czwartek, 30 kwietnia 2020

Horyzonty

Autor: Piotr Grzelak
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Rok wydania: 2019

   „Horyzonty” Piotra Grzelaka to moje kolejne w ostatnim czasie spotkanie z polską współczesną poezją. Nie spodziewałam się wiele, nie miałam wygórowanych oczekiwać i mogę stwierdzić, że książka spełniła je w pełni. Wydała mi się tak zupełnie nijaka, że nawet w tej chwili, świeżo po lekturze trudno mi sobie przypomnieć o czym dokładnie były zawarte w niej wiersze. 

   W poezji kluczowa jest wrażliwość, zarówno poety jak i odbiorcy jego twórczości. Jeśli te wrażliwości nie mają choćby niewielkiego punktu wspólnego, trudno jest czytelnikowi odebrać wiersze poety w pełni a ich lektura sprowadza się do przerzucania wzroku wzdłuż kolejnych fraz, tworzących jakiś utwór. Trudno jest tak czytać poezję i niestety ten problem miałam z „Horyzontami”. 

   Z pewnością nie mogę zarzucić, by Piotr Grzelak poruszał w swojej poezji tematy mi obce, bądź zupełnie mnie nie interesujące, gdyż skupia się na tym, co jest niezwykle ważne. Na wewnętrznym życiu które każdy z nas przeżywa, w którym potrzeba się zanurzyć, by poznać prawdę o sobie i w pełni się zrozumieć. Niewiele osób potrafi zrobić to całkowicie, niewiele widzi w tym sens i znajduje na to czas w codziennym zgiełku. Jest to temat bardzo mi bliski, tym dziwniejszym wydało mi się, że miałam tak wielki problem z odbiorem wierszy Piotra Grzelaka. 

   Utwory podzielono na sześć rozdziałów, połączonych tematycznie. Spora część poruszanych tematów wychodzi poza człowieka i jego osobowość, by płynnie zanurzyć się w ludzkość i problem w jakim kierunku ona zmierza. Inny zaś z rozdziałów jest mocno osobisty, pełen wyznań podmiotu lirycznego, który otwiera przed czytelnikiem własne serce, transponuje mu swoje myśli, rozdrapując emocje i obdarzając nimi odbiorcę niczym najlepszego przyjaciela lub psychoterapeutę.

   Co ważne, autorowi udało się dość zgrabnie uniknąć infantylizmu, który sprawiłby, że wiersze byłyby niestrawne. Nie jest łatwym pisać w sposób niebanalny o prostych rzeczach, nie popadać w przesadę czy zbędną zupełnie egzaltacje pisząc o rzeczach ważnych, nawet jeśli nie dostrzegamy ich na co dzień. Piotrowi Grzelakowi się to udało i strofy, które złożył sprawiają wrażenie dojrzałych, dokładnie przemyślanych, pozbawionych zbędnych ozdobników, skupiając maksimum znaczenia w minimalnej często formie.

   Pod względem technicznym też ciężko mi cokolwiek zarzucić utworom zawartym w „Horyzontach”. To białe wiersze, pozbawione rymów, ze szczątkową interpunkcją i trudno dostrzegalną, czasem wręcz zupełnie nieobecną rytmiką. Jednak zarówno dobór słów, jak i sposób złożenia poszczególnych strof nie pozostawia zbyt wiele do życzenia.

   Podsumowując to wszystko, ciężko mi właściwie stwierdzić, dlaczego „Horyzonty” mnie nie urzekły. Doceniam w pełni kunszt zawartych tu utworów, zgrabne operowanie słowem i umiejętne pominięcie słów, tam gdzie ich nadmiar byłby nie na miejscu. Nie potrafiłam jednak tych wierszy „poczuć”, odczuć tej niezwykłej więzi z poetą, gdy czyta się utwór i chce przytaknąć każdemu zawartemu w nim słowie. Zrozumieć nie tylko zamysł twórcy, ale i nieco bardziej odkryć siebie, zauważyć się w zwierciadle słów zebranych przez autora we frazy aż w końcu skomponowanych w wiersz. Jak w przypadku każdej poezji – nie tylko tej współczesnej – bez pewnego pokrewieństwa we wrażliwości, lektura „Horyzontów” może być nudna. Z drugiej zaś strony, dla kogoś czyja wrażliwość artystyczna jest zbliżona do tej prezentowanej w wierszach Piotra Grzelaka, lektura tego tomiku będzie czystą przyjemnością.

Recenzja powstała na zlecenie portalu Sztukater.

niedziela, 26 kwietnia 2020

Eleonora z Habsburgów Wiśniowiecka. Miłość i korona

Autor: Janina Leśniak
Wydawnictwo: MG
Rok wydania: 2019

   Janina Leśniak napisała już kilka fabularyzowanych biografii polskich królowych, zaś najnowszą z nich, która ukazała się nakładem wydawnictwa MG jest „Eleonora z Habsburgów Wiśniowiecka. Miłość i korona”. To dla mnie druga, po „Jadwidze z Andegawenów Jagiełłowej. Albumie rodzinnym” spotkanie z prozą tej autorki, dokładnie więc wiedziałam jakiego typu opowieści mogę się spodziewać. Wrażenia z lektury nie odbiegły od oczekiwań i opowieść o małżonce Michała Korybuta Wiśniowieckiego czytało mi się całkiem przyjemnie.

   Podobnie jak w poprzedniej, tak i tutaj mamy do czynienia z fabularyzowaną biografią, w której na próżno szukać źródeł i odnośników, jakich spodziewalibyśmy się w książce naukowej, czy popularnonaukowej. Janina Leśniak zwyczajnie snuje opowieść o niebanalnej postaci, zagłębiając się w jej uczuciach, pragnieniach i oczekiwaniach. Historyczne fakty oczywiście pozostają obecne, ale tylko o ile w jakikolwiek sposób wiązały się z postacią Eleonory.

   Sama Eleonora z Habsburgów Wiśniowiecka została przedstawiona jako postać bliska ideałowi. Mądra i o wielkim sercu, poddaje się pokornie temu, co przygotowała dla niej rodzina, nawet jeśli oznacza to wyrzeczenie się świeżo narodzonej miłości. Gdy jeszcze jako nastolatka poślubia nieznanego sobie króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, przysięga przed obrazem matki boskiej częstochowskiej wierność i oddanie mężowi. Nie jest ślepa na jego wady, ale nie piętnuje ich, sprawia, że zawsze ma w niej swoje oparcie i robi wszystko by pomóc mu rządzić tak niepokornym narodem, jakim są Polacy. Jej starania nie są wybitne, gdyż jako osoba niezwykle pokorna i przesadnie wręcz grzeczna nie wplątuje się w dworskie intrygi. Wychowana na dworze wyłapuje je intuicyjnie i świetnie się w nich odnajduję, daleka jest jednak od knucia, by osiągnąć coś dla siebie.

   Janina Leśniak pisze o Eleonorze skupiając się na jej odczuciach i buduje jej postać na opoce z prawego i silnego charakteru. Poznajemy najskrytsze pragnienia królowej, jej postępowanie silnie podbudowane wiarą i przekonaniem o jego słuszności. Autorka narzuca wręcz czytelnikowi podziw dla tej pięknej, pozornie delikatnej kobiety, której mało kto potrafił odmówić, a która prawie nigdy nie znalazła w sobie sił i chęci, by walczyć o swoje. Eleonora zabawiła w Polsce krótko i owdowiawszy w trzy lata po ślubie nie miała nawet czasu, by zapisać się w historii Polski, jest w niej raczej pięknym wspomnieniem, o tym większym uroku, że zestawiono ją z człowiekiem uważanym od samego początku za bardzo nieudolnego władcę.

   Powieść czyta się dobrze. Bogaty, ale nie przesadnie udziwniony język oraz ogromna płynność w konstrukcji zdań sprawiają, że przez tę nieco ponad dwustustronicową książkę mknie się błyskawicznie. To jedna z tych opowieści, które nawet jeśli nie są specjalnie odkrywcze, ani wstrząsające, to jednak zostały napisane tak wdzięcznie, że ich lektura jest czystą przyjemnością.

   „Eleonora z Habsburgów Wiśniowiecka” to przyjemna opowieść o niebanalnej, nieco może zapomnianej w polskiej historii kobiecie. Nie została matką polskiego królewicza, w związku z tym, stała się jedynie epizodyczną postacią w historii polskiej korony. Janina Leśniak udowadnia nam jednak, że jej niezwykła uroda i niepospolity charakter czynią ją zdecydowanie wartą uwagi i zapamiętania. Opowieść o Eleonorze to piękna historia o tym, że nigdy nie należy stracić wiary w prawdziwą miłość, a gdy tej nie ma, należy ją zastąpić wiernością i oddaniem.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.

niedziela, 19 kwietnia 2020

Serce na pół

Autor: Iwona Ivoss-Pinno
Wydawnictwo: WFW
Rok wydania: 2019

   Po raz kolejny przyszło mi sięgnąć po współczesną poezję, tym razem wybór padł na trzeci tomik wierszy Iwony Ivoss-Pinno, zatytułowany „Serce na pół”. To niewielka książeczka, w której oprócz dwudziestu siedmiu utworów znajdziemy też czarno-białe, nieco niepokojące ilustracje. Wrażenia po lekturze mam mieszane, ponieważ i poziom poszczególnych wierszy jest różny.

   Jest to zbiór tematyczny, sprawia wręcz wrażenie koncepcyjnego, opowiadającego od początku do końca historię miłości między dwojgiem ludzi. Nie tej pierwszej, ani nie tej ostatniej, jednej z wielu, jaką oboje spotkali na swojej drodze. W związku z tym możemy śledzić rozwój tego uczucia. W kolejnych wierszach znajdziemy poznanie się, pierwszą fascynację, szczęśliwe spełnienie aż w końcu powolne wygaszenie uczucia, ochłodzenie relacji i chęć szukania czegoś nowego, czegoś więcej.

   Temat ujęty został w dość przemyślany i dojrzały sposób. Podmiot liryczny od początku nie ma złudzeń, że kiełkujące uczucie wcale nie musi być tym największym i że jedyną naprawdę ważną miłością w życiu człowieka jest ta ostatnia. Z takim pojmowanie tematu miłości można się zgodzić lub nie, została ona nieco odarta pragmatyzmem z całego romantyzmu, który każdą miłość każe nazywać tą największą i tą na wieki. Nie znajdziemy tu młodzieńczego entuzjazmu, raczej dojrzały cynizm, każący na wszystko patrzeć z perspektywy nabytych doświadczeń. Pozbawia to wiersze nadmiernej, przesadnej egzaltacji.

   Zamieszczone w „Sercu na pół” wiersze to zarówno utwory rymowane, jak i typowe białe wiersze, których rytmika oparta jest na odpowiednim zestawieniu słów z pominięciem rymów. Te z kolei są dość proste, czasem częstochowskie, czasem banalnie wręcz oczywiste (jak na przykład: czas-nas). Ich układ też nie jest zbyt wymyślny, najczęściej są ułożone parzyście, bądź naprzemiennie. Dominują jednak wierze białe, pozbawione rymów, ale nie rytmiki, podzielone na kilka, nierównych długością strof, skomponowane zostały w taki sposób, by jak najlepiej wyrazić emocje, o których mówią. 

   Słownictwo nie jest przesadnie bogate, zawiera się w dość standardowym zasobie słów z pominięciem jakichkolwiek cech indywidualnych i wyróżniających je spośród innych współczesnych poetek. Nie znajdziemy tu również zabawy słowami i ich wieloznacznościami. Metafory i alegorie też nie są zbyt częste w zawartych w tym zbiorze utworach Iwony Ivosse-Pinno. 

   Kluczowym w odbiorze poezji jest wrażliwość i patrząc na „Serce na pół” pod jej kątem właśnie, dość łatwo doprecyzować jakich czytelników ten zbiór nie chwyci za serce. Z pewnością trudniejszy będzie w odbiorze osobom młodym, pełnym ideałów i wiary w siłę uczuć. Pozbawionych cynizmu i pragmatyzmu, tak często wynikającym z bagażu nagromadzonych doświadczeń. Z drugiej strony czytelnicy, którzy świetnie zdają sobie z niego sprawę, również mogą poczuć się rozczarowaniu lekturą tych wierszy, gdyż nie wniosą one zbyt wiele nowego do ich światopoglądu, ani nie zmuszą do głębszych refleksji. Zawiedzeni mogą się też poczuć miłośnicy zabawy słowem, wielbiciele wielowarstwowych metafor i rozbudowanych alegorii.

   Podsumowując, tomik „Serce na pół” Iwony Ivoss-Pinno to łatwy w odbiorze i dość przystępny zbiór dla zwyczajnego czytelnika, który w codziennej krzątaninie potrafi znaleźć chwilę na czytanie poezji. Bardziej wymagający, czy po prostu obdarzony inną wrażliwością, odbiorca może poczuć się lekko znużony lekturą. Jednak jest to tomik, który ma sporą szansę całkiem nieźle przebić się do szerszej grupy odbiorców, gdyż pod względem przekazu jest bardzo uniwersalny.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.

wtorek, 14 kwietnia 2020

Darwin. jedyna taka podróż

Autor: Fabien Grolleau, Jeremie Royer
Tytuł oryginału: Beagle, aux origins de Darwin
Tłumaczenie: Paweł Łapiński
Wydawnictwo: Marginesy
Rok wydania: 2019

   „Darwin. Jedyna taka podróż” Fabiena Grolleau i Jeremiego Royer to druga po „Aubudon. Na skrzydłach świata” graficzna opowieść o znanym przyrodniku i kolejny z rzędu komiks biograficzny, który ukazał się nakładem wydawnictwa Marginesy. Takie przedstawienie interesujących postaci we współczesnym postpiśmiennym świecie jest niezwykle atrakcyjne i zyskuje coraz to większą popularność. Ku zadowoleniu wszystkich miłośników komiksu, który w coraz szerszym ujęciu staje się czymś więcej, niż tylko rozrywką dla dzieci i nerdów.

   Komiks poświęcony jest Charlesowi Darwinowi i przybliża jego pierwszą morską podróż, pięcioletnią wyprawę, w trakcie której skupiający się na geologii i przyrodzie podróżnik doszedł do bluźnierczego wręcz wniosku, że Ziemia jest znacząco starsza, niż wynikałoby to z Biblii. To właśnie podczas tej podróży zaświtała idea, że gatunki mogą się zmieniać w zależności o miejsc, z których pochodzą i choć do ubrania w słowa tej idei upłynęło wiele lat, to jednak zrodziła się właśnie w trakcie podróży Beagle’em dookoła świata.

   Autorzy przedstawiają młodego Darwina (w momencie wejścia na pokład miał zaledwie nieco ponad dwadzieścia lat) nie tylko jako entuzjastycznego przyrodnika, który z pełnym oddaniem systematyzował napotkane w różnych rejonach świata okazy oraz przygotowywał do transportu, by umieścić je w British Muzeum. Możemy przyjrzeć się również jego rozwojowi jako humanisty. Skonfrontowany bezpośrednio z okrucieństwem niewolnictwa utwierdził się w swej abolicjonistycznej postawie. Z drugiej strony, spętany wychowaniem i edukacją, nie potrafi spojrzeć na tubylców, których sposób bycia również ewoluował w zależności od miejsca pochodzenia. Patrzy na nich w protekcjonalny sposób, przekonany o wyższości kultury i cywilizacji europejskiej wychodząc z założenia, że jest to jedyna słuszna ścieżka rozwoju dla człowieka.

   Komiks jest wizualną ucztą. Egzotyczne plenery jakie odwiedzał Darwin, czy mroczne wnętrza Beagle’a przemierzającego ocean są bardzo malownicze i mimo wyraźnie komiksowej specyfiki niezwykle realistyczne. Są to ilustracje oddziałujące nie tylko na wyobraźnię, ale i na emocje, przedstawienie okrucieństwa niewolnictwa aż kipi przemocą z poszczególnych ilustracji. Analogicznie amazońska dżungla tchnie życiem i bujnością, rozbrzmiewając niezwykłymi dźwiękami.

   Językowej warstwie komiksu nie można niczego zarzucić. Czyta się go przyjemnie i treść tworzy spójną całość z historią przedstawioną na obrazach. Autorzy zdaje się, wzięli sobie do serca myśl, że „mniej znaczy więcej” i miejscami znajdziemy całe strony pozbawione tekstu, na których możemy wzrokiem chłonąć obce kultury, czy egzotyczne widoki. Na zakończenie, znajdziemy również krótką notkę biograficzną poświęconą Charlse’owi Darwinowi oraz wyprawie Beagle’a. Jest to napisane przystępnie i czyta się bardzo dobrze.

   Wykorzystanie komiksu jako medium do przybliżenia postaci z historii jest bardzo dobrym pomysłem. Zwłaszcza w czasach, gdy w przekazie przestają się liczyć słowa, a coraz ważniejszy staje się obraz. Opowieść o Darwinie jest nie tylko przybliżeniem tej znanej i zasłużonej w biologii postaci, ale również świetnym obrazem czasów mu współczesnych. Epoki kolonizatorów i wielkich odkryć geograficznych, gdzie z map powoli znikały białe plamy, a Europejczycy coraz lepiej poznawali Ziemię. Jednak oprócz tego, na uwagę zasługuje poruszenie kwestii niewolnictwa i podboju Nowego Świata. „Darwin. Jedyna taka podróż” to w końcu kawał pasjonującej lektury, komiks, który pozwala idealnie wczuć się w przedstawiony świat i poczuć się jego częścią.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Diabeł w maszynie

Autor: Anna Kańtoch
Cykl: Cykl o Domenicu Jordanie. Tom III
Wydawnictwo: Powergraph
Rok wydania: 2019

   Twórczość Anny Kańtoch znałam dotychczas jedynie z kilku antologii fantastycznych opowiadań. Teksty, które miałam okazję przeczytać wywarły na mnie bardzo dobre wrażenie i gdy w końcu zdarzyła się okazja by sięgnąć po książkę zawierającą prace jedynie tej autorki wahałam się tylko odrobinę. Główną przyczyną wahania był fakt, że „Diabeł w maszynie”, po którego zamierzałam sięgnąć jest trzecią z kolei książką poświęconą Domenicowi Jordanowi. Ponieważ jednak nie jest to powieść, a zbiór opowiadań postanowiłam dać tej książce szansę, co okazało się bardzo dobrą decyzją.

   Akcja powieści osadzona jest w Alestrze, fantastycznym mieście położonym gdzieś w alternatywnej siedemnastowiecznej Europie. O tym, że jest to jakiś wariant Europy a nie zupełnie obcy fantastyczny świat wnioskować można między innymi z dalszej geografii – wspominana jest odległa Afryka oraz enigmatycznie zarysowany Nowy Świat pełen nieograniczonych możliwości, będący też miejscem zsyłki części skazańców.

   Główną postacią pięciu opowiadań tworzących „Diabła w maszynie” jest Domenic Jordan. Inteligentny socjopata, za nic mający sobie społeczne reguły zajmuje się pracą detektywa, szukając rozwiązania zagadek, które go zaintrygują. Posiadając niemałe pojęcie o czarnej magii oraz protekcję biskupa nie boi się mierzyć nawet z sytuacjami, gdzie ta ma swój znaczący udział. Sam Domenic Jordan został zarysowany bardzo szczegółowo. Poznajemy jego motywy oraz niebanalną osobowość, którą w dzisiejszych realiach jasno określilibyśmy jako zaburzoną społecznie. Detektyw nie potrafiący tworzyć trwałych i zdrowych relacji z ludźmi przerasta większość swoją inteligencją. Przypomina w tym nieco Sherlocka Holmesa, pozbawiony jest jednak charakterystycznych atrybutów, jakie związane są z postacią znaną z powieści Arthura Conana Doyle’a.

   Drugą mocną stroną zbioru opowiadań są kryminalne zagadki. Są dobrze przemyślane, a motywy postępowania są jasne. Droga prowadząca Domenica Jordana do znalezienia rozwiązania nigdy nie jest łatwa, często jest też niebezpieczna. Wyjaśnienia nie zawsze są pełne szczegółów, często pozostają niedopowiedzenia, każące się domyślać nie tylko jaki jest udział sił nadprzyrodzonych, ale też tego, czym dokładnie kierują się osoby zaangażowane w rozwiązywany problem. Takie nie dokończone rozwiązania zagadek jest intrygujące i choć całość przywodzi na myśl bardzo klasyczny kryminał, to brakuje w nim pełnego nakreślenia sytuacji tak typowego dla powieści Agathty Christie, czy wspomnianego wcześniej Conana Doyle’a.

   Wątki nadprzyrodzone nie są liczne i interwencja boskich, czy diabelskich sił nie jest częsta. Za zbrodnie znacznie częściej odpowiadają mankamenty natury ludzkiej, niż diabelskie pokusy. Próżność, żal, chciwość czy zwyczajna głupota najczęściej stają się przyczyną zbrodni. Pobudki, którymi kierują się mordercy często są absurdalnie głupie, czyniąc tragedię niezrozumiałą i pozbawioną ukrytego sensu. Przedstawione zbrodnie niekoniecznie są skutkiem głębokich intryg, które mają swój ukryty cel, równie często są przypadkowe, nie tracą jednak nic na swej wiarygodności.

   Opowiadania czyta się wyśmienicie, są napisane przystępnym, ale i bardzo barwnym językiem pełnym bogatego słownictwa, które idealnie i bardzo sugestywnie maluje przedstawiane obrazy. Można wręcz poczuć, czy to beznadzieję ciemnych zamkniętych korytarzy, czy grozę burzy w górach obserwowanej z murów zamku. 

   „Diabeł w maszynie” to świetny tom kryminalnych opowiadań osadzonych w odrobinę fantastycznych realiach. Nie odczułam praktycznie żadnych niedomówień związanych z tym, że nie czytałam poprzednich dwóch tomów. Postanowiłam je jednak szybko nadrobić, gdyż postać Domenica Jordana jest na tyle charyzmatyczna a historie z nim związane tak ciekawe, że jestem spokojna jak najlepszych wrażeń.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.

czwartek, 2 kwietnia 2020

Podsumowanie marca

   Paradoksalnie cała zwariowana sytuacja związana z przymusowym siedzeniem w domu wcale nie wpłynęła korzystnie na ilość czytanych przeze mnie książek. Głównym powodem jest tu fakt, że na chwilę przed wprowadzeniem obostrzeń,  zaczęłam ogarniać przeprowadzkę. Tak więc, nie tylko pracuję zdalnie, ale i każdy wolny czas poświęcam na ogarnianie się w nowym miejscu. Stos marcowy jeszcze jest dość spory, ale to tylko dlatego, że większość prezentowanych w nim tytułów skończyłam czytać w pierwszej połowie miesiąca. Stosik prezentuje się następująco:


Od dołu licząc:
   
   Historia kolorów Clive Gifford, Marc-Etienne Peintre To niewielka książka dla młodego czytelnika przybliżająca kolory i ich znaczenie w świecie. Bardzo przyjemna i interesująca lektura.
   Czekając na Duida Stefan Czerniecki Opowieść o wyprawie w głąb Wenezueli, jaka odbyła się kilka lat temu. Z książki wyłania się świta okrutny, niebezpieczny i niezwykle egzotyczny.
   Głupie łzy Jarosław Mikołajewski Zbiorek poezji, całkiem przyjemny, choć bez większej rewelacji, nie moja bajka po prostu.
   Jeden dzień w starożytnym Rzymie Alberto Angela Bardzo ciekawa pozycja, wyprawa po codziennym życiu starożytnych Rzymian napisana niezwykle przystępnie.
   Gniew imperium Brian McClellan Drugi tom nowej trylogii autora, tym razem nieco bardziej klasyczna w ujęciu.
   Szpieg z Falklandów Marek Romański Nie tyle kryminał, co raczej historia upadku jednego człowieka.

   Jak widać, jak zawsze różnorodnie, książki lepsze i gorsze. Ot miesiąc jak każdy, tym razem w całości recenzencki, by wygrzebać się z zaległości.