Autor: Agnieszka Zyskowska-Ignaciak
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2014
Stron: 380
Po współczesną powieść
obyczajową sięgam niezmiernie rzadko, a z polską literaturę tego
typu prawie nie mam kontaktu, aż trafiła mi się ta książka. Dość
szybko minął mi początkowy sceptycyzm i z przyjemnością
zanurzyłam się w opowiedzianej historii. Powieść składa się z
sześciu opowieści, historii pisanych z perspektywy kolejnych
bohaterów. Finałem każdej z nich jest wieczór autorski Dagmy, na
którym dochodzi do spotkania całej szóstki.
Poznajemy sześcioro
bohaterów, pięcioro z nich to członkowie warszawskiej socjety,
typowej elity stolicy, około trzydziestoletni ludzie sukcesu, którzy
osiągnęli wszystko, co było do zdobycia. Pochodzący z robotniczej
rodziny Wojtek, ciężką pracą wdrapał się na sam szczyt, ma
wszystko, czego tylko zapragnie, swej żonie i dziecku zapewnił
idealne życie w dobrobycie, na drugi plan spychając fakt, że
widuje się z nimi tylko w weekendy. Żona Wojtka, Malina, żyje pod
kloszem w swoim idealnym na pozór świecie, zawzięcie udaje, że
jej życie właśnie takie jest. Karolina, córka sławnego
felietonisty, redaktorka poczytnej gazety samotnie musi się zmierzyć
z śmiertelną chorobą ojca i niespełnioną miłością. Daniel
brat Karoliny i prawnik powoli odnoszący sukcesy, prący do przodu,
pełen kompleksów ciągle próbuje udowodnić sobie i światu, że
stać go na więcej, Konrad, kolejny człowiek, który ma wszystko,
syn i dziedzic znanego wydawcy, również przeżywa niespełnioną
miłość. Ostatnią z bohaterek jest Dagmara, dziewczyna pochodząca
z małej miejscowości, początkująca pisarka, próbująca za
wszelką cenę zmyć z siebie prowincję i wejść w prawdziwie
warszawski światek ludzi idealnych.
Każde z nich boryka się
z własnymi słabościami, próbuje radzić sobie a traumami
wyniesionymi z dzieciństwa. Wszyscy zgodnie udają przed światem,
że wszystko jest w porządku, bo przecież ludzie sukcesu nie
odnoszą porażek, nie miewają problemów. Wojtek, Malina, Karolina,
Konrad i Daniel, choć nazywają siebie przyjaciółmi, na dobrą
sprawę nie wiedzą o sobie absolutnie nic. Co dzień rano
przywdziewają maski, nakładają gębę, tłumiąc w sobie swoja
prawdziwe ja i zagłuszając je używkami. Są samotni i
nieszczęśliwi, nie potrafią poradzić sobie ze swoim życiem,
wyjść z pozy „człowieka sukcesu” i pozwolić sobie pomóc.
Dagmara jest nieco inna, jednak ona również próbując należeć do
ich świata, stara się być dokładnie taka sama i popełnia
identyczne błędy.
W książce nie spodobało
mi się ujęcie spraw damsko-męskich. Zawsze to mężczyzna był tym
złym, egoistą, który ze strachu, bądź wyrachowania rani
otaczające go kobiety. Te z kolei sprowadzone zostały do roli
ofiar, skrzywdzonych i odartych ze złudzeń przez mężczyzn. Nie
spotkamy tu mężczyzn szlachetnych ani pewnych siebie niewiast.
Schemat nieco przełamują Konrad i Karolina. On stara się być
porządnym człowiekiem, a przynajmniej sprawiać takie pozory, co
nie zawsze mu wychodzi. Ona, w przeciwieństwie do Dagmary i Maliny
prawie pozbawiona kompleksów, na pozór silna i wyzwolona, w głębi
jednak kryje się skrzywdzona dziewczynka.
Podobała mi się
kompozycja książki, sześć opowieści, tworzą razem jedną
historię, pełną ludzkich dramatów, niespełnionych marzeń i
zawiedzionych oczekiwań. Na wieczorze autorskim spotykają się
wszyscy, jednak trudno szukać tu jakiejś kumulacji, wybuchu uczuć,
oczyszczenia. Odniosłam wrażenie, że po tamtym wieczorze niewiele
się zmieni, gdyż wątpię, by bohaterowie znaleźli w sobie siłę,
by cokolwiek zmienić.
Książkę czyta się
bardzo dobrze, została napisana lekko i z wyczuciem, oddając
jednocześnie smutek i poczucie beznadziei towarzyszące bohaterom.
Mimo przygnębiającego klimatu przez powieść mknie się
błyskawicznie. Postacie zostały dobrze zarysowane, są realne,
nieprzerysowane, bez trudu możemy znaleźć takich ludzi pośród
nas. Choć winą ich nieszczęścia są oni sami, to jednak wyraźnie
widać, że bez pomocy psychologicznej ciężko będzie im się
pozbierać.
Zdecydowanie polecam tę
powieść i to nie tylko kobietom, gdyż nie jest to typowa babska
proza. Znajdziemy w niej silne emocje, i pretekst do zastanowienia
się, czym naprawdę jest szczęście. Czy przypadkiem bycie
szczęśliwym nie zależy w głównej mierze od nas samych i tego jak
to szczęście definiujemy? A gdy sobie nie radzimy, pozwólmy sobie
pomóc, dopóki nie doprowadzimy do sytuacji, w której każde
wyjście jest złe.