piątek, 27 października 2017

Węgierska wiosna

Autor: Krzysztof Jagielski
Cykl: Saga Siedmiogrodzka. Tom II
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Rok wydania: 2016

   Historia Węgier nie należy do najpopularniejszych tematów w dostępnej na naszym rynku literaturze, jeśli już się pojawia to gdzieś z boku, jako niewiele znaczący wątek. Tym większą ciekawość wzbudziła we mnie książka Krzysztofa Jagielskiego zatytułowana „Węgierska wiosna”, w której autor przybliża kulisy powstania węgierskiego i „Wiosny ludów” w połowie dziewiętnastego wieku.

   Fabuła powieści skupia się wokół rodu Stack-Eroes i jest bezpośrednią kontynuacją „Sagi siedmiogrodzkiej” tego samego autora. Książę Stack-Eroes oraz piątka jego dzieci biorą czynny udział w zamieszaniu na Węgrzech. Trzech jego synów i dwóch zięciów wspierają dążenie Węgier do wyzwolenia się spod Cesarstwa Austrowęgierskiego, biorąc czynny udział w bitwach pod dowództwem generała Józefa Bema. W wojennej zawierusze nie zabrakło czasu na prywatne sprawy. Młodzi ludzie kochają się, żenią i w miarę możliwości korzystają z życia.

   Osadzenie fabuły powieści w niezbyt znanych przeciętnemu czytelnikowi realiach historycznych było bardzo dobrym zabiegiem. Historia Węgier wniosła powiew świeżości w literaturze historycznej, zdominowanej przez świat anglosaski. Niestety z wykonaniem nie było już aż tak dobrze. O ile nie można narzekać na brak akcji, gdyż w książce dzieje się sporo i intensywnie, z racji na burzliwy okres rozgrywających się wydarzeń, o tyle trudno w trakcie lektury doświadczyć dramatyzmu, czy z żywym zainteresowaniem śledzić perypetie bohaterów. Kolejne wydarzenia pozbawione są jakiegokolwiek napięcia i ich przedstawienie bardziej przypomina kronikę, niż powieść. Postacie nie stoją przed dylematami, nie muszą rozważać, co będzie dla nich najlepsze, a to co zaplanują wychodzi im bez najmniejszych problemów. Młodzi ludzie, spotykają się, zakochują, żenią, nie natrafiając po drodze na żadne przeszkody, z którymi musieliby się mierzyć. I chociaż ich losom daleko do sielanki, wszak w kraju panuje wojna, w którą są zaangażowani, to w przedstawieniu tego, z czym się spotykają zabrakło choćby odrobiny niepewności i dramaturgii.

   Kreacje postaci niewiele różnią się od sposobu przedstawienia fabuły. Bohaterowie są ze wszech miar uzdolnieni a wszystko czego się podejmują wychodzi im bez większych komplikacji. Skutkiem takiej ich prezentacji jest brak możliwości wejrzenia w ich osobowość. Nie przeżywają wewnętrznych dylematów, nie toczą sporów z najbliższymi, nie muszą podejmować trudnych decyzji. Postępują zgodnie z własnym poczuciem obowiązku i zawsze jest to godne pochwały jako postawa prawdziwie patriotyczna. To wszystko sprawia, że są to kreacje płytkie i pozbawione polotu. Ponadto mnogość bohaterów wysuwających się na pierwszy i drugi plan opowieści jest uciążliwa z racji na ich niejakie kreacje. Stają się przez to tylko pustymi nazwiskami, za którymi nie  kryje się zbyt wiele.

   Kolejnym dość uciążliwym mankamentem książki jest jej język. Powieść czyta się wyjątkowo źle. Z jednej strony znajdziemy tu mnóstwo archaizmów i słów typowych dla języka węgierskiego, z drugiej zaś, przyjemne wrażenie bogactwa językowego skonfrontowane zostało z fatalną składnią. Zdania są przesadnie stylizowane na archaiczne i o ile można by to zrozumieć, gdyby chodziło o wypowiedzi bohaterów, o tyle w opisach męczy. Tym bardziej, że z powodu dziwnego szyku wyrazów w zdaniach, często trzeba się zastanowić o co tak naprawdę w nich chodzi. To sprawia, że każda strona jest dość męczącym wyzwaniem.

   „Węgierska wiosna” to książka z dużym potencjałem. Porusza niezbyt znane „szaremu czytelnikowi” fragmenty historii Europy i mnoży się od bohaterów, których losy można by śledzić z prawdziwym zainteresowaniem. Niestety znacznie gorzej wyszło z wykonaniem. Nużąca i męcząca fabuła oraz powierzchowna i zbyt wyidealizowana kreacja postaci już same w sobie są sporą wadą. Gdy do tego dodamy okropną składnię, powodującą, że ciężko jest przebrnąć przez kolejne strony, to w efekcie otrzymujemy dzieło wyjątkowo trudne w lekturze.

Za książkę dziękuję portalowi Sztukater.

2 komentarze:

  1. Kurczę, trochę szkoda, bo fajnie byłoby gdyby jakaś powieść z wciągającą fabułą i wieloznacznymi bohaterami rozreklamowała historię inną niż anglosaska. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie też się napaliłam :( Potencjał był, ale czytać się tego nie dało, niestety :(.

    OdpowiedzUsuń

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.