywiście jej osąd okoliczności, jest typowym spojrzeniem dziecka, w związku z czym na wiele rzeczy reaguje zbyt emocjonalnie, co w znacznym stopniu utrudnia jej działania. W książce znajdziemy przepiękny, wielowymiarowy opis dojrzewania do podejmowania własnych decyzji oraz zmierzenia się z ich konsekwencjami.

   Kreacja przedstawionego świata oraz postaci otaczających Aventurine jest bardzo dobra. Góry zamieszkane przez smoki, czy tłoczne miasto, w którym wyraźnie ścierają się warstwy społeczne zostały przedstawione bardzo dokładnie i drobiazgowo. Mniej lub bardziej przypadkowi towarzysze dziewczynki, to postacie przemyślane. Mają swoje charaktery i postępują zgodnie z nimi. Dotyczy to postaci ze wszystkich planów opowieści. Również procesom produkcji czekolady i wykonanych z niej smakołyków niczego nie można zarzucić. Trudno mimowolnie nie przełknąć cieknącej ślinki, gdy czyta się o kombinacjach smakowych produkowanych w Czekoladowym sercu pyszności.

   Powieść czyta się bardzo dobrze. Napisana jest lekkim i przystępnym językiem, nie wolnym jednak od archaizmów, czy słownictwa ściśle związanego z czekoladą. Bogactwo słownictwa nie przytłacza jednak pozwalając się cieszyć przedstawioną treścią, bez konieczności zaglądania do słowników, przy jednoczesnym wzbogacaniu zasobu słów. Oprawa graficzna książki również zasługuję na pochwałę. Sztywna oprawa, dobrej jakości papier, oraz urocze, jednak nie nazbyt częste, rysunki robią bardzo dobre wrażenie.

   „Smok z czekoladowym sercem” Stephanie Burgis to świetna lektura młodzieżowa, jedna z tych książek dla dzieci, na którą zdecydowanie warto zwrócić uwagę. Dobrze wykreowany świat pełen interesujących postaci oraz rewelacyjnie przedstawiony, wolny od niepotrzebnej, dydaktycznej otoczki, proces dojrzewania głównej bohaterki to bardzo mocne elementy tej powieści. Zresztą, czy dobrze napisana i przemyślana książka o smokach i czekoladzie może być zła?

Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.

wtorek, 23 kwietnia 2019

Jotka - Łowca smoków. Smoki Wysp Brytyjskich

Autor: Łukasz Radecki
Ilustracje: Joanna Sapkowska-Pieprzyk
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2018

   „Jotka Łowca smoków. smoki Wysp Brytyjskich” Łukasza Radeckiego to pierwsza książeczka z planowanej serii, w której dzieci poznają nie tylko różne smoki, pochodzące z legend, ale i poszczególne państwa, ich najważniejsze zabytki, kulturę i ogólne informacje. Nie jest to typowa opowieść dla najmłodszych, ale mimo tego z pewnością powinna przypaść do gustu dzieciom w wieku wczesnoszkolnym. W książce zapowiedziano kolejne tomy przygód Jotki, a wrażenia z lektury pierwszej części są na tyle pozytywne, że z zainteresowaniem będę śledzić, czy już się pojawiły.

   Tytułowy Jotka, to Jan Krzysztof – młody rycerz i łowca smoków, certyfikowany ukończeniem specjalnego kursu. Wszędzie tam, gdzie pojawiają się problemy ze smokami zjawia się on, by je rozwiązań. Unika jednak akcji ostatecznych i stara się zrobić wszystko, by nie musieć nieszczęsnych bestii zabijać. Jotka w każdym z nich stara się znaleźć przyjaciela i rozwiązać problem tak, by wszyscy zainteresowani byli zadowoleni. Jest ideałem bohatera: uczynny, odważny i mądry. Ma swoją słabość – zamiłowanie do pysznego jedzenia, ale kimże byłby prawdziwy bohater, bez niewielkiej, mało znaczącej skazy?

   W tym niewielkim tomie Jan Krzysztof musi się zmierzyć z trzema smokami pochodzącymi z różnych czasów z Irlandii, Szkocji i Anglii. Każdy z nich zaczął się naprzykrzać okolicznym mieszkańcom i we wszystkich przypadkach bohater znalazł sposób by sobie z nimi poradzić i ocalić przy okazji stada, skarby i okolicznych mieszkańców. Ponieważ dla Jotki czas i przestrzeń nie mają znaczenia gdy wyrusza rozwiązać problem, więc przy okazji pozwiedzał nieco kraje, do których trafił. A jako wielki smakosz nie omieszkał również skosztować lokalnych pyszności.

   Książka to nie tylko fabularna przygoda głównego bohatera. Znajdziemy w niej sporo dodatków. Począwszy od „Smokarium”, w którym każdy ze smoczych bohaterów ma rozdział sobie poświęcony, poprzez wykaz regionalnych smakołyków wraz przepisami na nie, aż po zaprezentowanie głównych zabytków oraz postaci historycznych, ważnych dla Wysp Brytyjskich. Jotka Łowca smoków. Smoki Wysp Brytyjskich” są więc nie tylko świetną rozrywką dla młodego czytelnika, ale też źródłem ciekawostek i podstawowych informacji historycznych oraz geograficznych.

   Przygody młodego łowcy smoków czyta się dobrze. Stosunkowo prosty język wzbogacony został w słownictwo typowe dla zaprezentowanego rejonu. By lektura szła płynnie, każde z trudniejszych słów zostało wyjaśnione w przypisach. Te służą też do dodania pewnych fabularnych szczegółów i opisów, co zdecydowanie zachęca do ich lektury.

   Stosunkowo niewielki format książki oraz jej sztywna oprawa to zdecydowane zalety w przypadku pozycji dla młodego czytelnika. Ponieważ jest to lektura przeznaczona dla dzieci już dość dobrze czytających, więc i tekstu na poszczególnych stronach jest sporo. Zastosowanie sporej gabarytowo i  bardzo czytelnej czcionki, sprawia, że kolejne strony mijają bardzo szybko. Nie można też pominąć licznych ilustracji autorstwa Joanny Sapkowskiej-Pieprzyk. Utrzymane w pastelowych kolorach przykuwają uwagę i pobudzają wyobraźnię, prezentując smoki, sławne postacie oraz miejsca Wysp Brytyjskich.

   Lektura „Jotki Łowcy smoków. Smoki Wysp Brytyjskich” przynosi sporo radości i odrobinę umiejętnie wplecionej w fabułę wiedzy. Dla dzieci, które czytają już dość dobrze jest to pozycja wręcz idealna. Nie jest to typowa opowieść o smokach i rycerzach, to odrobinę nietypowa przygoda połączona w możliwością odwiedzenia i poznania historii Wielkiej Brytanii i Irlandii.

Recenzja powstała na zlecenie portalu Sztukater.

czwartek, 18 kwietnia 2019

Potworna Michasia

Autor: Marlena Rytel
Ilustracje: Kacper Semik, Marlena Rytel
Wydawnictwo: Psychoskok
Rok wydania: 2017

   „Potworna Michasia” to druga po „Sebastian i przyjaciele” książeczka dla dzieci napisana przez Marlenę Rytel. Porusza też podobną tematykę, co poprzedniczka. Jest to dydaktyczna opowieść przeznaczona dla nieco starszych kilkulatków, zarówno do samodzielnej lektury, jaki i do posłuchania, gdy czytają ją rodzice. 

    Główną bohaterką książeczki jest siedmioletnia Michasia. Jest dziewczynką, która zawsze musi postawić na swoim i zawsze musi dostać to, czego chce. Wszystko wymusza krzykiem lub płaczem. Gdy zamarzył się jej kotek, rodzice podarowali jej kota, uczulając na to, że będzie musiała się nim zajmować. Wiadomość o spodziewanym powiększeniu rodziny przyjęła buntem. Bo przecież ona nie chce żadnego brata, jeszcze będzie musiała dzielić się z nim uwagą rodziców i dziadków. To nie do pomyślenia!

   Określając charakter Michasi na myśl od razu przychodzi jedno słowo – nieznośna. Tytułowy epitet pasuje równie dobrze, biorąc pod uwagę sposób w jaki zaczęła postępować z kotem, którego chciała. Z czysto dziecięcą bezmyślnością i brakiem przewidywania konsekwencji własnych czynów dopuszcza się względem niego okrucieństwa, by następnie mieć do niego pretensje, gdy ten ucieka od jej „czułości”. Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy pewnego poranka Michasia wstaje i odkrywa, że jest uwięziona w ciele kota. Kolejno doświadcza wszystkich przykrych rzeczy, które wcześniej sama serwowała zwierzęciu, co pozwala jej zrozumieć, jak złym było jej zachowanie.

   Jest to książeczka, która w bardzo wyraźny sposób przekazuje, że dręczenie zwierząt jest nie tylko złym pomysłem, ale i czystym okrucieństwem. Robi to w sposób prosty i zrozumiały, nieco zbyt ewidentny, taki, w którym nie ma miejsca na żadne dopowiedzenia, czy nieścisłości. Jej dydaktyczny wydźwięk mocno przytłacza odbiór całości.

   Z drugiej strony, czytając tę książeczkę, nie mogłam uwolnić się od dość nieprzyjemnego wrażenia, zupełnego pominięcia roli rodziców Michasi. Służą to spełniania jej zachcianek i zachwycania się jaką jest śliczną i dobrą dziewczynka, choć żadne z jej zachowań nie potwierdza ich zachwytów. Michasia odnosi się wobec rodziców w sposób bardzo niegrzeczny, czego oni w żaden sposób nie komentują, ograniczając się do poprawy jej wymowy. Niby tłumaczą jej, że nie wolna znęcać się nad zwierzęciem, ale w żaden sposób nie kontrolują tego, jak ona z nim postępuje. Zabrakło mi w ich relacji realizmu i odpowiedzialności. Rodzice i inni dorośli zostali przedstawieni w roli statystów, bo jacyś być muszą, bez żadnych dodatkowych funkcji. W związku z tym, nie sposób uwolnić się od wrażenia, że nie oni zajmują się wychowaniem dziecka, co wprost skutkuje okropnym charakterem rozpieszczonej dziewczynki. Nie jest to dobre wrażenie, gdyż Michasia nie ma w nich oparcia, a jej świat nie ma granic, których dziecko potrzebuje.

   „Potworna Michasia” napisana jest prostym językiem, który nawet zaczynającemu przygodę z książkami kilkulatkowi nie sprawi żadnego problemu. Nie ma tu nagromadzenia środków stylistycznych, ani zbyt skomplikowanej składni. Cienka broszurowa oprawa oraz dziecięce rysunki wewnątrz nie zachwycają.

   „Potworna Michasia” Marleny Rytel to niewielka dydaktyczna nowelka, której prosty przekaz jest bardzo istotny. Niestety w sposobie jego prezentacji zabrakło mi bardzo wielu rzeczy, począwszy od pozostawiania młodemu czytelnikowi możliwości wyciągnięcia wniosków, a skończywszy na marginalizowania roli tych, którzy w życiu dziecka są najważniejsi. Pod względem graficznym książeczka również niczym nie zachwyca, choć nie można powiedzieć by raziła.

Recenzja powstała na zamówienie portalu Sztukater.

niedziela, 14 kwietnia 2019

Sowa czy puszczyk

Autor: Emma Strack, Guillaume Plantevin
Tytuł oryginału: Choutte on hibou?
Tłumaczenie: Iwona Janczy
Wydawnictwo: ADAMADA
Rok wydania: 2018

   W księgarniach bez trudu możemy znaleźć mnóstwo książek edukacyjnych dla dzieci. Większość z nich mniej lub bardziej przypomina leksykony poświęcone często dość wąskim zagadnieniom, czy to z dziedzin przyrodniczych, czy technicznych. Ich wartość merytoryczna bywa różna, a znalezienie naprawdę wartościowej pozycji dla najmłodszych nie jest łatwym zadaniem. W zalewie tego typu pozycji pozytywnie wyróżnia się książka Emmy Strack zatytułowana „Sowa czy puszczyk?”, którą szczerze mogę polecić każdemu młodemu czytelnikowi, a i niejeden dorosły znajdzie w niej  rozmaite ciekawostki.

   W książce zestawiono pary, których rozróżnienie może sprawiać kłopot nie tylko dzieciom. Tytułowe „Sowa czy puszczyk?” to tylko jeden z wielu przykładów. Zestawione pary dotyczą nie tylko zagadnień przyrodniczych czy geograficznych, ale znajdziemy tu również definicje różnych rodzajów jedzenia, ubrań czy przedmiotów codziennego użytku, wszystkiego, co można spotkać na co dzień w najbliższym otoczeniu. Zlew i umywalka, rajstopy i pończochy, autobus i autokar, to tylko kilka wybranych przykładów zestawionych par dotyczących świata wokół nas. Ponadto są tu tematy znacznie bardziej zaawansowane, jak rozróżnienie Arktyki od Antarktydy, stalagmitu od stalaktytu, czy też zarodka od płodu.

   O każdym z przedstawionych zagadnień umieszczone skrótową informację i ciekawostki, punktując różnice między zestawionymi parami. Opisy są bardzo jasne i czytelne, dzięki czemu nawet dziecko, czy totalny laik jest w stanie pojąć o czym mowa i bez problemu odróżniać wspomniane zagadnienia. W celu dokładniejszej identyfikacji dodano czytelne i wyraźne, często schematyczne ilustracje, które nie pozostawiają już żadnych wątpliwości.

   Duże walory edukacyjne książki, zestawione są z przyjemną oprawą graficzną. Ilustracje w „Sowie czy puszczyku?” są czytelne i wyraźne, a dobór kolorów stonowany i przyjemny dla oka. Barwy wydają się nieco przygaszone, dzięki czemu przeglądanie kolejnych stron nie męczy oczu. Równie przejrzysty jest układ stron, oprócz dużej ilustracji prezentującej sparowane zagadnienia dodano po kilka niewielkich obrazków, na których skupiono się na szczegółach rozróżniających poszczególne elementy z pary.

   Książkę czyta się bardzo dobrze i świetnie się sprawdza, zarówno jako jednorazowa lektura, jak i pozycja, do której warto zajrzeć w każdym momencie. Jest to książka, do której niejednokrotnie będzie się wracać. Szeroki zakres zagadnień z jednej strony oraz ich skrótowe i przystępne opracowanie z drugiej sprawiają, że bardzo łatwo znaleźć interesujący nas w danym momencie fragment.

   Pod względem językowym nie jest to wymagająca pozycja, nie znajdziemy tu zbyt dużej ilości stricte naukowego słownictwa, choć nie jest ona go zupełnie pozbawiona. Książka jest łatwa w odbiorze, dzięki przystępnemu językowi i stosunkowo prostej składni. Nie powinna sprawić żadnych problemów nawet dzieciom, które dopiero zaczynają swoją przygodę z samodzielną lekturą.

  „Sowa czy puszczyk?” Emmy Strack to dobra i wartościowa pozycja przeznaczona dla dzieci w wieku wczesnoszkolnym. Pomaga w poszerzaniu wiedzy na temat otaczającego je świata, ucząc na konkretnych przykładach, że nie zawsze to co wygląda bardzo podobnie, będzie tym samym. Przekazuje wiedzę w sposób nienachalny, umożliwiając jej stopniowe dawkowanie.  To jedna z tych książek, do których wraca się wielokrotnie, za każdym razem, gdy przyjdzie potrzeba by sprawdzić jakiś nurtujący dziecko temat.

Recenzja powstała w ramach współpracy z portalem Sztukater.

poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Stosik na początek drugiego kwartału

  Dotarła w końcu do mnie kolejna porcja zakupów. Tym razem są to tylko nabytki, z mojej ulubionej księgarni oraz z nowo odkrytego ulubionego sklepu z grami planszowymi, który idealnie się sprawdził jako źródło dodatków do Carcassonne. Równowaga między literaturą piękną, a tą mniej piękną jest zachowana i wzorem poprzedniego stosu ta pierwsza wcale nie ma zdecydowanej przewagi. Czyżby znak czasów, że tej niepięknej ostatnio kupuję więcej? Z pięknej, typowo dla mnie, w dominancie klasyka i fantastyka.
   Kwiecień nie przyniósł (jeszcze) żadnych recenzentek, więc jest okazja, by nieco skurczyć Poczekalnię, z której to okazji skwapliwie korzystam.
   A na stosie pierwszym znaleźć można:

   Carcassonne. Hrabia, Król i Rzeka, Mosty Zamki i Bazary, Księżniczka i Smok Prawą stronę zdominowały trzy dodatki do kawelkowego świata Carcassonne. Wszystkie trzy znam, bo już niejednokrotnie miałam okazję w nie pograć. Te są moje własne, czekają na sesje z moim najstarszym synem.
   Kompendium i Atlas Świata Dysku Terry Pratchett Przyznam szczerze, że miałam nadzieję tę piękną książkę otrzymać w prezencie. Nikt na to nie wpadł, a ileż można czekać! Przekartkowałam i słowo piękna, to faktycznie pierwsze co przychodzi na myśl. I jeszcze ta cudna mapa...
   Ewolucja piękna Richard O. Prum Tę obszerną pozycję wypatrzyłam w notce zapowiedziowej w Kronice Książkoholika. Szybki przegląd wypadł bardzo obiecująco, ilość przytoczonych źródeł pozwala wierzyć, że autor solidnie przyłożył się do tematu, który sam w sobie jest niezwykle ciekawy.
   Średniowieczna Europa Chris Wickam To kompendium hustorii średniowiecza wpadło mi w oczy z powodu przychylnych recenzji. Kupiona w prezencie, ale i tak zostaje w rodzinnej biblioteczce.
   Kim jest ślimak Sam Maria Pawłowska, Jakub Szamałek, Katarzyna Bogucka Przyznam szczerze, że gdyby nie pewne zamieszanie wokół tej niepozornej książeczki, to pewnie przeszłabym obok niej nawet nie wiedząc o jej istnieniu. A ponieważ tak ujęta tematyka płciowości i preferencji w wydaniu dla najmłodszych wydaje mi się najlepszą drogą z możliwych, nic więc dziwnego, że skusiłam się na tę publikację. Jest to też najmocniejszy kandydat na pierwszą przeczytaną książkę z tego stosu.
   Pretorianie Stalina Piotr Kołakowski, Polacy są najlepsi Johny Kent To dwa kolejne tomy z serii Tajemnice historii. Pierwsza z nich urzeka ogromną ilością źródeł,drugą zaś posiadałam już wcześniej ale w innym wydaniu.
  Każde martwe marzenie Robert M. Wegner A to z kolei uzupełnienie serii, za którą chyba w końcu się wezmę. Przy okazji, kolejna pięknie wydana książka na mojej półce.
   
   Stosik drugi, uzupełniający


   Terra insecta Anne Svedrup-Thygeson Ta książka co chwile migała mi na facebookowych fanpage'ach a że tematyka jest mi bliska, nie mogłam odmówić.
   Wielkie nadzieje Charles Dickens Kolejna z powieści tego autora na mojej półce, trzeba w końcu przyłożyć się bardziej do lektury
   Wspaniałość Ambersonów Newton Booth Tarkington To natomiast zupełny zakup w ciemno. Krótkie przejrzenie kim był autor oraz kredyt zaufania jaki mam do wydawnictwa MG, pozwala wierzyć, że nie pożałuję lektury.
   Karolcia Marta Kruger A to akurat niewinny sprawca całego zamieszania związanego z mikrostosikiem. Następnego dnia po złożeniu pierwszego zamówienia, dowiedziałam się, że jest to planowana lektura dla mojego syna. A skoro już ją zamówiłam, to poczekałam na premierę pierwszej z książek w tej grupie. Pamiętam Karolcię ją z dzieciństwa i mam nadzieję, że synowi również się spodoba.

   Ot i cały stosik. Nie jakiś specjalnie obszerny, ani nawet bardzo imponujący. Jestem jednak mocno przekonana, że nadrabia jakością. Co poza opowieści o ślimaku pierwsze wpadnie mi w ręce, nie mam najmniejszego pojęcia. Poczekalnia pęka w szwach i tuczy się wyśmienicie.

czwartek, 4 kwietnia 2019

Detektyw Arrowood

Autor: Mick Finley
Tytuł oryginału: Arrowood
Seria: Arrowood Mystery. Tom I
Tłumaczenie: Leszek Stafiej
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Rok wydania: 2018

   Postać Sherlocka Holmesa ma swoje silnie ugruntowane miejsce w popkulturze. Niejednokrotnie też słynny detektyw lub postaci z nim związane pojawiały się w rozmaitych książkach i filmach, że wspomnieć chociażby najnowszą ekranizację z Robertem Downey’em jr. w roli głównej, czy serial, gdzie w postać detektywa wcielił się Benedict Cumberbatch. Kolejną taką pozycją jest powieść Micka Finlaya zatytułowana "Detektyw Arrowood", będąca pierwszą z zaplanowanej serii. Nie jest to pierwsza literacka wzmianka o Sherlocku Holmesie, że wspomnę choćby cykl poświęcony Irene Adler autorstwa Carole Nelson Douglas. 

   Tytułowy bohater książki to najzdolniejszy detektyw w wiktoriańskim Londynie - przynajmniej według własnego mniemania. Otwarcie gardzi Sherlockiem Holmesem, niejednokrotnie sugerując, że za jego sukcesami stoi przede wszystkim przypadek a nie niezwykłe zdolności jakie sugerowane są w publikowanych w gazetach relacjach dr. Watsona. 

   Detektywa Arrowooda cechuje upór w rozwiązywaniu powierzonych mu zadań, zwłaszcza, gdy w jakiś sposób dotyczą go osobiście. Wraz ze swoim asystentem podejmują, często lekkomyślne, kroki, które przybliżają ich do odkrycia zbrodniarza. Nie można mu odmówić inteligencji, choć trudno nazwać go geniuszem, detektyw niejednokrotnie się potyka w drodze do rozwiązania, co nadaje mu realizmu i podważa jego wysokie mniemanie o sobie. Ponadto Arrowood ma problemy z używkami i w tym akurat znacznie przerasta Sherlocka Holmesa.

   Londyn zaprezentowany na kartach powieści Micka Finlaya, to miejsce brudne, brutalne i nieprzyjazne. Trzeba nie lada sprytu by przeżyć kolejny dzień na jego ulicach. Wyczucie komu należy sprzyjać, a kogo unikać, kogo można zignorować, a przed kim trzymać się na baczności jest podstawą, bez której trudno przetrwać. Na samym szczycie londyńskiego społeczeństwa są ludzie majętni, którym pieniądze otwierają praktycznie każde drzwi, dla których nie ma rzeczy niemożliwych i którzy dzięki swym koneksjom pozostają bezkarni. Narażenie się takim osobom często jest igraniem ze śmiercią, zwłaszcza, gdy brakuje silnego protektora.

   Intrygę kryminalną otwiera, banalne na pierwszy rzut oka zlecenie, odnalezienia zaginionego brata. Nie jest to zagadka z gatunku poszukiwania pojedynczego mordercy, w której krok po kroku wykluczamy podejrzanych z niewielkiego grona. Dość szybko okazuje się, że sprawa ma nie tylko drugie ale i kolejne dna. Pozbawiony koneksji i kontaktów detektyw Arrowood staje przed bardzo trudnym zadaniem, gdy przychodzi zmierzyć mu się z jednymi z największych i najważniejszych ludzi londyńskiego, nie do końca legalnego, światka. Liczne zwroty akcji sprawiają, że intryga dynamicznie się rozwija odkrywając coraz to kolejne warstwy, by w kulminacyjnej scenie starły się rozmaite siły.

   Książkę czyta się bardzo dobrze, choć język przywodzi na myśl raczej mowę współczesną niż realia wiktoriańskiego Londynu. Pojawiają się wyrażenia określające opisywaną rzeczywistość, jednak prawie w ogóle nie mają przełożenia na język jakim posługują się bohaterowie. W książce brakuje lokalizacji pozwalającej na wczucie się w klimat przedstawionego miasta.

   "Detektyw Arrowood" Micka Finley’a to całkiem dobry kryminał historyczny, przy którym można się świetnie bawić. Zagadka przyciąga uwagę, choć nie należy do tych, w których zgadujemy, kto zabił i dlaczego. Odbiór przedstawionego świata jest całkiem niezły, choć trudno naprawdę poczuć klimat wiktoriańskiego Londynu. Nie przeszkadza to jednak w najmniejszym stopniu w czerpaniu przyjemności z lektury.

Recenzja powstała na zlecenie portalu Sztukater.

poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Podsumowanie marca

   Robi się coraz cieplej, coraz pogodniej i nie wiedzieć kiedy zakończył się marzec. Nie był to najgorszy miesiąc jeśli chodzi o mój czytelniczy wynik,tym bardziej, że w przeciwieństwie do poprzedniego, nie zapchałam Lubimyczytaciowej półki "Przeczytane" serią komiksów. Pojawiło się trochę literatury pięknej, trochę książek przyrodniczych i kilka pozycji dla dzieci. Przewinęły się prawdziwe perełki - zachwycające zarówno formatem jak i treścią oraz pozycje, delikatnie ujmując przeciętne, by nie rzec, zwyczajnie słabe. Poniżej przedstawiam stos marcowych lektur.



   Gdzie ten ptak Dawid Kilon Pierwszą książką będzie ostatnia, którą przeczytałam w tym miesiącu. Jest to też najuboższa w treść lektura, choć tylko w znaczeniu ilościowym. Jakościowo broni się wyśmienicie. A tym, co zwraca uwagę i zachwyca jest jej strona wizualna: duży format, grube strony, piękna kreska oraz plansze - wyszukiwanki. Jestem nią bezgranicznie oczarowana.
   Łoś. Urodziwy brzydal Wojciech Misiukiewicz To kolejna piękna pozycja wśród marcowych lektur. Po zachwycie w jaki wprawiła mnie pierwsza z książek autora: Bóbr. Pracowity mąciwoda, wiedziałam, że jest to jedna z tych rzeczy, po które warto sięgnąć. Pełen zachwycających zdjęć album uzupełnia tekst, przybliżający czytelnikowi życie łosia. Dla miłośników przyrody, rzecz zdecydowanie warta uwagi.
   Wilki Adam Wajrak Jak to określiła niegdyś Moreni z Kroniki Książkoholika, wilki to dość mocno wyeksploatowany już temat w wydawanej obecnie literaturze przyrodniczej, a ta książka jest jednym z powodów tego "zużycia". Niemniej jednak nie mogłam sobie odmówić przyjemności z lektury, a że jest napisana pierwszorzędnie, więc nie mam czego żałować.
   Obietnice poranka Carrie Turansky To akurat powieść, której żałuję, że znalazła się na marcowej liście. Że w ogóle po nią sięgnęłam, no ale cóż, zobowiązanie recenzenckie trzeba było wypełnić, w skrócie mogę jedynie napisać, że to naprawdę zła książka.
   Jak hodować i karmić domową czarną dziurę Michelle Cuevas To jedna z lektur, które mnie zaskoczyły pozytywnie. Spodziewałam się czegoś odrobinę innego, ale urzekła mnie mądrość bijąca z tej lektury. Idealna pozycja dla dzieci.
   Napiwek za przyjaźń Maciej Blada Spodziewałam się niekoniecznie dobrze napisanej powiastki o niczym, z wielkim zdziwieniem odkryłam, że o ile fabuła może nie porywa (choć ma swoje plusy), o tyle językowo jest naprawdę przyzwoicie.
   Infamia Maciek Jakubski Tu chyba przyszło drobne rozczarowanie. Bo o ile Kolekcja pośmiertnych portretów zdecydowanie mi się podobała i niosła jakiś tam (nie żeby aż tak wielki, ale jednak) powiew świeżości, o tyle Infamia... cóż... Po raz kolejny te same oklepane motywy wyśmiane w parodii, niestety wyśmiane w sposób jedynie umiarkowanie śmieszny. Choć muszę przyznać były w niej czarujące momenty.

No i tak to upłynął literacko marzec, którego końcówkę skutecznie popsuła mi jelitówka, uniemożliwiająca wizytę na Gdańskich Targach Książki. Trochę smutek postanowiłam odkuć na książkowych i planszówkowych zakupach, ale to niestety nie to samo. Z planów na kwiecień - skupić się na lekturze posiadanych książek i jak ognia unikać pozycji złych, kiepskich, czy po prostu takich sobie.