Autor:
Anthony Trollope
Tytuł
oryginału: The Belton Estate
Tłumaczenie:
Róża Czekańska-Heymanowa
Wydawnictwo:
Oskar
Rok
wydania: 1992
Stron:
334
Anthony
Trollope, wiktoriański pisarz angielski jest prawie zupełnie nie
znany u nas, niewiele jego powieści doczekało się polskiego
wydania, jedną z nich jest „Dziedzictwo Belton”. Trafiłam na tę
powieść zupełnym przypadkiem i zamiłowanie do literatury
wydawanej przed XX wiekiem kazało mi zwrócić na nią uwagę. I to
był zdecydowanie dobry pomysł.
Jest
to opowieść o fabule, jakich wiele odnajdziemy wśród klasyki
brytyjskich powieści. Młoda panna, która nie posiada zupełnie nic
po śmierci ojca będzie zdana tylko na litość dalekich krewnych i
przyjaciół. Wybawieniem z tych kłopotów z pewnością byłoby
małżeństwo, a o rękę panny Klary Amerdoz zaczęli starać się
dwaj panowie. Dziewczyna staje przed trudem wyboru, dzięki któremu
znacznie lepiej poznaje samą siebie.
W
powieści na pierwszym planie pojawiają się trzy postacie. Klara
Amerdoz, William Belton oraz kapitan Frederick Aymler. Panowie
zostali przedstawieni jako całkowite przeciwieństwa. Zimny,
wyrachowany, ale i świetnie wykształcony kapitan Aymler to
dżentelmen w każdym calu, elegancki, zawsze wie jak się zachować.
Oświadcza się dziewczynie, ponieważ tak życzyła sobie ciotka na
łożu śmierci. Na próżno szukać w nim spontaniczności, czy
choćby głębi uczucia, od przyszłej żony oczekuje posłuszeństwa
i dostojeństwa. Całkowicie inny jest dziedzic majątku Belton,
prosty, niewykształcony mężczyzna często działa pod wpływem
impulsu. Jednak ten pozornie nieco rubaszny człowiek kryje w sobie
prawdziwe i głębokie uczucie. Myśl o poślubieniu Klary przyszła
do niego nagle, więc niewiele się zastanawiając oświadczył się
jej, by z czasem prawdziwie pokochać. Panna Amerdoz to prosta,
szczera dziewczyna. Prowadzi żywot mocno odcięty od świata i
rozrywek właściwych młodym kobietom, dwaj konkurenci to w zasadzie
jedyni młodzi ludzie z jakimi miała okazję się spotkać. Nie do
końca zdaje sobie sprawę z własnych uczuć, a gdy już je w pełni
poznała duma długi czas nie pozwoliła jej się do nich przyznać.
W
książce pojawiają się równie ciekawe postacie poboczne. Pan
Amedroz, to człowiek wrażliwy, chorowity i życiowo niezaradny.
Mocno załamał się po samobójstwie syna, co tylko pogłębiło go
stan. Lubi uskarżać się na niesprawiedliwość losu, jednak jest
szczerym człowiekiem i gdy ktoś okazuje mu serce, może go sobie
zjednać. Drugą osobą, która miała wpływ na Klarę jest pani
Winterfild, jej przyszywana ciotka. To bardzo pobożna kobieta,
prawdziwie dumna ze swojego siostrzeńca, członka Izby Lordów –
kapitana Aymlera. Największe wrażenie zrobiła jednak na mnie lady
Aymler, matka Ferdericka. Silną ręką trzyma całe Aymler Park,
całkowicie dominując w życiu męża i córki, wciąż ma ogromny
wpływ na syna. Jest apodyktyczna, wyrachowana i bezwzględna dla
tych, którzy jej zdaniem nie są godni jej szacunku.
Powieść jest napisana lekkim i bardzo przyjemnym językiem. Wyraźnie widać,
że narrator od samego początku wie, jak zakończy się opisana
historia, a i my jako czytelnicy, jesteśmy tego pewni. Wszystko
zostało przedstawione z pewnym dystansem i pewnym przymrużeniem
oka, autor prezentuje nieco protekcjonalne podejście do wykreowanych
bohaterów. To wszystko sprawia, że książkę czyta się nader
przyjemnie, a kolejne strony mijają bardzo szybko.
Fabuła
powieści nie zaskakuje, zwroty akcji są dość przewidywalne, a
jednak, mimo to wciąga i nie pozwala się oderwać. Z
niecierpliwością wypatrywałam momentu, kiedy Klara wreszcie pozna
samą siebie, by wszystko w końcu mogło się szczęśliwie
zakończyć. W książce zachwyca kreacja postaci, są przedstawione
drobiazgowo i ze sporą znajomością natury ludzkiej. Działania
bohaterów są konsekwencją nadanych im cech charakteru, co sprawia,
że są bardzo realnie przedstawieni. Wyraźnie widoczne są też
sympatie i antypatie narratora, który jednak żadnego z bohaterów
nie oczernia, ani nie próbuje zdyskredytować.
Ta
nieco niedoceniona powieść jest zdecydowanie książką wartą
uwagi. Spędziłam przy niej kilka naprawdę miłych chwil i jestem
pewna, że porwie każdego miłośnika klasycznej brytyjskiej prozy.
Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że znajdzie się wydawnictwo
chętne by wydać tę i inne powieści Anthony'ego Trollope nadając
im drugie życie, którego zdecydowanie są warte.
Jestem stałą czytelniczką Twojego bloga, piszesz naprawdę wspaniale, więc pozwolę sobie na małą uwagę. Otóż font, którego używasz jest strasznie niewygodny do czytania.
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie za miłe słowa, postaram się coś zrobić z czcionką :)
UsuńNo proszę, nie wiedziałam, że ta książka tak wciąga. Rozejrzę się za nią.
OdpowiedzUsuń