niedziela, 16 sierpnia 2015

Księżycowy kamień

Autor: Wilkie Collins
Tytuł oryginału: The moonstone
Tłumaczenie: Jerzy Łoziński
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2013
Stron: 508

   Wprawdzie nigdy wcześniej nie słyszałam o tym autorze, jednak gdy tylko nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka ukazała się powieść „Księżycowy kamień”, wiedziałam, że po nią sięgnę. Dziewiętnastowieczna powieść, prekursor, tak uwielbianych, przeze mnie klasycznych kryminałów, to coś, obok czego nie potrafię przejść obojętnie. Czy książka sprostała moim, nieco wygórowanym, wymaganiom?

   Opowieść rozpoczyna krótkie opisanie, czym jest tytułowy Księżycowy Kamień, który jest głównym, choć nie zawsze obecnym, bohaterem tej historii. Wokół tego niezwykłego diamentu krążą plotki, jakoby sprowadzał klątwę na każdego, kto znajdzie się pod jego wpływem. Będący przedmiotem kultu księżyca, w wyniku działań wojennych trafia w ręce angielskiego szlachcica, on postanawia przekazać go w spadku swojej siostrzenicy. Czy miał to być gest sympatii, czy może wręcz przeciwnie? Jedno jest pewne, gdy dziewczyna wreszcie otrzymuje prezent nie dane jej jest cieszyć się nim zbyt długo, gdyż klejnot w nocy zostaje skradziony. Kto go skradł i gdzie go szukać? Odpowiedź na te pytania poznamy dopiero na samym końcu książki, wraz z bohaterami prowadząc poszukiwania.

   Przedstawione wydarzenia poznajemy z perspektywy kilkorga bohaterów. Pierwszym z nich jest lokaj, wierny sługa domu Verinderów- Gabriel Betteredge. Dzięki niemu poznajemy wiele szczegółów, gdyż dzięki swojej uprzywilejowanej pozycji cieszy się zaufaniem pracodawczyni a Franklin Blake, wykonawca testamentu i dostawca klejnotu dzieli się z nim swoimi podejrzeniami odnośnie kulisów zaginięcia kryształu. To właśnie Franklin Blake, który nie szczędzi wysiłków by odnaleźć zgubę, zmobilizował zainteresowane osoby, by opisały swoją wersję wydarzeń. Drugą z narratorów jest pani Clack, dalsza krewna pani Verinder, mocno zaangażowana w działalność dobroczynną. Z jej opowieści poznajemy kolejne szczegóły, a przede wszystkim zachowania zainteresowanych osób, szczególnie Rachel Verinder oraz jej kuzyna Geodfreya Ablewhite'a. Dalej opowieść prowadzi Franklin Blake, wyjaśnia motywy, które sprawiły, że tak zależy mu na odnalezieniu kamienia. Dalszą historię przytacza nam Ezra Jennings, wierny pomocnik lekarza, pana Candy'ego, obecnego na urodzinowym przyjęciu, kiedy to diament zginął. Ezra to człowiek o niebudzącej zaufania powierzchowności i okrytej mgłą tajemnicy przeszłości, jednak jego udział w poszukiwaniach jest nieoceniony. Finał historii przedstawia nam ponownie Franklin Blake, a kolejne szczegóły ujawnia korespondencja od pana Cuffa- detektywa zatrudnionego, by rozwiązać zagadkę.

   Jednak osoby spisujące wydarzenia to tylko część postaci, z którymi spotkamy się na kartach książki. Rachel Verinder, po stracie kosztownego prezentu zachowuje się na tyle tajemniczo, że od razu wzbudza podejrzenia pana Cuffa. Czytelnik też świetnie zdaje sobie sprawę, że dziewczyna coś ukrywa, jednak czy rozwiązanie zagadki będzie aż tak proste? Rossana Spearman, druga pokojówka również swym zachowaniem nie budzi zaufania, a jej kryminalna przeszłość, tylko bardziej ją obciąża. Decyzja, którą podjęła służąca wstrząsnęła wszystkimi i kazała im zweryfikować własne podejrzenia. Kolejnym, bezpośrednio zaangażowanym, bohaterem jest pan Ablewhite, on również był obecny w domu w nocy, kiedy klejnot zaginął, w związku z tym jego poczynania śledzimy z równie wielkim zainteresowaniem.

   Okoliczności, w jakich przepadł Księżycowy Kamień, bliźniaczo przypominają niektóre przypadki, z jakimi mierzyć musiał się Hercules Poirot stworzony przez Agathę Christie. Zamknięty dom, wąski krąg podejrzanych i rodzinne sekrety, to coś z czym mały Belg poradziłby sobie błyskawicznie. Podobną rolę spełnia w tej historii pan Cuff i on jest bardzo bliski wykrycia prawdy, jednak zostaje odwołany przez samą panią Verinder prawie, że w przeddzień rozwiązania tajemnicy. Jest człowiekiem dość skutecznym w działaniu, jednak o niezbyt imponującej posturze, nie potrafi też wpłynąć na innych na tyle, by ci sami wyznali swoje przewiny.

   Powieść czyta się dość dobrze, choć może sprawiać wrażenie nieco rozwlekłej. Taka długość opowieści jest jednak niezbędna, by w pełni przytoczyć wszelkie wydarzenia i całkowicie naświetlić okoliczności, w jakich klejnot zaginął. Godnym uwagi jest wyraźne zróżnicowanie w sposobie narracji, w zależności od tego, kto jest autorem. Każdy z bohaterów przedstawia wydarzenia przez pryzmat własnych uczuć i wrażeń, co najwyraźniej widać w opowieści pani Clack. Oprócz wątku kryminalnego dość spore znaczenie mają motywy obyczajowo-romansowe, gdyż zarówno Franklin Blake, jak i Geodfrey Ablewhite starają się o przychylność panny Rachel Verinder. Zakończenie historii zaskakuje, bo o ile dość łatwo było podejrzewać, kto skradł klejnot, o tyle znacznie trudniej było dojść do tego, jak to się stało.

   Opowieści snutej przez Wilkie Collinsa nie pochłonie się jednym tchem, jest na to zbyt długa i za bardzo rozbudowana, jednak powoli odkrywane kulisy zaginięcia tajemniczego Diamentu sprawiają, że ciężko się od niej oderwać. Polecam ją zarówno miłośnikom kryminałów, jak i wielbicielom dziewiętnastowiecznej prozy. Znajdziemy w niej kryminalną intrygę, wielkie uczucie i zawiedzione nadzieje a to wszystko okraszone grupką interesujących postaci.

2 komentarze:

  1. Wygrałam kiedyś tę powieść w konkursie, ale jeszcze jej nie przeczytałam ;) Twoja recenzja jest już drugą pozytywną, jaką miałam okazję przeczytać ostatnimi czasy, więc mam nadzieję, że uda mi się ją wkrótce - lub chociażby w najbliższej przyszłości - przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się dość długo do niej zabierałam, ale warto było :)

      Usuń

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.