wtorek, 23 maja 2017

Tysiąc imion

Autor: Django Wexler
Tytuł oryginału: The Thousand names
Cykl: Kampanie cienia. Tom I
Tłumaczenie: Zbigniew A. Królicki
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2016

   "Tysiąc imion" rozpoczyna debiutancki cykl amerykańskiego pisarza Django Wexlera zatytułowany "Kampanie cienia". Określony przez wydawcę jako militarystyczna fantastyka niesie ze sobą nie tylko szczęk oręża i huk broni palnej, ale i tajemniczą  oraz mroczną magię. 

   Django Wexler stworzył autorski świat, przenosząc czytelników w pustynne rejony Khandaru, krainy bardzo starej, jednak mocno zacofanej technologicznie względem tego, co w powieści uchodzi za rejony cywilizowane. W skutek zagranicznej polityki Vordanu – tej lepiej rozwiniętej części świata, w Khandarze stacjonują oddziały kolonialne. Po wybuchu rewolucji na tle wyznaniowym wojska vordańskie bronią prawowitego władcy pustynnych miast. Odkupienie przedstawione zostało jako krwawa rebelia, bezlitośnie rozprawiająca się ze wszystkimi, którzy nie przyjęli nowych poglądów. Gdy na brzegach Khandaru lądują posiłki dowodzone przez ambitnego pułkownika Vhalnicha niewielkie kolonialne oddziały ruszają na znacznie liczniejszego, miejscowego wroga.

   To właśnie kolejne bitwy między Khandarem a kolonistami są osią, wokół której skupia się akcja pierwszej części powieści. Pułkownik, pozornie bardzo beztrosko prowadzi swoje oddziały do walki z Odkupieniem by odzyskać tron dla prawowitego króla. W powieści przedstawiono zarówno pełne chwały bitwy, jak i drobne starcia. Autor nie pominął również tych mniej chwalebnych części prowadzenia kampanii wojskowej i przedstawia kulisy marszu niedoświadczonych oddziałów przez piaski pustyni. Mamy wgląd zarówno w to co dzieje się w sztabie, gdzie zapadają decyzję, jak i w zwykłych szeregach żołnierzy, w których nie brak brutalności, naiwności i głupoty. Sceny walk zostały przedstawione bardzo dynamicznie i realistycznie a jedyne co można im zarzucić, to fakt, że wszystkie założenia taktyczne pułkownika spełniają się w stu procentach. Brak tu chaosu i nieprzewidywalności, które nieodmiennie powinny towarzyszyć wojennej kampanii.

   W drugiej części powieści, nie brakuje kolejnych podbojów i wypraw, które na Vhalnicha rzucają podejrzenie szaleństwa. Tym  co zaczyna się wyróżniać w pewnym momencie jest magia, o której wcześniej prawie w ogóle nie ma wzmianki. Tajemne moce z czasem stają się namacalne i realne w przedstawionym świecie, by dojść do kulminacji w zakończeniu powieści. Przedstawiona przez pisarza magia jest potężna i mroczna, budząca niepokój i zdająca się nie prowadzić do niczego dobrego. Choć nawet ona może posłużyć do ratowania życia, jednak koszta okazują się nieprzewidywanie wysokie.

   Fabułę powieści poznajemy z trzech perspektyw, przy czym udział jednej z nich jest znikomy. Wśród głównych bohaterów, których postępowania i przemyślenia śledzimy są: doświadczony kapitan kolonialnych oddziałów Marcus d’Ivoire, niespodziewanie awansowany na sierżanta szeregowy Winter Ihernglass oraz stojący po drugiej stronie konfliktu khandarski polityk Jaffa. Temu ostatniemu poświęcona zdecydowanie najmniej miejsca i rozdziałów rozpoczynających się od jego imienia znajdziemy w powieści bardzo mało. Pozostałej dwójce poświęcono porównywalną ilość czasu, dzięki czemu poznajemy kulisy kolonialnej kampanii z dwóch perspektyw.

   Dwoje głównych bohaterów to dość ciekawe osobistości. Marcus jest nieco naiwnym, doświadczonym kapitanem, który po latach spędzonych w kolonii świetnie orientuje się w realiach khandarkiego społeczeństwa. Jego wiedza często wystawiana jest na ciężką próbę, gdy przychodzi mu wykonywać rozkazy pułkownika Vhalnicha. Łączy w sobie odwagę i zamiłowanie do życia pozbawionego problemów To drugie nigdy mu nie przeszkadza w działaniu i choć niejednokrotnie żałuje swojego postępowania, jednak nigdy nie waha się gdy trzeba podjąć trudną decyzję. Tę cechę dzieli z nim Winter. Dziewczyna, ukrywająca swoją płeć i uciekająca przed ponurą przeszłością, nagle z oddziałowego popychadła musi przeistoczyć się w dowódcę. Wprawdzie jest jedynie sierżantem, jednak i to wiążę się z odpowiedzialnością za podległych jej ludzi. Winter radzi sobie wyjątkowo dobrze, co sprawia, że początkowe przerażenie związane z nową sytuacją potrafi przekuć w sukces.

   W powieści nie brak postaci czarno-białych. Znajdziemy tu zarówno typowego brutala, napawającego się możliwością gnębienia słabszych – sierżant Davis, jak i genialnego stratega, niepopełniającego błędów – pułkownik Vhalnich. Nie brakuje tu również postaci znacznie mniej jednoznacznych, jak choćby kapitan Aldrecht czy panna Alhundt. Kreacje wszystkich postaci, tych przedstawionych drobiazgowo i tych jedynie delikatnie nakreślonych są poprowadzone w sposób przemyślany od samego początku. Brakuje tu jednak jakiegoś charakteru, który silnie przyciągałby uwagę a jego postępowanie budziłoby emocje. Losy bohaterów śledzi się dość beznamiętnie i choć nie można powiedzieć, by były nudne, trudno przywiązać się do kogokolwiek na tyle, by z niecierpliwością wypatrywać powrotu do przerwanego końcem rozdziału wątku.

   Powieść napisana jest poprawnie i płynnie, nie zachwyca jednak pod względem językowych. Składnia jest stosunkowo nieskomplikowana a i słownictwo nie urzeka bogactwem, nie znajdziemy tu nadmiaru środków stylistycznych. Nie natrafimy tu również na żadne rażące błędy, ani manierę, które budziłyby niechęć do lektury. Dzięki temu książkę czyta się bez większych przestojów. Niestety w warstwie językowej nie ma nic, co mogłoby zachwycić.

   Początek "Kampanii cienia" to ciekawa powieść, w której proporcje między akcją a opisami dobrane są bardzo dobrze. Książka ani nie nudzi dłużyznami, ani nie rozczarowuje zbyt zdawkowym przedstawieniem świata, w jakim rozgrywa się fabuła powieści. Bohaterowie może i nie przyciągają zbyt wiele uwagi, ale i nie zniechęcają do sobie. Jest to książka ze wszech miar poprawna i pozwala czerpać przyjemność z niezobowiązującej lektury. Raczej nie zapadnie na zbyt długo w pamięci czytającego, jednak po przewróceniu ostatniej strony, zdecydowanie chce się poznać dalsze losy jej bohaterów.

Recenzja powstała na potrzeby portalu Insimilion.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zachęcam do komentowania, choć lojalnie ostrzegam, że komentarze poniżej pewnego poziomu nie zostaną opublikowane.