Autor:
Anne Bronte
Tytuł
oryginału: The tenent of Wildfell Hall
Tłumaczenie:
Magdalena Hume
Wydawnictwo:
MG
Rok
wydania: 2014
Stron:
526
Anne
Bronte jest zdecydowanie najmniej rozpoznawalną z trójki
utalentowanych sióstr, jednak podobnie, jak w przypadku Charlotte i
Emily, jej twórczości warto poświęcić chwilę uwagi. W Polsce
wydane zostały jedynie dwie powieści, „Agnes Grey” oraz będąca
przedmiotem tej recenzji „Lokatorka Wildfell Hall”, obu książkom
stylistycznie znacznie bliżej do tego, co wyszło spod pióra
autorki „Jane Eyre”, niż do mrocznego klimatu „Wichrowych
wzgórz”.
Akcja
„Lokatorki Wildfell Hall” dzieje się w pierwszej połowie
dziewiętnastego wieku, w dwóch prowincjonalnych posiadłościach.
Pierwszą jest tytułowe, nieco zaniedbane Wildfell Hall i jego
okolice. To właśnie tu po raz pierwszy spotykamy tajemniczą panią
Graham przedstawioną czytelnikowi z perspektywy Gilberta Markhama,
narratora tej części opowieści. Drugim narratorem jest sama pani
Graham, dzięki jej pamiętnikowi dowiadujemy się, jakie
okoliczności sprawiły, że wraz z synem zamieszkała w tak ponurej
okolicy. Poznajemy jej przeszłość oraz kulisy tego, co wydarzyło
się w Grassdale, a czego skutkiem było odcięcie się od świata i
zaszycie się w niezbyt gościnnym Wildfell Hall.
Autorka
umiejętnie naszkicowała portrety bohaterów, zarówno poważanego i
odpowiedzialnego Gilberta Markhama, jak i pełnej bożej bojaźni
Helen Graham. Równie dokładnie przedstawiony został pan
Huntingdon, wystarczy śledzić jego poczynania by zauważyć całą
jego okrutną przewrotność i niezmierny egoizm cechujący jego
zachowanie. Dzięki prostym sztuczkom zawładnął sercem Helen, by
wykorzystując jej młodzieńczą naiwność oraz dobre serce
poślubić ją. W pani Huntington powoli następuje wielka przemiana,
gdy jej cierpliwość i wyrozumiałość oraz wiara w męża po raz
kolejny wystawione zostały na zbyt ciężką próbę. Godne podziwu
jest jej poczucie przyzwoitości, które nie pozwala szukać pociechy
tam, gdzie niechybnie by ją znalazła, skazując jednocześnie
siebie na publiczne potępienie.
Poboczne
postacie jakie przewijają się na kartach opowieści zostały
wyrysowane równie skrupulatnie. Jest to pełen przekrój rozmaitych
charakterów, z których żaden nie jest jednolicie biały, bądź
czarny. Każda z postaci ma swoje słabości, posiada również silne
cechy charakteru, wiele z nich czasem błądzi, jednak równie często
znajdują w sobie siłę, by postąpić szlachetnie. Dzięki temu są
to postacie bardzo prawdziwe, nieprzerysowane a same charaktery, czy
wzorce zachowań są ponadczasowe i uniwersalne.
Fabuła
powieści porywa, chociaż zwroty akcji nie zaskakują czytelnika,
który potrafi spojrzeć nieco szerzej na rozgrywające się
wydarzenie, niż narratorzy, patrzący na przedstawiane postacie
przez pryzmat własnych uczuć i emocji. Od lektury ciężko się
oderwać, historia jest spisana pięknym, plastycznym językiem,
dzięki któremu bez większych przeszkód możemy poczuć się
częścią przedstawianych wydarzeń. Autorka wiele miejsca
poświęciła uczuciom i emocjom, jakie towarzyszą bohaterom, czemu
zdecydowanie sprzyja pierwszoosobowa narracja.
Zdecydowanie
polecam tę książkę każdemu miłośnikowi klasycznych,
romantycznych opowieści, wielbicielom prozy sióstr Bronte tym
bardziej. Nie jest to może bardzo oryginalna historia, jednak to nie
o to w niej chodzi i mimo że niektóre sceny mogą się wydać nieco
wtórne, to jednak przyjemność z lektury jest ogromna dzięki
umiejętnemu operowaniu słowem i bardzo dobrej kreacji bohaterów.
Bardzo przyjemnie spędziłam czas na lekturze, choć zakończenie
było przewidywalne, czyli dokładnie takie, jakiego można było
oczekiwać od tego typu powieści.
Też byłam zachwycona i zdumiona, bo miałam wrażenie, jakbym czytała książkę napisaną na pewno nie przez kogoś, kto stworzył "Agnes Grey". Niemniej też zachwycił mnie język i opisana hisotria.
OdpowiedzUsuń