sobota, 19 maja 2018

Jan Długosz. Sąd nad kronikarzem

Autor: Andrzej Zieliński
Wydawnictwo: Rytm
Rok wydania: 2017

   Jan Długosz swoim dziełem „Roczniki, czyli kronika sławnego Królestwa Polskiego” zrobił bardzo wiele dla wszystkich ciekawych naszych korzeni i początków państwowości. W swym fenomenalnym i unikatowym w polskim kronikarstwie dziele, nie uniknął błędów, niedomówień i zwykłego koloryzowania historii. Z tym wszystkim rozprawił się Andrzej Zieliński w książce „Jan Długosz. Sąd nad kronikarzem”, której drugie wydanie (pierwsze, okrojone („Oskarżony Jan Długosz” ukazało się w roku 2011 nakładem wydawnictwa Świat Książki.

   Książka ma bardzo nietypową formę i prezentuje zapis rozprawy sądowej, jakiej poddany został wielki kronikarz. W ramach świadków oskarżenia powołani zostają ci, którzy w „Rocznikach” Długosza nie zapisali się pozytywnie. Są to: Mieszko II, Bolesław Zapomniany, Bolesław Śmiały, Wincenty z Szamotuł oraz Gniewosz z Dalewic. Każdy z nich przedstawia czytelnikowi swoją historię z położeniem akcentu na te jej aspekty, które Jan Długosz pominął, zmienił, lub po prostu zmyślił. Z każdym z nich wiąże się konkretny zarzut, obelgi, łgarstwa, pomówienia, czy wykreślenie z historii.

   Nie zabrakło też świadków obrony, w większości późniejszych historyków, którzy podkreślają monumentalność i wagę dzieła Jana Długosza w ustalaniu początków polskiej historii. Jak dowiadujemy się we wstępie, w Polsce dopiero w osobie Długosza znalazł się ktoś, kto podjął się spisywania roczników. Wcześniejsze źródła są bardzo niepełne i niekompletne, najczęściej pochodzą z archiwów kościelnych. Jednak wiele zagranicznych źródeł również pozwala zweryfikować doniesienia Długosza i tym samym uzupełnić białe luki w Polskiej historii. Sam kronikarz nie do wszystkich miał dostęp, garściami za to czerpał z dzieła Galla Anonima, który również w wielu miejscach dał się ponieść fantazji. 

   W książce nie zabrakło też prokuratora i adwokata Jana Długosza. Ten pierwszy wyszukuje luki w jego „Rocznikach” oraz pokazuje, że autor nie tylko dopisywał, to co mu było wygodnie, ale i w przypadku współczesnych sobie lat, pisał pod dyktando protektorów, fałszując tym samym historię. Spośród wszystkich zarzutów, ten jest dla oskarżyciela najcięższym, gdyż biorąc pod uwagę, jak wielu późniejszych historyków bezkrytycznie powielało błędy i przekłamania, jakie znalazły się na kartach „Roczników”, powszechnie znany obraz początków państwa polskiego niekoniecznie jest zgodny z innymi źródłami. Rola obrońcy sprowadza się przede wszystkim do wytłumaczenia z czego wynikały niedopowiedzenia i fantazjowania autora „Roczników”. Nie usprawiedliwia go z jawnych przekłamań dotyczących czasów mu współczesnych, dając jednocześnie do zrozumienia, że nie możemy oceniać jego pracy przez pryzmat tego, jak obecnie pisywane są prace naukowe.

   Książkę czyta się bardzo dobrze. Przytoczenie historycznych postaci w ich własnych osobach jest dobrym zabiegiem i nadaje lekturze pewnej lekkości, sprawiając, że nie jest tylko historyczną rozprawką. Autor pokusił się również o stylizowanie sposobu przedstawiania wydarzeń przez wybranych świadków, co dodaje im wiarygodności. Pozostałe fragmenty czyta się równie dobrze a język jakim posługuje się Andrzej Zieliński jest bardzo przystępny i zrozumiały.

   „Jan Długosz. Sąd nad kronikarzem” to warta uwagi pozycja, która powinna zainteresować nie tylko miłośników historii ale i laików. Padają w niej ważne słowa odnośnie tego, jak podchodzić do historycznych źródeł i jak z nich korzystać. Książka pozwala spojrzeć z dwóch stron na postać Jana Długosza i choć zapada w niej wyrok, to dzięki przytoczonym mowom oskarżenia i obrony, sami możemy ocenić jego zasadność.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

piątek, 11 maja 2018

Noc kota, dzień sowy. Tom I Zamek cieni

Autor: Marta Kładź-Kocot
Cykl: Noc kota, dzień sowy. Tom I Zamek cieni
Wydawnictwo: Genius Creations
Rok wydania: 2017

   Czasem jest tak, że sięgam po książkę z silnym przeczuciem, że będzie to coś dla mnie, coś co mi się spodoba, czy wręcz zachwyci. Do takich tytułów zawsze mam znacznie większe oczekiwania, ale i patrzę na nie dużo bardziej krytycznie. Taką książką ostatnio była „Noc kota, dzień sowy” Marty Kładź-Kocot, która z niewiadomych względów przyciągała mnie niczym magnes. Dopiero w trakcie lektury okazało się, że to pierwszy tom z planowanej serii i zaprezentowana na jej kartach historia nie została ukończona.

   Dominującym wątkiem w powieści jest miłość. Wielka, silna i spętana złym czarem. Autorka ożywiła wątek jaki świetnie pamiętam z filmu „Zaklęta w sokoła” i rozdzieliła kochających się bohaterów porami dnia. On, w nocy zmienia się w wielkiego burego kocura, ona w dzień transformuje w drobną płomykówkę. Dla siebie mają raptem dwie godziny, zmierzch i świt. Ich miłość, choć zakazana, poza tym, nie natrafia na żadne przeszkody i poznajemy ich w chwili, gdy wegetują razem, pozornie pogodzeni z losem jaki im przypadł. Jednak w cieniu wielkiej miłości Jardala i Mitrii rozwija się wątek polityczny. Wielka polityka związana z enklawą czarodziejów kondensuje się w dyktaturze jednego z wielu, niczym niewyróżniającego się państwa-miasta.

   Marta Kładź-Kocot nakreśliła całkiem interesujące uniwersum. Spotkamy tu magów, którzy uczą się, żyją i pracują w Emain Avalach, gdzie rządy sprawuje rada pod wodzą Evelyn von Stein. Czarodziejka dąży jednak do dyktatury a jej działania budzą niepokój i wprowadzają chaos. Magowie podlegają dwóm podstawowym prawom – nie mogą wpływać na losy świata oraz wymusza się na nich celibat, zwłaszcza w obrębie własnej klasy. Kolejnym dobrze przedstawionym miejscem jest Castelburg, nadmorskie miasto, w którym od kilku lat rządy przejął tajemniczy Książę, którego przedstawicielem jest Machiavello Nicoli. Książę prezentuje dokładnie taką politykę, jaką przedstawił w swym najsłynniejszym dziele Nicola Machiavalli. Jest okrutny lub wyrozumiały, w zależności od tego, jak układa się polityczny interes i co pozwoli rosnąć w siłę nowo powstałej dyktaturze.

   Zarówno do kreacji bohaterów, jak i uniwersum trudno się przyczepić. Są one poprawne i całkiem interesujące. W formie retrospekcji przedstawiona została przeszłość Jardala i Mitrii, dzięki czemu ich działania są w pełni zrozumiałe i nie zaskakują. Niestety postacie z dalszych planów zostały jedynie z grubsza naszkicowane. Zarówno jeśli chodzi o bohaterów negatywnych, jak i pozytywnych. Możemy jedynie dociekać motywacji Evelyn von Stein, oraz tego kim, lub czym tak naprawdę jest castelburski Książę. Niewiele informacji znajdziemy również o towarzyszach dwójki kochających się magów. Są to imiona i krótkie charakterystyki, w większości przypadków brak jest dalszych informacji i nawet jeśli pojawiają się jakieś tajemnice, te również nie zostają wyjawione. Zapewne rozwinięcia wątków z nimi związanych możemy się spodziewać w kolejnym tomie.

   Książkę czyta się dobrze, choć nie mogę stwierdzić, by mnie oczarowała. Autorka używa stosunkowo prostego języka, od czasu do czasu wrzucając jedynie jakieś archaizmy, mające lepiej oddawać pseudośrendiowieczny charakter stworzonego uniwersum. W warstwie językowej, podobnie jak w kreacjach świata i postaci, brakuje czegoś, co wyróżniałoby „Noc kota, dzień sowy” spośród innych książek fantastycznych.

   Trudno znaleźć mi tej powieści jakieś mocno rażące błędy (może poza jedną nieścisłością w fabule, pojawiającą się przy zakończeniu książki), jednak nie potrafię wymienić też jej ewidentnych zalet. Książkę czytałam bez większego zainteresowania losami bohaterów, zwyczajnie przeskakując ze strony, na stronę. Nie mogę też stwierdzić, by była to zupełnie zła pozycja, a określeniem, które najbardziej mi do niej pasuje, to „poprawna”.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

niedziela, 6 maja 2018

Barnim. Srebro

Autor: Bernard Berg
Cykl: Barnim Saga
Wydawnictwo: TEGONO
Rok wydania: 2017

   „Barnim. Srebro” Bernarda Berga to drugie po „Kamieniach” większe opowiadanie wchodzące w skład sagi o Barnimie. Kolejnymi tekstami, są dostępne w formie darmowych plików, króciutkie opowieści „Jaja” oraz „Zorza”, sagę zaś w głównej mierze tworzą powieści „Ogień” oraz „Woda”. Nie miałam okazji sięgnąć, po żadną z nich, więc trudno odnieść mi się do całego cyklu, jednak jako samodzielny utwór „Barnim. Srebro” broni się całkiem nieźle.

   Wydarzenia opisywane w tym tomiku skupiają się na młodości tytułowego bohatera cyklu Bernarda Berga. Szkolący się na łowcę skarbów pod okiem Ivicy, młodziutki Barnim uczy się nurkować i przeszukiwać morskie dno. W międzyczasie poznaje smak pierwszej młodzieńczej miłości oraz doznaje brutalności losu.

   Ze względu na krótką formę poznajemy tylko fragment wykreowanego świata. Miejscem akcji jest niewielkie, nadmorskie miasteczko, które budzi skojarzenia z Bałkanami. Podobnie, jak w „Kamieniach” w tym opowiadaniu nie znajdziemy żadnej ogólnej informacji dotyczącej całego uniwersum. Na podstawie przytoczonej opowieści o rozbitym statku, jesteśmy jedynie w stanie określić, że nie ma ona wiele wspólnego  naszym światem, przynajmniej, w takim kształcie, w jakim go znamy. Podobne trudności nastręcza dokładne określenie czasu rozgrywających się wydarzeń. Zaawansowanie technologiczne przywodzi na myśl epokę renesansu, jest to jednak tylko domysł, który możemy wysnuć ze skąpych informacji zawartych w opowiadaniu.

   O ile w tekście brakuje opisów wykreowanego świata, o tyle na brak akcji i ciekawie poprowadzoną fabułę nie można narzekać. W „Srebrze” zaprezentowano wprawdzie tylko jeden epizod, wokół którego osnuta jest fabuła opowieści, jednak jest on dobrze rozbudowany. Tlący się w drugim planie niewinny romans młodego Barnima dodaje opowieści kolorytu. I choć trudno jest powiązać rozgrywające się wydarzenia zresztą uniwersum, jednak sam wątek poszukiwania skarbów w zatopionym wraku został zrealizowany bardzo dobrze i z dbałością o szczegóły. Otwarte zakończenie daje spore pole do przypuszczeń, co było dalej, jednocześnie ukazując, że losom Barnima daleko do nudnawej egzystencji w prowincjonalnym miasteczku.  Zarówno początek, jak i zakończenie opowieści umiejscawia dokładnie rozgrywające się wydarzenia w historii życia Barnima, dzięki czemu opowiadanie, choć oderwane fabularnie od całej sagi stanowi jej integralną część.

   Trudno też narzekać na kreacje bohaterów. Poznajemy ważne i rzutujące na jego przyszłość epizody z dzieciństwa protagonisty całej sagi. Postaciom pobocznym również poświęcono sporo miejsca i choć są dość schematyczne oraz stereotypowe, to jednak ich charaktery są wyraziste, a ich postępowanie w pełni zgodne z osobowością.

   Jest to niewielka lektura, którą czyta się błyskawicznie. Spora w tym zasługa przystępnego, ale i całkiem bogatego języka, w którym znajdziemy nieco bałkańskich naleciałości. Stylistyka nie nadmiernie rozbudowanych zdań nie sprawia żadnych problemów, ale i nie jest przesadnie uproszczona. Liczne epitety oddają dobrze opisywane miejsca i sytuacje, pozwalając czytelnikowi na całkiem dobre zwizualizowanie toczącej się opowieści.

   „Barnim. Srebro”  to dobrze skonstruowane i napisane, interesujące opowiadanie stanowiące  uzupełnienie całej sagi o Barniemie. Jednak nawet bez znajomości całego cyklu można się świetnie bawić przy lekturze opowiadania, gdyż ujęty w nim epizod stanowi samodzielny i skończony wątek w długiej i pełnej przygód historii Barnima. Trudno znaleźć w nim rażące błędy, czy nieścisłości, które wpłynęłyby negatywnie na jego odbiór, a jeśli komuś przygód Barmina wydaje się zbyt mało, zawsze może sięgnąć po pozostałe utwory Bernarda Berga.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.