Tytuł
oryginału: The moonstone
Tłumaczenie:
Jerzy Łoziński
Wydawnictwo:
Zysk i S-ka
Rok
wydania: 2013
Stron:
508
Wprawdzie
nigdy wcześniej nie słyszałam o tym autorze, jednak gdy tylko
nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka ukazała się powieść „Księżycowy
kamień”, wiedziałam, że po nią sięgnę. Dziewiętnastowieczna
powieść, prekursor, tak uwielbianych, przeze mnie klasycznych
kryminałów, to coś, obok czego nie potrafię przejść obojętnie.
Czy książka sprostała moim, nieco wygórowanym, wymaganiom?
Opowieść
rozpoczyna krótkie opisanie, czym jest tytułowy Księżycowy
Kamień, który jest głównym, choć nie zawsze obecnym, bohaterem
tej historii. Wokół tego niezwykłego diamentu krążą plotki,
jakoby sprowadzał klątwę na każdego, kto znajdzie się pod jego
wpływem. Będący przedmiotem kultu księżyca, w wyniku działań
wojennych trafia w ręce angielskiego szlachcica, on postanawia
przekazać go w spadku swojej siostrzenicy. Czy miał to być gest
sympatii, czy może wręcz przeciwnie? Jedno jest pewne, gdy
dziewczyna wreszcie otrzymuje prezent nie dane jej jest cieszyć się
nim zbyt długo, gdyż klejnot w nocy zostaje skradziony. Kto go
skradł i gdzie go szukać? Odpowiedź na te pytania poznamy dopiero
na samym końcu książki, wraz z bohaterami prowadząc poszukiwania.
Przedstawione
wydarzenia poznajemy z perspektywy kilkorga bohaterów. Pierwszym z
nich jest lokaj, wierny sługa domu Verinderów- Gabriel Betteredge.
Dzięki niemu poznajemy wiele szczegółów, gdyż dzięki swojej
uprzywilejowanej pozycji cieszy się zaufaniem pracodawczyni a
Franklin Blake, wykonawca testamentu i dostawca klejnotu dzieli się
z nim swoimi podejrzeniami odnośnie kulisów zaginięcia kryształu.
To właśnie Franklin Blake, który nie szczędzi wysiłków by
odnaleźć zgubę, zmobilizował zainteresowane osoby, by opisały
swoją wersję wydarzeń. Drugą z narratorów jest pani Clack,
dalsza krewna pani Verinder, mocno zaangażowana w działalność
dobroczynną. Z jej opowieści poznajemy kolejne szczegóły, a
przede wszystkim zachowania zainteresowanych osób, szczególnie
Rachel Verinder oraz jej kuzyna Geodfreya Ablewhite'a. Dalej opowieść
prowadzi Franklin Blake, wyjaśnia motywy, które sprawiły, że tak
zależy mu na odnalezieniu kamienia. Dalszą historię przytacza nam
Ezra Jennings, wierny pomocnik lekarza, pana Candy'ego, obecnego na
urodzinowym przyjęciu, kiedy to diament zginął. Ezra to człowiek
o niebudzącej zaufania powierzchowności i okrytej mgłą tajemnicy
przeszłości, jednak jego udział w poszukiwaniach jest nieoceniony.
Finał historii przedstawia nam ponownie Franklin Blake, a kolejne
szczegóły ujawnia korespondencja od pana Cuffa- detektywa
zatrudnionego, by rozwiązać zagadkę.
Jednak
osoby spisujące wydarzenia to tylko część postaci, z którymi
spotkamy się na kartach książki. Rachel Verinder, po stracie
kosztownego prezentu zachowuje się na tyle tajemniczo, że od razu
wzbudza podejrzenia pana Cuffa. Czytelnik też świetnie zdaje sobie
sprawę, że dziewczyna coś ukrywa, jednak czy rozwiązanie zagadki
będzie aż tak proste? Rossana Spearman, druga pokojówka również
swym zachowaniem nie budzi zaufania, a jej kryminalna przeszłość,
tylko bardziej ją obciąża. Decyzja, którą podjęła służąca
wstrząsnęła wszystkimi i kazała im zweryfikować własne
podejrzenia. Kolejnym, bezpośrednio zaangażowanym, bohaterem jest
pan Ablewhite, on również był obecny w domu w nocy, kiedy klejnot
zaginął, w związku z tym jego poczynania śledzimy z równie
wielkim zainteresowaniem.
Okoliczności,
w jakich przepadł Księżycowy Kamień, bliźniaczo przypominają
niektóre przypadki, z jakimi mierzyć musiał się Hercules Poirot
stworzony przez Agathę Christie. Zamknięty dom, wąski krąg
podejrzanych i rodzinne sekrety, to coś z czym mały Belg poradziłby
sobie błyskawicznie. Podobną rolę spełnia w tej historii pan Cuff
i on jest bardzo bliski wykrycia prawdy, jednak zostaje odwołany
przez samą panią Verinder prawie, że w przeddzień rozwiązania
tajemnicy. Jest człowiekiem dość skutecznym w działaniu, jednak
o niezbyt imponującej posturze, nie potrafi też wpłynąć na
innych na tyle, by ci sami wyznali swoje przewiny.
Powieść
czyta się dość dobrze, choć może sprawiać wrażenie nieco
rozwlekłej. Taka długość opowieści jest jednak niezbędna, by w
pełni przytoczyć wszelkie wydarzenia i całkowicie naświetlić
okoliczności, w jakich klejnot zaginął. Godnym uwagi jest wyraźne
zróżnicowanie w sposobie narracji, w zależności od tego, kto jest
autorem. Każdy z bohaterów przedstawia wydarzenia przez pryzmat
własnych uczuć i wrażeń, co najwyraźniej widać w opowieści
pani Clack. Oprócz wątku kryminalnego dość spore znaczenie mają
motywy obyczajowo-romansowe, gdyż zarówno Franklin Blake, jak i
Geodfrey Ablewhite starają się o przychylność panny Rachel
Verinder. Zakończenie historii zaskakuje, bo o ile dość łatwo
było podejrzewać, kto skradł klejnot, o tyle znacznie trudniej
było dojść do tego, jak to się stało.
Opowieści
snutej przez Wilkie Collinsa nie pochłonie się jednym tchem, jest
na to zbyt długa i za bardzo rozbudowana, jednak powoli odkrywane
kulisy zaginięcia tajemniczego Diamentu sprawiają, że ciężko się
od niej oderwać. Polecam ją zarówno miłośnikom kryminałów, jak
i wielbicielom dziewiętnastowiecznej prozy. Znajdziemy w niej
kryminalną intrygę, wielkie uczucie i zawiedzione nadzieje a to
wszystko okraszone grupką interesujących postaci.
Wygrałam kiedyś tę powieść w konkursie, ale jeszcze jej nie przeczytałam ;) Twoja recenzja jest już drugą pozytywną, jaką miałam okazję przeczytać ostatnimi czasy, więc mam nadzieję, że uda mi się ją wkrótce - lub chociażby w najbliższej przyszłości - przeczytać :)
OdpowiedzUsuńTeż się dość długo do niej zabierałam, ale warto było :)
Usuń