środa, 23 września 2015

Dziedzictwo Belton

Autor: Anthony Trollope
Tytuł oryginału: The Belton Estate
Tłumaczenie: Róża Czekańska-Heymanowa
Wydawnictwo: Oskar
Rok wydania: 1992
Stron: 334

   Anthony Trollope, wiktoriański pisarz angielski jest prawie zupełnie nie znany u nas, niewiele jego powieści doczekało się polskiego wydania, jedną z nich jest „Dziedzictwo Belton”. Trafiłam na tę powieść zupełnym przypadkiem i zamiłowanie do literatury wydawanej przed XX wiekiem kazało mi zwrócić na nią uwagę. I to był zdecydowanie dobry pomysł.

   Jest to opowieść o fabule, jakich wiele odnajdziemy wśród klasyki brytyjskich powieści. Młoda panna, która nie posiada zupełnie nic po śmierci ojca będzie zdana tylko na litość dalekich krewnych i przyjaciół. Wybawieniem z tych kłopotów z pewnością byłoby małżeństwo, a o rękę panny Klary Amerdoz zaczęli starać się dwaj panowie. Dziewczyna staje przed trudem wyboru, dzięki któremu znacznie lepiej poznaje samą siebie.

   W powieści na pierwszym planie pojawiają się trzy postacie. Klara Amerdoz, William Belton oraz kapitan Frederick Aymler. Panowie zostali przedstawieni jako całkowite przeciwieństwa. Zimny, wyrachowany, ale i świetnie wykształcony kapitan Aymler to dżentelmen w każdym calu, elegancki, zawsze wie jak się zachować. Oświadcza się dziewczynie, ponieważ tak życzyła sobie ciotka na łożu śmierci. Na próżno szukać w nim spontaniczności, czy choćby głębi uczucia, od przyszłej żony oczekuje posłuszeństwa i dostojeństwa. Całkowicie inny jest dziedzic majątku Belton, prosty, niewykształcony mężczyzna często działa pod wpływem impulsu. Jednak ten pozornie nieco rubaszny człowiek kryje w sobie prawdziwe i głębokie uczucie. Myśl o poślubieniu Klary przyszła do niego nagle, więc niewiele się zastanawiając oświadczył się jej, by z czasem prawdziwie pokochać. Panna Amerdoz to prosta, szczera dziewczyna. Prowadzi żywot mocno odcięty od świata i rozrywek właściwych młodym kobietom, dwaj konkurenci to w zasadzie jedyni młodzi ludzie z jakimi miała okazję się spotkać. Nie do końca zdaje sobie sprawę z własnych uczuć, a gdy już je w pełni poznała duma długi czas nie pozwoliła jej się do nich przyznać.

   W książce pojawiają się równie ciekawe postacie poboczne. Pan Amedroz, to człowiek wrażliwy, chorowity i życiowo niezaradny. Mocno załamał się po samobójstwie syna, co tylko pogłębiło go stan. Lubi uskarżać się na niesprawiedliwość losu, jednak jest szczerym człowiekiem i gdy ktoś okazuje mu serce, może go sobie zjednać. Drugą osobą, która miała wpływ na Klarę jest pani Winterfild, jej przyszywana ciotka. To bardzo pobożna kobieta, prawdziwie dumna ze swojego siostrzeńca, członka Izby Lordów – kapitana Aymlera. Największe wrażenie zrobiła jednak na mnie lady Aymler, matka Ferdericka. Silną ręką trzyma całe Aymler Park, całkowicie dominując w życiu męża i córki, wciąż ma ogromny wpływ na syna. Jest apodyktyczna, wyrachowana i bezwzględna dla tych, którzy jej zdaniem nie są godni jej szacunku.

   Powieść jest napisana lekkim i bardzo przyjemnym językiem. Wyraźnie widać, że narrator od samego początku wie, jak zakończy się opisana historia, a i my jako czytelnicy, jesteśmy tego pewni. Wszystko zostało przedstawione z pewnym dystansem i pewnym przymrużeniem oka, autor prezentuje nieco protekcjonalne podejście do wykreowanych bohaterów. To wszystko sprawia, że książkę czyta się nader przyjemnie, a kolejne strony mijają bardzo szybko.

   Fabuła powieści nie zaskakuje, zwroty akcji są dość przewidywalne, a jednak, mimo to wciąga i nie pozwala się oderwać. Z niecierpliwością wypatrywałam momentu, kiedy Klara wreszcie pozna samą siebie, by wszystko w końcu mogło się szczęśliwie zakończyć. W książce zachwyca kreacja postaci, są przedstawione drobiazgowo i ze sporą znajomością natury ludzkiej. Działania bohaterów są konsekwencją nadanych im cech charakteru, co sprawia, że są bardzo realnie przedstawieni. Wyraźnie widoczne są też sympatie i antypatie narratora, który jednak żadnego z bohaterów nie oczernia, ani nie próbuje zdyskredytować.

   Ta nieco niedoceniona powieść jest zdecydowanie książką wartą uwagi. Spędziłam przy niej kilka naprawdę miłych chwil i jestem pewna, że porwie każdego miłośnika klasycznej brytyjskiej prozy. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że znajdzie się wydawnictwo chętne by wydać tę i inne powieści Anthony'ego Trollope nadając im drugie życie, którego zdecydowanie są warte.

3 komentarze:

  1. Jestem stałą czytelniczką Twojego bloga, piszesz naprawdę wspaniale, więc pozwolę sobie na małą uwagę. Otóż font, którego używasz jest strasznie niewygodny do czytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie za miłe słowa, postaram się coś zrobić z czcionką :)

      Usuń
  2. No proszę, nie wiedziałam, że ta książka tak wciąga. Rozejrzę się za nią.

    OdpowiedzUsuń

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.