Co na blogu?
- Bibliofilstwo (568)
- Kolekcja (88)
- Kulinarne projekty (14)
- O wszystkim i o niczym (16)
- Podsumowania (49)
- TOP 10 (3)
- Twórczość krawiecka (8)
- Twórczość literacka wątpliwej jakości (24)
piątek, 29 stycznia 2021
Kury. Czyli krótka historia o wspólnocie
środa, 27 stycznia 2021
Operacja "Tranzyt"/Batalion aniołów
Autor: Boris Akunin
Cykl: Bruderszaft ze śmiercią. Tom IX i X
Tytuł oryginału: Oперацuя "Траиэм", Бамалъон ангелoв
Tłumaczenie: Piotr Fast
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2018
„Operacja „Tranzyt”” i „Batalion aniołów” to dwa ostatnie tomy osadzonego w realiach I Wojny Światowej cyklu „Bruderszaft ze śmiercią” Borisa Akunina. Podobnie jak poprzednich osiem części, te dwie w Polsce również ukazały się w ramach jednego tomu. Tu jednak oprócz dwóch opowieści zawarty został również „Epilog” związany z zawieszeniem broni między Rosją a Niemcami.
Cykl „Bruderszaft ze śmiercią” prowadzi czytelników przez całą I Wojną Światową skupioną wokół działań niemieckich i rosyjskich. Tu również poznajemy kolejne oblicza zmieniającej się Europy, gdy do toczących się działań wojennych dochodzi ogień rewolucji ludowej. „Operacja „Tranzyt”” skupia się wokół transferu ważnego bolszewickiego przywódcy zwanego Staruszkiem, lub Łysym, w którym bez problemu domyśleć się można postaci Lenina. Ta opowieść to ostatnia z przedstawionych misji Josefa von Teofelsa, gdyż obecność Lenina po rosyjskiej stronie granicy uznano za korzystną dla Niemców. Z tej perspektywy Zepp ogląda postępującą rewolucję proletariuszy, która budzi w nim bardzo nieprzyjemne przeczucia.
Ostania opowieść to „Batalion aniołów” i jest to kolejnea, mało znana, karta z historii I Wojny Światowej. Aleksiej Romanow po zmianach związanych z dojściem bolszewików do władzy został oddelegowany jako instruktor do szturmowego batalionu śmierci, eksperymentalnej jednostki uderzeniowej złożonej z samych ochotniczek. Udział żeńskiego oddziału w wojnie miał głównie cel propagandowy, gdy wskutek porewolucyjnych zmian dochodzi do całkowitego rozprzężenia dyscypliny wojskowej. Romanow pomimo początkowej niechęci podejmuje się wykonania zadania, tak jak zawsze – w stu procentach.
Ostatni epizod to zaledwie kilkustronicowy epilog, w którym choć nie padają żadne nazwiska, to jednak domyślamy się, że doszło w nim do spotkania między Zeppem a Aloszą. Wyraźnie widać tu, jak bardzo zmieniły się losy obydwu, w jakim stopniu zastali przemieleni przez wojenną i rewolucyjną machinę. To nieco smutne podsumowanie całej dziesięcioodcinkowej historii, w której mogliśmy podziwiać niezwykłą zręczność asa niemieckiego wywiadu i przenikliwość jego przeciwnika. Faktyczny finał losów tych dwojga wydaje się być nieco rozczarowujący, niemniej jednak jest idealnie wpisany w kontekst całej historii i w realia wydarzeń, wokół których Boris Akunin utrzymał „Bruderszaft ze śmiercią”.
Lektura ostatnich dwóch części jest równie przyjemna co poprzednie. Porywająca fabuła i ciekawe epizody historii opakowane zostały w bardzo dobry sposób. Książkę czyta się szybko i ciężko się od niej oderwać, jest napisana przyjemnym, lekkostrawnym językiem. W przeciwieństwie do poprzednich części, tu w obydwu opowiadaniach, a już w „Batalionie aniołów” jest to nad wyraz czytelne, autorowi udało się zawrzeć w opowieści jakiś mrok. Przeczucie wiszących nad oboma narodami zmian, doprowadzających do całkowitego przetasowania sił w środkowej Europie.
W pewnym sensie lektura ostatniej księgi „Bruderszaftu ze śmiercią” rozczarowuje. Liczyłam na kolejne, po „Żadnych świętości” starcie między Aleksiejem Romanowem a Zeppem, doprowadzające do jednoznacznego zwycięstwa któregoś z nich. Kolejnego pojedynku tu nie uświadczymy, znajdziemy tu natomiast postępujący chaos związany z rewolucją. Tak jak w poprzednich tomach, również tu roi się od zdjęć i rycin, te pierwsze są jak zawsze interesujące, drugie zaś oddają ducha niemego filmu utrzymanego w tym cyklu. Jako zakończenie opowieści o I Wojnie Światowej książka sprawdza się doskonale. I choć ciężko mówić o przyjemności po zakończeniu lektury – nastrój jest zdecydowanie bardziej melancholijny, to jednak uznaję ją za w pełni satysfakcjonującą.
Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.
wtorek, 26 stycznia 2021
"Maria", Maria.../Żadnych świętości
niedziela, 24 stycznia 2021
Dziwny człowiek/Grzmijcie fanfary zwycięstwa
Autor: Boris Akunin
Cykl: Bruderszaft ze śmiercią. Tom V i VI
Tytuł oryginału: Cтpaнный чeлoвeк. Гpoм пoбeды, paздaвaйcя
Tłumaczenie: Piotr Fast
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2017
Po bardzo dobrych wrażeniach z lektury pierwszych czterech opowieści o niemieckim wywiadzie i rosyjskim kontrwywiadzie z czasów pierwszej wojny światowej z wielka przyjemnością wzięłam do ręki tom trzeci zawierający piątą i szóstą historię Aleksieja Romanowa i Josefa von Teofelsa. Podobnie jak w przypadku poprzednich części, tak i tutaj nie zawiodłam się i spędziłam miłe chwile na lekturze, zanurzając się w kolejną odsłonę życia w Rosji w drugiej dekadzie dwudziestego wieku.
Tom piąty jest w całości poświęcony kolejnemu arcytrudnemu zadaniu kapitana Josefa von Teofelsa. By umożliwić swobodną dalszą pracę wywiadu niemieckiego, należy zdezorganizować rosyjski kontrwywiad. A to najlepiej uczynić odsuwając jego dowódcę – generała Żukowskiego z zajmowanego stanowiska. Zadanie wydanie się prawie niemożliwe, ale dla niemieckiego oficera, tego typu misja jest tym bardziej kusząca. By osiągnąć swój cel, postanawia posłużyć się tajemniczym Pątnikiem, będącym w łaskach carycy.
Do Aleksieja Romanowa wracamy w tomie szóstym. Po reorganizacji rosyjskiego kontrwywiadu, młody oficer już po szkole wywiadowczej otrzymuje kolejne trudne zadanie. Na długim południowo-zachodnim froncie planowana jest ofensywa. To właśnie od Romanowa zależy, czy wróg dowie się o niej, gdy będzie już zbyt późno na reakcję, czy może jednak uda mu się przechwycić plany ataku.
Pierwsza z opowieści przenosi nas do Petersburga odkrywając nie tylko to, jak wygląda i jak żyje się w mieście w czasie wojny, ale też wprowadzając na petersburskie salony. To właśnie tam Josef von Teofels postanawia znaleźć możliwość zdyskredytowania generała Żukowskiego. Życie towarzyskie arystokracji w początkowych latach wojny było udane, a wyobraźnię skutecznie pobudzał Pątnik, bardziej znany jako Rasputin. W szóstej opowieści poznajemy kulisy prowadzenia operacji wojskowych na samej linii frontu. Szpiedzy i kontrwywiad wzajemnie wyszarpują sobie każdą, nawet najdrobniejszą informację, jednocześnie próbując wprowadzić się nawzajem w błąd.
Obu głównych bohaterów poznajemy coraz lepiej. Z jednej strony Zepp – Josef von Teofels, którego każde kolejne zadanie podnieca jak nic innego i który nie cofnie się przed niczym, byle tylko osiągnąć swój cel. Z drugiej zaś, wciąż pełen ideałów Alosza Romanow powoli krzepnie w ogniu wojennej zawieruchy. Gdy kolejne zadania wymagają od niego poświęcenia czyjegoś życia, chłopak coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że na wojnie moralnym jest wszystko, co może doprowadzić do zwycięstwa. Nieważne, jakim kosztem i nie ważne, czyje życie zostanie zdruzgotane lub nagle przecięte.
O ile można powiedzieć, że Aleksiej wciąż się rozwija, o tyle nie mamy wątpliwości, że wyrachowana postawa Zeppa już dawno okrzepła, a jego motywację i sceny z życia prywatnego pozwalają poznać go coraz lepiej. Obaj przeciwnicy skonstruowani są w ramach dość prostego kontrastu. Wrażliwy młody Rosjanin, który choć wykona zadanie do końca, to stara się nie zatracić w sobie resztek humanizmu, stąd twarze umarłych nawiedzające go we śnie i wątpliwości natury etycznej. Z drugiej strony mamy wyrachowanego Niemca, człowieka bezwzględnego, ale i niezwykle skutecznego, którego nie dręczą koszmary i który nie roztrząsa okoliczności wykonania zadania, o ile tylko udało się je przeprowadzić prawidłowo.
Obydwie części czyta się bardzo dobrze i naprawdę ciężko się od nich oderwać. Wartka akcja, interesujące zwroty akcji to wystarczająco dużo, by opowieść szpiegowska była ciekawa. Doliczyć do tego należy liczne ilustracje i wstawki muzyczna. Podobnie jak w poprzednich tomach, tu również historia na zakończenie wzbogacona została o zbiór zdjęć z epoki, pozwalających tym mocniej wczuć się w rosyjski klimat.
„Dziwny człowiek. Grzmijcie fanfary zwycięstwa!” to bardzo udana kontynuacja opowieści o wywiadzie w czasie pierwszej wojny światowej. Rozwój i możliwość lepszego poznania bohaterów tylko utwierdza, że ta dwójka spotka się ponownie, by znów nie cofając się przed niczym odnieść zwycięstwo nad przeciwnikiem. Przyjemna forma i wciągająca treść, to wystarczająco dużo, by być z lektury zadowolonym, to że została ona wzbogacona ciekawą oprawą graficzną tylko przemawia na jej korzyść.
Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.
czwartek, 21 stycznia 2021
Latający słoń/Dzieci księżyca
wtorek, 19 stycznia 2021
Młokos i diabeł/Cierpienie złamanego serca
Autor: Boris Akunin
Tytuł oryginału: Младенец и черт. Мука разбитого сepдцa
Cykl: Bruderszaft ze śmiercią. Tomy I i II
Tłumaczenie: Piotr Fast
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2015
„Młokos i Diabeł” Borisa Akunina to opowieść otwierająca cykl „Bruderszaft ze śmiercią” którego akcja rozgrywa się w trakcie pierwszej wojny światowej. Boris Akunin przyzwyczaił swoich czytelników, że nie tylko pisze wciągające kryminalne historie, ale też lubi bawić się konwencją i stosuje różne zabiegi, dzięki którym jego powieści są wyjątkowe. Tak jest również z całym cyklem, o którym wspominam, przez autora określonym jako powieść-film. Jest to zabiegiem dość oryginalnym, ale i szalenie interesującym oraz bardzo przyjemnym w odbiorze, a kolejne epizody bohaterów uwikłanych w „Bruderszaft ze śmiercią” czyta się wyśmienicie.
O filmowym obliczu powieści świadczą liczne ilustracje oraz wpisane w czarne ramki przerywniki. Trzeba tu od razu zaznaczyć, że powinniśmy spojrzeć na „Bruderszaft ze śmiercią” bardziej jak na film niemy, przedwojenny, taki jakim był u swoich początków. Są to więc sceny, przetykane krótkim komentarzem rozgrywające się przy dźwiękach muzyki. Komentarze oddane zostały dosłownie i nawet wygląd czarnych ramek z białym tekstem przywodzi na myśl scenę z kina niemego. Znacznie większym wyzwaniem było oddanie przygrywającej w tle muzyki i autor, a często autorzy, gdyż obok Borisa Akunina pojawiają się też inne nazwiska, wybrnęli z tego za pomocą zajmujących całą stronę ilustracji, z dopiskami, będącymi fragmentami utworów muzycznych. Tu czytelnika wspomóc musi wyobraźnia i muzyczne obycie, jednak nawet gdy utwór, do jakiego odnosi się przerywnik nie jest mu znany, to tekst idealnie sugeruje jaki jest nastrój panującej sceny.
„Młokos i diabeł” to pierwszy z tomów całej serii złożonej z dziesięciu części. W pierwszej poznajemy dwoje tytułowych bohaterów. Młokosem jest młody człowiek, student nauk ścisłych, który w przypadkowy sposób wplątuje się w akcję rosyjskiego kontrwywiadu. Diabłem z kolei jest niemiecki szpieg, przebiegły i doświadczony, który nie ugnie się przed niczym, byle tylko osiągnąć swój cel. W pierwszym tomie oboje ścierają się twarzą w twarz w nierównej walce, której stawką są rosyjskie plany operacyjne w nadchodzącej wojnie.
Drugą opowieścią zawartą w tym tomie (Replika cały cykl wydała w pięciu księgach), jest opowieść „Cierpienie złamanego serca”. Tu ponownie spotykamy naszego Młokosa – Aliekseja Romanowa, który po zawodzie miłosnym szuka pocieszenia w wojennej zawierusze. Dość szybko trafia pod skrzydła księcia Kozłowskiego – ważnego członka rosyjskiego kontrwywiadu i wraz z nim uczestniczy w kolejnej misji mającej na celu pokrzyżowanie wywiadowczych planów Niemców.
Obydwie opowieści rozgrywają się na samym początku I wojny światowej. Akcja pierwszej z nich toczy się tuż po zamordowaniu arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie a jeszcze przed oficjalnym wybuchem wojny. Z kolei druga powieść osadzona jest jesienią roku 1914, czyli już w trakcie trwania działań wojennych. Autor przedstawił świat bardzo dobrze, znaczna część wydarzeń skupiona jest w Saint Petersburgu, jednak nie są one ograniczone tylko do tego miasta. Śledzimy nie tylko wojskową rzeczywistość, ale też obyczaje i zwyczaje Rosjan. W połączeniu z licznymi ilustracjami i zdjęciami z epoki stanowi to bardzo przyjemny obraz.
Pierwsze dwie części cyklu czyta się bardzo dobrze. Napisane są przystępnym, porywającym językiem, co w połączeniu z dość wartkim tempem akcji i przemyślanymi szpiegowskimi intrygami daje bardzo dobre wrażenie. Stylistyka nie jest zbyt wymagająca, a słownictwo choć bogate i mocno odnoszące się do wykreowanego świata (szarże wojskowe, czy anarchizmy), jest w pełni zrozumiałe i czytelne.
„Młokos i diabeł” to interesujące otwarcie cyklu szpiegowskich kryminałów, w których wyjątkowo za tło obrano realia I a nie II wojny światowej. „Cierpienie złamanego serca” dobrze kontynuują zapoczątkowane wątki i nawet jeśli na chwilę porzucony został jeden z nich, to możemy się spodziewać, że jeszcze odegra swoją rolę. „Bruderszaft ze śmiercią” zaczął się bardzo obiecująco i mam nadzieję, że kolejne odsłony serii nie zawiodą oczekiwań.
Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.
niedziela, 17 stycznia 2021
Oplątani Mazurami
czwartek, 14 stycznia 2021
Tropy
Autor: Franciszek Mirandola
Seria: Polska fantastyka
Wydawnictwo: CM Klasyka
Rok wydania: 2020
„Tropy” Franciszka Mirandoli to piąta, po trzech książkach Stefana Grabińskiego i „W czwartym wymiarze” Antoniego Lange pozycja w serii Polskiej fantastyki wydawanej przez oficynę CM. Szesnaście opowiadań zawartych w książce powstało na początku dwudziestego wieku i ich lektura nie zawsze jest łatwa. Niemniej jednak jest to niezwykła podróż w początki polskiej fantastyki i literaturę grozy, po którą warto sięgnąć.
Tematyka opowiadań jest bardzo rozmaita, poruszająca to, czym żyło społeczeństwo na początku dwudziestego wieku. Zderzenie nauki z niewytłumaczalnym przeplatane swoistą filozofią i próbą zrozumienia znaczenia istoty ludzkiej w świecie. Opowiadania są króciutkie, zawierają jedynie zamknięte niewielkie epizody, pobudzające wyobraźnię i skłaniające do zamyślenia się nad słusznością spostrzeżeń.
Opowiadania Franciszka Mirandoli przywodzą na myśl utwory Elana Edgara Poe’go lub Howarda Phillipsa Lovecrafta, głównie pod względem bardzo opisowego języka, kreślącego obrazy i wrażenia w większym stopniu, niż budującego fabułę. Jednak tematyka również jest w pewnym sensie zbliżona, jest tu sporo niedopowiedzeń i niezwykłości, małość człowieka względem sił znacznie potężniejszych, sterujących jego życiem. Pewien szczególny fatalizm, sprawiający, że bohaterowie choć uczestniczą w przedstawionych wydarzeniach, to zdają się nie mieć na nie żadnego wpływu, biernie poddając się temu, co siła wyższa dla nich przewidziała. Niektóre z opowiadań zachwycają niebanalnym ujęciem tematu, silnie rozbudowaną metaforą, służącą nadaniu innej perspektywy otaczającej nas rzeczywistości. To stanowi o ich niezwykłości i oryginalności.
Opowiadania są krótkie, najdłuższe z nich ma niewiele ponad trzydzieści stron, większość zaś ma ich raptem po kilkanaście. To zaledwie drobne epizody, fragmenty światów, czasem zupełnie bliskich naszemu, czasem zaś całkowicie obcych. Jednak każde z nich to zamknięta opowieść, dokończony wątek, dlatego niewielka objętość utworów nie jest wadą. Zawierają w sobie na tyle dużo, że po lekturze nie odczuwa się braków, nie ma wrażenie, że nie zostały dokończone, lub że można by jeszcze coś dodać.
„Tropy” mocno się zestarzały, zwłaszcza pod względem językowym. Nie tyle w kwestii użytych słów i licznych anarchizmów, czy wtrąceń z francuskiego. Jednym z pierwszych słów, jakie przychodzą na myśl by określić książkę Franciszka Mirandoli jest niedzisiejsza. Główną tego przyczyną jest składnia zdań tworzących poszczególne opowieści. Rozbudowane i wielokrotnie złożone, opisujące wydarzenia i miejsca są wręcz emblematycznym przykładem tego, jak współcześnie się nie pisze. To sprawia, że książka może być nieco trudna w odbiorze, ale jednocześnie nadaje niezwykłego uroku opowiadaniom.
Największą siłą opowiadań Franciszka Mirandoli jest ich klimat, skrupulatnie budowany niedzisiejszym językiem. Autor przenosi nas w zupełnie inne światy, w których możemy się zatopić i w pełni poczuć fatalizm losów przedstawionych postaci. Nieuchronność tego, co ich spotyka w połączeniu z biernością, która nawet jak wymusza działania, to są one raczej nakierowaniem łodzi na prąd rzeki, niż pociągnięciem za wiosła, by się mu przeciwstawić.
„Tropy” Franciszka Mirandoli to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto choćby w najmniejszym stopniu interesuje się tym, jak raczkowała polska fantastyka. Obok Stefana Grabińskiego, Jerzego Żuławskiego i Antoniego Lange to jeden z nielicznych prekursorów tego gatunku w Polsce. To niekoniecznie łatwa, ale niezwykle inspirująca wyprawa w światy stworzone tylko po to, by przekazać pewną myśl, podkreślić małość ludzkiej jednostki w starciu z tym, co rządzi naszym życie. Ich niedzisiejszość jest zaletą, dla wszystkich, którzy cenią sobie takie sentymentalne podróże.
Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.
wtorek, 12 stycznia 2021
Jasne słońce brzasku. Birma
niedziela, 10 stycznia 2021
Cztery
czwartek, 7 stycznia 2021
W czwartym wymiarze
wtorek, 5 stycznia 2021
Bohaterowie
Autor: Joe Abercrombie
Tytuł oryginału: The Heroes
Cykl: Uniwersum Pierwszego Prawa
Tłumaczenie: Robert Waliś
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2019
Trylogia „Pierwsze prawo” Joe’ego Abercrombiego przenosiła czytelników w fantastyczny świat, w którym autor stworzył cały zbiór dobrze dopracowanych postaci, o własnej historii, celach i ambicjach. Nie porzucił swoich bohaterów wraz z zamknięciem trylogii, tworząc liczne opowiadania osadzone w tych samych realiach. Kolejnym utworem uzupełniającym „Pierwsze prawo” jest powieść „Bohaterowie”.
W trylogii „Pierwszego prawa” zarówno wojna, jak i zbrojne konflikty wszelkich rozmiarów miały spore znaczenie. „Bohaterowie” to powieść poświęcona jedynie wojnie, na ponad siedmiuset stronach prezentująca raptem kilka dni trwania zbrojnego konfliktu między Unią, a Północnymi dowodzonymi przez Czarnego Dowa. Przyglądamy się krok po kroku kolejnym epizodom kampanii, z perspektywy bohaterów stojących po obu stronach konfliktu.
Część bohaterów mieliśmy okazję poznać wcześniej, to między innymi Bremer Gorst, Pierwszy z magów - Bayaz, czy Czarny Dow i Curnden Gnat. Gorst i Gnat obok kilkorga nowo nowych (bądź wcześniej jedynie wspominanych) postaci są narratorami opowieści, wraz z nimi wydarzenia poznajemy też z perspektywy Finre (córki marszałka Kroya), księcia Caldera (młodszego syna, nieżyjącego już Bethoda, dawnego władcy pólnocy), młodego rekruta północnej armii Becka, czy starego wyjadacza, wiecznego kaprala Tunny’ego z unijnej armii. Na każdego z nich czas spędzony z bronią w ręku miał ogromny wpływ. Widzimy ich w obliczu całkowitego chaosu, jaki zawsze pojawia się na polu bitwy oraz w czasach względnego spokoju, kiedy trzeba toczyć równie trudne polityczne spory.
Wojna w „Bohaterach” wałkowana jest na każdy możliwy sposób. Są tu wspaniałe czyny, jest okrucieństwo. Jest strach i miłosierdzie. Są ludzie wykuwający swój los w ogniu walki i tacy, którzy robią wszystko, by jej uniknąć. Nie znajdujemy odpowiedzi, która droga postępowania jest lepsza, znajdziemy jedynie myśl przewodnią, by zawsze postępować właściwie, w zgodzie z własnym sumieniem być po prostu człowiekiem, na którym można polegać. Tym co najbardziej uderza w powieści jest cały bezsens toczonego konfliktu. Gdy już dochodzi do rozejmu, prawie każdy z bohaterów zastanawia się, po co to wszystko było. Tysiące ofiar, ogromne straty i brak jakichkolwiek zysków. Oczywiście są jednostki, które się wybiły, inne zaś, cytując autora „wróciły do błota”. Jednak w szerszym spojrzeniu wojna niesie jedynie śmierć i zniszczenie. Paradoksem większości postaci, które biorą w niej udział jest to, że choć dostrzegają pełne okrucieństwo wojny, choć widzą jej ogromne koszty, nie potrafią z niej zrezygnować. Kierowani złością, chęcią zysku, czy po prostu brakiem umiejętności robienia czegokolwiek innego.
W pierwszej chwili „Bohaterowie” wydają się nieco męczący. Pewna statyka miejsc jest irytująca, wzgórze, na którym stoją ogromne głazy zwane Bohaterami jest kluczowe w powieści i wielu ludzi wspina się na nie kilkukrotnie. Gdy przez tak obszerną powieść prawie w ogóle nie ruszamy się z miejsca, nie opuszczając niewielkiego fragmentu na granicy Północy i Unii, ciężko utrzymać skupienie na wątkach. Jednak w drugiej połowie dynamika rośnie (choć od początku nie jest mała), zaczynamy też dostrzegać jakiś sens w postępowaniach bohaterów, dzięki czemu znacznie łatwiej utrzymać wątek.
„Bohaterowie” zostali napisany typowym dla autora językiem, z pełnym oddaniem brutalności, czasem wręcz z krwawym naturalizmem, tego czym jest wojna. Zgrzyt oręża, tętent koni, ludzkie krzyki przebijają się z większości stron powieści. Potyczki ujmowane z bardzo wielu perspektyw, znacząco wychodzących poza grupę narratorów opowieści, oddają pełnię przesiąkniętego chaosem dynamizmu zmieniającej się sytuacji pola bitwy.
„Bohaterowie” są z jednej strony porządnym kawałkiem militarystycznej fantastyki, poruszającej kwestie trudów dowodzenia oraz mobilizacji armii w czasie starcia z wrogiem. Z drugiej zaś są bardzo ciekawym studium dotyczącym sensu prowadzenia konfliktu wraz z pewną analizą psychiki ludzi w niego zamieszanych. Tych, co dopiero konfrontują swoje pełne heroicznych czynów wyobrażenia o wojnie, i tych, którzy znają ją na wylot, marząc by w końcu się od niej uwolnić. Jednak nie tak łatwo porzucić bitewny zgiełk, gdy przez lata nie robi się nic innego, lub zatraciło się sens innych działań. Dla miłośników Joe’ego Abercrombiego to książka wręcz obowiązkowa, tym zaś, co nie znają jeszcze jego twórczości, zalecam raczej rozpocząć od trylogii „Pierwszego prawa”, gdzie poznajemy znacznie większy kawałek wymyślonego przez autora świata.
niedziela, 3 stycznia 2021
Podsumowanie grudnia
Jak to mówią lepiej późno niż wcale, więc najwyższa pora by podsumować dokonania grudnia. Wypadło całkiem dobrze, choć w ilości nadrabiają pozycje niewielkie objętościowo, głównie książki dla dzieci. Mimo wszystko jestem zadowolona z tego co udało się przeczytać, choć ostatni tydzień grudnia nie był dla mnie najlepszy.
Jedziemy na wycieczkę, Na plac budowy Doro Gobel, Peter Knorr - to dwie książeczki obrazkowe dla maluchów. Tekstu w nich w zasadzie nie ma, ale prześledzenie losów wszystkich bohaterów zajmuje sporo czasu.
Dymki z Tintina jak dymek z komina Tadeusz Baranowski - Wydanie zbierające komiksów autora publikowanych przez jakiś czas w belgijskim miesięczniku Tintin. Coś zdecydowanie dla fanów autora.
Bardzo dzika opowieść Tom II. Mistrz Ryś Tomasz Samojlik, Macin Podolec, Agata Mianowska - Druga część opowieści o Ryście to pasjonujący komiks, którego jedyną wadą jest fakt, że jest ostatnią częścią opowieści
Komin Pokutników Jan Długosz - Niezwykła opowieść o niesamowicie barwnej, legendarnej wręcz postaci polskiego taternictwa i alpinizmu.
Gry miejskie Zdzisław Drzewiecki - Polska współczesna poezja, całkiem niezła, bardzo przyjemne ryciny w środku
Burzliwe dzieje pirata Rabarbara Wojciech Witkowski - To pierwszy tom Rabarbara, który postanowił zostać piratem, przyjemna opowieść dla dzieci.
Ariol. Pies zawodowiec, Ariol. Tyberiusz kontratakuje Marc Bautavant, Emmanuel Guibert - Dwie części komiksu dla dzieci, której bohaterem jest mały osiołek, przyjemna lekturka, choć nie z gatunku takich, które chce mieć w biblioteczce
Don Kichot z La Manczy Miguel de Cervantes - Spora kobyła, przeczytałam ją w większości, choć muszę przyznać, że były rozdziały, które pominęłam, co w sumie nie zrobiło znaczącej różnicy w poznawaniu fabuły. Mnogość powtórzeń i roztrząsania tych samych wydarzeń po raz kolejny były męczące.
Molly Agnieszka Lingas-Łoniewska - Przyjemnie napisany, dość infantylny romans z zakończeniem silącym się na jak najmocniejsze wzruszenie czytelnika. Zdecydowanie wyczerpałam limit czytania współczesnych romansów na dość długi czas.
Życiem jest chwila Agnieszka Świderska - Miałam bardzo fajne wspomnienia z lektury poprzedniego tomiku autorki, tu niestety było gorzej, znacznie gorzej. Monotematyczny i dość przygnębiający
Pół żartem pół serio Krzysztof Papużyński - Jakoś tak wyszło, że nie znalazł się na zdjęciu, to drugi ze zmęczonych w grudniu tomików poezji, było nawet gorzej niż z poprzednim
Piekło w uśmiechu Marcin Piotr Wójcik - Nie wiem, czego się mogłam spodziewać po tej książce, na pewno nie zbioru scenek udowadniających pełną współczucia boską obojętność. Dziwna książka.
Wiersze, poematy, piosenki, przekłady Edward Stachura - To pierwszy tom z cyklu dzieł wszystkich Edwarda Stachury, zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie, a jego poezja, w sporej części znana mi za sprawą Starego Dobrego Małżeństwa to tylko jedna z zalet książki
Gucio się cieszy Auriele Chien, Chow Chine Malutka książeczka o radości małego tęczowego jednorożca. Miła lekturka.
Instytut bombowych teorii Tom Gauld - Zbiór prześmiesznych komiksów, humoresek związanych z nauką. Znałam je z fanpage'a autora, ale posiadanie przetłumaczonych, wydrukowanych i ładnie wydanych to sama przyjemność.
Jak widać, nazbierało się, sporo recenzenckkiej drobnicy, z którą chyba muszę nieco przystopować, zwłaszcza, że mam w biblioteczce mnóstwo pasjonujących książek.
piątek, 1 stycznia 2021
Nowy rok, nowa... a nie stara ja i nowy stos uzbierany jeszcze w zeszłym roku
Zakończenie roku zawsze obfituje w nowe pozycje na moich regałach. Okazji jest sporo, promocji również, mnożą się więc książki i planszówki. Sporo recenzentek i zaskakująco sporo nowych książek, przy prawie zerowej reprezentacji książek używanych. Tym się chyba wyróżnia ten stos, od tego, który już powoli się kształtuje (ach te WOŚPowe aukcje!), no ale ten pojawi się pewnie jakoś w połowie lutego.
Oczywiście, zapraszam też na moje WOŚPowe aukcje, książki, puzzle, trochę gier - czyli ktoś musi odejść, aby przyjść mógł ktoś ;). Część z tego co jest na tym stosie już czeka na nowy dom, cóż tak to bywa.
No ale kolejno