środa, 24 czerwca 2020

Wyspa Itongo


Autor: Stefan Grabiński
Wydawnictwo: Wydawnictwo CM
Cykl wydawniczy: CM Klasyka
Rok wydania: 2019

   Stefan Grabiński uznawany jest za polskiego Edgara Alana Poe lub Philipa Howarda Lovecrafta, gdyż podobnie jak oni skupia się w swoich tekstach na wnikaniu w granicę poznawania, niejednokrotnie ją przekraczając. W jego opowiadaniach groza miesza się z niezwykłą poetyką, a niesamowitość z przywiązaniem do rozwijającej się technologii. Napisana kilka lat przed drugą Wojną Światową „Wyspa Itongo” zawiera w sobie wszystkie te pierwiastki, stając się pełnoprawną polską powieścią grozy.

   Głównym bohaterem opowieści jest Jan Gniewosz. Nieślubne dziecko poczęte w niezwykłych okolicznościach przy pełnej aprobacie duchów przywiązanych do tajemniczego, opuszczonego domu. Wychowujący się w rodzinie kowala do ukończenia kilkunastu lat wzrastał w błogiej nieświadomości swojego przeznaczenia. Jednak ono upomniało się o niego i od tej pory Jan, pod skrzydłami doktora Będzińskiego wypełniał nadaną mu rolę, pośrednicząc w rozmowach między żyjącymi a zmarłymi. Z biegiem lat trafia również na tytułową wyspę Itongo, gdzie jego rola sprowadza się do rozmów z duchami przodków i demonami żywiołów.

   Tym co najbardziej uderza w historii Gniewosza, to jego przeznaczenie. Od chwili, w której jego biologiczni rodzice zmylili kroki, by spotkać się w nawiedzonym domu, kieruje nim los. Niczym starożytne fatum jest mocą, z której nie można się wyzwolić i każda próba z założenia skazana jest na klęskę. Nie oznacza to, że Jan nie próbuje się z nim mierzyć. Cała książka jest zbiorem opowieści przytaczających jego kolejne próby wyzwolenia się spod siły przeznaczenia.

   Ta książka to również szybki przegląd przez tematy, które były na topie w latach trzydziestych dwudziestego wieku i nieco wcześniej. Znajdziemy tu, jakże modny wtedy, spirytyzm i okultyzm. Seanse z udziałem zaproszonych gości, pragnących porozumieć się z utraconymi bliskimi. Drugim równie ważnym wątkiem jest rozwój psychiatrii i psychologii, Jan Gniewosz trafia do zakładu, gdzie poza wzmacnianiem jego zdolności mediumistycznych, zostaje poddany pełnej psychoanalizie. Kolejnym tematem jest zmierzch epoki odkryć geograficznych. W świecie, który w przeciągu dekad malał coraz bardziej, gdzie odległości przestawały być wielkim problemem oraz gdzie coraz mniej było już na mapach białych plam, wciąż silnie żył głód odkrywania nowych lądów i poznawania nowych światów.

   Kompozycyjnie książka znacznie bardziej przypomina zbiór opowiadań niż powieść. Poszczególne etapy życia Jana przedstawione są bardzo dokładnie, ale całą jego historię poznajemy wyrywkowo. Każdy z rozdziałów tworzy spójną całość, przytaczając konkretny moment z życia Gniewosza i choć wszystkie one łączą się w jedno, to równie dobrze funkcjonują samodzielnie.

   „Wyspa Itongo” zachwyca nie najłatwiejszym jednak językiem. Jest napisana w bardzo niewspółczesny sposób, pełna wielokrotnie złożonych zdań, w których czasem trudno uchwycić ich sens, a które tworzą niesamowity klimat i idealnie odzwierciedlają ducha opowieści. To również niezwykle bogate słownictwo, pełne synonimów i niezwykle trafnych epitetów opisujących rzeczywistość. Pod tym względem powieść również przywodzi na myśl dzieła Lovecrafta oraz Poego.

   „Wyspa Itongo” Stefana Grabińskiego to wspaniała opowieść z pogranicza grozy i fantastyki, niczym nie ustępująca utworom jego słynnych amerykańskich kolegów. To jeden z tych utworów, które słusznie plasują autora, zaraz obok Jerzego Żuławskiego, jako jednego z ojców polskiej fantastyki i grozy. To wspaniała metafizyczna podróż poza granice własnej woli i przeznaczenia. To w końcu niezwykle przyjemna rozrywka, której żadna minuta nie wydaje się zmarnowana i cieszę się, że Stefan Grabiński ponownie zagościł w planach wydawniczych, gdyż jego twórczość zupełnie niesłusznie, zdawała się popadać w zapomnienie.

Recenzja powstała na zlecenie portalu Sztukater.

czwartek, 18 czerwca 2020

Nie bójcie się starych ludzi


Autor: Janusz Eksner
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Rok wydania: 2019

   Janusz Eksner jest jednym z tych twórców, którzy długo czekali na swój debiut. Urodzony na początku lat czterdziestych swoją pierwszą książkę opublikował dopiero po nieco ponad siedemdziesięciu latach. Pisze zarówno poezję jak i prozę a „Nie bójcie się starych ludzi” jest siódmym tomikiem wierszy w dorobku autora.

   W niewielkiej książeczce znajdziemy dwadzieścia utworów, wierszy prezentujących świat z perspektywy człowieka, który niejedno już w życiu widział i niejedno przeżył. To rymowane opowieści o smutkach i radościach starości. O radzeniu sobie z trudami codzienności, o tęsknocie za bliskimi, których nie ma pod ręką, o coraz większym niezrozumieniu współczesności. To spojrzenie człowieka, któremu obcy jest współczesny pośpiech, galopujące tempo życia i ciągła bieganina po lepsze. To w końcu wiersze kogoś, kto ma mnóstwo czasu na kontemplację rzeczywistości, obserwowanie tego co wokół i próbę odnalezienia się w niej.

   Tematyka wierszy jest dość szeroka i choć większość utworów spaja kwestia wieku, gdyż dotyczą tytułowych „starych ludzi”, to jednak pozostaje ona dość uniwersalna. Takie uczucia jak samotność, tęsknota, czy poczucie wyobcowania nie są emblematyczne dla podeszłego wieku. To coś, co może poczuć i zrozumieć każdy, zwłaszcza jeśli posiada zdolność do autorefleksji. W „Nie bójcie się starych ludzi” przemijanie jest tylko jedną z faz życia, nieuniknioną i nieuchronną, konsekwentnie lecz powoli prowadzącą do kresu.

   W zbiorze tak mocno związanym ze starością, nie sposób uniknąć tematyki śmierci. Jednak nawet ona widziana z perspektywy przeżytych lat nie wydaje się być czymś strasznym, czymś co budzi lęk, czy potrzebę buntu. Jawi się raczej jako smutna okoliczność zabierająca najbliższych i czyniąca nasze życie bardziej samotnym. Jest metą, do której się zmierza i która prędzej, czy później zostanie osiągnięta.

   Tym, co jak zawsze decyduje o odbiorze poezji jest zbieżność wrażliwości autora i odbiorcy. I chociaż jestem blisko pół wieku młodsza od Janusza Eksnera, to nie mogę powiedzieć, by jego wrażliwość była mi zupełnie obca. Z jednej strony spowodowane jest to uniwersalnością poruszanych tematów, z drugiej zaś dojrzałe spojrzenie na sprawy proste i prawie oczywiste, zawsze jest u mnie w cenie. W wierszach znajdziemy mocno przemyślany obraz rzeczywistości, dogłębnie przeanalizowany i podany czytelnikowi nie tyle z poziomu autorytetu, z którym nie można dyskutować, co raczej jako zbiór subiektywnych wrażeń, z którymi możemy, ale wcale nie musimy się zgadzać.

   „Nie bójcie się starych ludzi” zawiera utwory pisane białym wierszem o dobrze zachowanej rytmice. Każde słowo ma swoje miejsce, dzięki czemu utwory nie tylko sprawiają wrażenie kompletnych, ale co znacznie ważniejsze, nie zawierają słów, jakie można by uznać za zbędne.  Idealnie wyważone użycie każdego z wyrazów, oddaje poruszaną tematykę w najlepszy możliwy sposób. Nie sposób nie docenić umiejętności operowania słowem autora.

   Siódmy tomik wierszy Janusza Eksnera to całkiem przyjemny kawałek nieźle napisanej współczesnej poezji. Jego lektura stanowić może przyjemność nie tylko czytelnikowi zbliżonemu wiekiem do autora, o ile tylko nie boi się szerzej spojrzeć na otaczający go świat. To zbiór dla ludzi w równej mierze wrażliwych, co pragmatycznych, takich, którzy nie tracą czasu na zbędne ozdobniki, by wprost wyrazić to co czują i jak patrzą na świat.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.

niedziela, 14 czerwca 2020

Stosik czerwcowy

   Tegoroczny czerwiec jest u mnie miesiącem spod znaku komiksu, a wszystko za sprawą dwóch rzeczy. Po pierwsze niezwykle kuszącej promocji na Dzień dziecka w Kulturze Gniewu, a po drugie, mojej fascynacji komiksami Tomasza Samojlika. I choć prace tego autora miałam już wcześniej okazję poznać, to dopiero teraz wsiąknęłam w nie bez reszty. W ten sposób właśnie jego dzieła zdominowały mój stosik. Na zdjęciu wygląda to tak.


   Bieszczadzcy mocarze Mateusz Matysiak Przepiękny album o zwierzętach Bieszczad, od tych największych, bo te malutkie, równie pasjonujące. 
   Do bani z takim komiksem Tadeusz Baranowski Najnowsza pozycja autora Antresolki profesorka Nerwosolka, ponownie z nim jako głównym bohaterem. Dla fanów autora, wręcz obowiązkowa. Oprócz samego komiksu, w pakiecie był jeszcze zestaw szkiców (ta niewielka granatowa książeczka powyżej).
   Binio Bill i szalony Heronimo, Binio Bill kręci western i leci w kosmos Jerzy Wróblewski Dwa brakujące tomy przygód polskiego Lucky Luke'a. Rzecz łatwa i przyjemna.
   Ryjówka przeznaczenia, Norka zagłady, Powrót rzęsorka, Zguba zębiełków Tomasz Samojlik Czterotomowa opowieść o małych owadożernych, pełna zabawnych nawiązań  i wiedzy pomocnej w budowaniu świadomości ekologicznej młodego czytelnika. Jestem nimi zachwycona.
   To nie jest las dla starych wilków Tomasz Samojlik Kolejny komiks tego autora, tym razem zbiór kilkunastu krótkich historyjek ze zwierzakami w rolach głównych oczywiście.
   Umarły las, NieUmarły las, Zew padliny Tomasz Samojlik, Adam Wajrak Kolejne trzy komiksy tego autora, tym razem napisane zw wsparciem Adama Wajraka. To wyprawa w świat zgnilizny i rozkładu - podstaw funkcjonowania każdego zdrowego ekosystemu. Oprócz komiksu znajdziemy tu krótkie notki na temat zwierzaków, roślin i zjawisk zachodzących w lesie.
   Jeść zdrowo, żyć dłużej. żywienie osób w starszym wieku Karol Okrasa Zaplątała się tutaj, otrzymana w prezencie, wylądowała na stosie propozycji WOŚPowych.
   Ptaki doliny Biebrzy i Narwi Marek Pióro, Robert Bałdyga To niezbyt wielka opowieść o ptakach zamieszkujących największy nasz obszar bagienny. Oprócz pięknych zdjęć i ciekawych opowieści znajdziemy tu również kody QR, które po odczytaniu przenoszą do bazy nagrań ptasich głosów - świetny pomysł.
   Kalendarz ptaków Marek Pióro Kolejna "ptasia" pozycja u mnie, zbiór opowieści blogera piszącego o ptakach, znam jego wpisy, śledzę fanpage, więc lektury jestem spokojna.
   Czyżyk na drogę Adam Wajrak, Krzysztof Czyżewski, Stanisław Łubieński, Anna Kamińska, Adam Robiński, Lechosław Herz, Piotr Brysacz To zbiór kilku opowieści, wywiadów o ptakach, zapowiada się ciekawie, a była w przyjemnej promocji razem z dwójką powyższych.
   Poezje Halina Poświatowska Kolejny tom z pięknie wydanych polskich poezji. Nie miałam wcześniej kontaktu z jej utworami, ale szybki rzut oka na to jak pisze rozwiał moje wątpliwości.
   Jagiellonowie. Schyłek średniowiecza Sławomir Koper, Niemieckie życie. Byłam sekretarką Geobbelsa Brunhilde Pomsel, Thore D. Hansen Dwa kolejne tomy z kolekcji,prędzej czy później wpadną na listę do przeczytania.

   I jeszcze zupełnie zapomniane przy poprzednim zdjęciu. monoautorsko, skutek kolejnej promocji na Dzień dziecka, a że książki były na mojej liście zakupów już od jakiegoś czasu...


   Wielka księga ptaków, Wielka księga morskich zwierząt, Wielka księga robali Yuval Zommer Mam Wielką księgę ssaków tego autora, a ponieważ przypadła mi do gustu, więc pojawienie się u mnie kolejnych było kwestią czasu.
   Tajemniczy świat pod stopami Yuval Zommer, Charlotte Guillain To z kolei śmiesznie rozkładana książka o tym, po czym tak naprawdę depczemy, gdy chodzimy po łące.

   Komiksy już praktycznie przeczytane, reszta... cóż czeka jak zwykle. Na tę chwilę ugrzęzłam na jednej książce, więc pewnie jeszcze nieco poczekają.



piątek, 12 czerwca 2020

Spadać można równie dobrze w poziomie

Autor: Martyna Piotrowska
Wydawnictwo: Mamiko
Rok wydania: 2019

   Tym co zadecydowało o sięgnięciu przeze mnie po tomik poezji Martyny Piotrowskiej, było przeczytanie w krótkiej notatki na temat autorki. Jej kariera zawodowa łączy w sobie pracę piórem z mikrobiologią, czyli w pewnym sensie jest mi pokrewna. Biorąc do ręki „Spadać można równie dobrze w poziomie” liczyłam na pewne echo tego pokrewieństwa w utworach literackich i niestety się rozczarowałam.

   W zbiorze wierszy Martyny Piotrowskiej znajdziemy tematy bardzo osobiste, ale i bardzo uniwersalne. Rozstania i spadającą jak grom z jasnego nieba samotność. Opowieść o tworzeniu relacji z innymi, również tą najważniejszą z ukochaną osobą, z którą chcielibyśmy mierzyć się ze światem. To tematyka jednocześnie uniwersalna ale i osobista. Z jednej strony praktycznie każdy prędzej, czy później musi mierzyć się z emocjami jakie wywołują w nas inni, ważni dla nas ludzie. Z drugiej zaś, każdy przeżywa je zupełnie inaczej i słowa, które idealnie opisują je jednej osobie, będą zupełnie chybione w przypadku innej.

   Tym co jest kluczowe w odbiorze poezji jest zgodność wrażliwości poety i czytelnika. Tym bardziej, gdy wiersze poruszają tak intymne tematy, gdy oddają trudne uczucia, z którymi mierzy się poeta. Gdy tej współwrażliwości zabraknie, lub gdy jest ona niepełna, utwory po prostu nie trafiają do czytelnika. Brakuje z nich tego nieuchwytnego czegoś, co sprawia, że czyjeś słowa stają się zapisem naszych myśli. W trakcie lektury wkrada się wtedy poczucie jakiejś infantylności, bagatelizowania niektórych rzeczy i rozdmuchania do granic przesady innych. Trudno jest wtedy zachwycić się twórczością poety i choć można ją potraktować czysto technicznie subiektywnie oceniając jej jakość, to jednak w przypadku poezji ocena techniczna jest minimalną składową całości wrażeń.

   Taki problem mam z utworami Martyny Piotrowskiej, gdyż jej spojrzenie na wewnętrzny świat emocji rozmija się zupełnie z moim sposobem ich pojmowania. Gdyby przy okazji te utwory były dla mnie w jakikolwiek sposób odkrywcze lub pozwalały na uświadomienie sobie pewnych rzeczy, których nie do końca pojmowałam, to miały by pewne szanse. Niestety z wrażliwością poetki jest mi tak dalece nie po drodze, że nie potrafiłam znaleźć w jej utworach niczego, co mogłabym wynieść z ich lektury.

   Zarówno pod względem językowym jak i kompozycyjnym nie mogę zbyt wiele zarzucić utworom Martyny Piotrowskiej. Większość z nich napisana została wierszem białym, bez banalnie rymowanych fraz, ale z bardzo przyjemną w odbiorze rytmiką. Wiersze są płynne i czyta się je lekko. Słownictwo również sprawia dobre wrażenie, choć ciężko powiedzieć, by było szczególnie piękne, czy wyróżniające się. 

   Tym czego najbardziej zabrakło mi w „Spadać można równie dobrze w poziomie” jest możliwość pełnego zrozumienia transkrypcji emocji autorki. I choć z jednej strony wyraźnie widać, że poruszyła te siedzące w niej dogłębnie, to jednak nie byłam w stanie ich współodczuć. Utożsamić się z nimi na tyle, by były dla mnie prawdziwe. Nie oznacza to, że wiersze Martyny Piotrowskiej są złe, będąc całkiem poprawnymi pod względem językowym i kompozycyjnym z pewnością bez problemu znajdą się osoby, którym wrażliwość poetki będzie bliższą. Pozbawione zbędnej infantylności, prostoty i egzaltacji mają na to bardzo duże szanse.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.

niedziela, 7 czerwca 2020

Twarze Afryki



Autor: Jerzy Machura
Wydawnictwo: WFW
Rok wydania: 2019

   Afryka, kolebka ludzkości i matecznik największych lądowych ssaków na ziemi. Kusząca egzotyka okraszona ogromnym dreszczem emocji. Czarny kontynent od wieków budził w ludziach silne uczucia, wyobraźnia podburzana lekturą „W pustyni i w puszczy”, książek Alfreda Szklarskiego i wielu wielu innych twórców kusiła młodych, prowadząc ich na ścieżki życia pełnego podróży. Jednym z takich ludzi jest Jerzy Machura, dziś między innymi dziennikarz piszący felietony i relacje z podróży. Część z jego tekstów znaleźć można w wydanej w tym roku nakładem Warszawskiej Firmy Wydawniczej książce „Twarze Afryki”.

   W książce znajdziemy dwanaście opowieści i tyleż samo różnorodnych twarzy Czarnego Lądu. Bo Afryka, poza tym, że kusząca i pod każdym względem niesamowita jest też niezwykle zróżnicowana. Autorowi udało się w tej niewielkiej książce przedstawić jedynie niewielki ułamek tej różnorodności. Znajdziemy tu więc wędrówkę przez wiecznie tętniący życiem i wszelkim ludzkimi głosami rynek w Mombasie, gdzie spotkać można przedstawicieli praktycznie wszystkich znanych religii i większości narodowości. Nie zabrakło też opisu, jednego z bardziej emblematycznych skojarzeń z Afryką, czyli wyprawy na safari, by na zdjęciach zaliczyć wielka afrykańską piątkę (słoń, bawół, nosorożec, lampart i oczywiście lew). 

   Znajdziemy tu również opowieść imigranta, jednego z kilkunastu tysięcy Polaków, którzy w czasie drugiej wojny światowej zostali przeniesieni czasowo do Afryki. To w końcu również kilka anegdotek o bardzo afrykańskich korzeniach. Wspominki o lwach ludojadach, które atakowały robotników budujących linię kolejową. Wątek ten został nawet uwieczniony w filmowej produkcji „Duch i Mrok”. Czy w końcu zabawną anegdotkę ze spotkania autora z Masajami, którzy nakarmili go mięsem z „konia Masajów”.

   Tym, czego tu nie znajdziemy, a co również zaliczyć należy do twarzy Afryki, to wojna. Konflikty zbrojne toczą się przez kontynent, może nie intensywnie, ale ciągle i internet co chwile obiegają zdjęcia ciemnoskórych dzieci z bronią w ręku, bądź ofiar tejże. Również ogromna bieda, głód, choroby i wszechobecny niedobór wody, zostały poruszone jedynie symbolicznie i próżno szukać tu wzmianek, jak mocno determinują one życie tubylców. Jerzy Machura nie wspomniał też prawie w ogóle o tym jak ważny miejscami jest przemysł wydobywczy, czyniący z Afryki źródło kamieni szlachetnych oraz związane z nim przemoc i nadużycia.

   „Twarze Afryki” to książka równie wielobarwna co kontynent, któremu została poświęcona. Są tu felietony, relacje z podróży, czy nawet wątki biograficzne. Są tu przemyślenia dotyczące kolebki ludzkości oraz tego dlaczego tak silnie oddziałuje na tych, którzy poczuli jej zew. To również miejscami typowo podróżnicza książka, w której poznajemy świat zupełnie obcy przeciętnemu czytelnikowi. Znajdziemy tu opisy miejsc i ludzi, niezwykłej przyrody i niesamowitej, jakże obcej względem tej, którą znamy, kultury.

   Książkę Jerzego Machury czyta się bardzo dobrze. Słownictwo jest zrozumiałe, a gdy pojawiają się jakieś słowa mogąca sprawiać kłopot, znalazły swoje wyjaśnienie w załączonym słowniczku. Językowo nie jest specjalnie wymagająca, ale też nie jest zupełnie prosta. Zdanie sformowane zostały w taki sposób, że ich lektura budzi żywą ciekawość tym, co też jeszcze można zobaczyć i spróbować zrozumieć w Afryce.

   „Twarze Afryki” to całkiem niezła książka podróżnicza. Gęsto okraszona zdjęciami autora przenosi czytelnika na Czarny Ląd nie tylko słowem, ale i obrazem. Autor ujął w niej jedynie niewielki wyrywek tego świata, skupiając się na tym, co piękne, niesamowite i co budzi największą ciekawość. Dzięki temu jednak lektura nie tylko świetnie relaksuje, ale i może stać się impulsem, by ten niezwykły świat zobaczyć z bliska.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Sztukater.

wtorek, 2 czerwca 2020

Czytelnicze podsumowanie maja

   Po bardzo słabym kwietniu przyszła pora, by nieco podkręcić statystyki. Tym razem udało się przeczytać całkiem sporo, bo aż trzynaście tytułów. Wprawdzie sześć z nich, to pozycje dla dzieci, siódma zaś to niewielki tomik fraszek, ale reszta to już książki o znacząco większej objętości. Jeśli chodzi o jakość i zadowolenie z lektury, to nie czytałam tym razem pozycji słabych, nawet tych przeciętnych było mało, no ale to prosty skutek tego, że czytałam prawie wyłącznie książki z mojej kolekcji. Na zdjęciu to wygląda tak:


   Którędy do Yellowstone? Aleksandra i Daniel Mizielińscy To, że uwielbiam pozycje państwa Mizielińskich nie jest żadną nowością. Ta książka nie tylko zachwyca wydaniem - ilustracje są przecudne, ale i w mądry sposób opowiada o wybranych parkach narodowych świata i związanych z nimi ciekawostkach ekologicznych. Jedna z lepszych książek przeczytanych w maju.
   Grzyby Asia Gwis, Liliana Fabisińska Druga wielkoformatowa pozycja dla dzieci. Była na mojej czytelniczej liście już od chwili wydania, gdy w końcu udało się ją kupić, nie czekałam z lekturą.. Wrażenia bardzo pozytywne, choć ilustracje raczej nie w moim stylu. Ciekawostek ze świata grzybów za to sporo.
   Rocznica urodzin Asteriksa i Obeliksa. Złota księga Rene Goscinny, Albert Uderzo Papirus Cezara Jean Yves-Ferri, Didier Conrad Kolejne dwa tomy o dzielnych Gallach. Kupione dla syna, obowiązkowo przeczytane.
   Elegantki, truciciele i inne ziółka, Narwańcy, uwodziciele, samotnicy. Atlas tych co fruwają, skaczą i nurkują Adrienne Barman Strasznie mi się spodobał zamysł tych książek, prezentujących rośliny i zwierzęta w rozmaitych ciekawostkach. Graficznie również mnie urzekły. Zabrakło mi jedynie nieco treści i gdyby o wspomnianych gatunkach napisano cokolwiek poza nazwą, byłoby ciekawiej.
   Gawędy o wilkach i innych zwierzętach Marcin Kostrzyński Dorwałam tę książkę już dość dawna, za niezbyt wielkie pieniądze, w którymś z marketów. Po lekturze jestem zachwycona, autor w wyborny sposób opowiada o zwierzakach, jakie można na co dzień spotkać w lesie.
   Morderstwo na plebanii Agatha Christie Nie wiem, jakim cudem nie miałam tej książki wcześniej, braki w stanie posiadania i lekturze nadrobiłam błyskawicznie. Panna Marple w pierwszym spotkaniu ze zbrodnią nie zawodzi.
   Pan Piłsudski Michaił Bułhakow To książka, która wywołała we mnie najbardziej mieszane uczucia, zresztą więcej rozpisałam się o niej w recenzji, która już wkrótce pojawi się na blogu.
   Grimm City. Bestie Jakub Ćwiek Pierwszą część opowieści o Grimm City czytałam kilka lat temu, jakoś w pobliżu premiery, w końcu znalazłam czas na kontynuację. Brakowało mi nieco świeżych wspomnień z fabuły Wilka!, choć i tak zakończenie wywołało najwięcej emocji.
   Ines, pani mej duszy Isabel Allende Opowieść o konkwiście Chille ujęta w typowy dla autorki sposób skupiający się wokół postaci kobiecych. Tym razem była to autentyczne postać Ines Suarez, która w podboju Chile odegrała znaczącą rolę.
   Brązownicy Tadeusz Boy-Żeleński Ostatnia z zapomnianych recenzentek czyli zbiór felietonów opowiadających o Mickiewiczu, będący rozprawą z kultem narodowego wieszcza. Nawet po tylu latach od powstania, czyta się ją wyśmienicie.
   Łechtanie pokrzyw Janusz Sipkowski Tomik fraszek tego autora, będący dla mnie miłą niespodzianką.Fraszki, jak to w przypadku tego autora, celne, zabawne i dobrze skomponowane. Dokładnie takie, jakie lubię.

   No i tyle, jak widać rozmaicie, po trochu wszystkiego, dokładnie tak jak lubię. Niewiele brakowało, a na liście znalazła by się również Miłość w czasach zarazy Gabriela Garcii Marqueza, ale okazało się, ku mojemu wielkiemu zdumieniu, że ja tę książkę już czytałam. Lubimyczytać twierdzi, że niecałe cztery lata temu i faktycznie po przekartkowaniu doszłam do wniosku, że tak, mam ją już za sobą. Z pewnością przyjdzie czas, gdy do niej wrócę, póki co zagłębiam się w czytaniu tego, czego jeszcze nie czytałam, a co cierpliwie czeka na moich regałach.