Autor: Mercedes Lackey, Larry Dixon
Tytuł oryginału: Owlknight
Tłumaczenie: Katarzyna Krawczyk
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2015
Stron: 420
„Rycerz Sowy” stanowi trzeci tom „Trylogii Sowiego Maga” i jest zwieńczeniem przygód Dariana Firkina oraz jego więź-ptaka puchacza Kuoriego. Miałam spore opory, by sięgnąć po tę książkę, ponieważ o ile „Lot Sowy” mnie zainteresował, o tyle „Oczy Sowy” zdecydowanie mnie nie porwały. Jednak ciekawość, jak zakończy się historia zmusiła mnie do przeczytania zamknięcia serii.
Od wydarzeń, jakie zostały opisane w drugim tomie minęły dwa lata. Darian skupił się na stworzeniu Doliny k'Valdemar. Keisha zdała egzamin na uzdrowiciela, a Shandi w dalszym ciągu brała udział w szkoleniu na Herolda. Okres ten dla wszystkich był bohaterów dość pracowity, jednak też w miarę spokojny. Każda z postaci skupiła się na poszerzaniu swoich umiejętności oraz wykorzystaniu ich dla dobra społeczności. Darian cały swój czas poświęcił na wypełnianie obowiązków.. Wraz z rosnącą odpowiedzialnością uświadomił sobie, że od kilku lat nie zrobił nic dla siebie, a ten wniosek popchnął go do wyruszenia w podróż, która pozwoliłaby mu poznać los, jaki spotkał jego rodziców.
Opowieść o Sowim Magu w dalszym ciągu skupiona jest wokół Dariana i Keishy. Młodzi bohaterowie dojrzewają, a w ich relacje wkradają się wątpliwości. Pozbywszy się pierwszego zauroczenia, Keisha i Darian zaczynają coraz więcej zastanawiać się nad tym, w jakim kierunku zmierza ich związek. Poszukiwania rodziców Sokolego Brata dają im idealny pretekst do zweryfikowania własnych uczuć i stają się punktem zwrotnym w stosunkach między nimi. Pozostałe postacie, które zdążyliśmy poznać w poprzednich dwóch tomach trylogii odchodzą w cień. Są prawie nieobecni i nie poświęcono im zbyt wiele uwagi, mają jednak znaczący wpływ na postępowanie dwójki głównych bohaterów.
Autorzy wiele uwagi poświęcili detalom. Poznajemy dokładne opisy licznych strojów bohaterów oraz szczegóły architektoniczne Doliny k'Valdemar, osady plemienia Kota-Ducha, czy też siedziby Lorda Breona. Wraz z wyprawą Dariana, opuszczamy pogranicze, zwiedzamy północne krainy i poznajemy mieszkające tam liczne plemiona, zarówno te nastawione pokojowo, jak i wojownicze. Po bogactwie oryginalnych stworzeń, jakie zostało zaprezentowane w drugim tomie, tu nie natrafiamy na żadne nowe inteligentne rasy. Miłym wyjątkiem jest lodowy smok, jaki stanął na drodze drużynie Sowiego Maga.
Fabuła książki zaczyna się dość leniwie i w zasadzie przez pierwszą połowę powieści nie natrafimy na zbyt wiele akcji. Dopiero gdy Darian wyrusza na wyprawę, historia zaczyna nabierać tempa, a fabuła zaczyna się rozwijać. Skupienie opisów, jakie ma miejsce w początkowej części może wydawać się nieco nużące i zmiana scenerii jest odświeżająca. Bardzo ważne w tej historii są uczucia z jakimi zmagają się bohaterowie. Oprócz uczuć dwójki głównych postaci miotających się przed podjęciem decyzji dotyczącej ich przyszłości, równie znaczące są emocje, z jakimi zmaga się Shandi. Dziewczyna psychicznie nie jest gotowa do roli Herolda, zmaga się ze strachem oraz z legendą jaka otacza członków tej profesji.
Język powieści nie zachwyca, niektóre zdania wydają się skonstruowane nieco niechlujnie, dość często trafiają się powtórzenia, których spokojnie można było uniknąć, a część z nich ma niezbyt poprawną składnię. Na szczęście nie są to rażące i przeszkadzające błędy, szybko można się przyzwyczaić do takiego sposobu pisania. Znacznie poważniejszym brakiem jest absolutna nieumiejętność wywoływania w czytelniku jakichkolwiek emocji podczas lektury, co sprawia, że czyta się ją płynnie, choć dość obojętnie.
Mimo początkowych obiekcji i przeciętnego języka, dość dobrze bawiłam się przy lekturze tej powieści. Autorzy dobrze oddali psychikę postaci i problemy z jakimi zmierzają się młodzi ludzie wchodzący w dorosłość, przyjmując nowe obowiązki i tworząc poważne relacje. Znajdziemy tu też pewną instrukcję, zestaw porad, które mogą pomóc osobom zmagającym się z podobnymi kłopotami co bohaterowie powieści. To wszystko sprawia, że „Rycerz Sowy” znacznie lepiej sprawdza się jako opowieść dla młodzieży niż książka dla tych, którzy mają już więcej lat na karku.
Za książkę serdecznie dziękuję portalowi Insimilion.
Najważniejsze, że się dobrze bawiłaś. To oznacza, że nie było tak źle :)
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie nie mój gust literacki, więc tym razem odpuszczę sobie.
OdpowiedzUsuń