środa, 27 listopada 2013

Pantaleon i wizytantki

Autor: Mario Vargas Llosa
Tytuł oryginału: Pantaleon y las visitadores
Tłumaczenie: Carlos Marrodan Casas
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2007
Stron: 322

   Jest to książka po którą sięgnęłam z czystego przypadku, choć nie wykluczałam jej ze swojej listy „chcę przeczytać”, ale też nie miała u mnie żadnego priorytetu. Aż przyszła chwila, gdy wpadła mi w ręce i chociaż początek nie był łatwy, to przemogłam się by jednak poznać powieść, którą nagrodzono Noblem i bardzo się z tego cieszę.

   Pantaleon Pantoja został wysłany z misją wojskową o bardzo specyficznym charakterze do Iqiutos, by rozwiązać poważny problem, z którym zmaga się armia Peruwiańska. W samym sercu dusznej amazońskiej dżungli kapitan Pantoja zmaga się z nietypowym zadaniem, musi powołać do życia służbę, która świadcząc usługi seksualne żołnierzom, ma wpłynąć na ograniczenie problemu gwałtów, jakich dopuszczają się wojskowi w odciętych od świata placówkach granicznych. A wszystko w pełnej tajemnicy, w cywilnym przebraniu. Jak sobie poradził i czy udało mu się wykonać powierzone zadanie? O tym przekonajcie się sami.

   Polubiłam kapitana Pantoję, choć nie dziwię się reakcji jego żony Pochity. Pantaleon jest wzorowym żołnierzem, gotowym z pełnym poświęceniem wywiązać się z nałożonych na niego obowiązków. Zlecona misja początkowo budzi w nim wstręt i brak zrozumienia, jednak do głosu dochodzą jego wybitne organizacyjne talenty, dzięki którym pokonując wszelkie przeciwności losu zadziwia sam siebie ale też zdumiewa przełożonych. Metodyczny, dzięki wnikliwej analizie problemu znalazł idealne rozwiązanie, jednak ograniczają go dostępne środki oraz rosnący szum oburzenia, gdy prawda o tym, czym jest zielono-czerwony okręt wychodzi powoli na jaw.

   Bardzo ciekawym zabiegiem, było poprowadzenie narracji w rozmaity sposób. Powieść rozpoczyna dialog, a dokładniej seria rozmów, o przeplatających się kwestiach, wyłania się z nich zarys dość absurdalnej fabuły. Następnie pojawiają się raporty wojskowe, pisane między innymi, przez Pantaleona, te czytało mi się znacznie lepiej, a analityczne i mocno techniczne podejście do problemu niejednokrotnie budziło salwy śmiechu. W dalszej części książki pojawiają się listy, artykuły, fragmenty audycji. Dzięki takiemu zabiegowi autora miałam wrażenie, jakbym oglądała film, albo reportaż.

   Książka choć momentami niezmiernie zabawna, jednak zmusza do myślenia, co jest jej wielką zaletą. Absurdalny i kontrowersyjny pomysł na fabułę tej opowieści kryje w sobie gorzką prawdę o seksualności, pruderii ale także o wojskowych realiach, gdzie tylko na pozór służba dla ojczyzny jest najważniejsza. Pozostawia po sobie refleksję, że nawet częściowe rozwiązanie jednego problemu może prowadzić do powstawania kolejnych, które coraz trudniej rozwiązać. A nagrodą za wzorowe wykonanie rozkazu równie dobrze może być degradacja.

   Książkę polecam każdemu, zwłaszcza miłośnikom niełatwej lektury, tym, którzy lubią zastanowić się nad realiami otaczającego ich świata. Powieść pełna jest seksu, za to zupełnie pozbawiona erotyzmu, całość sprowadza się do potrzeb i kwestii technicznych. Odradzam natomiast tę powieść miłośnikom prostej prozy oraz osobom, które zbyt łatwo zgorszyć.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję bratu.

Z notatnika młodego podróżnika. Pojazdy i nie tylko

Autor: Katarzyna Węgierek
Ilustrował: Ryszard Niedzielski
Wydawnictwo: Widnokrąg
Rok wydania: 2011
Stron: 66

   Gdy tylko zobaczyłam ten tytuł od razu pomyślałam o swoim synu, a w momencie, w którym otworzyłam przesyłkę byłam zachwycona. Świetnej jakości, gruby papier, arcyciekawe ilustracje i całość wydana w formie skoroszytu, jak prawdziwy pamiętnik z podróży, sprawiły, że już nie mogę się doczekać, gdy mój syn nieco podrośnie.

   Książka jest notatnikiem jedenastoletniego Tomka, który wybrał się w podróż dookoła świata. Prezentuje piętnaście pojazdów i innych środków lokomocji z różnych krajów. Znajdziemy tu zarówno super nowoczesnego Shinkansena, jak i prymitywne łodzie z jezior Titicaca, czy Senegalu albo świetnie każdemu znanego Solarisa. Każdy z nich został wnikliwie opisany i przede wszystkim przepięknie zilustrowany i okraszony ciekawostkami. Ale to nie wszystko, co można znaleźć w tej pozycji, są tu również zdjęcia, skany biletów, czy schematy konstrukcyjne. Sporą atrakcją jest też szereg zadań, jakie młody czytelnik może wykonać samodzielnie, obrazki do pokolorowanie, kropki do połączenia, czy rysowanie drugiej połowy, to tylko niektóre z nich.

   Język książki jest bardzo przystępny i nie powinien sprawić najmniejszych trudności dziesięciolatkowi, a może nawet nieco młodszemu czytelnikowi. Techniczne informacje podane zostały w jasny sposób, choć nie ma ich zbyt wiele. Pozycja ta przede wszystkim pozwala poszerzyć horyzonty, uświadomić młodemu człowiekowi, że nawet w XXI wieku wykorzystuje się pomysły bardzo prymitywne. Co ważne, z zapisków przebrzmiewa pełny zachwyt każdym poznanym środkiem lokomocji, bez deprecjonowania tych mniej nowoczesnych.

   Jedynym minusem, jaki znalazłam w tej książce, było przypisanie wiersza o panu Maluśkiewiczu, pływającym w łódeczce z łupinki orzecha, Janowi Brzechwie i choć zdaję sobie sprawę, że narrator pamiętnika, dziesięcioletni chłopiec, mógł popełnić taki błąd, jednak był on dla mnie dość poważnym zgrzytem. Mimo tego niedopatrzenia uważam że jest to bardzo dobra pozycja, pobudzająca ciekawość świata i głód poznania czegoś nowego. Zdecydowanie polecam małym i większym chłopcom, choć pewna jestem, że niejedna dziewczynka też znajdzie tu coś dla siebie.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

wtorek, 26 listopada 2013

Rozwiązanie konkursu prawie satanistycznego

   Jak zapewne świetnie się orientujecie, niedawno by uczcić napisanie 666 posta wpadłam na pomysł zorganizowania konkursu. By nie było, żem gołosłowna, prezentuję właśnie taki oto obrazek:


   Jeśli zaś chodzi o zwycięzcę tego konkursu, to przyznać się muszę, że nieco (ale tylko troszeczkę) oszukałam, ponieważ do konkursu nie wliczały się komentarze z posta konkursowego, a że było ich aż cztery, to zwyciężył dokładnie 670 opublikowany komentarz, a jego autorką była...

... madziusia, z jakże sympatycznego bloga: pożeracz słów.

   W związku z powyższym, proszę o kontakt w przeciągu najbliższego tygodnia (czyli do 3 XII tego roku, do 23.59), mój adres znajdziesz w zakładce kontaktowej bloga, oraz o wybranie nagrody z mojej półki zbytu, czy tej tu na blogu, czy na lubimyczytac. Zawartość obu półek jest identyczna (chyba). W przypadku braku kontaktu, zastrzegam sobie prawo, do zrezygnowania z nagradzania kogokolwiek.

   Gratuluję zwyciężczyni i dziękuję wszystkim ślicznie za komentarze.


piątek, 22 listopada 2013

Przeznaczenie

Autor: Agatha Christie
Tytuł oryginału: Nemezis
Tłumaczenie: Monika Strupińska
Wydawnictwo: Phantom Press International
Rok wydania: 1992
Stron:192

   Dopiero po przeczytaniu kilku stron tej powieści okazało się, że czytałam ją już wcześniej. Chwila poszukiwań i upewniłam się, że mam rację, książka ta najczęściej wydawana była pod tytułem Nemezis, który zresztą jest znacznie bardziej adekwatny, niż tytuł, pod którym wydało ją gdańskie wydawnictwo.

   Akcja zaczyna się w St. Mary Mead, by następnie przenieść się w inne rejony Wielkiej Brytanii. Agatha Christie jak zwykle bardzo dobrze opisuje kolejne miejsca, które mijają członkowie wycieczki "Najpiękniejsze ogrody Anglii". W opisach obok wyglądu mijanych miejsc równie ważny jest nastrój, jaki je otacza, a ten autorka oddaje z wielki talentem, niejednokrotnie przenosząc go na czytelnika.

   Jak na prawdziwy kryminał przystało, wszystko zaczyna się od śmierci. Jednak zmarły Jason Rafiel nie był ofiarą przestępstwa, był niemłodym, schorowanym człowiekiem, który spokojnie umarł, po toczącej go od wielu lat chorobie. Pannę Marple poznał na Karaibach, czytelnicy "Karaibskiej tajemnicy" powinni sobie przypomnieć jego nazwisko, gdyż tam zostały opisane przedziwne okoliczności w jakich się spotkali. Zostawił testament, w którym wyznaczył bardzo enigmatyczne zadanie, jakiego dokonać może tylko Nemezis, w osobie starej panny z St.Mary Mead. Panna Marple postanowiła podjąć wyzwanie a nagroda pieniężna, była dla niej tylko bonusem, gdyż głównym bodźcem okazała się ciekawość i sposób na nudę. Jakie było rozwiązanie zagadki i czego oczekiwał pan Rafiel? Tego nie zdradzę, musicie przekonać się sami, sięgając po tę powieść.

   Z pośród najbardziej rozpoznawalnych bohaterów, których wykreowała Agatha Christie pierwsze miejsce nieodmiennie zajmuje Hercules Poirot. Panna Jane Marple, będąca bohaterką tej historii jest równie ważna w twórczość autorki, choć poświęcono jej zdecydowanie mniej książek. Jestem wielką fanką małego Belga, ale starsza dama z St. Mary Mead  również znajduje się w gronie moich ulubionych bohaterów literackich. Inteligentna, o bystrym umyśle i posiadająca ogromną wiedzę o naturze ludzkiej, a z drugiej strony niepozorna staruszka jakich wiele. Zawsze z robótką w dłoniach, niczym się nie wyróżnia, jednak posiada pewien szósty zmysł, potrafi wyczuć zło i dojść do prawdy. Pozostali bohaterowi są bardzo dobrze zarysowani i chociaż nie poznajemy ich lepiej, jednak jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, jacy są.

   Jak zawsze u Agathy Christie język jest bardzo przyjemny i książkę czyta się błyskawicznie. Powoli zawiązująca się akcja jest nieco nietypowa u tej autorki, jednak mnie bardzo odpowiadało, to poczucie niepewności, niewiedzy o co w tym wszystkim chodzi. Czego tak na prawdę oczekiwał od panny Marple pan Rafiel?

   Komu polecam tę powieść? Obowiązkowo, każdemu miłośnikowi autorki, a także wszystkim, którzy lubią klasyczny kryminał, z wielką niewiadomą w tle. Jest to lekka rozrywka, w sam raz na jesienny wieczór.

czwartek, 21 listopada 2013

Konkursik satanistyczny, z przymróżeniem oka

   Ponieważ zbliża się magiczna i satanistyczna liczba 666 komentarzy, więc postanowiłam Wam zorganizować konkursik, z nazwy tylko satanistyczny, bo do satanistów mi strasznie daleko.

   Zasady są proste, wystarczy spełnić zadanie konkursowe a zwycięzca dostanie ode mnie dowolnie wybraną nagrodę z puli nagród. 

1. Organizatorem konkursu jestem ja- autorka tego bloga.
2. W związku z punktem 1, cała pula nagród pochodzi z mojej prywatnej kolekcji.
3. Wspomniana w punkcie 2 pula nagród wygląda tak. Zwycięzca po ogłoszeniu wyników będzie miał prawo wybrać sobie jeden tytuł* zamieszczony na podlinkowanej półce. Tytuł ten musi być obecny na półce z chwilą ogłoszenia wyników!
4. Konkurs potrwa od dzisiaj do momentu spełnienia zadania konkursowego.
5. Ze zwycięzcą skontaktuję się osobiście, choć na odpowiedź będę czekać najwyżej tydzień.
6. Warunkiem wzięcia udziału w konkursie jest:
a) Podanie swojego imienia/nicka w komentarzu pod postem (nie przyjmuję anonimowych zgłoszeń!)
b) Wykonanie zadania konkursowego.
c) posiadanie adresu korespondencyjnego na terenie Polski
7. Dodanie bloga do obserwowanych oraz podlinkowanie konkursu nie jest obowiązkowe, będzie jednak miłym gestem.

A teraz najważniejsze:
Zadanie konkursowe:

    By być szczęśliwym zwycięzcą należy napisać 666 komentarz, żeby było trudniej licznik komentarzy jest niejawny. Komentarze będę starała się publikować na bieżąco, choć pod uwagę nie będę brała komentarzy do tego posta. Musicie zawierzyć mojej uczciwości. Komentarz powinien być sensowny, a nie napisany na chybcika.
    Zapraszam do komentowania, zaskoczcie mnie wygrzebując stare posty.

   Na zakończenie bardzo satanistyczna piosenka:

   Powodzenia Kochani!

* Wszystkie książki są używane a ich stan jest różny, wydania niekoniecznie pokrywają się z tymi, które widnieją na półce. Informacji o stanie wybranej książki udzielę przed wysłaniem nagrody, przewiduję też możliwość zmiany tytułu na inny na życzenie zwycięzcy (przed wysyłką!), jeżeli stan książki nie będzie zadowalający

Majka i nowa siostrzyczka

Autor: Susanne Fulscher
Tytuł oryginału: Mia und das Schwesterndings
Tłumaczenie: Inez Aleksandra Okulska
Cykl: Majka
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2013
Stron: 208

   Sięgnęłam po tę powieść, by sprawdzić, jakie książki pisze się dzisiaj dla młodych dziewcząt. Wychowałam się na klasyce literatury młodzieżowej, więc tym większą ciekawość wzbudziła we mnie powieść współczesna. Kolorowa okładka przyciąga oko, a brokatowy napis z pewnością przykuje uwagę młodych czytelniczek. Jest to jedna z wielu opowieści o tytułowej Majce, ale nieznajomość poprzednich tomów nie przeszkadza w lekturze.

   Miejscem akcji jest współczesny Hamburg, choć opisów miejsc w tej powieści nie znajdziemy. Bohaterki oprócz szkoły, w której się uczą odwiedzają pchli targ, szkołę baletu, czy pizzerię. Książka nie daje czytelnikowi okazji pozwiedzać miasta, gdyż fabuła skupia się na emocjach i uczuciach dziewcząt oraz na ich codziennych troskach.

   Tytułowa boheterka książki Majka i jej paczka przyjaciółek Justyna, Alina i Julka mają problem z nieco nadgorliwą Tośką, która się do nich przyczepiła. Czego ona chce i dlaczego nagle pojawiła się w ich życiu? Majka przeżywa też bardzo ważne wydarzenie, na  świat przychodzi jej mała siostrzyczka- Janka. Dziewczyny zawsze trzymają się razem i żadne przeciwności losu im nie straszne. Jak poradzą sobie w świetle zmian, które zaszły w ich życiu i jak zakończy się sprawa z Tośką? O tym musicie przekonać się sami, sięgając po tę powieść.

   Poznane w książce dziewczyny są bardzo sympatyczne i myślę, że zbytnio nie odstają od współczesnych nastolatek. Są to zwyczajne dziewczęta, przechodzą trudny okres dojrzewania w sposób dość spokojny i bezproblemowy. Grzeczne i dobrze wychowane nie sprawiają rodzicom zbyt wielu problemów. Mają swoje wady, jednak starają się podchodzić do życia w pogodny i otwarty sposób, próbują radzić sobie z problemami i zawsze są gotowe pomagać sobie nawzajem.

   Język powieści jest bardzo przyjemny i książkę czyta się błyskawicznie. Wydarzenia, jakie mają miejsce budzą zaciekawienie i intrygują. Jest to pełna ciepła, pozytywna opowieść, w której zabawne wątki przeplatają się z trudnymi wydarzeniami. Niesie ze sobą wiele ciepła, pokazuje jak ważna jest przyjaźń oraz tłumaczy że niezależnie od tego, jak nietypowa sytuacja może nas spotkać najważniejsza jest rozmowa i próba zrozumienia tego co się dzieje.

   Książkę z czystym sercem mogę polecić młodym dziewczętom. Jest to mądra i pozytywna opowieść, akcja dziejąca się współcześnie sprawia, że z łatwością można zidentyfikować się z Majką, czy z którąś z jej koleżanek. Mnie również książka sprawiłam przyjemność i czytałam ją z zaciekawieniem, choć dwanaście lat skończyłam już dawno temu.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater.

środa, 20 listopada 2013

Emigracja


Autor: Jose Manuel Mateo, Javier Martinez Pedro
Tytuł oryginału: Migrar
Tłumaczenie: Marta Jordan
Wydawnictwo: Widnokrąg
Rok wydania: 2013
Stron: 10

   Ta książka zdecydowanie zwraca uwagę tym, jak została wydana. Publikacja jest stylizowana na tradycyjne, meksykańskie historie obrazkowe spisywane, a właściwie rysowane, na płachcie roślinnego płótna, rozkłada się jak harmonijka. Do tego okładki z grubej tektury i wstążka, którą można związać tę niewielką książeczkę sprawiają, że wygląda jeszcze lepiej.

   Całość utrzymana jest w czarno-kremowej tonacji, co nadaje jej bardzo elegancki wygląd. Tradycyjna obrazkowa historia została okraszona słowami. Krótką opowieścią o losach Meksykanów poszukujących nowego życia. Taki sposób wydania sprawia, że pozycja jest przede wszystkich ciekawostką etnograficzną, pozwala przybliżyć sobie odległą kulturę rodowitych mieszkańców Meksyku.

   Historia opowiedziana w tej publikacji, zarówno obrazem, jak i słowami, jest dość prosta i przede wszystkim mocno zaangażowana. Opowiada o chłopcu i jego szczęśliwym życiu w domu, dopóki jego rodzina nie została zmuszona do wyjazdu. Z bezpiecznego miejsca przenosi się w pełną niepewności przyszłość. Wyłania się z niej jasne przesłanie, zamysł twórców, którzy ubolewają nad falą emigracji rodaków. Zakończenie opowieści jest otwarte i choć niesie ze sobą wiele smutku i tęsknoty, możemy wyobrazić sobie jak ta historia się skończy.

   Podstawową wartością tej książki z pewnością jest jej forma. Pozwala na bliższe poznanie tak odległego kawałka świata, jak Meksyk. Młodemu czytelnikowi z pewnością przybliży inną kulturę oraz pozwoli poszerzyć horyzonty, zrozumieć, że na świecie są dzieci, w całkowicie odmiennych sytuacjach. Sama historia może wydać się prosta i nieco przygnębiająca.

   Zdecydowanie polecam tę pozycję miłośnikom kultury iberoamerykańskiej. Myślę, że jest to książka, którą warto przeczytać z dzieckiem.. Mnie ona nie do końca przekonała, ponieważ,  nie lubię, gdy literatura dla dzieci niesie ze sobą tak wyraźne i jasne przesłanie, wolę, gdy dziecko może samodzielnie wysnuć wnioski.

Książka przeczytana dzięki uprzejmości portalu Sztukater.

niedziela, 17 listopada 2013

Zabawny ptaszek


Autor: Jennifer Yerkes
Tytuł oryginału: Drole d'oiseau
Tłumaczenie: Anna Nowacka-Devillard
Wydawnictwo: Widnokrąg
Rok wydania: 2013
Stron: 40

   Sięgnęłam po tę pozycję z wielką przyjemnością. Minimalistyczna i oszczędna strona tytułowa zapowiadała równie przyjemną oprawę graficzną wewnątrz. Podoba mi się sposób wydania tej niewielkiej książeczki. Kartki z bardzo dobrego, grubego papieru oraz nieco tylko grubsze okładki zostały jedynie zszyte wzdłuż grzbietu. Taki widoczny szew przywodzi na myśl własnoręcznie wykonany skoroszyt.

   Opowiedziana historia jest dość prosta i przywiodła mi na myśl historię "Co to za ptak" autorstwa Władimira Sutiejewa, jedną z bajek zamieszczonych w zbiorze "Bajeczki z obrazkami". Tu jednak opowieść o ptaszku, który nie chciał być niepozorny została nieco rozwinięta i ma swój ciąg dalszy. Wypływa z niej ważna życiowa mądrość. Nieważne, że ktoś uważa twoje cechy za wadę, ważne, że ty potrafisz przekuć je w zaletę i zamiast stroić się w cudze piórka jesteś po prostu sobą. Lektura tej historii może pomóc dzieciom w zwalczaniu ich rodzących się dopiero kompleksów, a także nauczyć tolerancji wobec innych, różnych od nich samych dzieci.

   Najmocniejszą stroną tej publikacji jest obraz, pojawianie się i znikanie, gra formą i brakiem formy. Oszczędne i proste ilustracje są bardzo ładne, akurat w moim guście. Tekstu w tej opowieści nie ma zbyt wiele, raptem kilka słów na każdej stronie, a czesem nawet mniej. Jednak taka formuła pozostawi wiele pola do popisu. Pobudza wyobraźnię, pozwalając czytelnikowi, by sam dopowiedział sobie szczegóły tej historii. Radziłabym jednak nie zostawiać jej w pobliżu kredek, gdyż sporo bieli na każdej stronie może skusić mlodego czytelnika, do uzupełnienia tej obrazkowej historii nie tylko wyobraźnią.

   Lektura tej neiwielkiej książeczki była dla mnie prawdziwą przyjemnością, niejednokrotnie przeglądałam ją, by nacieszyć oczy ilustracjami, na których tytułowy ptaszek co rusz pojawia się i znika. Polecam tę pozycję rodzicom, gdyż jest to mądra i pięknie wydana opowieść. Zawiera w sobie wszystko, co dobra książka dla dzieci mieć powinna, ładne ilustracje, przystępną i ciekawą historię oraz ważną prawdę ukrytą i podaną w sposób nienachalny.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.

sobota, 16 listopada 2013

Zdobyczy listopada część druga

   Dziś kolejny, niewielki, bo niewielki, stosik. Tym razem, w zdecydowanej większości ufundowany przez Sztukatera. Jedną tylko z poniższych książek nabyłam samodzielnie w ulubionym markecie Polaków. Ale o to i zdjęcie:


    Klasycznie od dołu licząc:

   Młody Samuraj, Krąg ognia Chris Bradford Powieść przygodowa dla młodzieży, a konkretniej jej szósty już tom. Wzięłam ją w ramach eksperymentu, a i nazwisko autora przypomniało mi studia oraz analizę białaka za pomocą odczynnika Bradford.
   Majka i nowa siostrzyczka Susanne Fulscher To też eksperyment, z gatunku, co fajnego wydawnictwo proponuje małolatom, tyle że tym razem typowa powieść dla dorastających dziewczynek.
   Szubienicznik Jacek Piekara Bardzo lubię powieści tego pana, więc jak trafiłam na tę, to nie zastanawiałam się zbyt długo, zwłaszcza, że cena była atrakcyjna. Jedyny mój zakup w tym stosiku.
   Emigracja Jose Manuel Mateo, Javier Martinez Pedro Zainterosowałam się tą książką jako etniczną ciekawostką. Przejrzałam ją już i przeczytałam, recenzja wkrótce.
   Zabawny ptaszek Jennifer Yerkes Ta za to urzekła mnie szatą graficzną. Również już przeczytana, a recenzja czeka na ostatnie poprawki.
   Z notatnika młodego podróżnika, Pojazdy i nie tylko Katarzyna Węgierek Przygarnięta, z czystą premedytacją, z myślą o synu, choć już wiem, że musi nieco do niej dorosnąć. Przekartkowałam i bardzo mi się podoba. 

    Ot i tyle, w tle moja kotusia, która od jakiegoś czasu sypia w miejscu, gdzie zwyczajowo robię stosikowe fotki. Nie była zbyt zachwycona, że jej przeszkadzam, więc oczywiście udaje, że mnie tam wcale nie było.

Wigilia Wszystkich Świętych


Autor: Agatah Christie

Tytuł oryginału: Hallowe'en party
Tłumaczenie: Krzysztof Masłowski
Wydawnictwo: Phantom Press International
Rok wydania: 1993
Stron: 288

   Po książki, które wyszły spod pióra królowej kryminału sięgam bez zastanowienia, a gdy bohaterem jest Hercules Poirot to tym bardziej nie trzeba mnie namawiać. Tak było też z tą pozycją i się nie zawiodłam. Mały, wąsaty Belg w zaskakujący sposób rozwikłał tajemnice, na którą naprowadziła go Ariadna Olivier.

   W spokojnej, prowincjonalnej miejscowości, która nie wyróżnia się niczym szczególnym zorganizowane zostało przyjęcie dla młodzieży z okazji Hallowe'en. Przyjęcie, choć udało się znakomicie, miało swój  ponury finał, w brutalny sposób zamordowano jedną z uczestniczek. Na miejscu znalazła się Ariadna Olivier, której pewne słowa, jakie wcześniej wypowiedziała ofiara nie dały spokoju, postanowiła więc prosić o pomoc Herculesa Poirot. Kto dokonał tak ohydnego czynu? Czy faktycznie był to jakiś przechodzący w pobliżu szaleniec?

   Sceneria tej zbrodni aż sugerowała obecność panny Marple. W Woodleigh Common znają się wszyscy, a każda wiadomość lotem błyskawicy roznosi się wśród wszystkich mieszkańców. Prowincja, gdzie nigdy nie zdarzyło się nic bardzo zdumiewającego, a zbrodnia do której doszło zaskoczyła wszystkich. Zachwycił mnie opis ogrodu Quarry Garden, miejsce pełne mrocznego uroku i eterycznego piękna. Bardzo zainteresowały mnie zabawy na organizowanym przyjęciu. Niektóre mnie zdumiały, jak łapanie płonących rodzynek, inne przywodziły na myśl wróżby jakie u nas tradycyjnie odprawia się z okazji Andrzejek.

   Jest to dość późna powieść Agathy Christie, Poirot nie ma już tyle werwy co w innych powieściach, jednak jego szare komórki wciąż pozostają niezawodne. Z wielką przyjemnością spotkałam ponownie panią Ariadnę Olivier, postać nieco autobiograficzną, do której autorka podchodzi w wielkim humorem i przymróżeniem oka. Mamy też okazję ponownie spotkać, będącego już na emeryturze nadinspektora Spence'a, którego można poznać w książce "Pani McGinty nie żyje".

   Język powieści, jak zawsze u tej autorki jest bardzo dobry, przez książkę się mknie, pochłaniając kolejne strony. Dobrze zbudowana intryga i powoli odkrywane tajemnice przeszłości sprawiają, że napięcie podczas lektury nie słabnie. Nie odczułam żadnego przestoju, ani znudzenia. Akcja toczy się nieśpiesznie, by zwiększyć tempo pod koniec, doprowadzając do zaskakującego finału.

   Miłośnikom klasycznych kryminałów oraz wielbicielom Agathy Christie nie trzeba tej książki polecać. Dla tych, którzy swą przygodę z królową kryminału i jej najbardziej rozpoznawalnym bohaterem dopiero mają zacząć, ta pozycja będzie dobrym wyborem. Jest w niej wszystko, za co czytelnicy na całym świecie wciąż chętnie sięgają po utwory tej autorki.

wtorek, 12 listopada 2013

Listopadowy stosik prawie monotematyczny

   Dziś pora na malutką prezentację allegrowych zdobyczy. Postanowiłam skurczyć nieco moją półkę polowania i nabyłam kilka wymarzonych pozycji. Ich stan odbiega od ideału, ale ciężko w niewielkiej cenie znaleźć coś w lepszym stanie. A stosik wygląda tak:


   Od dołu licząc
   Taetr IMolier Pierwszy tom zebranych komedii Moliera, tom II nabyłam jakiś czas temu z wymiany. Powoli kończę czytać, choć nie wiem, czy podołam recenzji. Póki co świetnie się bawię przy lekturze.
   Wigilia Wszystkich Świętych, Obligacje za milion dolarów, Przeznaczenie, Tajemnica lorda Listerdale'a, Trzynaście zagadek, Kurtyna- Agatha Christie Z tych sześciu książek autorstwa Królowej kryminału czytałam jedynie ostatnią pozycję. Pozostałych jestem niezmiernie ciekawa i z wielką chęcią się za nie zabiorę.

   Jak wspomniałam stosik monotematyczny, ale i tak mocno się napaliłam na lekturę. No i moja kolekcja dzieł Agathy Christie rozrosła się pięknie do siedemdziesięciu sztuk.

sobota, 9 listopada 2013

Król Cierni

Autor: Mark Lawrence
Tytuł oryginalny: King od Thorns
Cykl: Rozbite imperium Tom II
Tłumaczenie: Anna i Jarosław Fejdych
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Rok wydania: 2013
Stron: 624

   Pierwszy tom trylogii "Rozbite imperium" zachęcił mnie do sięgnięcia po drugą odsłonę przygód księcia Jorga z Ancrath "Króla Cierni". Niestety to spotkanie nie było już tak udane jak poprzednie i nie czuję zbyt wielkiej ciekawości by sięgnąć po zwieńczenie cyklu. "Król Cierni" jest dłuższy od swojego poprzednika o około dwieście stron i z przykrością muszę stwierdzić, że momentami wiało nudą.

   W tym tomie bliżej poznajemy wyżyny i góry Renaru, które kuszą swym malowniczym pięknem i prostą surowością. Gdy Jorg wyrusza na wyprawę mamy okazję zwiedzić z nim inne księstwa powstałe po rozpadzie imperium. Załączona mapa okazuje się jednak niezbyt pomocna, gdyż widnieje na niej niewiele informacji i niejednokrotnie ciężko było zlokalizować, którędy dokładnie wędrują bohaterowie. Ponadto odniosłam dziwne wrażenie przekłamania, a właściwie nieścisłości w czasie i odległości. Przebycie podobnej odległości oznaczonej na mapie raz zajmowało bohaterom tygodnie, by innym razem zbliżoną odległość, w trudnym terenie pokonali w kilka dni. Wydawać by się mogło, że autor wyrysował mapę, ale nie brał jej pod uwagę w trakcie pisania powieści.

   W "Królu Cierni" akcja została podzielona, podobnie, jak poprzednio, na dwie oddalone w czasie i przeplatające się wzajemnie części. Pierwsza z nich jest retrospekcją, cofnięciem o cztery lata, do momentu, w którym zakończył się pierwszy tom trylogii. W kilka miesięcy po zdobyciu Upiornego Zamku i pomszczeniu najbliższych Jorg stara się odnaleźć w roli władcy. Próbuje też pomóc Gogowi, gdyż odezwała się zaklęta w nim moc ognia i jego sny zaczęły stanowić niebezpieczeństwo dla otaczających go osób. Jorg razem z braćmi wyrusza, by zmusić największego, czarnoksiężnika ognia do rozwiązania problemu. Z tego okresu pochodzą też przytaczane listy Katherine ap Scooron, w których poznajemy rozwiązanie licznych tajemnic, jakie Jorg zamknął w specjalnie w tym celu przygotowanej szkatułce. Czasy równoległe spisywanym pamietnikom Jorga, to moment jego starcia z opisanym w proroctwach pretendentem do cesarskiego tronu. Książę Strzały jest bohaterem idealnym i wspaniałym kandydatem na cesarza Imperium. Można po nim oczekiwać, że zjednoczy cesarstwo zapewniając mu spokój i rozkwit. Jednak w tym celu musi zjednać sobie Jorga albo siłą podbić jego królestwo. Akcja skupia się na podboju Upiornego Zamku przez armię Księcia Strzały i fortelach, jakich używa Jorg, by nie ulec, przeważającej sile wroga.

   Książe Strzały i jego brat to dwie z nielicznych nowych postaci, jakie mamy okazję spotkać na łamach tej powieści. Żaden z nich nie wzbudził mojej sympatii, zwłaszcza, że zostali przedstawieni z perspektywy Jorga. Króla Renaru za to poznajemy coraz lepiej, między innymi dzięki wspomnieniom zamkniętym w szkatułce, której wieko niejednokrotnie zostaje podniesione. Jorg się zmienił, co jest normalną konsekwencją dorastania i wchodzenia w wiek męski. Jednak odniosłam wrażenie, że autor za bardzo chciał wybielić swego antybohatera. Co zaś przeszkadzało mi najmocniej, to fakt, że Jorgowi w dalszym ciągu wszystko się udaje. Wychodzi cało z każdej opresji, czy to dzięki swemu sprytowi, czy to dzięki szczęściu. Jest to irytujące, gdyż Jorg sprawia wrażenie osoby, która zna się na wszystkim i czego się nie podejmie okazuje się w tym geniuszem. Nawet jego okrucieństwo i wyrachowanie nie łagodzą wrażenia, że jest bohaterem idealnym. Ciężko zobaczyć w nim człowieka a tym trudniej go polubić, a fakt, że steruje nim czarownik snów, nie stłumiła mojej niechęci do niego i całej powieści.

   Język książki jest poprawny, nie zachwyca, ale czyta się ją bez większych problemów. Nieco wolniejsze tempo akcji przeplecione rozmyślaniami bohatera sprawiło, że powieść miejscami nudziła. Niektóre opisane wydarzenia wydały mi się zupełnie bez sensu i wrzucone w treść nieco chaotycznie. Jakby autor chciał zamieścić w swym dziele wszystko, co tylko mu przyszło do głowy, nie bacząc na to, czy umieszczenie takich wątków ma jakikolwiek sens. Motyw z Chelą wydał mi się właśnie taki, odniosłam wrażenie, że został upchnięty na siłę, tylko po to by było mrocznie i nieprzyjemnie. Zakończenie nieco mnie zaskoczyło, choć przyznać muszę, że kończyłam lekturę raczej z poczucia obowiązku, niż z chęci dowiedzenia się, jaki będzie finał tej historii.

   Z czystym sercem mogę "Króla Cierni" polecić tym, których zachwycił pierwszy tom "Rozbitego imperium", choć moim zdaniem jest od niego słabszy. Jeżeli komuś pierwsza odsłona przygód Jorga nie przypadła do gustu, może spokojnie odpuścić sobie lekturę tego tomu, gdyż nie znalazłam w nim nic, dlaczego warto było poświęcać mu swój czas.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości portalu Sztukater.

sobota, 2 listopada 2013

Książę Cierni

Autor: Mark Lawrence
Tytuł oryginału: Prince of Thorns
Cykl: Rozbite imperium, Tom I
Tłumaczenie: Jarosław Fejdych
Rok wydania: 2012
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Stron: 422

   Co roku, albo i częściej, w którymś z wydawnictw pojawia się książka okrzyknięta rewelacyjnym debiutem, nikomu wcześniej nieznanego pisarza. Ta powieść również doczekała się takiej łatki, a nota od wydawcy aż roi się od słów znanych autorów fantasy, zachwalających sobie tę pozycję. Oczekiwałam po niej mrocznej i krwawej opowieści o dążeniu do władzy i pokonywaniu własnych słabości. Nie mogę stwierdzić, bym się zawiodła, jednak nie zostałam oczarowana tą historią i zapewne szybko o niej zapomnę, gdyż nie wzbudziła we mnie takich emocji, bym mogła i chciała ją zapamiętać.

   Jak wiele fantastycznych powieści, tę również otwiera mapa wykreowanego świata. Przedstawiony układ lądów wydaje się znajomy i w trakcie lektury odkrywamy czemu tak jest. Narrator wspomina Budowniczych, zamieszkujących ten świat bardzo dawno temu, pojawiają się postacie, które znamy z historii, czy filozofii, a religia wybitnie przypomina Chrześcijaństwo. O tym, że nie jest to przypadek mamy okazję dowiedzieć się, a raczej domyśleć, przemierzając kolejne strony. Odkrywamy fakt, że mamy do czynienia z Europą na długo po jakiejś wielkiej katastrofie, a starożytni Budowniczowie, to tak naprawdę ludzkość na obecnym etapie rozwoju cywilizacyjnego.Taka wizja świata jest dość kusząca, jednak autor nie bardzo dał czytelnikowi okazję, by się w tym świecie zagłębić. Załączona mapa też niewiele ułatwia, gdyż jest bardzo nieszczegółowa i trudno się zorientować, gdzie znajdują się bohaterowie, zwłaszcza, że galopujące tempo akcji nie ułatwia orientacji w terenie.

   Fabułę napędza żądza zemsty, której poszukuje czternastoletni książę Jorg Ancrath na mordercach swej matki i brata. Scenę morderstwa, poznajemy w retrospekcjach i wyjaśnia ona tytuł książki. Dziewięcioletni Jorg, wrzucony w ciernisty krzew, nie mogąc się poruszyć, przyglądał się, jak mordują jego rodzinę i służbę. Ciernie prawie wyssały z niego życie i na zawsze naznaczyły bliznami jego ciało, a mord jaki musiał się oglądać wypaczył jego duszę. Gdy po długiej kuracji doszedł do siebie, jego jedynym pragnieniem stało się pomszczenie najbliższych i utoczenie krwi mordercy. W podjętej wyprawie towarzyszy mu grupa renegatów, morderców i złoczyńców.

   Powieść pełna jest antybohaterów, w których ciężko znaleźć choćby odrobinę pozytywnych cech i jeszcze ciężej ich polubić. Zdeprawowani zbójcy, gwałciciele i zwyrodnialcy to główni bohaterowie książki. Sam książę Jorg nie odbiega od nich zbytnio, gdyż w cierniowym krzewie umarło w nim wszystko co dobre i miłe. Stał się okrutny i wyrachowany, za wszelką cenę dąży do upragnionego celu. Pali, grabi i morduje, z czystego umiłowania do okrucieństwa. Autor, chcąc może wybielić swego antybohatera ujawnia, że nie do końca jest on odpowiedzialny za swoje czyny, ale odniosłam wrażenie, że jest to próba zrobienia z niego antybohatera idealnego. Gdy czasem do głosu dochodzi jego sumienie, Jorg dusi je w zarodku uważając za oznakę słabości. Nie polubiłam żadnego z bohaterów. Autor nie dał okazji, by czytelnik mógł się zbliżyć do kogokolwiek poza Jorgiem, a tego młodzieńca nie sposób polubić.

   Książkę czyta się nieźle, choć natrafiłam na kilka dziwnie skonstruowanych zdań, czy problemów z odmianą polskich słów, podejrzewam tu błędy w tłumaczeniu, które umknęły w trakcie korekty. Nie przeszkadzają one zbytnio w lekturze, ale mogą być sporą wadą dla pedantycznych czytelników, zwracających uwagę na takie drobiazgi. Specyficznie wykreowany świat, z jednej strony jest dość ciekawy a z drugiej sprawia wrażenie, jakby autor nie mógł się zdecydować, czy woli klimat pseudo średniowieczny, czy może post apokaliptyczny. Wśród książek, których akcja dzieje się w alternatywnej historii Europy, znacznie ciekawiej przedstawili świat Jacqueline Carey, w trylogii Dziedzictwo Kusziela, czy też Jacek Piekara w opowieściach o Mordimerze Maderdinie. Zwłaszcza ten drugi cykl wydał mi się podobny, gdyż Polak również stworzył antybohatera i wyszło mu to zdecydowanie lepiej. W tej powieści, odniosłam wrażenie, że autor nie bardzo miał pomysł na kreacje świata, a sama akcja, choć porywająca i bez chwili nudy, to dla mnie nieco zbyt mało, by zachwycić się lekturą.

   Czy więc warto sięgnąć po pierwszy tom Rozbitego imperium? Myślę, że tak, gdy ktoś ma ochotę na brutalną historię, w mrocznym fantasy, w której bohaterowie giną i nie spotyka ich nic dobrego. Lektura upłynęła mi przyjemnie i stosunkowo szybko, ale podejrzewam, że równie szybko ulotni się z mojej pamięci. Sięgnęłam po tom drugi nie tylko z obowiązku, gdyż poczułam lekką ciekawość, jak też dalej potoczą się losy poznanych postaci. Nie jest to jednak książka, do której bym wróciła, nie uważam jej też za obowiązkową pozycję w biblioteczce miłośników fantasy.

Za książkę serdecznie dziękuję portalowi: Sztukater.

piątek, 1 listopada 2013

Spis lektur i podsumowanie października

   Ten miesiąc jest o tyle przełomowy dla mnie, że każda przeczytana książka doczekała się recenzji, dlatego zrezygnowałam z tradycyjnego posta z opiniami o książkach i połączyłam go z podsumowaniem, bo nie mam ochoty się powtarzać i tworzyć nadamiarowych bytów w moim kawałku internetu, choć prozaiczna prawda mowi, że większy wpływ ma na to choroba, która mnie dopadła w środę (wstrętny, złośliwy paciorkowiec!) oraz śmierć mojego kochanego, stacjonarnego komputera, przez co korzystać muszę z malutkiego laptopika, za którym nie przepadam.

    Zacznę od opinii:

   Na początek, cztery (z pięciu) tomy Malloreonu Davida Eddinsa

   Wszystkie przeczytałam i zrecenzowałam w tym miesiącu.  Cóż więcej mogę dodać? Cykl uważam za kultowy w gatunku fantasy, napisany w czasach, gdy miesięcznie wychodziło najwyżej po kilka premierowych, fantastycznych powieści. Może nie odkrywczy, czy szokujący, ale pełen świetnie ukształtowanych bohaterów, których łączą bardzo dobrze opisane bliskie relacje. Ponad półtorej tysiąca stron wielkiej, epickiej, ale bez przesady, przygody w drobiazgowo wykreowanym świecie. I choć niełatwo ją zdobyć w formie papierowej i trzeba jej poświęcić nieco czasu, to po raz kolejny gorąco polecam. Kawał świetnie napisanej fantastyki.

   Śpiąca jasnowłosa Bogdan Loebl

   Moja pierwsza książka otrzymana w ramach współpracy, ciekawa, choć nie do końca moje klimaty. Podoba mi się jej okładka, choć wydanie nie jest najlepsze i nie tyle chodzi mi o papier, gdyż tej jest przyzwoity, co o reklamowe wkładki pod koniec książki. Przeczytana, zrecenzowana i do przygarnięcia. Zachwycił mnie wiersz w niej zawarty, ale lektura niestety nie urzekła.

   Tuwim, wiersze dla dzieci Julian Tuwim

   Kolejna pozycja od Sztukatera, przygranięta i preczytana z wielką ochotą. Recenzja sprawiła mi nieco kłopotów, gdyż nie recenzowałam wcześniej wierszy i było to dla mnie niejakie wyzwanie. Synowi bardzo się podoba, szczególnie polubił wiersze: Dwa Michały, Pan Maluśkiewicz i wieloryb oraz Lokomotywa. Świetna okazja, by pobawić sie intonacją przy głośnym czytaniu, co pobudza salwy śmiechu.

   Książę cierni Mark Lawrence

   Długo się zastanwiałam, jaką jeszcze książkę przygarnąć od Sztukatera. Trafiło na tę pozycję oraz jej kontynuację. Recenzja pojawi się już niedługo, póki co napiszę jedynie, że jest ciekawa. Mroczna i ociekająca krwią. Wydała mi się jednak nieco niepełna. Nie wrócę do niej na pewno i z czystym sercem odkładam ją na półkę wymianową.

   A teraz już pora na statystyki:

    W październiku przeczytałam raptem 7 książek, w sumie: 2272 strony, co daje niecałe 73 strony dziennie. Wynik dość przeciętny, ale w sumie satysfakcjonujący, obawiałam się,  że będzie gorzej odkąd poszłam do pracy. Recenzje sześciu książek już można przeczytać, a Książę cierni Marka Lawrence'a pojawi się na dniach.

   Przybyło do mnie aż 14 książek, więc stosunek przeczytanych do nabytych znów jest niezbyt korzystny, choć bywało gorzej. Z tych 14: cztery dostałam od Sztukatera do recenzji, cztery kupiłam w taniej książce, a pozostałe sześć przyszło do mnie z wymiany.

   I już na sam koniec ogłoszenie, Sztukater wciąż poszukuje recenzentów do współpracy, więc śmiało piszcie na: info@sztukater.pl.